🥀~Rozdział 11~🥀

🥀~Rodzina~🥀

Perspektywa Xandera

Pierwszy raz w życiu byłem tak wściekły, bałem się, że może coś się stać moim najbliższym. Czasami jednak warto posłuchać plotek, mogłem w ogóle nie przychodzić do tej Flory...

Musiałem się przesłać z tym wszystkim. Kiedy jadłem śniadanie i patrzyłem na moją rodzinę zrozumiałem, że nie pozwolę, żeby żadna głupia bogaczka to zepsuła. Dlatego z samego rana pojechałem do domu dziewczyny.

Prychnąłem na samego siebie, że wcześniej ją lubiłem. Wjechałem na podjazd, po czym wyszedłem. Drzwi od razu otworzyła mi Flora, uśmiechała się w moją stronę lekko, ale ja już tego nie odwzajemniłem. Powinna wiedzieć co zrobiła.

— Dziękuję, że przyjechałeś — wyszeptała, gdy szliśmy do jej rodziców.

— Nie dla ciebie, a moich bliskich to robię — warknąłem, widziałem jak się wzdrygnęła.

— Mamo, tato to jest Xander — wyszeptała i spuściła głowę. Bała się ich?

— Możesz iść na górę, my z nim porozmawiamy — powiedział jej ojciec, a ona popatrzyła na niego z zaskoczeniem.

Dopiero po chwili dostrzegłem lekko zaczerwienione oczy. Oni jej coś robili? Coraz bardziej się utwierdzałem w tym, że miała uczucia.

— Ale..

— Flora naprawdę chcesz ze mną jeszcze dyskutować? Bo za niedługo przekroczysz wszystkie granice, słyszysz? — powiedziała lodowatym tonem jej mama.
Nic dziwnego, że dziewczyna taka była, jak musiała się w takich warunkach wychowywać.

— W porządku — wyznała i pobiegła na górę.

— Nie mam pojęcia co jest z waszą rodziną nie tak, ale proszę się odczepić od mojej. Nie pójdę na policję, ale...

— Wiem, że moja córka popełniła błąd, miała zakaz sprowadzenia tutaj kogokolwiek, jeśli cie to pocieszy dostała za swoje. Najważniejsza kwestia jest taka, żebyście oboje zniknęli. Musimy opanować sytuację, a u wiesz nie jest tak łatwo tego wszystkiego załatwić. May miejsce, w którym was nikt nie znajdzie. Flora jest wyćwiczona, dlatego będziecie chodzić na treningi. Będziesz musiał się nauczyć wiele rzeczy, po wszystkich wrócisz do swojego życia — wyznał jak robot, a ja się skrzywiłem.

—A co z moją rodziną, czy coś jej grozi? — zapytałem, było to dla mnie najważniejsze.

— Chronimy ją, nic jej się nie stanie — teraz głos zabrała mamy Flory.

— Na pewno? Kiedy many wyjechać? — dopytałem i dostrzegłem chwilowy uśmiech na twarzy jej ojca.

— Dzisiaj po południu, tak o to nie musisz się martwić — wyznał, a ja kiwnąłem głową.

Kiedy było po wszystkim wyszedłem z tego domu wariatów. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i szybko wróce do swojego życia.

Jednak to były tylko marzenia...

Perspektywa Flory

Kiedy byłam już w swoim pokoju próbowałam się uspokoić. Nigdy nie znosiłam dobrze krzyków, chociaż starałam się zachowywać jak robot to nie zawsze mi wychodziło. Przeze mnie ktoś może znów stracić życie...

Objęłam się ramionami, po czym spojrzałam na walizkę, trzeba było się powoli zacząć pakować...

**************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top