Rozdział 4 - "Nowa namieszała"
POV. Adrienne
Minęło już sporo czasu, od kiedy jestem w związku z Tonym. Nigdy nie myślałam, że jakikolwiek mężczyzna będzie o mnie tak zabiegał, tak jak robi to on. Każdego ranka na komunikatorze widzę czułe "Dzień dobry, kochanie", a każdego wieczoru romantyczne "Dobranoc, księżniczko". Coś mnie do niego ciągnie, ale nie wiem czy to tylko pociąg fizyczny czy uczuciowy. Za szybko to się dzieje. Ten cały nasz związek. Ale on mnie rozumie i daje mi wystarczająco czasu, bym mogła to przetrawić w myślach.
Spakowałam torbę i pognałam na salę wykładową, gdzie miałam mieć najważniejsze zajęcia tego dnia. Byłam idealnie w porę rozpoczęcia, ale dosłownie zaraz po moim wejściu, pojawiła się inna dziewczyna, której tutaj wcześniej nie widziałam.
— Dołącza do naszej grupy nowa studentka. Przyjmijcie ją miło jak tylko potraficie. Adrienne, prosiłbym cię, byś po tym wykładzie oprowadziła Madeline po budynku.
— Dobrze — odburknęłam, bo czułam, że coś mi tutaj nie pasuje.
— Czemu mam ją oprowadzać po budynku? Przecież mnie nikt po nim nie prowadzał i sama musiałam zgadnąć, gdzie i która sala się znajduje. Może to córka jakiegoś biznesmena albo chuj wie kogo — pomyślałam, mierząc wzrokiem blondynkę, która siedziała dwa rzędy bliżej profesora niż ja.
Po zajęciach podeszłam do niej i posyłając jej swój sztuczny uśmieszek, powiedziałam:
— Hej, to co? Gotowa na oprowadzkę?
— Daruj sobie takie gadki, naprawdę — odpowiedziała melodyjnym i sztywnym głosem — Przez cały wykład czułam twój wzrok na sobie i domyślam się, że twoją głowę wcale nie zaprzątały nowe informacje, które sprzedawał nam profesor, które były niczym odgrzewany wczorajszy obiad w stołówce dla biednych i bezdomnych.
— Wyjęłaś mi to z ust. W sensie to porównanie. Myślę dokładnie to samo — wyjąkałam, pod wpływem słów dziewczyny.
— Cieszę się. A teraz tylko powiedz mi jak dojdę do toalety. Chyba, że bardzo chcesz iść ze mną i zadać mi jeszcze parę irytujących pytań.
— Prosto korytarzem, w prawo i pierwsze drzwi po prawej — wyrecytowałam.
— Dzięki — zarzuciła torbę na ramię i wyszła z sali.
Myślałam, że będzie całkowicie inną osobą. Oczekiwałam córeczki-księżniczki tatusia biznesmena, który jest znany w całym mieście, najbardziej wśród głupich nastolatek. A tu niespodzianka. Jajko-niespodzianka, bo zbyt bardzo zazdroszczę jej okrągłych i nie za dużych cycków, a ona miała jaja nie nosić specjalnie podnoszonego biustonosza z push-up'em, który nosiły wszystkie dziewczyny, jakie minęłam na korytarzu. Bez skojarzeń proszę. Po prostu mam dobry wzrok, który wychwytuje szczegóły.
Skierowałam się do sali, gdzie miałam mieć następny wykład. Pech akurat chciał, że musiałam przejść koło toalety, do której poprowadziłam nową. Nagle drzwi otworzyły się z niemałym hukiem, a ręka, która wynurzyła się zza nich złapała mnie za ramię i zaciągnęła do środka. Wpadłam na ścianę, lekko uderzając głową o kafelki.
— Dziewczyno, co tu robisz? — powiedziałam z wyrzutem, rozmasowując sobie palcami bolące miejsce.
— Przepraszam cię za to, że jestem taka oschła. Mój ojciec wmawiał mi to od małego, bym nikomu nie dała się owinąć wokół palca. U mnie wychodzi już tak automatycznie, nie myślę w tym momencie. Uwierz mi, że nie chciałam w taki sposób to powiedzieć — spojrzała na mnie z poczuciem winy, łapiąc się dłonią za łokieć.
— Zaskoczyłaś mnie tym dość bardzo, bo pierwsze wrażenie i słowa profesora opowiedziały mi o tobie nieco inaczej...
— Wiem, domyślałam się. Naprawdę przepraszam. Chcę w końcu otworzyć się na innych. Móc z nimi normalnie porozmawiać. Profesor, z którym miałyśmy zajęcia przed przerwą to przyjaciel mojej rodziny. Zna moją sytuację i zawsze namawiał mnie, bym poznała nowe osoby i nie bała się tego.
— Wybacz mi, ale muszę zapytać. Co z twoją mamą?
— Nie żyje od pięciu lat. Zmarła w wypadku samochodowym. Dlatego to przez ten czas ojciec nasilił swoje zdanie na mnie i wyuczył kilku formułek, które mam wkute na blachę.
— Jest aż tak źle? — zrobiło mi się jej żal.
