Rozdział 3
Czekałam na Derek'a już kilka godzin, dzwoniłam z dziesięć tysięcy razy, ale nie jak to on wolał nie odebrać, więc zdecydowałam wyjść z hotelu i go poszukać. Bycie wilkołakiem miało swoje plusy, bo chociaż mogłam znaleźć kogoś po samym zapachu.
Po jakiś piętnastu minutach znalazłam go przed szkołą, co mnie zaskoczyło, bo nie zapuszczał się w takie miejsce, oprócz dzisiaj gdy zawiózł mnie na lekcje.
Stał oparty o swój czarny samochód i patrzył przed siebie zamyślony, a jego szczęka co chwilę się zaciskała. Obok jego samochodu stał niebieski jeep, ale nie umiałam sobie przypomnieć, od kogo on był. Chociaż średnio mnie to interesowało, musiałam porozmawiać z bratem.
— Derek! — podeszłam do niego.
— Co ty tu robisz? — spojrzał na mnie wkurzony.
Normalka.
— Martwiłam się — odwróciłam wzrok — Nie odpisywałeś ani nic.
— Musisz stąd iść.
— Znowu? Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale też chcę wiedzieć, co się dzieje! Mam już tego... — niedane mi było dokończyć, bo ze szkolnych głośników wydobywa się głośny ryk — Co... Co to ma być?!
Spojrzałam na Derek'a w szoku, a on odwrócił się w stronę szkoły. Z budynku wyszli nie kto inny jak Stiles i Scott. Szli uradowani w naszą stronę, a ja i Derek staliśmy jednocześnie zszokowani i wkurzeni. Oni zwariowali? Przecież każdy mógł ich usłyszeć i możemy mieć z tego problemy!
— Zwariowaliście?!
— Lily? — ich oczy się rozszerzają — Co ty tu robisz?
— Chcecie, żeby was cały stan usłyszał czy co?! — nie odpowiedziałam na ich pytanie.
— To był jedyny sposób, żeby przywołać alfe — powiedział bez zastanowienia Scott.
— Czekaj, kogo? — spojrzałam na Derek'a — Już rozumiem — zaśmiałam sie bez humoru — Nie chciałeś mi mówić, że grasuje tu alfa, który zapewne zmienił Scott'a.
— Tak — powiedział krótko.
Stiles i Scott spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
— I tylko tyle powiesz? Bez żadnego przepraszam albo coś? Co się z tobą dzieje?!
— Gdzie jest mój szef? — spytał Scott, przerywając mi, za co miałam ochotę go udusić.
— W aucie — brat się odwrócił i wskazał na samochód.
Między nami zapanowała cisza, gdy okazało się, że drzwi były otwarte, a nikogo nie było w środku.
— Jak mogłeś go stracić?! — spytał wkurzony Stiles.
— Cicho — młody wilkołak niespokojnie rozglądał się po otoczeniu.
—Przecież to może być... — Stiles nie skończył, bo zakryłam mu ręką usta tak, żeby nie mógł mówić. Ten chłopak za dużo gadał.
Odwróciłam się i przysunęłam się bardziej do Scott'a. Czułam mocny zapach alfy i próbowałam go znaleźć, ale na marne. Alfa był na tyle bystry, że rozniósł swój zapach. Ci dwaj powinni dostać po tej pustej głowie, mogliśmy zginąć przez ich głupi pomysł.
— Tam — odezwał się po chwili Scott.
Pokazał w stronę krzaków gdzie stała bestia, kiedy go zauważyłam, poczułam strach, ale stałam w miejscu. Jego krwiste czerwone oczy patrzyły na nas z dziko i jednocześnie inteligentne.
— Musimy uciekać — Derek chwycił mnie za ramię.
W tym momencie bestia rzuciła się na nas, a my nawet nie mieliśmy szansysię schować. Alfa wbił szpony w plecy Derek'a, a z jego ust wypłynęło pełno krwi. Bestia odrzuciła go gdzieś na bok, a ja krzyknęłam zrozpaczona. Stiles chwycił mnie w talii i zaciągnął do szkoły, gdzie upadłam na ziemie. To był najgorszy widok w moim życie. Straciłam kolejną osobę, byłam sama. Gdyby tylko Derek od samego początku powiedział mi co się dzieje to może by do tego nie doszło.
— On nie żyje — szepnęłam.
— Lily — Stiles podszedł do mnie niepewnie.
— Nie — spojrzałam na niego i warknęłam, ukazując moje kły — Zostaw mnie.
