8. Zaskoczenie

~*~*~

Poprzednio:

~*~*~

   Drzwi do pokoju nauczycielskiego były otwarte. Słychać było wesołe głosy, rozprawiające o planach na wakacje i innych ciekawych rzeczach. Cyntia rozpoznała wśród nich głosy Filwick'a, Sprout i Pomfrey. Minerwa pierwsza weszła do środka z szerokim uśmiechem od ucha do ucha otynkowanym na twarzy.

- Dzień dobry! - jej głos był wyjątkowo głośny i wesoły.

- Masz dziś bardzo wesoły nastrój, Minerwo. Stało się coś, czy to po prostu wieść o wakacjach tak na ciebie działa? - zapytała Poppy, widząc wesoły nastrój koleżanki.

- Wakacje, Poppy. Wakacje. - tymczasem przed pokojem nauczycielskim Cyntia nagle zatrzymała się, a Severus wraz z nią.

- Co się stało? - zapytał cicho. Cyntia nawet nie zwróciła uwagi na nutę troski w jego głosie. Za bardzo się stresowała. W sumie sama nie za bardzo wiedziała czym.

- Nic. - jej głos był cichy, ale ostry. Severus uniósł brew, prawie żałując, że się odezwał.

- Więc na co czekamy? - Kobieta potrząsnęła głową.

- Na nic. - warknęła cicho, tak by nikt niepowołany nie usłyszał. Następnie ruszyła do przodu. Severus tylko wzruszył ramionami i dotrzymał jej kroku. Zupełnie tego nie rozumiał.

-... Albusie, kiedy poznam nową uzdrowicielkę. - to był głos Poppy.

- Cierpliwości, moja droga.

- Nie zdradziłeś mi nawet jej imienia i nazwiska! - matrona brzmiała na lekko oburzoną tym faktem.

- Ciekawe, gdzie Albus ją znalazł. - Pomona była również ciekawa, jak pozostała część obecnego personelu.

- Mogę ci obiecać, że się nie rozczarujesz, Poppy. Ja sam ją poznałem i jest to kobieta bardzo sumienna, utalentowana i doskonale wyszkolona. - zagwarantował Dumbledore. Dyrektor był tego bardzo pewny, na co Poppy spojrzała nieco sceptycznie. Każdy wiedział o wyborach nauczycieli obrony. No cóż... Nie każdy posiadał ku temu predyspozycje.

- Zupełnie jak jej mąż. - dodała Minerwa, sugestywnym głosem. Dyrektor domyślił się, że musiał już spotkać ich po drodze, a więc już lada moment powinni się pojawiać. Albus nie wątpił, że nie ukażą swojej wrogości przed resztą personelu. Oboje byli utalentowani i znali cenę najmniejszej pomyłki.

- Poznałaś ją?

- Czy to ktoś kogo znamy? - Tę chwilę Severus wybrał, by wejść do środka.

- Dzień dobry! Przepraszamy za spóźnienie. - odezwał się Mistrz Eliksirów, wchodząc z Cyntią do środka. Wszystkie obecne głowy obróciły się w ich stronę. Na twarzach pracowników Hogwartu pojawiło się zaskoczenie i zmieszanie, widząc Naczelny Postrach Hogwartu wchodzącego z jakąś kobietą pod ramię. Widok był niesłychany. Nigdy wcześniej nie widzieli go w takiej sytuacji.

- Nic nie szkodzi. Siadajcie. - dyrektor wskazał dwa krzesła obok siebie. Severus zajął miejsce obok dyrektora, a Cyntia puściła jego ramię i usiadła obok niego, mając po prawej stronie Poppy Pomfrey. - Pozwólcie, że przedstawię nową, drugą uzdrowicielkę i żonę naszego Mistrza Eliksirów, panią Cyntię Snape. - w pierwszej chwili w pokoju nastała cisza, bo każdy był ogłuszony usłyszaną rewelacją. Żona Severusa Snape'a?

     Severus nie mógł powstrzymać złośliwego uśmiechu. Reakcja personelu była bezcenna.

     Tymczasem Cyntia siedziała sztywno, czując się, jak ciekawy składnik eliksiru badany pod lupą. Nie podobało jej się to uczucie.

     Dopiero po chwili w pomieszczeniu nastał harmider.

- Co?

- Czy to prawda?

- Albusie, czy...?

