57. Sylwester w Malfoy Manor. Cześć I

- Gotowa?

- Tak. - odparła Cyntia, patrząc wprost w jego oczy. Trzymała mocno jego dłoń, która była ciepła i pocieszająca, niosąc ze sobą poczucie bezpieczeństwa.

     Severus delikatnie skinął głową i po chwili zniknęli z Zakazanego Lasu, by po kilku sekundach się pojawić przed dumnym i majestatycznym dworem, z rozległymi, zadbanymi ogrodami.

     Stali przed bramą Malfoy Manor.

     Cyntia z ciekawością i nie małym zachwytem podziwiała majestatyczny dwór, którego nie miała wcześniej okazji oglądać z zewnątrz na żywo. Raz tylko widziała zdjęcie w Proroku Codziennym, jednak to nie było to samo. Rozległe, zadbane ogrody budziły nie mały podziw, nawet teraz, w tym zimowym krajobrazie. Z zewnątrz dorównywał on elegancją bogatemu wystrojowi wnętrza. Cyntia nie była tym zdziwiona. W końcu powszechnie wiadome było, że rodzina Malfoy'ów lubuje się w złocie i wystawnym życiu. W zasadzie Cyntia też powinna to lubić, a raczej udawać, że tak, bo w końcu „należała” do rodziny Lucjusza, jako jego „siostra”. Jednak trudno jej było podzielać jego częściowo udawaną wyższość, którą arystokrata miał najwyraźniej we krwi. Jednak starała się, jak tylko mogła, by wykazywać pewne podobieństwo do przyszywanego brata.

     Trzymając dłoń Severusa, Cyntia szła u jego boku po brukowanym dziedzińcu, który był starannie odśnieżony przez skrzaty. Po obu stronach chodnika rósł wysoki żywopłot, zaraz za strzelistymi latarniami, które paliły się ciepłym światłem, oświetlając dziedziniec. Para podeszła do bramy, która sama otwarła przed nimi swoje wrota, które cicho zaskrzypiały. Severus i Cyntia przeszli przez bramę, która zamknęła się za nimi. Blondwłosa kobieta ukradkiem się rozglądała po otoczeniu, by nie wyglądała, jakby to wszystko było dla niej całkiem nowe. Nigdy nie sądziła, że ze spokojnego miasteczka niedaleko Spinner's End trafi do jednej z wyższych czarodziejskich kast.

     Para weszła do przestronnego holu, gdzie Lucjusz witał gości. Narcyza musiała być w jednym z salonów, pilnując czy ich gościom czegoś nie brakuje, jak na dobrą panią domu przystało. Malfoy'owie mieli dobrą opinię, jako o gospodarzach i dbali by taka ona pozostała. Cyntia odpięła swój płaszcz, czując, jak Severus pomaga jej go zdjąć, zanim skrzaty zabrały oba okrycia.

- Severus! Naprawdę nie sądziłem, że przyjdziesz. - powiedział rozbawiony Lucjusz, gdy dostrzegł ich wśród innych. Arystokrata był ubrany w eleganckie, ciemno zielone szaty czarodzieja, a jego nienagannie uczesane blond włosy, były związane na karku czarną wstążką. Kilka par oczu zwróciła się w ich stronę, ciekawie obserwując Państwo Snape.

- Co roku mówisz to samo, Lucjuszu. - zauważył Severusa tak uprzejmie, że aż kpiąco. No, ale czego się dziwić. W końcu to był Severus Snape.

- A ty co roku przychodzisz, drogi szwagrze. - chociaż twarz Lucjusza była raczej poważna, na jego ustach błąkał się lekki, rozbawiony uśmiech, podobnie jak wesoły blask w szarych oczach. - Witaj, moja droga siostro!

