Rozdział 28
Szykuję się powoli na bal, mam na sobie już moją czerwoną sukienkę z czarnymi szpilkami i teraz maluję sobie usta na jasny czerwień. Wyglądam ładnie, nie pomyślałabym, że mogę tak wyglądać w sukience. Zawsze chodzę w spodniach, a to jest wielka zmiana.
Uśmiecham się do swojego odbicia jednak uśmiech szybko znika, kiedy przypominam sobie o Derek'u. Przez kilka dni próbowałam znaleźć to miejsce z chłopakami, ale nic... Tak bardzo chcę go zobaczyć, tęsknie za nim i mam nadzieję, że jeszcze żyje. Pewnie by tutaj przyszedł i zobaczył jak wyglądam, ale nawet nie wie, że idę na bal. Będąc tu pewnie miałby poważną rozmowę ze Stiles'em.
A co do chłopaka, próbuję z nim pogadać co nas łączy, ale zawsze nie umiem się wysłowić albo ktoś nam przerywa, a bardzo chce wiedzieć na czym stoimy i czy w ogóle coś z tego będzie. Nie chcę robić sobie żmudnych nadziei.
Stiles opowiedział mi, że jego tata siedzi nocami nad sprawami zabójstw, nie wiedząc kto to mógł zrobić, a my nie możemy mu powiedzieć, że był to mój wujek Peter, który jest wilkołakiem, bo by chyba zwariował. Widzę jak Stiles niekiedy się powstrzymuje by mu tego nie powiedzieć.
Słyszę pukanie do drzwi, więc poprawiam jeszcze moje pokręcone włosy i idę je otworzyć, za stoi Pan Stilinski. Kiedy mnie widzi to uśmiecha się i klepie po ramieniu.
— Idealna kandydatka na żonę mojego syna — śmieje się — Ślicznie wyglądasz.
— Dziękuję — uśmiecham się.
— Idź do Stiles'a, czeka na dole — robi mi przejście.
— Miłego wieczoru — ostatni raz patrzę na mężczyznę.
— Wzajemnie Lily.
Idę w stronę schodów, ale na chwilę się zatrzymuję. Co jeśli nie spodobam się Stiles'owi? Biorę głęboki wdech i powoli schodzę na dół, chłopak stoi do mnie tyłem i robi coś na telefonie. Uśmiecham się na myśl, że pewnie jest tak skupiony, że wystawia język, zawsze tak robi kiedy nad czymś się bardzo skupia co uważam za urocze.
— Stiles? — chłopak odwraca się w moją stronę i całą zmierza.
— Lily... Wyglądasz przepięknie! —uśmiecha się w moją stronę.
— Dziękuję — rumienię się.
— Rezerwuję jeden taniec z tobą —puszcza mi oczko.
— Jasne — śmieję się — Idziemy?
— Czekaj — podchodzi do szafki i wyciąga z niej małe pudełko — To dla ciebie.
— Dla mnie? — dziwię się — Dziękuję!
Otwieram małe pudełeczko, a w nim widzę prześliczny złoty naszyjnik z literką L i S. Uśmiecham się i patrzę na chłopaka, od razu się w niego wtulam, a on robi to samo.
Słyszę bicie jego serca, spokojne, przez co uśmiecham się pod nosem.
— Założyć? — pyta.
— Tak — daję mu naszyjnik — Jest śliczny.
— Tak śliczny jak jego właścicielka — szepta mi do ucha, a mnie przechodzą ciarki.
— Jedziemy? — patrzę na niego cała czerwona — Musisz jeszcze po Lydie pojechać.
— Racja — łapie mnie za rękę i prowadzi do jeep'a — Kiedy to się skończy, to biorę cię do kina.
— Chętnie pójdę — uśmiecham się i ściskam bardziej jego dłoń.
— Proszę — chłopak mnie puszcza i otwiera drzwi.
— Jaki dżentelmen — siadam do środka, a chłopak tylko się uśmiecha.
Stiles przechodzi jeep'a i siada na miejscu kierowcy. Chowam naszyjnik bardziej pod sukienkę i patrzę za okno. Złe przeczucie co do dzisiejszego balu nie mija tylko się nasila, ale i tak mam nadzieję, że nic się nie stanie. Nie wybaczyłabym sobie gdyby ktoś zginął.
