🥀~Rozdział 37~🥀
🥀~Rozmowa~🥀
Perspektywa Flory
Kiedy tracimy świadomość często się zdarza, że kogoś spotykamy. Zazwyczaj jest to ta osoba, którą straciliśmy. Może dla innych jest to znak, że coś złego się z nami dzieje, ale tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo co było prawdą, a zwykłym marzeniem...
Czułam, że ktoś ze mną jest przez cały czas, ale nie miałam na tyle siły, żeby otworzyć oczy. Wszystko mnie bolało. Jak przez mgłę zaczęłam wspominać to co się niedawno stało.
— Widzieliśmy, że dasz radę — usłyszałam nagle, po czym otworzyłam oczy i dostrzegłam swoich prawdziwych rodziców.
Łzy automatycznie napłynęły mi do oczu. Nie mogłam uwierzyć w to, że znów mogła ich zobaczyć. Zaczęłam biec do nich, ale gdy tylko chciałam się do nich przytulić, dotknęłam powietrza.
— Nie jesteście prawdziwi — wyszeptałam ze smutkiem.
— Nie zależnie od tego czy nas widzisz czy też nie, my zawsze jesteśmy obok ciebie. To co się stało w przeszłości... Nie powinnaś dłużej się tym martwić. Po prostu teraz zajmij się tym co uważasz za słuszne. Całe lata ćwiczyłaś i trenowałaś, teraz przyszedł czas dla ciebie — odezwał się tata, a ja starłam pojedynczą łzę.
— Brakuje mi was — wyszeptałam. — Co jeśli...
— Nam ciebie też kochanie, ale zawsze jesteśmy obok. Widzieliśmy wszystko, całą walkę. Zachowałaś się jak prawdziwa wojowniczka. Nie obwiniaj się za to co się wcześniej stało. Znaleźliśmy się w nieodpowiednim momencie, jednak ludzie, którzy cie wychowali też są ważni. Bez nich nie byłoby części ciebie — powiedziała, a ja się lekko uśmiechnęłam. — Nie możesz zostawić Xandera, jesteście do siebie podobni.
— Lubicie go? — zapytałam że zmarszczonymi brwiami.
— Jako twój ojciec wolałbym, żebyś się jeszcze nie spotykała się z chłopakami, ale widzę, że o ciebie dba. Kiedy zachorowałaś dbał o ciebie i tym sobie zapunktował — wyznał, a ja kiwnęła głową.
— Czy to mi się śni czy naprawdę że sobą rozmawiamy? — zapytałam w pewnym momencie, a rodzice spojrzeli po sobie.
— Czasami sobie takie rzeczy na które nie mamy logicznej odpowiedzi — powiedziała mama, po czym znów zapadła ciemność i wrócił ból.
— Nie powinna się już obudzić? — rozpoznałam w tym głosie przyszywanego tatę.
— Pacjentka już nabiera sił, ale ciągle musi odpoczywać.
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i już wiedziałam, że musi być to Xander. Ścisnęłam ją na tyle ile byłam w stanie.
— Dasz radę Floro — usłyszałam i właśnie dzięki temu powoli otworzyłam oczy.
Oślepiło mnie światło, ale z czasem przyzwyczaiłam się do jasności. Próbowałam się lekko uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi z tego grymas.
Teraz już wszystko się ułoży...
*****************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiawzdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top