- Witaj, Lucjuszu. - odparła Cyntia, patrząc na przyszywanego brata z nutą wesołości i jednocześnie opanowania w głosie. Na twarz Malfoy'a wpłynął delikatny uśmiech, gdy lekko przytulił „siostrę", ignorując nieco dziwną minę jej męża, który... Hm... Wyglądał jakby był gotowy poucinać mu za to ręce. Lucjusz potraktował to za dobry znak, że może w końcu się ruszył w sprawie swoich uczuć do... No swojej własnej żony. Jakkolwiek ironicznie to brzmiało.

- Pięknie wyglądasz. Oczywiście jak zawsze. - Cyntia przewróciła oczami na komplement Lucjusza. Miała wrażenie, że arystokrata ma komplementowanie kobiet we krwi.

- Dziękuję, Lucjuszu, ale to chyba Narcyzie powinieneś prawić pochlebstwa. - zauważyła rozbawiona Cyntia.

- Cyntia ma rację. W końcu to z nią mieszkasz pod jednym dachem. - dodał złośliwie Mistrz Eliksirów. - Chyba, że lubisz sypiać na kanapie.

- Wiem, że ty nie bardzo, Severusie. - odgryzł się bezczelnie Lucjusz z niewinnym uśmieszkiem. Severus przewrócił oczami. - Zapraszam dalej. Za chwilę zrobi się tu tłoczno, bo wszyscy się zlecą. - wyszukanym gestem ręki zaprosił ich dalej. Miał rację, bo zbliżała się umowna godzina spotkania, zawarta w zaproszeniu. Severus ponownie złapał Cyntię za rękę, delikatnie trzymając w swojej własnej. Pani Snape zerknęła na niego krótko, a przez jej usta przemknął lekki uśmiech.

- Nie sądziłem, że spotkanie sylwestrowe da ci tyle radości. - odezwał się cicho do niej Severus.

- To nie ono mnie tak cieszy. - odparła zagadkowo, przygryzając delikatnie dolną wargę. Severus uniósł delikatnie brew w subtelnym pytaniu.

- Nie? Więc co takiego?

- Moja słodka tajemnica, kochanie. - odparła łobuzersko Cyntia, będąc ciekawa jego miny na ostatni zwrot. Severus zrobił wyjątkowo dziwną minę, będącą mieszaniną zaskoczenia i osłupienia oraz subtelną nutą ucieszenia, którą udało się jej dostrzec w jego czarnych oczach. Ciepły blask, który sprawiał, że czerń była jakby cieplejsza, a tęczówki nie przypominały bezdennych tuneli. Teraz Cyntia już wiedziała, czym on jest spowodowany. Ostatni puzzel został dodany do układanki, rozwikłując tajemnicę motywów Mistrza Eliksirów.

- Witaj, Severusie... I Cyntio. - dodał niechętnie Tobias Snape, witając syna i synową. Na twarzy starszego mężczyzny był widoczny grymas niechęci, który starannie ukrywał za obojętnością. Nie sprawiało mu radości przebywanie w tym... Domu, gdyż wiedział do kogo on należy, a Tobias nienawidził Malfoy'ów z pasją. Jednak nie okazywał bardzo jawnie swojego niezadowolenia. Czarny Pan nie byłyby zadowolony z podziałów wśród swoich sług. Tobias nie był też zadowolony, że jego syn, ożenił się z jedną z Malfoy'ów. Jedyne na, co nie mógł być zły, to że jego syn kontynuował tradycję czystokrwistości rodu. To był jedyny walor, który mu odpowiadał, może jeszcze oprócz faktu, że siostra Malfoy'a naprawę urodziwa i był pewien, że nie jeden mężczyzna zawieszał na niej oko. Jednak nie był zadowolony, że posiadała własny rozum i go używała, ponieważ, jako kobieta, powinna znać swoje miejsce. Severus jednak uważał inaczej. Jego syna miał zbyt wiele ze swojej mugolskiej matki...

- Dobry wieczór, ojcze. - przywitał się chłodno Severus, jak zwykle zresztą. Mistrz Eliksirów nie pamiętał, by kiedykolwiek żywił do swojego ojca ciepłe uczucia, nawet jako dziecko. Z drugiej strony było dokładnie tak samo.

