Rozdział 8 - "Czuję Się Zakochana"

Chłopak zaprowadził nas do uroczej, przytulnej i dająca klimat domu kawiarni, która faktycznie była niedaleko od naszej uczelni.

— Skąd o niej wiesz? — spytałam, siadając na jednym z przewygodnych foteli w kolorze słonecznej żółci, w którym mogłam się wręcz zatopić.

— Zazwyczaj przychodziłem tutaj w trakcie lunchu zjeść coś dobrego, ale od jakiegoś czasu niestety nie miałem kiedy i tak jakoś wyszło... — umościł się na butelkowozielonej kanapie i oparł ciężar, prawej ręki o jej podłokietnik, rozglądając się po pomieszczeniu.

— Tu jest ślicznie — westchnęłam, chwytając kartę w swoje dłonie i przeglądając się pierwszej stronie.

— Mi też się podoba... Kojarzy mi się... — urwał, bo po chwili zjawiła się kelnerka.

— Co podać?

Złożyliśmy zamówienie, a między nas wkradła się nieproszona, niezręczna cisza. Przełknęłam ślinę, wzięłam duży oddech i zaczęłam:

— Loki, chciałam cię przeprosić za moje durne zachowanie. Nie powiedziałam Ci sama o związku z Tonym, który okazał się okropnym podrywaczem i kłamcą, bo ta cała jego miłość do mnie to był zwykły zakład z kolegą. To wszystko było zmyśleniem, fałszem, nieprawdą. A ja jak głupia dałam się w to wciągnąć, myśląc, że może spełnię swoje marzenie, że będąc z pierwszym chłopakiem w związku, później zostanie moim mężem.

— Niestety życie nie jest usłane różami, Adrie — rzekł, spoglądając na mnie, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Dawno nie słyszałam zdrobnienia mojego imienia. Brakowało mi tego. Cholernie.

— Wiem, ale wiesz... Myśli o księciu z bajki na białym koniu zbyt poniosły mnie daleko w wyobraźni, a nie znalazły zastosowanie tutaj w Londynie.

— Wybaczam Ci. Nie musisz się już tłumaczyć. Od początku wiedziałem, że Anthony to dupek i cham pierwszej kategorii — pochylił się w moją stronę, opierając łokcie o swoje kolana — Ale też dobrze wiemy, że moje zachowanie też nie było cudowne. Gdy się dowiedziałem o twoim związku, byłem tak nabuzowany emocjami, że Dominic próbował mnie nastawić przeciwko tobie.

— Dlatego?

— Dlatego chcę cię z całego serca przeprosić.

— Woah, jestem zaskoczona. Zawsze to ja musiałam cię przepraszać, a ty nigdy — zaśmiałam się.

— Weź! Nie mów już o tym! — chłopak również parsknął śmiechem, wspominając nasze dziecięce kłótnie o zabawki i inne rzeczy.

— Wybaczam Ci, Loki. Każdy może popełnić jakiś błąd w życiu. Gdy kogoś spotykamy w swoim życiu i nasza relacja niekoniecznie jest dobra i miodem płynąca, która kończy się zerwaniem kontaktu bądź innymi gorszymi rzeczami, zawsze są lekcją dla nas samych. Każdy, kto pojawia się w naszym życiu ma jakiś cel. Każdy ma nas czegoś nauczyć. Ostrzec. Przygotować na inne przeszkody.

— Tak, to całkowita prawda — westchnął, kontynuując — Ale wtedy... Po tym koncercie, gdy zeszliśmy za kulisy, wyjął dragi, by świętować. A to już zdecydowanie za dużo.

— Przesadził i to bardzo — skomentowałam.

— Wywiązała się z tego kłótnia. Fakt, końcowo wyszło, że Dominic wywalił mnie z zespołu, mówiąc, że poradzą sobie beze mnie. A ja wiem, że nie poradzą. Nie mają głównego gitarzysty, który by tak zaiwaniał na elektryku — uśmiechnął się dumnie, wypinając pierś.

— To ci muszę przyznać, twoja solówka wyszła ci obłędnie.

— Dziękuję. A pomyśleć, że to wszystko w niecałe dwa tygodnie...

— ...przez które wydarzyło się zdecydowanie za dużo złych rzeczy — dodałam, opuszczając głowę i lekko posmutniając.

Po paru chwilach kelnerka przyniosła nam nasze zamówienie. Atmosfera była zdecydowanie lepsza niż wcześniej. Czułam się, gdyby to co się wydarzyło przez ostatnie dni, wcale nie miało miejsca. Czułam się tak jak beztrosko spotykają się przyjaciele po kilku latach rozłąki i opowiadają sobie wszystko, co do tej pory ich spotkało. Czułam się szczęśliwa. Czułam się wolna. Czułam się... Zakochana.