- To rzeczywiście prawda, Severusie? - zbiór podobnych fraz zasypał pokój.

- Moi drodzy, gratulować będziecie późnej. - Severus zmroził dyrektora spojrzeniem, ale iskierki nie zniknęły z błękitnych oczu Dumbledore'a. - Teraz zajmijmy się tym, po co się tu zebraliśmy.

- Czyli poznaniem nowej uzdrowicielki, Albusie. - odezwała się Poppy, sadowaiąc się na swoim krześle, zanim zwróciła się do Cyntii. - Moja droga...

- To może pokażesz Cyntii Skrzydło Szpitalne? Jeszcze tam nie była. - zaproponował dyrektor.

- Dobry pomysł, Albusie. - zwróciła się do Severusa, uśmiechając się. - Severusie, pozwolisz, że porwę twoją żonę na jedną chwilę. - obecni nauczyciele uśmichnęli się do siebie. Severus zastanawiał się, kiedy skończą robić z tego taką sensację.

- Jeżeli ona sama tego chce to jej nie zatrzymuje. - odpowiedział Mistrz Eliksirów, zarkając na Cyntię, która kiwnęła głową, lekko się uśmiechając do męża. Ale tylko on wiedział, że jest on wymuszony.

- Chętnie zobaczę Skrzydło Szpitalne. Przy okazji będę miała okazję, zwiedzić trochę Hogwartu. - odezwała się delikatnym głosem, wstając razem z Madame Pomfrey.

- Będziesz wiedział, gdzie nas znaleźć, Severusie. - Mistrz Eliksirów skinął głową, a dwie kobiety wyszły, odprowadzone jego spojrzeniem. Gdy drzwi się zamknęły, Cyntia podążyła za Madame Pomfrey w kierunku Skrzydła Szpitalnego. - Musisz wybaczyć nam to zaskoczenie, ale nikt z nas nigdy nie spodziewał się, że Severus może się ożenić. Ta informacja była zaskakująca. - Poppy poczuła się w obowiązku wytłumaczyć reakcję kolegów. Cyntia uśmiechnęła się wyrozumiale.

- To nic dziwnego, Madame Pomfrey. Znając osobowość i reputację Severusa, spodziewałam się podobnej reakcji. - odpowiedziała młodsza kobieta, wewnętrznie krzywiąc się, że musiała mówić o nim tak, jakby rzeczywiście byli kochającym małżeństwem. Z roztargnieniem zauważyła, że szkolna uzdrowicielka nic się nie zmieniła. Była dokładnie taka jaką pamiętała ze swoich lat w Hogwarcie.

- O tak! Jego reputacja jest powszechna. - Poppy zachichotała. - Szczególnie starsi studenci lubią straszyć nią pierwsze lata. - Pomfrey spojrzła na młodszą czarownicę. - Kiedy wzięliście ślub?

- 17 sierpnia 1981 roku. - zanim Poppy zdążyła się zdziwić, Cyntia wyjaśniła, co się stało, a mianowicie powtórzyła historyjkę wymyśloną przez Severusa. Madame Pomfrey była zmartwiona, ale i trochę oburzona.

- To straszne, co wam się przydarzyło. Taka rozłąka na dziesięć lat i to zaraz po ślubie... Nie rozumiem tylko, dlaczego Severus nikomu nic nie powiedział. Gdybym wiedziała, może już wcześniej udałoby się znaleźć przeciw zaklęcie. - Cyntia pokręciła głową, szybko myśląc. - Ale to jest cały Severus. Zawsze ze wszystkim chce radzić sobie sam.

- Wiele razy nie miał wyboru. - odparła cicho, myśląc o jego dzieciństwie. Musiał sobie radzić z rzeczyami, z którymi każde inne dziecko nie. To sprawiło, że szybko dorósł. Za szybko.

- Niestety tak. - Poppy uśmiechnęła się do Cyntii - Ale już nie jest sam. Ma ciebie. - Cyntia posłała jej sztuczny uśmiech. Gdyby tylko wiedziała, że to małżeństwo jest fikcją...

- Wracając do twojej pracy jako uzdrowicielki. Powiedz mi o swoich kwalifikacjach. Lubisz to?

