54. Naga prawda
- Sectumsempra! – jeden okrzyk przetaczał się potężnym echem w jej głowie. Cyntia słyszała swój własny, ciężki i nierówny oddech. Krew szumiała jej w uszach razem z drażniącym piszczeniem. Zielonooka czarownica wręcz słyszała szybkie bicie swojego własnego serca. Płuca zapominały, jak się prawidłowo oddycha, a wnętrzności ściskał gruby węzeł przerażenia i odrętwienia. Drżącą dłonią dotknęła swojej srebrnej sukni, która pokryła się szkarłatnymi plamami lepkiej i jeszcze ciepłej posoki. Krew rozmazała jej się po palcach, kapiąc na podłogę wprost w kałużę karmazynowej cieczy u jej stóp. Blondwłosa kobieta zbladła jeszcze bardziej niż chwilę wcześniej, o ile to możliwe, gdy hektolitry krwi lały się na podłogę, zalewając ciemnobrązowe, drewniane deski. Cyntia była odrętwiała z przerażenia. Przed jej oczami zaczęły wirować ciemne mroczki, jak małe ćmy. Blondwłosa kobieta zaczęła słyszeć głosy, ale było one, jak w oddali i odbijały się echem w jej umyśle, który teraz przypominał pustą salę bez okien i drzwi. Jej usta drżały w niemym krzyku przerażenia. Cyntia zamarła, gdy usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi.
⋇⋆✦⋆⋇
Dzień wcześniej. 30 grudzień 1991.
⋇⋆✦⋆⋇
Lily siedziała w salonie, nucąc pod nosem jakąś piosenkę, bez celu przeglądając Proroka Codziennego. Nie miała nic specjalnego do roboty. Dzieciaki jeszcze nie wróciły do zamku, a ze swoimi obowiązkami uporała się już wcześniej, więc miała wieczór wolny. Sylwestrowe spotkanie w Dworze Malfoy'ów miało się odbyć jutro, więc czas na stresowanie jeszcze miała. W zasadzie nie denerwowała się tak bardzo, jak za pierwszym razem. Już raz ich spotkała na spotkaniu towarzyskim i zdawało się to będzie wyglądać na takim sam zlot tradycjonalistów czystej krwi o uwielbieniu do ideałów szalonej ideologii Czarnego Pana. Nie było się czego bać. Musiała jedynie wytrzymać dyskusje o tradycjach ich elitarnego światka i nędzne porywy Avery'ego bez żadnego „mordobicia”, bo to raczej kiepsko by wyglądało i wcale nie pomogło. Jakoś da radę. Poza tym, ma swojego prywatnego „ochroniarza”, który w razie czego zainterweniuje. Lily nie wątpiła, że Severus byłby zdolny przekląć któregoś ze Śmierciożerców, gdyby zaszła taka potrzeba, jednak nie zamierzała tego testować. To była ostateczność.
Lily leniwym gestem przerzuciła kolejną stronę gazety. W czarodziejskim szmatławcu jak zwykle nie było nic specjalnie ciekawego. Wykazy giełdowe, nowinki w świecie czarodziejskich nowości, relacje ze sportowych wydarzeń oraz zachwyty na nową miotłą Nimbusem 2000 i kąśliwy artykuł Rity Skeeter na temat działalności pewnych mniejszych biznesów na ulicy Pokątnej. Magiczna ulica zmieniała się niepowstrzymanie. Pojawiały się nowe biznesy, a inni zwijali swoje interesy, gdy byli wypierani z branży przez kolejne, nowe sklepy lub gdy groziło im bankructwo. Świat show — biznesu był w ciągłym ruchu. Każdy, kto nie miał wystarczająco środków lub determinacji oraz sprytu nie miał w tym biznesie szans.
Chociaż Lily nigdy nie była specjalnie zaciekawiona jakimikolwiek interesami, to jako nastolatka lubiła zwiedzać nowości na ulicy Pokątnej lub w Hogsmade. Pamiętała, jak wyciągała Severusa na takie wycieczki, który bardzo niechętnie się godził pod warunkiem zajrzenia do apteki w celu poznania nowinek w świecie mikstur. Już w tamtych czasach Severus nie pasował do Miodowego Królestwa, jak czarna owca pośród białych, a co do dopiero teraz. Lily nawet teraz... A raczej tym bardziej teraz nie wyobrażała sobie go tam zobaczyć. Ponury Mistrz Eliksirów nie pasował do otoczenia kolorowych słodkości. Obrazek był wręcz absurdalny, co sprawiło, że Lily zachichotała w myślach.