- Dobry wieczór, panu. - Cyntia zachowała płaski ton głosu, niemal zupełnie pozbawiony emocji. Kobieta nie mogła powiedzieć, że lubiła swojego teścia. On jej zresztą też.

- Nie sądziłem, że was tu zobaczę. - odezwał się ponownie Tobias, próbując zacząć rozmowę, na którą Severus zupełnie nie miał ochoty. Chyba wolał słuchać paplaniny Nott'a o skokach giełdowych.

- Mogę powiedzieć to samo o tobie, ojcze. Z tego co wiem, nie lubisz takich przyjęć. - odparł chłodno Severus, patrząc na ojca nieco z góry. Obaj mężczyźni byli podobnego wzrostu, chociaż młodszy czarodziej był o kilka centymetrów wyższy.

- Ty również, Severusie. Masz to po mnie.

- Coś wspólnego musimy mieć. - zauważył kwaśno. Osobiście Severus wolał nie mieć nic po ojcu, który nigdy nim dla niego nie był. To, jak się do niego zwracał, było tylko tytułem i niczym więcej.

- Zgaduję, że to pewnie twoja żona cię namówiła. - wzrok Snape'a Seniora zjechał na jego synową.

- Nie musiałam długo przekonywać mojego męża. - odpowiedziała spokojnie Cyntia, delikatnie gładząc kciukiem dłoń czarnowłosego mężczyzny, która była większa od jej drobnej ręki. - Nie zauważyłam pańskiej żony. Źle się czuła? - zapytał uprzejmie bez kpiny, ale sugestywnie.

- Niestety. - niechętnie przyznał starszy Snape, mając kwaśną minę. - Przeziębiła się.

- Współczuję. - odparła Cyntia fałszywie współczującym głosem, w którym nie dało się zarzucić ani grama fałszu. Idealnie to zamaskowała, że Severus aż był pod wrażeniem zdolności aktorskich. - Oby szybko wróciła do zdrowia. W końcu częste choroby nie wpływają dobrze na dobre imię czystokrwistej rodziny. - dodała niewinnym głosem, używając podobnego doboru słów, którego kiedyś użył jej teść w liście. Tobias Snape zacisnął usta w wąską linię, prawie zgrzytając zębami, a jego oczy błysnęły gniewnie, co powiedziało Cyntii, że jej celnie wymierzona uwaga trafiła dokładnie w punkt.

- Moja żona ma rację, nie zgodzisz się, ojcze? - zapytał Mistrz Eliksirów, na którego ustach błąkał się delikatny, złośliwy uśmieszek. Nie raz był pod wrażeniem, jak bardzo Cyntia potrafiła być złośliwa. To było niepodobne do jej starego „ja”.

- Tak, to prawda. - Tobiasowi ledwie przeszło to przez gardło. Zgadzanie się z jego własnymi słowami nie było mu w tym momencie na rękę. - Nasza rodzina musi dbać o swoją opinię, którą ktoś zszargał przed laty. - powiedział z pogardą starszy mężczyzna, oczywiście mówiąc o ucieczce swojej pierwszej żony, a matki swego syna. Teraz przyszła kolej Severusa, by zwęzić usta i spiorunować ojca wzrokiem.

- Obaj wiemy, że były ku temu powody, ojcze. - powiedział niebezpiecznie uprzejmie Mistrz Eliksirów. Cyntia delikatnie ścisnęła jego dłoń w uspokajającym geście.

- Według mnie nie było żadnych. - odpowiedział beztrosko Tobias, ignorując ostre spojrzenie syna.

- Mam na głos ci je uświadomić, ojcze? Chcesz, by wszyscy posłuchali? Byłby to świetny materiał na artykuł na pierwszą stronę Proroka Codziennego, nie zaprzeczę. - odparował lodowato Mistrz Eliksirów. Jego głos miał tak minusowe temperatury, że był zdolny zamrozić szampana.