- Ten zawód od zawsze mnie fascynował. Lubiłam pomagać innym i uczyłam się też w tym kierunku. Po skończeniu studiów rozpoczęłam roczny staż w Św. Mungo. Potem miałam zamiar starać się o stałą posadę, ale zdarzył się ten niefortunny wypadek. - chociaż w kwestii swojego wykształcenia nie musiała kłamać, z czego była zadowolona. Madame Pomfrey chyba również odpowiadały jej kwalifikacje, bo pokiwała głową z aprobatą.

- Do jakiej szkoły chodziłaś? - Cyntia nagle zaczęła myśleć jeszcze szybciej. Hogwart zdecydowanie odpada. Nie mogła też podać jednej z Europejskich szkół, bo nie ma tam jej akt. Jako, że była czarownicą czystej krwi, mogła jedynie powiedzieć...

- Uczyłam się prywatnie. - prywatne lekcje to chyba był najmądrzejszy wybór. - Uczył mnie... Aleksiej Doroczenko. - podała pierwsze znajome nazwisko jakie przyszło jej do głowy. Był to rosyjski czarodziej, będący znanym nauczycielem, uczącym dzieci rodzin czystej krwi. A ponieważ już nie żył, nie było obawy, że zdradzi, że to było kłamstwo.

- Rozumiem. Miałaś dobrego nauczyciela. - Poppy pokiwała głową z uznaniem. - Nie muszę się martwić o twoją wiedzę. Poza tym twój mąż jest Mistrzem Eliksirów. - matrona uśmiechnęła się. - A o to jesteśmy! - Poppy otworzyła drzwi i weszła do Skrzydła Szpitalnego, a Cyntia z nią. Ambulatorium nic się nie zmieniło, podobnie jak Hogwart. Pościelone łóżka, zapach krochmalonej pościeli, białe parawany. Cyntia doskonale pamiętała, gdy przebywała tutaj kilka razy lub odwiedzała... Nie ważne.

- Tutaj, jak widzisz, jest główna sala. Za tamtymi drzwiami jest prywatny pokój, z którego korzystają nauczyciele lub wyjątkowe przypadki. Tutaj znajduje się składzik z eliksirami, a tu gabinet i wejście do mojej kwatery. - wyjaśniła Poppy, wskazując po kolei każde miejsce. - Tak, więc mogę powiwdzieć: "Czuj się jak u siebie". Mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaisz. - powiedziała starsza uzdrowicielka z uśmiechem.

- Ja również, madame Pomfrey. - Cyntia kiwnęła głową.

- Poppy wystarczy, moja droga.

- Oczywiście Madame... Poppy. - Cyntia dziwnie się czuła zwracając do uzdrowicielki po imieniu. Całe życie była dla niej "madame Pomfrey". Jednak czuła, że szybko się do tego przyzwyczai.

~*~*~

- Będziesz wiedział, gdzie nas znaleźć, Severusie. - Mistrz Eliksirów skinął głową, a dwie kobiety wyszły, odprowadzone jego spojrzeniem. Gdy drzwi się zamknęły, jego uwaga została zwrócona na pozostałych kolegów po fachu, którzy przyglądali mu się z ciekawością.

- Wybacz nam nasze zaskoczenie, Severusie, ale nie wiedzieliśmy, że się ożeniłeś.

- Chciałeś chyba powiedzieć, Filiusie, że nie wiedzieliśmy, że w ogóle ma coś takiego w planach. - Sinastra jak zwykle musiała wtrącić swoje pięć groszy. - I nie to, że wtrącam się w twoje prywatne sprawy, Severusie.

- Ależ oczywiście, Auroro, przecież plotki to zajęcie portretów, a nie nauczyciela astronomii. - Mistrz Eliksirów nie raz miał dosyć wścibstwa niektórych członków sztabu. To był jednej z tych momentów.

- To nie zmienia faktu, że jest to zaskoczeniem, Severusie. - odezwał sie Filius. Mistrz Eliksirów prychnął.

- Jasne. Za nie długo napiszą o tym na pierwszej stronie Proroka. - znów pojawił się sławny sarkazm Severusa Snape'a.

- Uważaj, Severusie, czego sobie życzysz. Rita Skeeter chętnie przeprowadziłaby z wami wywiad. - zachichotała Minerwa wyraźnie rozbawiona. Severus rzucił Głowie Gryffindoru pogardliwe spojrzenie.

