🥀~Rozdział 18~🥀

🥀~Pożegnanie ~🥀

Perspektywa Aidena

Sprzątam ze stołu szklanki i alkohol, żeby w razie czego, gdyby Ray weszła do pomieszczenia tego nie widziała. Nie chciałem, żeby wiedziała, że z bratem zawsze pijemy jak myślimy nad akcją.

— Szykuj się więc, brat. Za godzinę będę znów u Ciebie — zaśmiał się Samuel, a ja stanąłem jak wryty.

— Czekaj, czyli zaczynamy od razu? — zapytałem. Nie mogłem w to uwierzyć po prostu. Miałm nadzieję, że jeszcze na cieszę się szatynką.

— Im szybciej Roger zniknie z ziemi, tym lepiej — wyznał mój brat, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Już zrozumiałem to wszystko. Nie bez powodu przywiózł tutaj Latise. Zaplanował to wcześniej. Uderzyłem pięścią w stół. To nie tak, że się boję, czy coś w tym stylu, jednak zawsze trzeba brać pod uwagę to, że może coś pójść nie po naszej myśli.

Życie jest naprawdę nie sprawiedliwe. My jesteśmy piąkami w jego chorej grze. Bawi sie nami i cieszy się z naszych wszystkich porażek. Jestem mordercą, zabiłem wiele ludzi, jestem zastępcą brata i nikomu nie życzę spotkania mnie w nocy lub kiedy jestem wkurzony, jednak gdzieś w środku nadal jestem tym zwykłym człowiekiem, który też chciałby mieć spokojny dzień. Być z Ray i spędzać z nią czas, bez tego ciągłego zamartwiania się, czy którejś z nas nie oberwie.

Próbowałem się choć trochę uspokoić, ale byłem bez silny. Nie chciałem się taki pokazywać przy szatynce. Mógłbym ją wystarczyć, a tego naprawdę bym nie chciał. Nie mogę zobaczyć strachu w jej oczach, to by mnie zabiło.

Nagle do pomieszczenia wszedł ktoś. Myślałem, że to mój brat, jednak gdy poczułem drobne dłoni oplatające się wokół moich bioder, zrozumiałem, że był nie kto inny jak mój Promyczek.

—Proszę uważaj na siebie i wróć szybko do mnie — wyszeptała.

Nie mogłem w to uwierzyć i pewnie nigdy się nie przyzwyczaje, że jej obecność mnie tak uspokaja. Była moim prominiem i światłem w ciemności i skamieniałej duszy.

— Zawsze wrócę do Ciebie — powiedziałem i odwróciłm się do niej. Złapałem za jej drobne dłonie i pocałowałem każde z osobna, po czym przeniósłem na nią wzrok.

Zarumieniła się lekko, uwielbiałem doprowadzać ją do czerwieni na policzkach.

— Mam coś dla Ciebie — wyznała nagle i wyciągnęła małe pudełeczko.
Zmarszczyłem brwi i przyjąłem od niej podarunek.

— Dziękuje, ale wiesz, że nie musiałaś — szatynka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i szeroko się uśmiechnęła.

W środku był wisiorek z moim znakiem zodiaka, a na drugiej stronie napis:

Dla mnie zawsze będziesz ważny i nic tego nke zmieni

— Dziękuje, kochanie — powiedziałem i pocałowałem ją w usta.

Była moim tlenem potrzebnym do oddychania. Bez niej nie umiem już funkcjonować.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, poprosiłem Ray, żeby zawiesiła mi ją na szyi. Od dziś to mój talizman.

Mógł mi się naprawdę bardzo sprzydać...

*******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top