- Wykazy giełdowe są takie zabawne? – Lily podniosła głowę, słysząc cichy głos za sobą. Spojrzała w górę, zauważając Severusa stojącego ponad jej ramieniem z uniesioną brwią i krzywą imitacją uśmieszku.
- Nie... Ale wizja pewnego ponurego profesora stojącego na środku Miodowego Królestwa już tak. – zaśmiała się bezczelnie Lily, na co Severus uniósł brew.
- Niedoczekanie twoje. Już w życiu nie postawie tam stopy...
- Nie spodziewałam się innej odpowiedzi. – powiedziała rozbawiona. – Wybacz, Sev, ale nigdy nie pasowałeś do sklepu ze słodkościami.
- Wiem. Chodziłem tam tylko dlatego, że ładnie prosiłaś. – przyznał, obchodząc kanapę i opierając dłonie na oparciu fotela. Lily prychnęła.
- Albo raczej po to, żeby potem mnie wciągnąć do apteki.
- Wybacz porównanie, Lily, ale wyglądałaś tam, jak zakonnica w agencji towarzyskiej. – powiedział Mistrz Eliksirów z rozbawionym grymasem. Lily roześmiała się dźwięcznie na to porównanie.
- Mogę to samo powiedzieć o tobie. Pamiętam doskonale twoją minę, jak patrzyłeś na te wszystkie słodkości... Masz dokładnie taka samą, jak Dumbledore częstuje dropsami. – Severus skrzywił się lekko, pogłębiając rozbawienie Lily.
- Już ostatnio mu powiedziałem, co zrobię, jak zaproponuje mi te obrzydliwe cukierki.
- Wolę nie wiedzieć. – powiedziała rozbawiona Lily. – Od dawna wiem, jak kreatywne bywają twoje groźby i sposoby zastraszania ludzi. – brew Severusa podskoczyła, tworząc niedowierzającą minę.
- Ach tak? Jakoś nie wyglądasz na zastraszoną. – powiedział jedwabiście Mistrz Eliksirów, powoli robiąc kilka kroków w stronę fotela, na którym siedziała. Na twarzy miał złośliwy uśmieszek.
- Bo się uodporniłam. – powiedziała pewnie, obserwując jego poczynania.
- Doprawdy? Chętnie to sprawdzę. – powiedział gładko, opierając dłonie o podłokietniki fotela. Lily wyprostowała się nieco, patrząc na jego twarz. Dostrzegła w oczach Severusa złośliwy błysk, na co zmrużyła lekko oczy w podejrzliwości. Co on kombinował? Cokolwiek to było, Lily nie miała pojęcia.
- Co takiego? – zapytała ciszej, oddychając nieco szybciej, będąc nieco onieśmielona jego bliskością. Czuła, jak jej policzki lekko się nagrzewają. Widziała dokładnie obrys czarnej tęczówki jego oczu, patrzące wprost w jej zielone oczy z tak bliska. Wstrzymała oddech, gdy delikatnie się pochylił w je stronę.
- Poziom twojego zastraszenia, droga Lily. – wyszeptał jedwabiście jej do ucha, na co Lily drgnęła lekko, czując przyjemny dreszcz, pełzający niczym wąż wzdłuż jej kręgosłupa. Czuła, jak oddech mężczyzny delikatnie muskał jej skórę na policzku i szyi, że aż dostała gęsiej skórki. Serce zaczynało walić jej jak oszalałe na tę bliskość, ale jakoś nie miała nic przeciwko. Co dziwniejsze, podobało jej się to. Postanowiła zagrać w jego małą grę.
- Możesz uznać, że jestem wystarczająco zastraszona... – powiedziała nieco drżącym z emocji głosem. Ale tych pozytywnych uczuć i pewnej dozy podniecenia oraz dreszczyku emocji.
- Naprawdę? Jakoś nie wyglądasz. – powiedział jedwabistym głosem, nieco się rozbawiony, odsuwając się delikatnie, by móc spojrzeć jej w oczy. Widział w jej oczach dziwne zainteresowanie, jakby była ciekawa do czego się posunie. Zupełnie tak, jakby chciała go sprowokować do dalszego działania, co było... Interesujące.