- Chyba twoje Wewnętrzne Oko potrzebuje okularów, bo jego zdolności jasnowidzenia zaczynają słabnąć, Minerwo. - rzucił ze złośliwym uśmieszkiem. - Może powinnaś umówić się na herbatkę z Sybill, która chętnie powróży ci z fusów i doradzi, który model wybrać. - część nauczycieli zachichotało. Historia lubi się powtarzać. Co roku tak samo zaczyna się spotkanie personelu. Od niewybrednej porcji żartów i sarkastycznych uwag Mistrza Eliksirów.

- Severusie, mój drogi, może wpadniesz z żoną do mojej wieży? Mam nową mieszankę herbat... - Sybilla, jak widać, usłyszała swoje imię, ale nie dotarł do niej kontekst zdania. Spojrzała przez wielkie szkła na Mistrza Eliksirów.

- Która jeszcze dokładniej przepowiada liczbę zgonów? - zapytał sarkastycznie Opiekun Slytherinu. Kilka osób w pokoju parsknęło śmiechem. Prognozy śmierci Sybilli Trawelny były, aż nazbyt znane w całej szkole. Gdyby wszystkie się sprawdzały w Hogwarcie nie byłby żywej duszy. - Dziękuję, Sybill, ale nie mam życzenia śmierci.

- Jakbyś zmienił zdanie...

- To wyślę sowę zza światów. - odciął się Severus, wiedząc, że prędzej porzuci swoje nazwisko, niż wybierze się na herbatkę z obłąkaną koleżanką.

- Po tej zabawnej dyskusji przejdźmy do celu naszego spotkania. - wtrącił się rozbawiony dyrektor. W oczach starszego czarodzieja, jak zwykle tańczyły wesołe ogniki. - Jak co roku mamy całą kadrę pedagogiczną w komplecie poza nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Ogłoszenie zostało już wystawione z Proroku Codziennym. Teraz należy czekać na kandydatów.

- Mam tylko nadzieję, że w tym roku będzie to ktoś bardziej kompetentny niż profesor Rogers. - podsumowała Pomona. Nauczycielka zielarstwa zawsze była optymistycznie nastawiona do nowych nauczycieli OPCMu, ale profesor Christian Rogers nawet jej się nie spodobał. Jego metody nauczania miały wiele do życzenia.

     Severus również nie lubił tego nauczyciela obrony. No dobra! Nie lubił każdego. Ale profesor Rogers zaskarbił sobie jego szczególną niechęć. Zwłaszcza przez żałosne próby naśladowania sławnego sarkazmu Severusa Snape'a.

- Nadzieja matką głupich. - mruknął Severus pod nosem. - Ciekawe czym zasłynie tegoroczny idiota...

- Myślisz, że ty bardziej byś się bardziej nadawał? - zapytała Clarity, ucząca mugoloznawstwa. Mistrz Eliksirów prychnął.

- Na moich lekcjach uczniowie nie goniliby chochlików po klasie, zamiast się uczyć.

- To dlaczego nie złożysz podania? - Albus zadał pytanie retoryczne, doskonale znając odpowiedź.

- Wiedząc, co się dzieje z nauczycielami tego przedmiotu, wolę pozostać w lochach ze swoimi eliksirami. - Ponieważ pozycja nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią została przeklęta, zajmującym tę posadę przydarzają się różne niefortunne zdarzenia, dlatego każdy nie wytrzymuje dłużej niż jedną kadencję. Właśnie dlatego co roku dyrektor musi szukać nowego ochotnika na to stanowisko.

- Wracając do naszego spotkania. Jak już niektórzy wiedzą, będzie to wyjątkowy rok dla czarodziejskiego świata.

- Oczywiście! W końcu nie co roku nasz upierdliwy Nietoperz się żeni. - odezwała się Minerwa. Osoby obecne w pokoju parsknęły cichym chichotem. Owy Mistrz Eliksirów przewrócił oczami, zanim rzucił Szkockiej Lwicy spiczaste spojrzenie. Severus miał ochotę zadusić Minerwę, bo robi z tego niepotrzebną sensację. Zupełnie jakby małżeństwo było czymś nadzwyczajnym. Chociaż w jego przypadku może i było? Jakikolwiek był powód Mistrz Eliksirów miał ochotę nakarmić starego kota jednym z tych cholernych cukierków bliźnieków Weasley.