- Nie rób scen, synu! - syknął cicho starszy czarodziej, zauważając więcej spojrzeń kierowanych w ich stronę od innych. Nie były jednak zaskoczone, a ciekawe. Kłótnie w rodzinie Snape'ów nie były nowością, zwłaszcza gdy ścierały się dwa ogniste temperamenty ojca i syna.

- Dlaczego? Przecież lubisz rozgłosy...

- Wyobraź sobie, że nie. - sarknął najeżony mężczyzna, wyraźnie niezadowolony z przyciągania niepotrzebnej uwagi. - Nie wypada czarodziejowi czystej krwi wplątywać w żadne skandale. - powiedział wyniośle Tobias, dźwigając dumnie podbródek z wyższością, zupełnie jakby był ponad innymi.

- Podobnie jak... - Severus powstrzymał się od dalszej wypowiedzi, czując delikatne ściśnięcie dłoni przez Cyntię. Miał ochotę wygarnąć ojcu przed wszystkimi, jakim to był idealnym mężem i ojcem, ale pohamował się. Nie potrzebował uczestnictwa w jakimś skandalu. Wystarczająco jego głowę zaprzątał Czarny Pan, Zakon Feniksa i wszystkie dzieciaki, które musiał uczyć. - Nie myśl, że to koniec, ojcze. - warknął cicho, z nieskrywaną, chłodną furią.

- Severusie. - szepnęła Cyntia, w uspokajającym geście gładząc kciukiem jego dłoń. Wiedział z doświadczenia, jak wybuchowy, bywał temperament jej przyjaciela, dlatego starała się go od uspokoić. Wydawało się, że jej się udawało, widząc, jak wziął ukradkiem kontrolowany wdech, gromiąc zainteresowanych jednym spojrzeniem.

- Pozwalasz kobiecie sobą sterować? - Tobias prychnął cicho. - To nie przystoi czarodziejowi czystej krwi...

- Jakbyś nie wiedział, ojcze, jestem półkrwi. - wycedził Severus. Gniew czaił się gdzieś tam pod powierzchnią, jak wrząca lawa pod ziemią albo gorąca para, gotowa wybuchnąć, jak gejzer. - I Cyntia mną nie steruje, ani nie jest moją kukiełką, jak ty, marionetką w rękach Ravenny. - powiedział jadowicie Mistrz Eliksirów, który zawsze lubił mieć ostatnie słowo.

     Tobias zaczął zmieniać kolory, jak kameleon, czerwieniejąc i blednąc naprzemiennie ze złości. Cyntia miała wrażenie, że Severus właśnie przekroczył pewną niewidzialną granicę i Snape Senior był właśnie na granicy potężnego wybuchu.

- Witaj, profesorze Snape! Miło pana spotkać w ten sylwestrowy wieczór! - zanim Tobias zdołał wybuchnąć, na „scenie” pojawił się obecnie szósty mąż Glorii Zabini. Poprzedni ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, pozostawiając żonie i synowi wysokie spadki. Oczywiście każdy inteligentny wydedukowałby, że te zgony nie były przypadkowe, ale nikt nigdy nie znalazł dowodów, jeśliby takowe istniały. Obecny mąż pani Zabini był prawdopodobnie jej kolejną, nic nieświadomą ofiarą, ponieważ po trzeciej śmierci Severus przestał wierzyć, że byłby to przypadek albo pech.

- Dobry wieczór. - odpowiedział beznamiętnie Mistrz Eliksirów, zwracając uwagę od swojego ojca na ojczyma jednego ze swoich uczniów.

- Przyznaję, że nie spodziewałem się tu pana. Z tego co wiem, unika pan takich przyjęć. - wywołana rozmowa, ukróciła w zarodku awanturę pomiędzy dwoma Snape'a mi, która groziła wybuchem. Na szczęście.

