Rozdział 21
Chodzę zestresowany ze Scott'em już godzinę po lesie, ale dalej nie możemy jej znaleźć, w pewnym momencie trop się urywa i nie wiemy gdzie jej szukać.
Boję się o nią, zachowała się głupio idąc sama go zabić.
Scott chodzi cały czas w kółko aż się zatrzymuje i rozgląda, przełykam głośno ślinę i mu się przyglądam, a jego mina nie jest za ciekawa. Mam złe przeczucie, nie chcę znaleźć martwej Lily.
— Scott? — pytam lekko drżąc.
— Czuję krew — idzie prosto —Bardzo blisko.
Rozglądam się na wszystkie strony, a gdy widzę zakrwawioną dziewczynę pod drzewem to bez zastanowienia biegnę w jej stronę. Scott także ją widzi i pobiegnie, ale jestem szybszy. Lily leży nieprzytomna, a ja zabieram ją od razu na ręce i biegnę w stronę jeep'a, Scott za mną coś krzyczy, ale go nie słucham, teraz liczy się tylko Lily.
Kiedy byłem przy jeep'ie Scott chwyta mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.
— Co chcesz teraz zrobić? — pyta.
— Zabieram ją do szpitala — mówię szybko.
— Nie możemy, co jeśli rany się zagoją? Co wtedy powiemy lekarzom?
— To co mamy zrobić?! — kładę dziewczynę na tylne siedzenie — Przecież jej tak nie zostawimy...
— Pojedźmy do mnie — mówi — Zadzwonię po Derek'a, on coś zrobi.
Scott mnie omija i siada za kierownicą, chyba wie, że nie jestem w stanie prowadzić. Siadam szybko na miejsce pasażera i patrzę na Lily, mimo że na jej twarzy jest krew to jest piękna. Po policzku spływa mi łza, którą od razu wycieram. Nie mogę płakać, muszę być silny, dla Lily.
Przez całą drogę trzymam dziewczynę za rękę i sprawdzam czy oddycha.
Słyszę głos Scott'a jakby przez mgłę, który każe zabrać Lily do domu, szybko to robię i kładę dziewczynę na kanapę, obok mnie pojawia się przyjaciel i Derek, w jego oczach widzę ból, gdy patrzy na dziewczynę. Podchodzi do swojej siostry i łapie ją za rękę. Ich żyły robią się czarne, a Lily zaczyna szybko oddychać, a po chwili już normalnie. Jej rany znikają, a Derek się delikatnie uśmiecha, mam ochotę go teraz przytulić, ale nie, lepiej nie, to będzie dziwne.
Siadam obok dziewczyny i łapię ją za rękę na co Derek się wzdryga, ale nic nie mówi.
Po chwili patrzenia się na nas, wstaje i podchodzi do krzesła, na którym siada.
— Co teraz ? — pytam patrząc na Derek'a.
— Czekamy aż się obudzi — mówi pod nosem.
— Jak to zrobiłeś? — Scott patrzy z zaciekawieniem na Hale.
— Kiedyś też tak będziesz umiał.
Patrzę smutno na Lily, ta nagle zaczyna kaszleć i otwiera szeroko oczy, te wilkołacze, ale... Są niebieskie, patrzę na Derek'a jest trochę przerażony.
— Lily? Wszystko okej? — łapię ją za ramię.
— Stiles? — patrzy na mnie — Derek? Scott? Co się stało?
— Co ci odbiło? — Derek podchodzi do dziewczyny — Chciałaś zabić Peter'a sama?
— Chciałam, żeby to się skończyło... — odwraca wzrok.
— Będzie dobrze, Lily — przytula ją do siebie — Wszystko się ułoży.
Patrzę na Scott'a, a później na rodzeństwo, jesteśmy zdziwieni, nie zawsze widzimy Derek'a tak zatroskanego. Siedzimy tak trochę zmieszani, ale w pewnej chwili czuję jak ktoś mnie przytula. Lily wtula się we mnie, a ja robię to samo, nie dam jej już uciec, za nic. Odsuwa się ode mnie uśmiechnięta i podchodzi lekko się chwiejąc do Scott'a, którego też przytula. Uśmiecham się delikatnie i patrzę na Derek'a, a on na mnie.
— Nie spodziewałem się, że to kiedyś powiem, ale dziękuję — robię wielkie oczy, Derek mi dziękuje, niemożliwe.