- To także może być powodem. - dyrektor mrugnął, zanim Severus mógł wygłosić jedną ze swoich sarkastycznych uwag. - Jednak nie to miałem na myśli. W tym roku swoją edukację w Hogwarcie zaczyna Harry Potter. - Mały harmider zapanował w pokoju. Severus przewrócił oczami. Oczywiście! Bachor Pottera przychodzi do Hogwartu i wszyscy robią z tego sensację. Jakby Chłopiec-Który-Przeżył mało miał już uwagi. Czy tylko on traktował go jak każdego innego ucznia?

     Zachwyt na twarzach innych powiedział mu, że tak jest. Severus był zdecydowany traktować go jak każdego innego. Nie będzie miał żadnych nadzwyczajnych przywilejów. Nie u niego.

- Ciekawe jaki jest? - zastanawiała się Minerwa. Severus prychnął.

- Powiem ci jaki, droga Minerwo. - odezwał się Mistrz Eliksirów z podszytym szyderstwem w głosie. - Jak jego ojciec. Głośny, rozpuszczony, heroiczny, arogancki. Innymi słowy gryfoński.

- Nie obrażaj mnie, Severusie. - nauczycielka wcale nie była zła. Była tylko lekko skwaszona. Już dawno przyzwyczaiła się do dwrin Opiekuna Slytherinu skierowanych w jej dom.

- Nie obrażam ciebie. Obrażam Pottera.

- Obrażasz Gryffindor, a ja jestem jego Opikunką.

- Skąd wiesz, że trafi do Gryffindoru? - oczywiste pytanie z ust Opiekuna Ravenclawu i równie oczywista odpowiedź.

- Spodziewasz się Chłopca-Który-Przeżył w Slytherinie, Filiusie? - szyderstwo było oczywiste.

- A tak czysto teoretycznie, co byś zrobił, gdyby rzeczywiście tam trafił? - Irma Prince wtrąciła się do rozmowy. Severus rzucił jej ironiczne spojrzenie.

- Groziłbym tej przeklętej czapce, by oddelegowała bachora gdzie indziej, byle zdała ode mnie.

- Nie wątpię, że przekupiłbyś Tiarę Przydziału, gdyby było to możliwe. - zachichotał Albus. Nikt w to nie wątpił. Severus przewrócił oczami.

- Oczywiście!

- Och, nie bądź taki sardoniczny, Severusie. - Minerwa nic nie robiła sobie z jego spiczastych spojrzeń.

- Już nie długo żona zmieni to jego kostyczne usposobienie. - zaśmiała się Pomona. Teraz cały pokojem wstrząsnął śmiech obecnych. Severus otworzył usta jak złota rybka, zanim zamknął je z trzaskiem. Nie łatwo było sprawić, by Severus Snape nie wiedział, co powiedzieć. Dlaczego wszyscy uważali to za takie zabawne?

- Jeszcze czekać, aż będzie śmiał się, spacerując po Hogwarcie w kolorowych szatach. - Minerwa brzmiał na bardzo rozbawioną

- Na pewno nie! - ta buntownicza odpowiedź sprowokowała kolejną salwę śmiechu. Znów padł ofiarą własnej broni. I to kolejny raz w ciągu tygodnia.

- Dajmy mu spokój, bo Hogwart będzie szukał nowego Mistrza Eliksirów, z powodu ucieczki obecnego.

- Albo nowej kadry. - mruknął Severus pod nosem, zirytowany. Mistrz Eliksirów wiedział, na co się pisze, zgadzając się na absurdalny plan dyrektora. Ale nie zrobił tego z powodu Albusa. Zrobił to dla Lily. Tylko dla niej. Zrobił to, by była bezpieczna.

~*~*~

- Ciekawe... Bardzo ciekawe... - Olivander mamrotał swoim nafaszerowanym dramatyzmem głosem. - Bo widzisz, panie Potter. Właścicielem różdżki, która zrobiła ten znak był...

- Voldemort. Tak wiem! - przerwała nieuprzejmie Harry Potter, stojąc z założonymi rękami, będąc bardzo znudzony. Rodzice zostawili go u Olivandera, by zdobył swoją różdżkę i kazali mu na siebie poczekać tutaj. Już wcześniej był tutaj, gdy ojciec kupował nową różdżkę, gdy stara została zniszczona, więc miał już styczność z drmatycznymi przemowami sprzedawcy różdżek. Sam Harry miał dość starszego człowieka, już wtedy.

