Rozdział 7 - "Jak Ja Im Zazdroszczę"

POV. Adrienne

Przy moim oku zakręciła się łza. Zaczęłam nierówno oddychać. Wszystkie zapachy wódki, piwa i perfum z różnych krańców świata zlały się w jedno, przez które dostałam odruchu wymiotnego. Upewniłam się, że moja torebka nadal jest przy mnie, po czym jak burza ruszyłam w kierunku wyjścia. Po kilku minutach przyjechała taksówka i zabrała mnie z tego miejsca. Jadąc przez miasto na tylnym miejscu i opierając głowę o szybę samochodu, przyglądałam się ludziom i ich zachowaniom. Minęliśmy jedną parę zakochanych, którzy trzymali się za ręce i ochoczo ze sobą rozmawiali, przerywając to co jakiś czas salwami śmiechu. Kierowca przepuścił ich na pasach, więc chłopak wziął dziewczynę na ręce w stylu panny młodej i tak przeniósł na drugą stronę ulicy. Oboje uśmiechali się promiennie i patrząc na siebie z bezgranicznym zaufaniem. Pomyślałam:

— Kurwa. Jak ja im zazdroszczę...

Taksówkarz wysadził mnie pod moim blokiem. Zapłaciłam mu, po czym wyszłam pędem z samochodu i wbiegłam po schodach do środka, by pojawić się w swojej kawalerce. Gdy tylko otworzyłam drzwi, upadłam na łóżko i wtulając się w dużą, białą poduszkę wylałam potok moich słonych łez. Czułam to aż za bardzo. Wstrząsnęło całym moim ciałem. A najbardziej sercem, które rozkruszyło się na milion drobnych kawałków. Właśnie straciłam osobę, na której mi tak cholernie zależało...

*skip time*

Następnego dnia nie byłam na zajęciach. Nie chciałam się tam pokazywać. Nie chciała go widzieć. Tak jak zapewne on nie chciał mnie zobaczyć choćby z kilometra.
Madeline jest niezawodna. Nasze poznanie się było dziwne, fakt, ale rozumiemy się jak siostry. I tak też się dzisiaj stało. Zaraz po zajęciach odwiedziła mnie, dając mi notatki z wykładów i informując o terminie sesji.

— Dzięki Ci wielkie za to, Mad. Jestem Ci wdzięczna przysługę — powiedziałam, kserując materiały.

— Nie przesadzaj. Ja już mam wystarczająco dużo na głowie — skomentowała, chichocząc — No ale dobra. Teraz powiedz mi naprawdę, co było powodem, że dzisiaj olałaś wykłady?

— Przy tobie nie potrafię kłamać — zaśmiałam się i lekko uśmiechnęłam — Wczoraj była średnio przyjemna sytuacja z Laufeysonem i dlatego...

— Kłótnie małżeńskie?

— Madeline! Nie jesteśmy już przyjaciółmi, a co dopiero w związku lub małżeństwem!

— Wiesz, że się droczę tylko — uderzyła mnie delikatnie pięścią w ramię — Opowiadaj, co poszło nie tak jak miało być. Zamieniam się wsłuch.

— Ohhh... — wywróciłam oczami i zaczęłam opowiadać jej cały wczorajszy dzień.

Po skończeniu historii, blondynka zastanowiła się i powiedziała:

— Pewnie mnie za to ubijesz i wiem, że próbowałaś z nim wtedy porozmawiać. To, że jeden raz ci się nie udało to nie znaczy, że masz się całkowicie poddać. Masz nieskończenie wiele prób, a na jednej się nigdy nie kończy, kochana — złapała mnie przyjacielsko za ręce i kazała spojrzeć sobie w oczy.

— Chcesz tym przekazać, że muszę spróbować jeszcze raz z nim porozmawiać? — ledwo przełknęłam to pytanie przez moje gardło.

— Tak, nawet musisz się z porozmawiać. A cztery oczy. Bez żadnych świadków.

— Nawet nie mam zamiaru. Wystarczy, że on mnie stresuje — dodałam, chichocząc z tego, co powiedziałam.

— I cudownie! Więc, chcę usłyszeć, co jutro zrobisz, Adrienne? — podniosła lewą brew, wyczekując odpowiedzi.

— Pierwsze to przyjdę jutro na zajęcia. A drugie to porozmawiam z Laufeysonem i wyjaśnimy sobie wszystko. Albo się pokłócimy jeszcze bardziej.

— Przestań! Myśl pozytywnie. Jeśli Ty będziesz chciała zgody to tak się stanie. Musisz zacząć medytować albo wizualizować sobie to, co chcesz osiągnąć.

— Dobraaaaa — przeciągnęłam — Niech już będzie. I nie, nie mam zamiaru medytować!

— Zobaczysz, jeszcze się w to wkręcisz! — Madeline zaczęła się śmiać — Ale tak swoją drogą, Laufeyson ma chyba imię, nie? Nie musisz mówić o nim po nazwisku?

— Madeline! Proszę cię! — również wybuchłam śmiechem.

— To tylko moja uwaga, nic więcej — posłała mi swój chytry uśmieszek, po czym znowu w pokoju rozbrzmiały nasze salwy śmiechu.

*skip time*

Nowy dzień, nowe wyzwania, stare emocje. Dzisiaj albo będę świętować wygraną z Madeline i upijemy się z tego szczęścia w cztery dupy, albo będzie totalna porażka i przepłacze w jej rękaw cały wieczór. Wierzę, że plan pierwszy się spełni, dlatego jadymy do uczelni, zdobywać świat.

Na przerwie na lunch znalazłam czarnowłosego na stołówce. Tym razem siedział sam przy dość dużym stole i kręcił jedzeniem po talerzu jak cygan słońcem. Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym podeszłam i usiadłam naprzeciwko jego szanownej osoby.

— Czego chcesz ode mnie? — mruknął, w ogóle na mnie nie spoglądając.

— Może dzisiaj ja ci poprawię humor i porozmawiamy jak normalni, dorośli ludzie, a nie jak dzieci w piaskownicy, co sprzeczają się o to, gdzie zaczyna i kończy się czyje terytorium budowania zamków z piasku.

Swój wzrok łaskawie skierował na mnie, wdychając cicho. Odłożył widelec na bok i odsunął talerz od siebie.

— I tak tego chujostwa nie zjem. Mdli mnie na sam widok — powiedział, wzruszając ramionami.

Prychnęłam na jego słowa. Czyżby ten stary Loki wracał do żywych?

— To może chodźmy do jakiejś kawiarni. Tam zjemy i pogadamy — zaproponowałam.

— Nie do jakiejś tylko do tej na rogu — uśmiechnął się delikatnie, wstając od stołu.

— Zatem prowadź — poszłam w jego ślady, a po chwili złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia ze stołówki.

━━━━━━━ ⦁ ༻★༺ ⦁ ━━━━━━━
💦TO OSTATNIE CHWILE KSIĄŻKI?!💦

Kochani! Zbliżamy się do końca — pozostał już tylko ostatni rozdział. Ten nie jest zbyt długi, ale postanowiłam, że rozdzielę treści w nieco inny sposób i niektóre rzeczy połączę. Dajcie znać jak wasze odczucia po tym rozdziale. Pozdrówki dla was! 💙

Miłej nocy/wieczoru/dnia! ❄️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top