Nie wiadomo kiedy czas upłynął nam niesamowicie szybko i musieliśmy wracać na uczelnię na zajęcia praktyczne. Wyszliśmy z kawiarni, dziękując za pyszne słodkości i dając mały napiwek. Wracając postanowiliśmy przejść się przez park, który jesienną porą wyglądał bajecznie. Zaraz moją uwagę zwróciła piękna sterta świeżo ułożonych kolorowych liści. Spojrzałam porozumiewawczo na czarnowłosego. Oboje wiedzieliśmy co się zaraz stanie.

*skip time*

Dotarliśmy do uczelni. Niestety zajęcia mieliśmy w różnych salach, więc niczym dżentelmen Laufeyson odprowadził mnie do mojej. Stanęliśmy przed drzwiami w ciszy. W końcu powiedziałam:

— No to ten... Do zobaczenia później — uśmiechnęłam się skromnie i niepewnie.

— Ah, tak... Do później — odwzajemnił czyn, nie zrywając kontaktu wzrokowego, a ja odwróciłam się i nacisnęłam klamkę, po czym weszłam do środka, machając mu szybko na pożegnanie.

Przez całe zajęcia nie mogłam się na niczym skupić. Moje myśli miały tam tylko tego uroczego i przystojnego czarnowłosego, który od zawsze był moim przyjacielem. Ale właśnie... Tylko przyjacielem? To raczej stwierdzenie w czasie przeszłym.

Po praktykach pomknęłam jak burza przez cały budynek, by zaraz znaleźć się przy jego sali. Nie czekałam długo, bo on chciał zrobić to samo... Zaskoczony mną nie odezwał się, a ja wykorzystując chwilę złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia. Zabraliśmy kurtki i po kilku minutach byliśmy już w parku, w którym w drodze po lunchu obrzucaliśmy się liściami jak małe dzieciaki.

— Jest pewna sprawa, Loki... — powiedziałam zestresowana, przecierając dłoń o dłoń, bo momentalnie zrobiły się zimne.

— Ja też mam sprawę do ciebie. Ale możesz zacząć — odrzekł, przybliżając się do mnie.

— Jak jesteśmy na etapie tego, że wyjaśniliśmy sobie wszystko i tak jakby my jako przyjaciele odżyliśmy, ale... Ja... — to co się wtedy stało przerosło moje najśmielsze oczekiwania i marzenia.

Nagle Loki złapał mnie za rękę oraz przyciągnął do siebie, kładąc drugą dłoń na moim policzku i składając na moich ustach słodki i czuły pocałunek. Pękłam całkowicie. Blokada, jaką miałam przed związkami lub całusami miałam, zeszła ze mnie. Zardzewiała kłótka otworzyła się i pozwoliła łańcuchom zejść z mojej duszy i umysłu. Poczułam niesamowity luz, który pchał mnie do spełnienia wszystkich moich marzeń. Właśnie. Tak smakował ten pocałunek — była w nim radość, uczucie i spełnienie najbardziej szalonych lub niemożliwych marzeń, jakie kiedykolwiek miał człowiek. To było to, co chciałam przeżyć od lat. I to był ten ktoś, kogo chciałam mieć już na zawsze.

Kiedy odsunęliśmy się od siebie, spojrzeliśmy sobie w oczy, opierając się o nasze czoła. Na naszych twarzach można było wyczytać ulgę i wielkie szczęście. To, czego pragnęliśmy oboje.

— Pamiętasz to co mówiłem, gdy byliśmy na lunchu? Bynajmniej chciałem powiedzieć... O całym wystroju kawiarni?

— Tak, pamiętam. Kelnerka ci przerwała... Mówiłeś, że ten wystrój kojarzy ci się...

— Z domem. Kojarzy mi się z ciepłem rodzinnym, szczerością i miłością ponad wszystko. Chciałbym, aby ta kawiarnia była tylko naszym miejscem. Naszym symbolem domu. A w tym domu nie wyobrażam sobie, że miałoby cię tam nie być. Dlatego... — uklęknął na jedno kolano i kieszeni kurtki wyjął pudełeczko z pięknym pierścionkiem — Adrie Williams, zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym wariatem na ziemi i zostać moją żoną?

Nie dowierzałam w to. Z moich oczu popłynęły łzy wzruszenia. Przetarłam je szybko kciukiem i szepnęłam:

— Tak, zostanę twoją żoną — zakryłam usta dłonią.

Chłopak wstał i założył na mój serdeczny palec srebrny pierścionek z błyszczącym w słońcu szafirem. Spojrzałam na niego, po czym zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i pocałowałam go długo i w pełni uczuć. Nie wierzyłam, ale jednak się stało. Moje największe i najbardziej szalone marzenie właśnie stało się faktem.

━━━━━━━ ⦁ ༻★༺ ⦁ ━━━━━━━
💘TO JUŻ JEST KONIEC...💘

Moi kochani!
Niestety dobiegł koniec tej książki. Mam nadzieję, że spodobała się wam i nie zawiodłam was, pisząc to short story 🥰 Trzymajcie się ciepło i życzę wam miłej nocki! Wyśpijcie się i korzystajcie z czasu wolnego!

Wasza Callie 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top