🥀~Rozdział 53~🥀
🥀~Spotkanie~🥀
Perspektywa Aidena
Obróciłem jeszcze raz mojego Promyczka, gdy muzyka dobiegała końca. Naprawdę uwielbiałem z nią tańczyć. Jednak tak naprawdę nie bez powodu zabrałem ją dzisiaj do restauracji.
Chciałem jej powiedzieć w końcu powiedzieć, co do niej czuję. Nigdy jeszcze nie dążyłem kogoś takim uczuciem..., no może kiedyś...
— Kochanie, za biorę Cię jeszcze w jedno miejsce — wyszeptałem tuż obok jej ucha.
Ray pokiwała głową ze swoim pięknym uśmiechem, a ja złapałem za jej drobną dłoń i ruszyłem do wyjścia.
— To było niesamowite. Muzyka jest naprawdę niezwykła — powiedziała nagle Ray, gdy wspólnie przemierzaliśmy ulicę Wenecji.
— Zgadzam się, Promyczku — gdy płynie z serca i pasji, działa cuda.
Nie wiem, dlaczego ale miałem przeczucie, że ktoś nas śledzi. Odwróciłem się, jednak nikogo nie zobaczyłem, dopiero gdy szatynka stanęła i przysunęła się bliżej mnie, widziałem o co chodzi.
— No, proszę proszę, w końcu się spotykamy — wyznał znienawidzony przeze mnie głos.
— Czego chcesz od nas, Roger — warknąłem i schowałem za siebie promyczka. Czulem jak cała się trzęsie.
— Może tak milej, do starego kumpla — wyznał i wyciągnął broń.
— Nie wiem, o co Ci chodzi, ale...
— Pora na zemstę, bracie — wysyczał i skierował pistolet prosto na mnie.
— A-aiden...— wyjąkała Ray, a ja kontem oka dostrzegłem, że ledwo po wstrzymuje się od płaczu.
Cieszyłem się, że w takich sytuacji jak ta, miałem ochroniarzy, którzy mogli poinformować naszych ludzi.
W mniej niż minuta, na naszej ścieżce, pojawili się wszyscy bracia naszej mafii. Roger nie miał z nami żadnych szans.
— No, no. Twoi chłopcy naprawdę dają radę. Jednak pamiętaj, że przyjdzie dzień, w którym zostaniecie rozdzieleni — wyznał, a ja mocniej ścisnąłem dłoń Ray, żeby dodać jej wsparcia.
— Nigdy się to nie wydarzy i radze się trzymać z dala od nas, Roger, bo następnym razem nie będziemy tacy mili — warknąłem.
Mężczyzna posłał w naszą stronę szyderczy uśmiech, po czym odszedł. Przyciągnąłem do siebie mój skarb i opatuliłem ramieniem. Cała się trzęsła.
— Już dobrze, kochanie. Nie zrobi Ci krzywdy — wyszeptałem i kiwnąłem moim ludziom. — Dzięki chłopaki.
— Nie ma sprawy, szefie. Podstawiliśmy samochód — wyznał mój podwładny.
— Dzięki.
Wziąłem na ręce w stylu panny młodej szatynkę i razem udaliśmy się do naszego domu.
Całą drogę kreśliłem różne wzorki na jej plecach, żeby choć trochę się uspokoiła.
— Proszę, uważaj na siebie, Aiden — wyszeptała, gdy zatrzymaliśmy się pod domem.
— Nie bój się, skarbie — wyszeptałem i razem wyszliśmy z samochodu.
— Boję się o Ciebie. Ten mężczyzna...,gdy celował... — spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem gromadzące się łzy.
— Kochanie, nigdy Cię nie zostawię — odparłem i znów przytuliłem ją....
Gdybym wiedział tylko, że nie powinno się składać pustych obietnic...
**********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top