- Ale jestem... Nie wierzysz? – rzuciła mu wyzwanie, patrząc głęboko wprost w oczy. Nie była zastraszona ani trochę. Może trochę onieśmielona jego bliskością, ale nie przeszkadzało jej to, a sprawiało przyjemny dreszczyk. Severus miał w sobie coś, co ją przyciągało, jak ćmę do światła, nawet jeśli miałoby ją to sparzyć. Jego enigmatyczność i dumna, mroczna postawa, sprawiała, że był jak magnes, mimo, że powinna raczej trzymać się od niego z daleka, znając wszystkie jego zbrodnie. Ale ona ignorowała krew na jego rękach. Uważała to za zło konieczne, by mógł przetrwać. Lily czuła... Wiedziała, że wcale tego nie chciał. Znała Severusa. Znała jego charakter, wady i zalety, ale był pewna, że morderstwo nie sprawiało mu przyjemności, podobnie jak tortury. W tej chwili jednak o tym nie myślała. Skupiona raczej była na patrzeniu w oczy Severusa, które były wyraźniejsze z tej odległości. Nie były bezdennymi tunelami, ale miękką czernią, pełną ciepłego blasku. Był tak blisko.
- Za dużo mówisz, jak sterroryzowaną osobę. – powiedział kpiąco Mistrz Eliksirów, nie odsuwając twarzy. Z tej odległości jeszcze bardziej dogłębnie mógł podziwiać jej piękne, zielone oczy, w które mógł patrzeć godzinami. Widział w nich swoje własne odbicie, człowieka zimnego i pogardzanego przez innych za krew, którą miał na rękach. Nie był niewinny ani dobry, jak właścicielka oczu, w których lustrze przeglądał swoją dusze. Miał wrażenie, jakby świdrowała go nimi na wylot jego wnętrze i to wszystko bez użycia legilimencji. Samo jej niewinne spojrzenie działało, jak rentgen na jego duszę. Wyciągało na wierzch wszystkie jego tajemnice.
- Nie jestem „sterroryzowana”. Nie przerażasz mnie. Ufam ci, Sev. – powiedziała cicho pół szeptem, ale z wyraźną szczerością w głosie. Ufała mu, jak nikomu innemu, nawet samemu dyrektorowi. Pamiętała, co widziała we wspomnieniu. Nadal miała przed oczami widok twarzy Dumbledore’a, gdy Severus błagał go o ochronę dla niej. Ten lodowaty grymas pogardy oraz obrzydzenia utkwił jej w pamięci i wiedziała, że długo go nie zapomni. Bezlitośnie wykorzystał jego załamanie i błaganie, robiąc sobie z niego źródło informacji, które mógł wykorzystać. I Lily czuła, że dyrektor wykorzystał nie tylko tamtą chwilę, ale też jego największą słabość. Miłość do niej. Pod warunkiem, że Poppy miała rację, mówiąc to Lily, a nie był to tylko wynik, wrażenie spowodowane ich grą w udawane małżeństwo. Lecz Lily miała dziwnie wrażenie, że to nie była zwykła ułuda. Miała przeczucie, że była to prawda. Prawda, która ocieplała jej serce i sprawiała, że czuła się bezpieczniej.
- Ufasz mnie? – zadał cicho pytanie, nie odrywając wzroku od jej oczu, które mówiły mu, co czuła. Tak łatwo mógł ją czytać. Nie sądził, że ona jego również. Jego wzrok na moment zjechał na jej delikatne miękkie usta, które już miał okazję pocałować. Pragnął zrobić to po raz drugi.
- Tak. – szepnęła szczerze Lily, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Wyciągnęła powoli rękę i odgarnęła delikatnie czarne włosy z twarzy, dłonią delikatnie dotykając jego bladego policzka. Lily nie myślała wiele, gdy nagle pochyliła się do przodu i lekko musnęła jego wąskie blade usta, przymykając oczy. Chciała ponownie poczuć ich smak. Czuła przyciąganie i jak jej serce zaczyna bić w szaleńczym tempie.