— Jestem na studiach, ale ojciec i tak mnie kontroluje. Jak tylko zobaczyłam ciebie na korytarzu pomyślałam, że jeśli z tobą nie załapię kontaktu to polegnę całkowicie... — posmutniała.
Między nami zapadła chwila ciszy. Musiałam się zastanowić nad jedną rzeczą.
— Masz może czas dzisiaj po zajęciach?
*skip time*
Przegadałyśmy chyba już z dwie godziny. Naprawdę nie pamiętam, kiedy tak miło spędziłam czas, rozmawiając o wszystkim i niczym, a nie tylko o nowej linii ubrań od Guess czy nowości kosmetycznych od znanych firm.
— Hej, czemu tak zmarkotniałaś? — spytała blondynka, wypijając łyk herbaty.
— Nic takiego... Nie będę zaprzątywać ci tym głowy — rzuciłam, biorąc kęs kruchego ciastka.
— Widzę, że cię dość gryzie. Mów. Może nie wyglądam na taką osobę, ale postaram się pomóc jak tylko potrafię — rzekła, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy.
— Wspominałam Ci już o Tonym, prawda?
— Tak, pewnie. A co z nim?
— To było trochę zabawne, jak walczyl o mnie w tamtym roku.
— Wywalczył i jesteście razem szczęśliwi.
— Tak i to bardzo. Ale jednak czuję, że muszę Ci powiedzieć o Lokim.
— Kto to?
— Loki Laufeyson. Przyjaźnimy się prawie od małego. Rozumieliśmy się bez słów, a za dziecka spędzaliśmy czas tylko ze sobą. To było coś niesamowitego...
— Jest w naszej grupie tutaj?
— Tak, jest...
— Jakieś zgrzyty?
— Nie rozmawiamy już kilka dni... — zwiesiłam głowę, wpatrując się w kubek po kawie.
— Martwisz się o niego.
— Ja? Nie, w życiu! Jest dorosły, więc wie co robi. Ja tak samo i może po prostu chce odpocząć ode mnie...
— Od kiedy ty go usprawiedliwiasz? Martwisz się o niego, widzę to. Ale to nie jest martwienie się jak o przyjaciela, tylko o kogoś więcej...
— Maddie! Proszę cię! Mam chłopaka, a Loki jest TYLKO moim przyjacielem z dzieciństwa!
— Nie chcę za bardzo matkować Ci tutaj, ale wiesz i zdajesz sobie z tego sprawę, że od tekstu "To TYLKO przyjaciel" zaczynają się w większości związki?
— Daj spokój... Nie mówmy o tym już.
*skip time*
Na granatowym niebie lśniały gwiazdy, a księżyc uśmiechał się do ludzi, którzy stali przy oknach i wpatrywali się w niego. Do nich zaliczałam się ja. Tylko, że ja siedziałam na parapecie w piżamie, grubych skarpetkach i herbatą z cytryną i miodem w dłoniach. Ten wieczór był znacznie chłodniejszy niż ten wczorajszy. A może dlatego, że nie rozmyślałam zbyt długo przy otwartym oknie? Cholera wie o co chodzi z tą pogodą.
Mam mętlik w głowie. Z jednej strony Anthony jest bardzo romantyczny i przyjemnie mi się spędza z nim czas, ale w pewnym sensie tęsknię za Lokim. Za TYM Lokim, z którym ganiałam się po zaspach śniegu lub liści, burząc wszystko i śmiejąc się, aż do mocnego ścisku mięśni, czyli "bólu brzucha". Tęskniłam za zwykłą rozmową z nim, która zawsze poprawiała mi, szczerze humor. Mimo tego, ile przeżył w swoim życiu, nadal był pozytywnie szurnięty tak jak ja przy nim.
— Tak — powiedziałam do siebie, leżąc już w łóżku — Porozmawiam z nim jutro. Nie mieliśmy okazji, a on chyba nawet nie wie, że mam chłopaka. Chociaż nie, widział go kilka dni temu na stołówce jak przytulał się do mnie. Myślałam, że jego wzrok przewierci mnie na wylot. Zakochał się? — zaśmiałam się na samą myśl — On we mnie? Wolne żarty. To chyba musiałby stać się cud... Zresztą, ja i tak na pewno nie jestem w jego typie... O CZYM TY MYŚLISZ, ADRIENNE! — ugryzłam się w język — Idę spać, bo głupoty gadam i myślę jak jestem zmęczona...
━━━━━━━ ⦁ ༻★༺ ⦁ ━━━━━━━
🎄Nowy rozdział! Co o nim sądzicie?🎄
Przepraszam was, że nie było go w tamtym tygodniu, ale totalnie nie miałam weny i chęci do pisania. Ale oczywiście moja głowa wchłania nowe pomysły niczym ciepła bułeczka twarde masełko z dżemem. Truskawkowym 🍓
Ciekawa jestem waszym opinii, na które czekam w komentarzach. Bo szczerze powiedziawszy, uwielbiam je. I dodatkowo dają mi paliwo do pisania kolejnej części ❤️
Miłego dnia/wieczoru/nocy!✨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top