- Czasem zmusza mnie do tego sytuacja. - odpowiedział zdawkowo nauczyciel. Raczej to jego rola zmuszała go do uczestnictwa w tego typu spotkaniach, ale Pan Zabini nie musiał tego wiedzieć. - Bycie nauczycielem w Hogwarcie, to praca na pełen etat.

- To zrozumiałe. Dzieciakom różne pomysły strzelają do głowy i trzeba mieć na nie oko przez całą dobę. - zaśmiał się serdecznie mężczyzna. Severusowi było prawie go żal, podejrzewając, jaki koniec go spotka. Musiał być bogaty, bo raczej dla urody Pani Zabini się z nim nie ożeniła, ponieważ pięknem nie grzeszył. Raczej niski wzrost, brązowe włosy, zaczesane gładko na bok, prześwitując delikatnie, bo za wiele ich nie było. Oczy zwyczajne, podkrążone lekkimi bruzdami, które pogłębiają się z wiekiem. Na twarzy miał prawie zawsze uśmiech, a nawet jeśli go nie było to i tak jego wyraz twarzy wyglądał serdecznie, co raczej nie pasowało do śmierciożerczego wzorca. Ale nie warto oceniać książki po okładce, bo zawartość może zaskoczyć.

- To prawda. - zgodził się Severus, ignorując ojca, który odłączył się od ich rozmowy, mądrze zajmując się konwersacją z kimś innym.

- A pani, to pewnie żona profesora. Celestyn Clinton - Zabini. - przedstawił się Pan Zabini.

- Cyntia Snape. - odparła Cyntia opanowanym głosem z minimalną emocją, by nie sprawiać wrażenia skutej lodem Królowej Śniegu. To była fucha Severusa.

- Miło mi panią poznać. Zabini pisał o pani w listach. - Severus miał ochotę przewróci oczami. Nie on pierwszy, nie ostatni. Mistrz Eliksirów raczej spodziewał się, że oboje będą tematem wielu listów pociech do swoich rodziców.

- Naprawdę?

- Same dobre rzeczy, oczywiście. - zaśmiał się serdecznie mężczyzna. Oczywiście nawet jeśli byłoby inaczej, to nikt by tego nie przyznał, zwłaszcza im samym. - Chciałbym zapytać, jak mój przybrany syn radzi sobie na zajęciach? Na ostatnim spotkaniu rodziców nie udało mi się z panem porozmawiać. - Pan Zabini wrócił do głównego tematu, jaki chciał poruszyć. Severus wiedział doskonale, że nie udało mu się go dopaść, ponieważ dorwało go kilku innych rodziców z pretensjami, dlaczego ich pociechy zostały wyrzucone z jego zajęć, bądź przyniosły do domu kartkę ze złymi ocenami, a Severus musiał zużyć swoje pokłady cierpliwości, by im to wyjaśnić, nie rozszarpując ich.

- Młody Pan Zabini jest pojętnym uczniem i dobrze radzi sobie na zajęciach oraz w relacjach towarzyskich z rówieśnikami. Nie sprawia problemów i ma wysokie stopnie, wynikające z odpowiedniego rozgraniczenia czasu pomiędzy nauką a rozrywką. - odpowiedział profesor Snape z zachowaniem najwyższego poziomu profesjonalizmu swojego zawodu. Jego opinia była oparta na faktach, a nie z wyssana z palca. Kursy kwalifikacyjne z psychologii dziecięcej i młodzieży oraz pedagogiki, które musiał na szybko robić te blisko dziesięć lat temu, by móc zostać nauczycielem, pomagały w fachowej ocenie studentów.

- Miło mi to słyszeć, że Blaise dobrze sobie radzi. - Pan Zabini był zadowolony z tego, co usłyszał.

