Rozdział 31

Jesteśmy już przed domem, nagle czuję się jakoś dziwnie, jakby zaraz miało się coś wydarzyć. Derek i Scott idą cały czas przed siebie i nie zwracają na nic uwagi. Ja natomiast rozglądam się wszędzie, ale nic nie widzę. Jest to dla mnie niepokojące, bo wyczuwam tutaj obecność jeszcze paru osób, a także ich perfumy. Jeden pachnie mi znajomo, ale nie pamiętam kto taki miał.

— Stójcie — brat i Scott patrzą na mnie pytająco — Coś jest nie tak.

— Czyli nie tylko ja tak uważam — mówi zdyszany Derek — Poszło nam zbyt...

— Tylko nie mów, że zbyt łatwo, bo to się źle skończy — przerywa mu beta — Znalezienie cię i wymknięcie się tacie Allison nie należało do łatwych.

— Masz rację — mówi i na mnie patrzy.

Uśmiecham się lekko i chcę podejść do Derek'a, a obok mnie nagle przelatuje strzała, która trafia brata w ramię. Patrzę na to przerażona.

— Nie! — podbiegam do niego — Derek...

Odwracam się w miejsce skąd mogła polecieć strzała, otwieram szeroko oczy widząc kto tam stoi, jestem jednocześnie zła i zaskoczona.
Nie mogę uwierzyć, że strzeliła do niego Allison, obok której stoi Kate z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Czyli chce zrobić z niej potwora.

— Teraz w nogę — słyszę cichy głos kobiety.

Szybko odpycham Derek'a i dostaję strzałą w brzuch. Allison przez chwilę patrzy zaskoczona moją reakcją, ale szybko się opamiętuje.
Upadam na kolana i patrzę na strzałę, którą chcę szybko wyciągnąć, jednak ledwo co ją dotykam, a po moim całym ciele przechodzi ból. Syczę cicho i patrzę zła na dziewczynę. Próbuje być poważna, jednak widać, że zbiera jej się na płacz.
Czemu nie powie Kate, że nie chce tego robić?

— Teraz strzała zapalająca — mówi już głośniej jej ciotka.

— Zamknijcie oczy! — krzyczę, a Scott dalej patrzy przerażony na Allison i mnie nie słucha — Scott!

Jednak jest już za późno, Allison wypuszcza strzałę, która wbija się w drzewo i jasne światło oślepia Scott'a, przez co upada na ziemię.
Powoli wstaję z ziemi lekko oślepiona światłem i idę w stronę mojego brata, bez wahania wyciągam z niego strzałę, a ten jęczy z bólu i patrzy na mnie zły.

— Mogłem dostać w nogę.

— Nie mamy teraz na to czasu — mówię — Wyciągnij ją, ale szybko.

Chłopak wstaje, lekko się chwiejąc i robi to o co go prosiłam. Wyciągając ją moje ciało znowu przeszywa niewyobrażalny ból, a ja upadam z głośnym jękiem na ziemię. Rana strasznie mnie piecze i teraz nie umiem się jeszcze ruszyć.
Derek zabiera mnie na ręce, a Scott'a chwyta za kurtkę i ciągnie w stronę spalonego domu, w którym możemy się skryć przed kolejnymi atakami.
Pomału czuję, że rana znika, jednak ból i tak cały czas jest wielki.
Nie rozumiałam dlaczego Allison to robi, uważałam ją do niedawna za przyjaciółkę. Może widać, że ją to zabolało co robi, ale zamiast przerwać strzela dalej.
Widząc i czując, że nie mam rany, wyrywam się bratu i pomagam mu ciągnąć Scott'a do budynku. Derek nas popycha do przodu i sam upada na ziemię zmachany.

— Uciekajcie! — krzyczy.

— Nie! — wzrok zamazują mi łzy pojawiające się w oczach — Nie chce cię znowu stracić.

— Lily proszę, zrób to dla mnie.

— Nie... — szepczę.

Patrzę na Scott'a, który cały czas obserwuje Allison, idącą w naszym kierunku. Wyczuwam od niej złość, a zarazem smutek.

— Wyjaśnimy ci to — zaczyna Scott.

— Nic nie będziecie mi wyjaśniać.

— Na balu chciałem ci powiedzieć prawdę, robiłem wszystko, żeby...

— Żeby mnie chronić? — przerywa mu.

— Tak — odpowiada szybko.

— Nie wierzę ci — w jej oczach widzę łzy — Ani tobie Lily, mogliście powiedzieć mi od razu, a nie przez ten cały czas okłamywać.

— Allison zobacz co ona z tobą zrobiła! Mówicie, że to my jesteśmy potworami, a jednym potworem jaki tu jest to Kate! Nie widzisz co ona robi?! Zabijesz teraz swoją przyjaciółkę i byłego chłopaka, którego dalej kochasz?! — wycieram łzy.