- Nie wolno wymawiać tego imienia! - Olivander był przerażony zachowaniem Chłopca-Który-Przeżył i z trwogą rozglądał się po sklepie, jakby zaraz sam Czarny Pan miał wyskoczyć z cienia.

- To tylko imię. - Harry wzruszył ramionami, jeszcze bardziej znudzony. - Ile za różdżkę?

- Osiem galeonów. - młody Potter arogancko rzucił pieniądze na stół. - Do widzenia! - chłopiec wyszedł, nie oglądając się za siebie, a także wbrew poleceniu rodziców. Ulica Pokątną nie była bardzo zatłoczona. Był dopiero początek wakacji i wiele uczniów jeszcze nie robiło szkolnych zakupów. Robili to tylko nieliczni jak Harry, który namówił rodziców, ponieważ bardzo chciał już zapakować swój kufer.

     Nie mógł się doczekać pójścia do Hogwartu. Słyszał tyle opowieść od rodziców i wujków. Chciał w końcu na własne oczy zobaczyć majestatyczny zamek z jeziorem u jego stóp oraz Zakazanym Lasem, majczącym w oddali. Nie to, że nigdy wcześniej tam nie był. Raz został zabrany tam przez tatę, gdy był młodszy, ale to było dawno temu. Nie pamiętał już tego dokładnie, poza tym nie miał okazji się zająć odkrywaniem sekretów zamku.

     Harry już znał niektórych nauczycieli. Profesor McGonagall był kilka razy w ich domu. Miał też okazję poznać profesora Filwicka, Sprout, madame Pomfrey, Hooch. Najbardziej zapamiętał profesor McGonagall, w końcu była Głową jego przyszłego domu. Dlaczego był taki pewny swojego przydziału?

     To proste. Był Harry'm Potterem, Chłopcem-Który-Przeżył, bohaterem czarodziejskiego świata. Do którego domu pasowałby lepiej niż do Gryffindoru, Domu ludzi odważnych i szlachetnych jak jego rodzice? Oczywiście, że nie! Zresztą jego przyjaciel, Ron Weasley uważa tak samo.

     Harry nie brał pod uwagę innego wyboru Tiary Przydziału. Chociaż miał już wyrobioną opinię o każdym z domów.

     Ravenclaw - dom kujonów. Ludzi, którzy nie widzą    świata poza książkami. Dla Harry'ego zdecydowanie zbyt dużo ślęczenia w bibliotece.

     Hufflepuff - dom, do którego trafiają ci, którzy nie pasowali do pozostałych trzech. Nieoficjalna zbieranina nie posiadających żadnych konkretnych talentów. Harry stwierdził, że to zdecydowanie nie dla niego dom. Był utalentowany. Potrafił najlepiej ze wszystkich, grać w Quidditcha. Jego rodzice i wujkowie twierdzili, że będzie także świetnym aurorem.

     Gryffindor - dom ludzi odważnych i szlachetnych jak jego rodzice. Dom dla najlepszych. Harry był pewien, że to będzie jego przydział. W końcu urodził się Gryfonem!

     I Slytherin - dom, który produkuje najwięcej czarnoksiężników. Miejsce dla fascynatów Czarnej Magii i fanatyków idei czystej krwi. Czyli najgorszy ze wszystkich domów. Podstępne węże, które cały czas coś knują. Harry słyszał też o ich przerażającej Głowie Domu. Nie miał okazji spotkać profesora Snape'a, ale słyszał, że jest to najmniej lubiany nauczyciel w Hogwarcie i macza palce w Czarnej Magii oraz gardzi Gryfonami. Harry stwierdził, że go nie lubi, ale nie przejął się zbytnio opinią Snape'a jako przerażającego. Jego nikt nie zdoła go przestraszyć, nawet ktoś taki jak Hogwardzki Mistrz Eliksirów. Oboje z Ronem stwierdzili podobnie.

     Idąc ulicą Pokątną, Harry zastanawiał się, jak będzie wyglądało życie w Hogwarcie. Był tak zamyślony, że nawet nie zauważy, że wchodzi komuś pod nogi, zanim nie uderzył w coś, przewracając się. A raczej w kogoś.

- Uważaj jak chodzisz! - warknął wybraniec, podnosząc się z ziemi.

