🥀~Rozdział 44~🥀

🥀~Nadzieja~🥀

Perspektywa Claytona

  Zawsze kontrolowałem to ile wypiłem na drugi dzień nigdy nie bolała mnie głowa, ale wszystko zmieniło się, gdy zacząłem otwierać oczy. Wszystko mnie bolało, skrzywiłem się, po czym spojrzałem na szafkę, gdzie stał zegarek. Zdziwiłem się widząc na nim karteczkę i tabletki. Wziąłem je i po piłem wodą. Nie przypominałem sobie, że mogłem ją tutaj zostawić, jednak najważniejsze że były.

Wstałem z łóżka i ruszyłem do kuchni, chciałem coś zjeść jeśli coś było, ale gdy zobaczyłem, że nie jestem sam... Uśmiechnąłem się lekko widząc Alison, która stała do mnie tyłem i robiła najprawdopodobniej obiad, bo zbliżała się godzina dwunasta.

— Czy to sen, czy naprawdę tutaj jesteś? — wychrypiałem.

Gdy się odwróciła na początku na jej ustach był uśmiech jednak później zbladł. Wiedziałem, że to była moja wina, gdyby nie ja i to zrobiłem, może miałbym cały czas taki widok.

— Ugotowałam Ci zupę, żebyś zjadł coś ciepłego, już za chwilę stąd wyjdę — wyszeptała i odwróciła się z powrotem.

Westchnąłem, po czym do niej podszedłem i przytuliłem się. Czułem jak się spina pod moim dotykiem, ale nie wyrwała mi się.

— Przepraszam, Alison — powiedziałem i zgasiłem płytę. Musiałem z nią porozmawiać. — Ja... Ja gdy zdobyłem swoją karierę menadżer mówił mi co mam robić, jeszcze nigdy się na nim nie zawiodłem, ufałem mu. Myślałem, że nic nie stanie nam na przeszkodzie, ale gdy robiło się między nami poważnie on przyszedł do mnie, powiedział, że coraz więcej jest pokazywany mój wizerunek i twój, jako  że zmiękłem, a ty zmienisz się na gorsze. Nie chciałem tego dla ciebie. Jesteś taka delikatna, czułem, że nie będziesz gotowa na hejt, a uwierz, że czasami będzie trzeba się z nim mierzyć. Myślałem, że to będzie dobre, ale oszukiwałem samego siebie.

— Skąd mam mieć pewność, że znów nie zrobisz czegoś takiego? Wiesz jak to boli? Ja pierwszy raz...

— Kochałaś? — wyszeptałem, a ona kiwnęła głową. Przełknąłem ślinę na to wszystko..

— Właśnie się tego bałem. Czuję, że nie jestem dobry dla ciebie — wyznałem. — Co jeśli bym cię naprawdę zniszczył? Co jeśli...

— Może chciałam zaryzykować? Wiesz przez chwilę myślałam, że jesteś inny niż wszyscy — wyszeptała i po jej policzku spłynęła łza.

— Wiem perełko, przepraszam. Ja sam nie wiedziałem co robić. Powinienem przestać słuchać mojego menadżera, ale on mnie jeszcze nigdy nie zawiódł. Chyba nie nadaje się do związków. Nie chcę cię wiecznie ranić. Nie zawsze potrafię być delikatny, jakbyś tego potrzebowała...

— Ja nie chce tego, żebyś się zmieniał. Chcę ciebie takiego jakim jesteś. Nie udajesz nikogo, lubię nawet jak przeklinasz. Tylko czy ty byś chciał kogoś takiego jak ja?

— Oczywiście, że tak. Jesteś idealna, chyba oboje się uzupełniamy. Ty jesteś drobna, a ja silniejszy. Ty dobra, a ja mam swoje grzechy. Czy możemy zacząć od nowa?

Kiedy zobaczyłem jej wzrok wiedziałem, że czuję to samo co ja, miałem nadzieję, że już mam się uda i nic nam nie stanie na drodze...

****************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top