***
Podjeżdżamy pod dom Lydii, siadam z tyłu, a dziewczyna wchodzi do środka.
— Cześć — wita się zadowolona i odwraca w moją stronę.
— Hejka — kiwam głową.
— No muszę przyznać, że wyglądasz dziś zabójczo, prawda Stiles? — patrzy na chłopaka oczekująco.
— Co? — patrzy na mnie przez lusterko, a później na Lydie — A tak.
Dziewczyna przewraca oczami i siada już normalnie, a ja przygryzam wargę. Stiles umie udawać obrażonego.
Do końca drogi rozmawiam z dziewczyną, a Stiles siedzi cicho. Aktor jest z niego bardzo dobry, aż mu zazdroszczę.
Chłopak otwiera nam drzwi i wypuszcza na zewnątrz, kiedy Lydia stoi do nas tyłem delikatnie się uśmiecha i puszcza oczko, a ja robię to samo. Chcę go złapać za rękę, teraz to nie jest najlepszy moment.
Stiles jest naprawdę cudowny, uwielbiam go i jego sarkazm. Można z nim o wszystkim pogadać, bo ma też trochę psychologiczne podejście do niektórych spraw.
Widzę, że w naszą stronę idzie Jackson i Allison, dziewczyna uśmiecha się do nas wesoło, a bardziej do Lydii. Idący obok niej chłopak także się uśmiecha, ale widać, że jest on sztuczny.
— Jackson — mówi uśmiechnięta Lydia — Nieźle wyglądasz.
— Wiem — podchodzi do niej.
— Weź odejdź — odsuwam chłopaka od Lydii — Bo jeszcze się czegoś od ciebie zarazi, a ty Allison — patrzę na dziewczynę — Uważaj na siebie.
— Ty też — uśmiecha się i pcha wkurzonego Jackson'a w stronę szkoły.
Wchodzimy od razu za nimi do środka i siadamy przy stoliku, nikt się nie odzywa. Mam ochotę zacząć jakiś temat, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
Stiles patrzy na mnie co chwilę, a Lydia na niego. Wygląda jakby chciała zabić go wzrokiem, co mnie trochę śmieszy.
— Stiles — odzywa się — Zatańczymy?
Co ona wymyśliła?
— Co? — patrzy na nią zdziwiony — A tak, jasne.
Dwójka idzie na parkiet, a ja zostaję sama. Rozglądam się czując zapach wilkołaka i na ławkach widzę Scott'a, który kiwa do mnie głową, a ja robię to samo.
Pokazuje na swoje ucho co ma znaczyć. żebym go słuchała.
— Czujesz jego obecność? — pyta od razu.
— Na razie nie — poprawiam włosy — Jeśli będę...
Nie kończę, bo widzę, że Scott'owi zrzedła mina, patrzy się w prawo, a ja robię to samo i widzę trenera. Idzie w jego stronę wkurzony, a Scott bez zastanowienia ucieka stamtąd. Podbiega szybko do Danny'ego i przyciąga go na parkiet, obejmuje i udaje, że tańczą. Cicho się śmieję, widząc zmieszaną minę Trenera, który tłumaczy mu, że nic nie ma do tego, że razem tańczą.
— Nieźle McCall — mówię pod nosem.
Siedzę tak i patrzę na te wszystkie pary, które się do siebie przytulają. Nagle czuję czyjąś rękę na ramieniu, więc wstaję i się odwracam. Przede mną stoi nie kto inny, jak uśmiechnięty Stiles i trzyma wystawioną rękę w moją stronę.
— Wiem, że źle zrobiłem — przygryza wargę — Ale zatańczysz ten jeden taniec?
— Jeden — uśmiecham się.
Łapię chłopaka za rękę i zaprowadzam na parkiet, oplatam ręce wokół jego szyi, a on kładzie swoje na mojej tali. Powoli ruszamy się w rytm muzyki, nie odzywamy się do siebie tylko patrzymy głęboko w oczy. Chcę by ta chwila trwała wiecznie, nigdy się tak nie czułam, jak teraz, chcę już go pocałować, jednak zakręca mi się w głowie i prawie upadam na ziemię, gdyby nie ręce Stiles'a.
— Co się dzieje? — pyta zmartwiony.
— Lydia — patrzę na niego przerażona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top