Mężczyzna nie wydawał się być zaskoczony jej posunięciem ani zły. W głowie Severusa pojawił się mały alarm, że nie powinni, ale został on zignorowany. Ta chwila była zbyt piękna i pożądana. Do tej pory tylko w snach marzył, że Lily pocałuje go sama z siebie, a teraz właśnie to się stało. Dlaczego to zrobiła? Z pożądania? Emocji? Tak po prostu? Za dużo pytań, a za mało odpowiedzi, ale w tej chwili mało go to obchodziło. Słodki sam jej miękkich warg, był zbyt kuszący, sprawiając, że niemal całkiem odpłynął, podążając za pogłębianym pocałunku przez obie strony.
Po chwili jednak się otrząsnął. Godząc się na ten pocałunek, godził się na jej grę. Nie wiedziała o jego uczuciach. A skoro tak nie było, gdyby doszło między nimi do czegoś więcej, zraniłby w ten sposób Lily. Uznałaby, że zabawił się jej kosztem. Nie chciał jej tak skrzywdzić. Nie! Nigdy więcej nie chciał być powodem jej łez, płynących z tych pięknych, szmaragdowych oczu, które kochał i o których śnił. Ktoś mógłby powiedzieć, to tylko jeden pocałunek, ale dla niego znaczył więcej niż przyjaźń, jaka ich łączyła. Dla niego był cichą ułudną nadzieją jego serca, że może jednak mogłaby go pokochać. Lecz ta druga, realistyczna i pesymistyczna strona jego osobowości mówiła co innego. Że nie ma co robić sobie złudnej nadziei. Jak postąpić? Kogo słuchać? Głowy czy serca?
Severus delikatnie odsunął głowę, przerywając pocałunek, a jego włosy nieco przysłoniły mu twarz. Odchrząknął cicho, powracając do szarej rzeczywistości.
- Coś nie tak? – usłyszał cichy i łagodny głos Lily. Wydawała się rozczarowana, że przerwał tę piękną chwilę.
- Nie mogę. – wyprostował się nagle, odwracając do niej tyłem. Raniło go jego własne postępowanie, ale obiecał sobie dotrzymać tej tajemnicy, a im bardziej się zbliżał do Lily, tym bardziej jego postanowienie zaczynało topnieć, a determinacja ustępowała miejsca tęsknocie za ciepłem jej spojrzenia.
- Czego nie możesz, Severusie? – zapytała łagodnie Lily, odkładając na bok gazetę, która wcześniej spadła jej na kolana. Kobieta wstała, ignorując drżenie nóg, które miała jak z waty.
- Ja... Nie ważne! – warknął, chcąc odejść i zaszyć się w laboratorium. Znów to robił. Znów uciekał. Ale Lily mu na to nie pozwoliła, łapiąc za ramię. Nie ucieknie. Nie tym razem.
- Ważne! Ukrywasz coś przede mną i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie jestem głupią idiotą, Severusie!
- Nie powiedziałem nic takiego! – warknął, denerwując się, że nie pozwalała mu po prostu odejść. Zaczynał czuć się osaczony.
- Ale tak uważasz. Myślisz, że jesteś szpiegiem i jesteś w stanie ukryć wszystko, ale to nie prawda. Ja widzę, że coś ukrywasz. – powiedziała Lily spokojniej, czując, że krzykami nic nie zdziała. W każdym razie nie działają ona dobrze na Severusa Snape’a.
- Nawet jeśli, to co z tego? To nie twoja sprawa. – warknął z nieskrywaną irytacją. Czuł się przypierany przez nią do muru, ale tego nie pokazał, bo jeszcze to wykorzysta i naprawdę wyciągnie to z niego.
- Nawet jeśli mnie to dotyczy? – zapytała przebiegle, obchodząc go, by spojrzeć w twarz. Unikał jej wzroku.
- To cię nie dotyczy...
- Kiepskie kłamstwo, jak na szpiega! – zadrwiła Lily, prowokując go. Widziała, jak unikał jej wzroku, próbując ukryć kłamstwo. Z użyciem odpowiedniej „dźwigni”, jak to nazwał dyrektor, wyciągnie z niego to, co ukrywa, a nad czym ona głowiła się od tygodni. Może to wyjaśni wszystkie niedomówienia między nimi.
- Ja nie...
- Czyżby? – warknęła Lily. – Więc przyznaj, co cię dręczy! – rzuciła mu wyzwanie.
- Nie jesteś w stanie znieść ciężaru prawdy. – odwarczał Mistrz Eliksirów, wyrywając ramię z jej uścisku. Lily czuła po jego głosie, że był zdenerwowany, jakby się bał, że coś ujawni. To był znak dla Lily, by wykorzystać tę szansę.