— P-proszę — jąkam się.
— Muszę iść — mówi Derek — Pilnujcie Lily.
Pov. Lily
Na jego słowa przewracam oczami, kiedy Derek wychodzi, patrzę na Stiles'a, ma na sobie granatową bluzę, a ja mam dziurawą bluzkę, przez którą czuję się trochę nieswojo. Podchodzę do chłopaka i uśmiecham się delikatnie.
— Dałbyś mi swoją bluzę?
Chłopak się cicho śmieje, ściąga ją i od razu mi daje. Każę im się odwrócić, a sama zdejmuję bluzkę i ubieram bluzę. Łapię chłopaków za rękę i ciągnę do stołu.
— Co mnie ominęło?
— Musimy znaleźć Jackson'a — mówi Scott — Argent myślą, że jest betą.
— Cholera...
— Musimy teraz go poszukać — Stiles przygryza wargę, przez co czuję jak moje policzki robią się czerwone — I chronić...
— Dla mnie może umrzeć — krzyżuję ręce.
— Wiem, że to co zrobił było głupie... — zaczyna Scott.
— Bardzo głupie — mówię w tym samym momencie co Stiles, patrząc na Scott'a.
— Ale nie chce go mieć na sumieniu.
— Eh...No dobra... — przewracam oczami.
— Chodźmy.
Wychodzimy z domu i kierujemy się do Jeep'a, muszę usiąść z tyłu, a oni z przodu. Przez całą drogę mówimy Stiles'owi gdzie ma jechać, Jackson'a znajdujemy na jakimś parkingu gdzie rozmawia z Argent'em.
Stajemy obok nich i otwieramy Jeep'a.
— Dzień dobry — uśmiecham się — Coś się stało?
— Waszemu koledze zepsuł się samochód — Chris Argent patrzy na nas.
— Tu niedaleko jest warsztat, na pewno mają lawetę — odzywa się Scott.
— Podrzucimy cię — Stiles uśmiecha się do niego, ale wzrok zabija.
— Taki piękniś nie powinien się sam szwendać — na te słowa Stiles patrzy na mnie zdziwiony — Sorki...
Patrzymy na Jackson'a, a on powoli podchodzi do wozu. Nagle słyszy głos ojca Allison, któremu udaje się naprawić samochód.
— Mówiłem, że znam się na samochodach — mówi i wchodzi do swojego samochodu by chwilę później zniknąć za zakrętem.
— Śledzicie mnie? — pyta wkurzony.
— Nie, próbujemy cię zabić — podchodzę do niego, ale Stiles mnie zatrzymuje.
— Prawie się wygadałeś! — krzyczy Scott.
— Co? — dziwi się.
— On myśli, że jesteś drugim betą — warczę.
— O czym ty mówisz?!
— Oni myślą, że jesteś mną! —wkurzony Scott wali o Jeep'a.
— Ej, ej — Stiles odsuwa Scott'a —Wszystko tylko nie Jeep.
— Teraz będziemy musieli cię chronić — podchodzę do niego — A ja mam ochotę cię rozszarpać.
— Lily spokojnie — Stiles odsuwa mnie od Jackson'a,
Dobrze, że to robi, bo chłopak by oberwał.
— To już wasz problem nie mój.
— Słucham?! — krzyczę razem ze Scott'em.
— Jeśli zginę to będzie wasza wina — wkurzona podchodzę do niego i walę go z pięści w twarz — Powaliło cię!?
— Ogarnij się człowieku — warczę na co chłopak się cofa wystraszony.
— Dobra, spokojnie — Stiles staje między nami.
— Nie będziesz mógł mnie ochronić, innych też nie — patrzy na Scott'a, masując się za szczękę.
— Dlaczego na mnie patrzysz?
— Teraz nie masz wyjścia, daj mi to czego chce.
— On tego nie może zrobić, jedynie Alfa — przygryzam wargę.
— To mnie do niego zaprowadźcie.
— Nie.
Zaczynamy się kłócić, ale Stiles wpycha nas do Jeep'a i odjeżdża, każę mu zawrócić, bo jeszcze z nim nie skończyłam, ale nie chce mnie słuchać.
Odwozimy Scott'a do domu i sami jedziemy do mojego aktualnego domu. Mam taką wielką ochotę rozszarpać twarz Jackson'a, ale nie mogę tego zrobić, mimo że prawie nad sobą nie panuje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top