❝FIVE

Kocur źle się czuł, że przyją propozycję przywódcy, ale w tej chwili nie miał innego wyjścia, choćiasz ucieknę z tąd i zacznie podróż życia.

──Ona jutro urodzi. - Powiedziała z przekonaniem inna medyczką niż ta która zajmowała się mną. Była młodsza a jej śierść nie była w liściach i pachniała zadowoleniem. - Może też dziś wieczorem, więc kociaki! Pilnujcie w nocy! - Uśmiechnęła się lekko a ja poczułem naprawdę lekki entuzjazm. Choć byłem prawie dorosły.

-Dziękuję medyczko. - Powiedziała partnerka samego przywódcy. Choćiasz nie rozumiałem znaczenia słów: Medyk, Przywódca, zgromadzenia, karmicielka, kociak, uczeń, i wielu innych których poznałem zaledwie wczoraj, lub kilka dni temu bo szczerze powiedziawszy straciłem rachubę czasu gdy byłem u dej zrzędliwej medyczki.- I gratuluję nowej posady. Mój partner jest w 7 niebie. To przeciesz ttwój brat. Pogratulujcie medyczne kociaki.

-Brawo. - Powiedziała Perełka.

-Super! - Krzykneli razem Słoneczko i Księżycek nie odróżniałem ich byli tacy sami.

-Gratuluje! - Powiedziałem z pełnym podziwem. No bo jednak wolę chyba ją, niż tą starą nędzę.

-Dziękuję, Perełko. No i księżyczku i słonki i Ci... - Spojrzała na karmicielkę i na mnie.

-Fiołek. Tak ma na imię. - Powiedziała kotka z nutką podziwu, jest młodszy niż reszta miotu. Ale nie o dużo.

-Zauważyłam. - Powiedziała kotka. - Ale jego przodkowie należeli do Klanu. Ale nie naszego. - Powiedziała z tajemnicą kotka. A może lepiej to ujáć z "sekretem".

-Idziesz? - Spytała moja dobierana mama, lub karmicielka, jak zwą tak zwą.

-Tak, tak. Wiesz mam dużo na głowie, jestem tylko jedna a rozdwojić się nie mogę. - Choć był to suchy, suchar to lekko się uśmiechem bo co miałem zrobić? Chciałem być choćiasz trochę miły dla młodej medyczko - zielarki. Bo moja mama mówiła na takie koty zielarze, czemu? Nie wiem. Ale w tej chwili nie interesowało mnie to robiło się ciemno. A ja byłem zmęczony, chciałem spać. Lecz chyba nikt nie da mi zasnąć, tam to wyglądało.

-Chcesz spać? - Spytała mnie miło kocica, a ja dziękowałem jej w myślach za to.

-Bardzo. - Przytaknołem.

-Kociaki! Idźcie biegać na zewnątrz. - Chyba, że chcecie spać? - Spytała, lecz chyba każdy wiedział, że ani Perełka, Ani Księżycek lub Słoneczko się nie zgodzą! I pójdą się bawić.

-Pójdziemy się pobawić. - Powiedziały to samo, choć raczej nie w tym samym czasie.

-Wiedziałam. - Powiedziała z uśmiechem. - Ale dobrze, wróćcie przed zachodem słońca, proszę. Nie chcę się o was martwić, i jak coś się stanie od razu do mnie przybiegnijcie, no i nie wychodźcie za obóz, to ważne. Nie mam siły was pilnować.

-Dobrze mamo, wiemy. - Powiedziała księżycek lekko zażenowany całą sytułacją, ale nie dziwiłem się matce kociąt. Moja mama była taka sama, moja mama.

❝Dasz radę mój mały kocurku

Usłyszałem te słowa, a raczej odszukałem tego cudownego wspomnienia gdy nic nas nie rozdzielało.

-Ide spać. - Powiedziałem krótko i wtuliłem się w futro karmicielki. Lub mamy. Lub kotki. Sam nie wiedziałem jak na nią mówić, nie znałem przeciesz jej imienia. Czułem ciepło i komfort. Choć byłem prawie sam. Prawie. Kochałem jednak wszytko co mnie czeka. Nawet jeśli ma to być niemiłe. Ja przeciesz kocham swoje życie. Swoją mamę i prawdziwe siostryczki, ale mi ich brakuje.

-Idź spać. - Powiedziała a jej głos jakby mnie uśpił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top