- Sprawdź mnie. – założyła ręce na piersiach, unosząc podbródek. Jej zielone oczy błyszczały determinacją i pewnością siebie.
- Nie. – warknął i ponownie chciał odejść.
- Nie skończyłam!
- Ale jak tak! – warknął Severus, idąc w kierunku korytarza.
- Ty się boisz, Severusie! – krzyknęła za nim Lily, sprawiając, że mężczyzna zatrzymał się w miejscu, zaciskając dłonie w pięści. – Boisz się, że to, co ukrywasz cię zniszczy. Nie chcesz pokazać słabości, za którą uważasz swój sekret. – mówiła Lily, stopniowo zniżając i złagadzając swój głos. Kobieta powoli podchodziła do czarnowłosego mężczyzny, który stał bez ruchu. Lily widziała jego napiętą sylwetkę, dostrzegała każdy napięty mięsień, ukryty pod aksamitnie czarną tkaniną jego szat. – Ale nie wszystko, co wydaje ci się słabością nią jest, Severusie. Czasem słabość jest naszą siłą. – kontynuowała miękkim głosem, kładąc dłoń delikatnie na jego spiętym ramieniu. Czuła pod palcami jego napięte mięśnie.
- Nie boję się swoich słabości. – zaprzeczył chłodno, chociaż wewnątrz wiedział, że Lily ma rację.
- Ale masz je. Każdy je ma. Tylko boisz się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą.
- Nie potrzebuje cholernej sesji psychologicznej! – krzyknął nagle. – Nic o mnie nie wiesz!
- Myślisz! Znam cię doskonale, Severusie Snape! – Lily nie była dłużna, podnosząc głos. Podskoczyła, gdy nagle mężczyzna odwrócił się w jej stronę z wściekłym wyrazem twarzy. Jego czarna peleryna zafalowała, okręcając się wokół jego kostek.
- Znałaś nieśmiałego i naiwnego chłopca z obskurnej ulicy Spinner's End, który był największym pośmiewiskiem Hogwartu. Już nim nie jestem. Dorosłem i się zmieniłem! – warknął chłodno z gniewnym wyrazem twarzy. Czarne oczy Mistrza Eliksirów płonęły.
- Wiem, kim byłeś i że się zmieniłeś! – krzyknęła Lily. – Może i byłam w śpiączce przez dziesięć lat i nie było mnie z tobą, ale to nie oznacza, że cię nie znam! Mylisz się! Znam cię! Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny! Wiem, że jesteś dorosły, ale nadal jesteś tym samym Ślizgonem, którego poznałam! To... – Lily pisnęła wytrzeszczając oczy, gdy nagle została przyparta przez Ślizgona do ściany. Nie mocno, ale ze stanowczością i wyczuciem. Wystarczająco skutecznie, by ją uciszyć. Severus wyglądał na absolutnie wściekłego. Miał podobnie wściekły grymas na twarzy, jak w dniu, gdy wpadła mu do głowy.
- TAMTEN GŁUPIEC JUŻ NIE ISTNIEJE! ZROZUM TO W KOŃCU! – krzyknął jej prosto w twarz. Severus czuł buzującą w żyłach krew, która prawie wrzała. Jak śmiała tak mówić? Myślała, że był taki naiwny, jak dawniej? Przestał wierzyć w „happy endy” Już dawno temu. Był przeklętym pesymistą w każdej dziedzinie życia. Obliczał konsekwencje każdego wyboru i kroku, nie wierząc w tęczowe barwy świata, w jaki wierzył Dumbledore. Dyrektor powinien w końcu zdjąć te optymistyczne okulary i spojrzeć trzeźwo na szarą rzeczywistość. – ZROZUM... – Severus nagle zamilkł, gdy Lily znienacka uderzyła go z otwartej dłoni w twarz, co sprawiło, że z zaskoczenia zamilkł.
- Nigdy nie byłeś głupcem! – odkrzyknęła Lily, patrząc prosto w oczy. – Przytrafiło ci się wiele złych rzeczy i popełniłeś błędy, ale nigdy nie uważałam cię za głupca! Głupcami są ci, którzy sądzą, że problemy tego świata ich nie dotyczą i wszystko im się należy! – głos Lily był wysoki i zdecydowany.
