Prolog
Był mglisty i chłodny poranek, a drzewa szumiały na każdy podmuch wiatru. W oddali było słychać ciche śpiewy ptaków i stukanie kopyt o starą, brukową drogę. Czarny koń z zamaskowaną osobą pędził w stronę bram budzącego się miasta. Strażnicy nie zwrócili nawet na nich uwagi.
Kiedy dotarli pod zarośniętą kamienicę, kobieta zeskoczyła z konia i przywiązała go do płotu. Wchodząc do budynku, wyciągnęła z torby nie za wielką, złotą klatkę, w której było jakieś zwierzę. Dziewczyna powiesiła ją na wiszącym haczyku z boku salonu. Usiadła na małej kanapie i rozejrzała się dookoła. Wnętrze domu nie było specjalnie bogate. Większość mebli była z dębowego drewna, a ściany z czerwonych cegieł. Nagle coś zaczęło stukać w wielki regał zajmujący prawie całą ścianę.
Była to klatka, rozbujana przez nietoperza w środku. Kobieta westchnęła i zdjęła kaptur. Jej lekko falowane szare włosy spadły na jej ramiona.
-Proszę, przestań- spojrzała się w stronę zwierzęcia. Za to ono zaczęło jeszcze mocniej się bujać. Zirytowana wstała i podeszła do dalej kołyszącej się klatki. Nietoperz spojrzał na nią rozbawiony:
-Przestanę, ale może najpierw mnie wypuścisz?- Zaśmiał się lekko. -Czy boisz się, że ucieknę, Aria?
Kobieta westchnęła i wyciągnęła mały złoty kluczyk. Powoli otworzyła klatkę. Nietoperz wyleciał z niej jak najszybciej i przysiadł na fotelu. Zmienił swoją formę na bardziej ludzką, rozłożył się i spojrzał na nią. Szaro czarne oczy mocno kontrastowały z jego białymi włosami do ramion. Aria przewróciła oczami i wyciągnęła jakieś kartki z szafek.
-Jesteś mi potrzeby, Elias- rzuciła papiery na stolik kawowy i usiadła na sofie. -Słyszałam, że masz jakiś uraz z królową, więc możesz mi się przydać.
-Można tak powiedzieć.. ale co ja dostanę? Siedzenie w klatce?- Uśmiechnął się.- Ja wiem co ty planujesz i nie podoba mi się to. Najlepiej będzie jeśli sobie odpuścisz. Nie ma szans, że to wyjdzie.- Zaczął bawić się jakimś długopisem. Kobieta rozłożyła mapę na cały stolik. Było to całe królestwo z zaznaczonymi, dość losowymi miejscami.
-Uda się to, nie bój się. Mam nawet plan, więc jak, pomożesz?- Zaczęła pisać w swoim notesie. Mina Eliasa dużo mówiła. W ogóle nie był zadowolony.
-Wiesz... problem w tym, że ja nie chcę załatwić wszystkich tak jak ty. Ja nie lubię tylko Słońca- wziął do ręki mapę i z ciekawością zaczął ją przeglądać.- Głupie to, Aria. Nie pomogę ci, sorka- rzucił kartkę na stolik. Zdenerwowana kobieta spojrzała na niego swoimi rubinowymi oczami. Wstała, powoli podeszła do chłopaka i stanęła nad nim.
-Lepiej mnie nie wkurzaj- skrzyżowała ręce i spojrzała na niego z góry. Elias przełknął ślinę.
-Ups- szybko zmienił się w nietoperza i ominął Arię. Przecisnął się prze uchylone okno i odleciał. Zezłoszczona kobieta krzyknęła za nim:
-Nie uciekniesz mi tak łatwo! Jeszcze mi pomożesz!
'Ta, ta na pewno' pomyślał Elias. Szybko przeleciał nad głośnym, już rozbudzonym miastem. Wleciał pomiędzy gęste drzewa i przysiadł na pobliskiej gałęzi. 'Chyba czas odwiedzić pałac. Ohhh jak ja nie lubię tego miejsca,'. Zauważył dziuplę i się w niej schował. 'Ale lepiej będzie podróżować w nocy, więc teraz spanko'.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top