- Dbam, by wszyscy moi uczniowie mieli właściwe motywacje i rozwijali swoje zdolności, w jak najlepszym stopniu. - odpowiedział Mistrz Eliksirów. Oczywiście mówił tu raczej o Ślizgonach, niż pozostałych domach. Jego reputacja strasznego Opiekuna Slytherinu była wystarczającą motywacją do podejmowania szczególnych starań na jego przedmiocie. Zwłaszcza dla Ślizgonów, którzy bali się długich wykładów swojej głowy Domu oraz konsekwencji, jakie mógł wyciągnąć. Oczywiście Severus gdyby chciał, to z każdego zrobiłby Mistrza Eliksirów, nawet z takiego Neville'a Longbottoma.

- Oczywiście, profesorze. Nie zamierzałem pana urazić... - drugi mężczyzna wydawał się zmieszany, jakby nie wiedział, co powiedział złego lub i nie. - Wszyscy wiedzą, że jest pan jedynym z najlepszych nauczycieli w kadrze Hogwartu... I oczywiście jedynym wspierającym sprawę naszego Pana.

- Za Czarnego Pana. - Severus delikatnie wzniósł kieliszek, który przed chwilą przyniósł skrzat. Nie mógł powiedzieć, że ten toast był szczery. Raczej wymuszony sytuacją, bo tak naprawdę Severus ani trochę nie miał zamiaru pić za Czarnego Pana.

     Cyntia w ciszy powtórzyła jego gest, dbając, by nie ukazać na twarzy ani grama niechęci, jaką czuła wraz z obrzydzeniem. Ale musiała grać. Dobrze grać, by nikomu nie dać powodów do podejrzeń.

- Za Czarnego Pana! - powtórzył Zabini wysoko dźwigając swój kieliszek.

- Za kogo pijecie? - do rozmowy dołączył jakiś inny, muskularny Śmierciożerca, z jasnymi blond włosami, związanymi czarną wstążką w podobnym sytuacji do Lucjusza. Na jego ustach błąkał się złośliwy uśmieszek, który był tam niemal zawsze. Jako naszyjnik nosił na szyi kieł zawieszony na rzemyku. Wyraz jego oczu sugerował, że coś ma w zanadrzu, a Cyntia nie bardzo chciała wiedzieć, co to.

- Za zdrowie Mrocznego Lorda, drogi Throfinnie. - odpowiedział Zabini.

- To osoba warta nade wszystko wznoszenia toastu. - zgodził się Śmierciożerca. - Prawda, Snape? - ton głosu z jakim wypowiedział jego nazwisko, jasno mówił, że raczej za nim nie przepada.

- Zgadza się. - przytaknął chłodno Snape z taką samą miarą pogardy, gdy patrzył na drugiego Śmierciożercę.

- Panowie wybaczą. - Pan Zabini musiał wyczuć gęstą atmosferę pomiędzy nimi i szybko się ewakuował, zanim wplątałby się w jakąś bijatykę. Wśród Śmierciożerców normalnością były pojedynki, nawet na takich bankietach jak ten. Ci z nieco większą kulturą i wyczuciem, załatwiali swoje sprawy poza obrębem towarzystwa, by nie wciągać w swoją scysję innych. Jednak bywało i tacy, który mieli w głębokim poszanowaniu zasady kultury i byli gotowi wszcząć awanturę nawet na środku salonu. Było to z reguły ci z mniejszą ogładą i krótszym stażem w szeregach Czarnego Pana, albo z mniej poszanowanych domów.

- Co tu robisz, Snape? Chyba nie powiesz mi, że kręcą cię takie zabawy. - zadrwił Rowle będąc jedynym z tych, którzy załatwiają swoje sprawy tu i teraz. Severus go unikał, jak się dało, ale czasem się nie dało.

- Owszem, nie interesują mnie durne przyjęcia, na których rozmawia się o skokach giełdowych i fajerwerkach. - odpowiedział chłodno Severus, zachowując spokój, by nie dać się sprowokować. - Jednak nie mógłbym odmówić bratu mojej żony. - dopiero teraz Rowle zwrócił uwagę na Cyntię, która stała w ciszy obok Severusa. Zmierzył ją wzrokiem, jakby oceniał czy jest warta uwagi, co zbiło Cyntię z tropu.