- Więc dlatego uważasz, że wszystko musisz wiedzieć? Chcesz się bawić w wszechwiedzącą? – syknął, opierając rękę o ścianę obok jej głowy. Jego bliskość sprawiała, ze Lily czuła, jak jej złość opadała, a jednocześnie płonęła na nowo. Drażnił jej pobudzone zmysły.
- Chcę ci pomóc! Ale nie pozwalasz mi, milcząc!
- Pomóc? A czy prosiłem o to?
- Chcesz, by ktoś ci pomógł! Ale boisz się o to poprosić! – warknęła Lily ogniście, ale jej temperament zaczął stopniowo się ochładzać. – Uważasz, że to słabość. Chcesz być silny. Być taki jak inni cię widzą. Poważny, bezlitosny, zimny... Bez serca. – wymieniała po cichu. – Ale ja cię znam. Wiem, że masz serce. Nie tylko tutaj. – powiedziała szeptem Lily, delikatnie kładąc dłoń na klatce piersiowej Severusa na wysokości serca. Czuła pod palcami szybkie jego bicie. – Myślisz, czujesz, żyjesz. Też zasługujesz na szczęście, wbrew temu co o sobie sądzisz, patrząc na siebie przez pryzmat swoich win. – łagodnie spojrzała w jego czasem oczy, w których dostrzegła niezrozumiały smutek. – Tylko powiedz, leży ci na sercu...
- A co chcesz wiedzieć?! – zapytał nagle cichym, ale emocjonalnym głosem. – Że cię kocham do szaleństwa? Że jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko? Nawet umrzeć albo zabić? Że wszystko, co robię, robię dla ciebie? To chciałaś usłyszeć? – zadawał kolejne pytania, patrząc jej w oczy. Szmaragdowe oczy, w których się zakochał i nie widział poza nimi świata. Odwrócił po chwili wzrok, nie dostrzegając kłębiących się w nich emocji.
Lily patrzała na Severusa dużymi oczami, śledząc każdy jego ruchu. Widziała, jak opuszcza głowę, nie mogąc znieść jej spojrzenia, w którym jednak nie było złości czy obrzydzenia. Był w nich obecny ciepły blask.
Kocha cię.
Lily ponownie usłyszała w głowie słowa Poppy. Więc to jednak prawda, a nie tylko uboczne wrażenie, które ich udawane go małżeństwa.
„Kocha mnie. To był sekret, który ukrywał przez lata. Wszystko robił dla mnie, ze względu na mnie. Nawet po mojej „śmierci” Nie zapomniał... To Severus wołał mnie tamtej nocy.” – Lily czuła, jak w kącikach jej oczu pojawiają się łzy wzruszenia. Osoba, którą spisała na straty po jednej kłótni, kochała ją, mimo odrzucenia. Mimo ran jakie mu zadało jej odepchnięcie, nadal ją kochał. Mocno i bezwarunkowo. Otaczało go wiele innych, pięknych i mądrych kobiet, na których nie jeden mężczyzna zawieszał wzrok, ale Severus wybrał ją. To było piękne i jednocześnie dla niego bolesne, zakochać się w kimś, kto go odrzucił. Jednak nie zrezygnował. Jego serce uparcie dla niej biło. Miłość, która go spotkała, była jak róża. Piękna, ale bolesna.
Severus opuścił głowę, uciekając rozżalonym wzrokiem. Zrobił to. Powiedział Lily prawdę, co do niej czuł i co? Cisza. Głucha i napięta cisza. Czekał, aż odepchnie go, zacznie krzyczeć i wyzywać: „Jak śmiałeś się we mnie zakochać, ty podły Śmierciożerco?!” Czekał na to bolesne pytanie. Serce nie sługa. Nie mógł zmienić tego, co do niej czuł. Nie mógł i nie chciał, bo nie żałował. Nie żałował, że zakochał się w Lily Evans. Jego serce biło i zawsze dla niej bić będzie.
- Przez cały ten czas? – Severus drgnął lekko, słysząc jej ciche pytanie, które wcale nie obaliło napiętej ciszy między nimi.
- Zawsze. – głos mężczyzny nie był głośniejszy od szeptu, ale zawierał różne emocje i uczucia, a przede wszystkim szczerość, która upewniała, że mówi prawdę. Jego oczy potwierdzały te proste oświadczenie. Było ono jak deklaracja, obietnica, zapewnienie, że są szczere i prawdziwe, co niemal doprowadziło Lily do łez.