- To ty wpadłeś na mnie, Potter. - zauważył uprzejmie drugi chłopiec, również wstając. Harry nie pytał, skąd zna jego nazwisko, bo każde dziecko w czarodziejskim świecie je zna. Zamiast tego zmierzył drugiego chłopca spojrzeniem. Miał starannie ułożone blond włosy i szare oczy, a rysy gładkie. Szaty miał czyste, schludne i idealnie wyprasowane. Harry skrzywił się. Przed nim stał Draco Malfoy.

- Pilnuj swojego interesu, Malfoy! - wypluł Potter, poprawiając szaty.

- To nie tak, że się wtrącam. - odparowała młody arystokrata. - Poza tym mam ciekawsze zajęcia, niż myślenie, jak wygląda pełne sławy życie Chłopca-Który-Przeżył. - stwierdził złośliwie Malfoy.

- Jest zdecydowanie lepsze niż fanatyka Czarnej Magii! - warknął Potter. Malfoy zbladł, co było nadal widoczne mimo jego ogólnej bladości.

- Zamknij się, Potter. - warknął arystokrata, siląc się na spokój, wobec impertynencji drugiego chłopca. Przelotnie zgodził się z wujkiem Severusem w kwestii arogancji Harry'ego Pottera. Draco nie był taki. Był bardziej opanowany, a nie jak brawurowy Gryfon. Oczywiście znał opinię swojej rodziny jako czystkrwistych fanatyków, ale zarówno ojciec jak i matka mówili, żeby się tym nie przejmował. Chociaż było to trudne.

- Co? Prawda w oczy kole? - Młody Potter, widząc po zaciśniętych pięściach drugiego chłopca, że trafił w punkt.

- Harry? Co tutaj robisz? Miałeś być u pana Olivandera. - do chłopców podszedł James Potter wraz z żoną, zauważając swojego syna.

- Tak, ale nie mogłem już słuchać opowiadań sprzedawcy. - Mary nadal miała na ustach karcący wyraz, ale twarz Jamesa złagodniała.

- Rzeczywiście. Sam mam dość jego bzdurnych opowiadań. - starszy Potter dopiero teraz zauważył Dracona. - Draco Malfoy, czy tak? - zapytał wyniośle, patrząc na małego blondyna jak na coś gorszego.

- Tak, proszę pana. - potwierdził chłopiec uprzejmie, co spowodowało małą zmarszczkę zaskoczenia na twarzy Jamesa.

- Jesteś sam? Ojciec zapewne w pracy. Przecież służba nie drużba.

- James! - synkęła Mary potępiająco. - To jeszcze dziecko. - zbeształa męża, tak cicho by tylko on słyszał.

- Mary...

- Tutaj jesteś, Draco! - do grupy dołączyła Narcyza Malfoy wraz z mężem. Draco wewnętrznie westchnął z ulgą na widok rodziców. Nie polubił Chłopca-Który-Przeżył, a pojawienie się jego rodziców, którzy ewidentnie byli raczej wrogo nastawieni mu się nie podobało i czuł się źle w ich towarzystwie.

- Dzień dobry! - odezwał się Lucjusz Malfoy chłodnym głosem. Jakoby tego nie wymagała uprzejmość, nie przywitałby się z Potterem, wiedząc jakie z niego paskudne ziółko. Zrobił to jedynie z grzeczności.

- Dzień dobry! - odpowiedziała Mary, bo James wcale nie miał zamiaru się odzywać. Nadal uważał, że każdy Śmierciożerca powinien gnić w Azkabanie. No, ale oczywiście niektórym się udało uniknąć tego losu.

- Jak tam, Malfoy? Służba nie drużba, co nie? - Lucjusz przewróciłby oczami, gdyny nie urągało to jego godności.

- Jak się czujesz z myślą, że twój drogi syn, może skończyć w Slytherinie? - zapytał złośliwie arystokrata.

- Mój syn to urodzony Gryfon, a nie przebiegły wąż! - warknął Potter senior.

- Ah tak? Ciekawe po kim miałby odziedziczyć tą szlachetność. Zastanawiam się, jakim cudem udało ci się przekupić Tiarę Przydziału, by umieściła cię w Gryffindorze, Potter. Intryga, którą opisała Skeeter była czysto Ślizgońska. Do widzenia! - Potter poczerwieniał ze złości na wspomnienie artykułu Rity Skeeter, ale nie zdążył odpowiedzieć, bo rodzina Malfoy'ów zniknęła w tłumie innych.


~*~*~

astępny rozdział: "9. Zaproszenie."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top