🥀~Rozdział 1~🥀
🥀~Jogurt~🥀
Perspektywa Addie
Każda szkoła miała swoje grupki, które trzymały się razem. Nigdy to się nie zmieni, żeby wszyscy trzymali się razem. Może to z jednej strony dobrze? Ja jednak nie mogą z nieść jednego, że moi wróg musiał chodzić do tej samej klasy co ja. Nie dość, że widziałam go codziennie w domu to jeszcze w szkole.
Kiedy widziałem, jak przechodzi obok mnie specjalnie podłożyłam mu nogę, ale zauważył to i tylko pokazał mi język.
— Wy naprawdę się się nienawidzicie, szczerze mówiąc, myślałam, że to tylko taka przykrywka i tak naprawdę nie możecie bez siebie żyć, ale widząc to wszystko, to tylko moje przypuszczenia — powiedziała moja przyjaciółka, a ja tylko pokręciłam głową.
— Jego nie da się lubić, to jest twarz szatana i szympansa — westchnęłam, po czym otworzyłam szafkę, jednak szybko tego pożałowałam.
Cała szafka była umazana jogurtem wiśniowym, na którego miałam uczulenie. Wcześniej za takiego coś pewnie bym się rozpłakała, ale teraz nauczyłam się oddawać ciosy.
— Addie, co chcesz zrobić? — zapytała Pamela gdy podniosłam serek — To źle się skończy.
— Do zobaczenia później, muszę się zemścić na idiocie — powiedziałam, po czym ruszyłam do szatni koszykarzy.
Miałam gdzieś to, że większość zaczynała się przebrać na trening. Musiałam znaleźć sprawce tego wszystkiego. Kiedy go znalazłam, ruszyłam w jego stronę. Na szczęście stał do mnie tyłem. Wykorzystałam sytuację, wzięłam resztki z jogurtu i wtarłam w jego oczy.
— Teraz lepiej wygląda, pajacu — powiedziałam i zaczynałam się wycofywać, słyszałam jak kilka chłopaków zagwizdało na moje dzieło, z czego się uśmiechnęłam.
Miałam nadzieję, że Arian sobie odpuści, ale ten szybko mnie dopadł i przyszpilił do ściany. Nie lubiłam tego momentu, niby czułam, że nie może zrobić mi krzywdy, ale w takim chwilach zaczynałam się go bać.
— Oj będziesz udawać teraz, że się boisz? Zabawa się skończyła, mam dzisiaj dość twojego podejścia. Żałuję, że się urodziłaś, a ja wtedy się cieszyłem się, jak głupi, że będę miał się z kim bawić, nie sądziłem, że będziesz takim zerem — po tych słowach puścił mnie odszedł.
A ja tylko wpatrywałam się w miejsce, gdzie zniknął. Starałam się uspokoić swoje szaleńczo bijące serce. Wiele razy mówiliśmy do siebie przykre rzeczy, ale nie zawsze byłam pewna gdzie jest granica. Kiedy się uspokoiłam, wróciłam do szafki, żeby ją posprzątać.
Chociaż nie kiedy było mi przykro niekiedy, nigdy tego nie dałam po sobie znać. Nie chcę dawać mu tej satysfakcji. Od momentu, gdy byliśmy dziećmi i on zaczął się że mnie naśmiewać, robimy różne rzeczy. Ja nie kiedy starałam się, żeby załagodzić sytuację, ale on zawsze się z tego wyśmiewał, jakbym była nieudaczna, żeby się z nim zadawać...
Jeszcze mu pokaże na co mnie stać....
*****************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top