Chłopak zrobił krok w tył, ale dalej się nie ruszył. Cały czas na mnie patrzył z uniesionymi dłońmi, jakby próbował uspokoić zwierzę. Niepewność i lekki strach był widoczny w jego oczach, mimo że próbował to ukryć.
— Wiem, że jest ci teraz źle, ale musimy uciekać.
— Niby gdzie? — prychnęłam, wycierając łzę.
— Musimy jakoś zamknąć te drzwi i gdzieś się skryjemy.
— To jakoś je zamknijcie — wstałam i odeszłam od nich.
Wiedziałam, że powinnam im pomóc, ale Derek... Był moją jedyną rodziną, pomijając Peter'a, ale wygląda jak trup. Derek umarł przez jakiegoś głupiego alfę i idiotów, którzy go tutaj sprowadzili. Gdybym tylko wiedziała... Może byłabym w stanie go powstrzymać.
Wyostrzyłam zmysły i spróbowałam dowiedzieć się, gdzie może znajdować się alfa. Słyszałam bicie serc, ale coś mi się nie zgadzało. Serce Stiles'a, Scott'a, alfy i... I jeszcze dwa. Był to Derek, musiał to być on. Pocieszając się w duchu, wytarłam łzy i podeszłam do drzwi, gdzie stał sam Scott.
Najlepszą opcją było trzymać się razem.
— Gdzie Stiles? — spytałam jeszcze drżącym głosem.
— Wybiegł po... — nie dokończył, bo zauważył alfę za samochodem Derek'a — Stiles za tobą!
Rozszerzyłam oczy, widząc Stiles'a na dworze. Boże, co to byli za idioci!
— Uciekaj szybko! — krzyknęłam — Szybciej!
W ostatniej chwili Stiles wbiegł do środka i zatrzasnął je narzędziem. Z jego twarzy spływał pot, a serce biło bardzo szybko, byłam zaskoczona, że nie dostał jeszcze zawału.
W szkole pewnie były jakieś rzeczy, którymi mogliśmy zatrzasnąć drzwi, ale on musiał wyjść. Coraz bardziej wydawało mi się, że mieli życzenie śmierci.
— Uspokój się, bo zaraz zemdlejesz — warknęłam do Stiles'a, ale sama czułam jakby miała to zrobić — Jesteś kompletnym idiotą, Stiles.
— Nie przesadzaj — przewrócił oczami.
Chciałam odpowiedzieć, a raczej warknąć na niego, jednak do rozmowy przyłączył się Scott.
— Kim jest dla ciebie Derek?
— Jest moim bratem — przygryzlam wargę.
— Bratem?!
— No? Co w tym dziwnego?
— Nic... Po prostu macie inne zachowanie — na słowa Stiles'a cicho warknęłam — Prawie.
— Masz z tym problem?
Stiles i Scott spojrzeli na siebie, a później na mnie. Pokręcili tylko głową i przeszli obok mnie bez słowa. Zmrużyłam oczy i poszłam za nimi w głąb szkoły, by znaleźć jakąś kryjówkę i przeżyć noc. Nie chciałam tu zginąć, musiałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi i czy Derek żył.
Weszliśmy do szatni i od razu usłyszeliśmy kroki. Spojrzeliśmy na siebie przerażeni i skryliśmy się do szafek. Musiałam się wcisnąć na chama, bo w środku było kilka rzeczy.
Do pomieszczenia ktoś wszedł i automatycznie wstrzymałam oddech, zatykając ręką usta. Zamknęłam oczy i po chwili usłyszałam gwałtowne otwarcie szafki i wściekły męski głos, więc szybko wyszłam z szafki by sprawdzić kto to był, bo wyczuwałam człowieka.
Mężczyzna wydzierał się na Stiles'a i Scott'a, a mi robiło się słabo.
— Niech Pan będzie cicho, proszę — szepnęłam.
— Chcecie, żebym zawału dostał?! Co wy tu robicie o tej godzinie?! Mam zadzwonić po policję?!
— Wszystko wytłumaczymy, ale proszę być cicho — próbowałam uspokoić mężczyznę.
— Wynocha mi stąd, już — machał rękami, chcąc nas wygonić z szatni — Żeby to był...
Ze spuszczonymi głowami wyszliśmy z pomieszczenia, a mężczyzna nie był w stanie tego zrobić, bo drzwi nagle się zamknęły i usłyszeliśmy przerażający krzyk bólu mężczyzny , a na drzwiach pojawiła się krew. Bez wahania chwyciłam chłopaków za ręce i uciekłam.
Byłam przerażona jak nigdy w życiu, ale musiałam myśleć trzeźwo. Jeśli każdy z nas by panikował to dzisiejszej nocy nikt nie wyszedłby żywy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top