- Wiesz, jak się ustawić, co, Snape? - zapytał sarkastyczne blondyn.

- W przeciwieństwie do ciebie, Rowle, ja nie muszę się ustawiać. - powiedział zimno Mistrz Eliksirów. - Ty masz w tym spore doświadczenie, nieprawdaż?

- To nie ja uniknąłem Azkabanu, stając się psem Dumbledore'a, tego wielbiciela szlam. - odszczekał Rowle. - Co ci kazał oddać w zamian, hę?

„Co dasz w zamian, Severusie?"

„Wszystko! Co tylko zechcesz!"

     Cyntia od razu pomyślała o wspomnieniu, które widziała w myślodsiewni w biurze Severusa. Wiedziała, że to prawda. Severus naprawdę oddał wszystko, by tylko ją chronić. Mógł zacząć żyć normalnie. Mógł uciec za granicę, założyć rodzinę, zacząć żyć na nowo. Tymczasem on wolał poświęcić własne życie dla kobiety, która go nie kochała, należąc do innego. Nie wiedział wtedy, że pomiędzy Lily a Jamesem nic nie ma, ale mimo to nie zrezygnował. Nawet jeżeli nie mógł liczyć wtedy na nic więcej pomiędzy nimi, robił to chociaż dla ich dawnej przyjaźni. Oddał dla niej wszystko.

- Układ, jaki mam z Dumbledore'em, jest sprawą wyłącznie moją, siwobrodego starca i Czarnego Pana, a nie kogoś takiego, jak ty. - odpowiedział z pogardą Mistrz Eliksirów, patrząc z wyższością na drugiego mężczyznę, który wyglądał, jakby szukał powodu do pojedynku. Jednak Severus był opanowany.

- Co to ma znaczyć?! - oburzył się Rowle. Jego strategia zawiodła i to on zaczął się denerwować, zamiast Snape'a.

- Dobrze wiesz... Niewolniku sług. - zaszydził zimno i delikatnie pociągnął Cyntię za rękę, zostawiając niższego rangą Śmierciożercę, zanim ten zrozumiał, co dokładnie Snape miał na myśli.

- Tak wygląda każde takie spotkanie? - zapytała cicho Cyntia, gdy szli między innymi, oddalając się od Rowle'a.

- Nie. Po prostu niektórzy szukają guza. - mruknął ponuro. - A takie zwykłe spotkania, bez Czarnego Pana dyszącego nad karkiem, są idealną okazją.

- Mam nadzieję, że teraz on będzie się trzymać z daleka...

- Ja też. - mruknął. Nie miał ochoty na żadne pojedynki. Zgromił wzrokiem jednego ze Śmierciożerców, który stał sam pod ścianą, w ciszy tylko obserwując. Ciemnobrązowe, lekko lokowane włosy lekko zachodziły mu na głęboko piwne oczy, które bystrze obserwowały otoczenie. Selwyn był jednym z młodszych Śmierciożerców i znany był raczej jako cicha woda. Severusowi trudno było go rozgryźć, nawet z jego zdolnościami dedukcji i obserwacji. Jednak z tego co zdołał zauważyć, młody mężczyzna trzymał się raczej na uboczu od innych zarówno podczas różnego rodzaju bankietów, jak i rajdów Śmierciożerców. Jego zbrodnie były ciche i konkretne, bo zadawał szybką śmierć, oszczędzając ofierze katorgi. Severus nie aż odnosił wrażenie, że młody mężczyzna wcale nie chce sprawiać tyle okrucieństwa i stara się skracać cierpienie torturowanym mugolom. To było... Dziwne zachowanie, jak na Śmierciożercę. Chcoiaż Severus nie raz sam przemawiał podobną postawę. - Zatańczysz?

Następny rozdział: "58. Sylwester w Malfoy Manor. Część II"











Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top