Nie słysząc od Lily ani słowa, chciał odejść. Ponownie uciec i zaszyć się w swoim gabinecie z butelką Ognistej Whisky. Tej nocy Severus Snape chciał się upić. Schlać na umór, by zapomnieć, że naprawdę to powiedział i przeklinać siebie za to. Lecz, gdy tylko chciał odejść, dłoń Lily zacisnęła się na jego szacie, nie pozwalając mu po raz kolejny na ucieczkę. Kobieta jednak milczała, po prostu się w niego wpatrując.
- Nic nie powiesz? Odezwij się! Krzycz, przeklinaj, cokolwiek! – prawie błagał, by wymusić od niej jakakolwiek reakcję.
- Nie potrafię. – Lily w końcu wydobyła z siebie głos, przełykając ślinę i starając się oczyścić gardło, które było ściśnięte. – Powinnam na ciebie krzyczeć, przeklinać, odepchnąć. Powinnam to zrobić... – powiedziała drżącym z emocji głosem. Jej dłoni zacisnęły się mocniej na czarnej szacie Severusa, mnąc ją, aż pobielały jej knykcie. Mężczyzna niemal skulił się w sobie. – Ale nie potrafię. – wyszeptała, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Severus podniósł lekko głowę, a ich oczy się spotkały. – Coś w tobie mi nie pozwała. Przyciągasz mnie, jak światło. Nieznany mi magnetyzm i przyciąganie. Czuję, że jak się zbliżę, to spłonę, ale... – głos Lily zawisł na moment. - ...Chcę spłonąć. – dodała emocjonalnie. Jedna łza spłynęła po jej policzku. Nie wiedziała, dlaczego to powiedziała, ale... Nie żałowała. Mówiła z wnętrza własnej duszy. Zawsze kierowała się sercem i tak było też teraz.
Patrzyli sobie w oczy w ciszy. Ich twarze dzieliły centymetry. Wydawali się, jakby starali się wyczytać coś z oczu tego drugiego, bojąc się zrobić kolejny krok, który mógłby zmienić ich relację.
W końcu Mistrz Eliksirów przełamał tę napiętą sytuację, gdy jego usta delikatnie musnęły wargi Lily, która niemal natychmiast odpowiedziała na jego pocałunek. Ten był inny niż tamten w bibliotece Czarnego Pana. Tamten był wymuszony sytuacją, potrzebą uniknięcia przyłapania na czymś niedozwolonym. Natychmiast ten był szczery, pełen uczuć i namiętności. Rozpalał ogień pożądania, który wcześniej tlący, teraz płonął coraz bardziej. Ręce Lily objęły szyję Mistrza Eliksirów, a jego dłonie wylądowały na jej tali, zatrzymując się na biodrach i przyciągając do siebie. Dłoń kobiety wplotła się w jego czarne włosy na karku. Każdy kolejny pocałunek, który został przerwany generował kolejne, coraz bardziej namiętne i pożądliwe.
Nie przerywając pocałunku, drobne dłonie Lily odnalazły zapięcie jego szaty, odpinając kolejne guziki w pośpiechu, jakby z obawy, że ta piękna chwila pryśnie, jak bańka mydlana. Tym razem nikt jej nie zatrzymał. Czuła otrzeźwiający chłód ściany, gdy zamek jej sukienki został rozpięty, co jeszcze bardziej rozpalało zmysły, doprowadzając oboje do szaleństwa. Jęknęła cicho z rozkoszą, gdy pocałunki Severusa zaczęły przesuwać się wzdłuż linii jej szczęki, schodząc na szyję. Drżała z podniecenia w jego objęciach, czując dłonie błądzące po ciele. Jego dotyk był takie delikatny i zmysłowy. Nie chciała, by się to skończyło. Pragnęła poznać ciąg dalszy bez względu na konsekwencje.
Wkrótce na podłodze pojawiały się kolejne elementy ich garderoby, a para kochanków znała się w sypialni Mistrza Eliksirów. Tej nocy w wiecznie zimnych lochach zrobiło się niezwykle parno. Żadne z nich nie zmrużyło oka, tonąć nawzajem w miłosnych uniesieniach.
Następny rozdział: "55. Szczere wyjaśnienia"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top