— Przestań krzyczeć, bo mi uszy pękną — w naszą stronę idzie Kate ze znudzoną miną — Zastrzel ich albo ja to zrobię.

— Wypchaj się Kate — warczę — Nie rozmawiam z tobą.

Nagle dzwoni mi telefon, po dzwonku od razu wiem, że jest to Stiles. Jeśli tutaj przyjedzie to Kate też go zabiję, czego nie chcę.

— Mieliśmy ich tylko złapać — Allison patrzy zdziwiona na swoją ciotkę.

— A teraz ich zabijemy — strzela w Derek'a.

— Derek! Nie! — wstaję, żeby do niego podbiec, a Kate wymierza we mnie i strzela dwa razy.

Trafia mnie w ramię i brzuch, upadam na ziemię i krzyczę z bólu. Chwytam się za brzuch, czując krew i wiem, że rany nie są w stanie się zagoić, bo pociski dalej są w ciele.

— Scott, uciekaj — jęczę w stronę chłopaka.

Czołgam się w stronę nieprzytomnego Derek'a.
Nie wiem dlaczego nas to spotyka, przecież my nic nikomu nie zrobiliśmy. Żyjemy jak normalni ludzie, to Peter'a powinni tylko zabić.

— Oh znam tą minę — mówi Kate do Allison — Ja tego nie zrobię, musisz zabić go sama — przewraca oczami i patrzy na Allison z lekkim uśmieszkiem.

— Nie, Kate — Allison chce ją zatrzymać, ale ona ją odpycha i upada na ziemię obok mnie — Przepraszam Lily, nie wiedziałam, że tak to będzie wyglądać — mówi łamiącym się głosem w moją stronę, a ja nawet na nią nie patrzę.

— Uwielbiam te oczy... — śmieje się kobieta — Takie przerażone.

— Kate! — powoli wstaję, trzymając się za ranę na brzuchu — Nie rób mu nic.

— A czemu nie — śmieje się i już chce strzelić, ale obok nas pojawia się tata Allison.

Otwieram usta nie wiedząc co zrobić, Argent nawet na mnie nie patrzy tylko na swoją siostrę.

— Wiem, co zrobiłaś — mówi wyciągając pistolet.

— Słucham? — unosi brwi.

Właśnie, słucham?

— Opuść broń — mówi zły.

— Robiłam co mi kazano.

— Nikt ci nie kazał zabijać niewinnych ludzi, w tym domu były też ludzkie dzieci.

Nie mogę w to uwierzyć, Kate podpaliła nasz dom i przez nią zginęła cała moja rodzina. Czemu się nie domyśliłam? Przecież ona od zawsze była jednym z gorszych łowców.

— Teraz chcesz zabić nastolatków, a i tak nie wiesz czy mają kogoś na sumieniu.

Kate uśmiecha się pod nosem, nie odpowiadając i wymierza w Scott'a, jednak Chris zaczyna mierzyć w nią, a po chwili strzela i trafia w drzewo od razu obok niej.
Zaskoczona przybliżam się jeszcze bardziej do brata by go osłonić.
Nigdy bym nie spodziewała, że Chris będzie mierzył do własnej siostry.

— Odłoż to albo zginiesz.

Patrzę na drzwi, które powoli się otwierają, a ja już wiem kto za nimi stoi. Chwytam Allison za rękę i ciągnę w stronę drzewa. Robi mi się coraz bardziej słabo, ale nie mogę zemdleć, muszę ich ochronić.
Przemieniam się w wilkołaka i podchodzę bliżej drzwi, żebym mogła zaatakować.

— Co to jest? — pyta wystraszona Allison.

— Alfa — mówię razem ze Scott'em.

Peter wybiega z budynku jednak nie udaje mi się go zaatakować przez jego szybkość. Biega dookoła nas i atakuje każdego po kolei.
Najpierw upada tata Allison, jego córka i Scott.
Staję na środku z Kate, którą teraz się nie przejmuje i się rozglądam. Wilkołak pojawia się przede mną i chce wbić we mnie pazury, ale szybko się odsuwam, unikając ciosu. Jęczę cicho, gdy rany pieką jeszcze bardziej, ale to olewam,
Peter jednak znowu biega dookoła nas i teraz całą uwagę zwraca na Kate.

— Dajesz! — krzyczy blondynka, myśląc, że go pokona.

Obok kobiety pojawia się Peter i łapie ją za nadgarstek, Kate nieopanowanie strzela, próbując w niego mierzyć, a alfa się tylko głupio się uśmiecha.
Łapie ją za kark i rzuca w stronę budynku, Allison widząc, że mężczyzna ciągnie ją do środka od razu tam biegnie, a mi nie udaje się jej złapać.

— Allison! Nie! — biegnę szybko za nią.

Błagam, niech nic się nie stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top