🥀~Rozdział 4~🥀
🥀~Łzy~🥀
Perspektywa Alison
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i próbowałam się uśmiechnąć. Nigdy nie byłam jeszcze stu procentowo zadowolona ze swojego wyglądu. Każdy ma jakieś kompleksy, najważniejsze jest to, żeby nie krzywdzić przez to innych ludzi.
— Myślisz, że jest w porządku? — zapytałam kundelka, a ten kiwnął głową. — Bądź grzeczny.
Pogłaskałam go ostatni raz, po czym ruszyłam do wyjścia. Wsiadłam do samochodu z moim menadżerem i ruszyliśmy w drogę. Szczerze mówiąc stresowałam się tym spotkaniem.
— Będzie dobrze, nie musisz się martwić — powiedział, a ja kiwnęłam głową. — Znam cie i twoją przeszłość i wiem, kiedy się boisz, a kiedy stresujesz. Nie nabierzesz mnie na ten uśmiech.
— To prawda — zaśmiałam się się, ale później spoważniałam. — Boję się, że tak naprawdę przyjdzie taki dzień, gdy ktoś powie, że nie nadaje się do niczego, że znów usłyszę, że się do czegoś nie nadaje. Ja wiem, że nie powinnam się użalać nad sobą, ale nadal mam to uczucie w sobie.
— Wiem, bo nadal w środku jesteś tą małą dziewczynką, która potrzebowała wsparcia i osoby, która byłaby obok niej, gdy coś złego się działo. Ale teraz jestem ja i cie nie zostawię.
— Jesteś najlepszym menadżerem. Nie wiem co bym zrobiła bez ciebie — wyznałam, a kiedy dojechaliśmy na miejsce przełknęłam ślinę.
— Też dałabyś sobie radę, a teraz głową do góry. Idziemy — powiedział, po czym ruszyliśmy do środka.
Weszliśmy do środka i dostrzegłam już Claytona, który czekał na nas wraz z reżyserem.
— Dzień dobry — wyszeptałam, po czym zajęłam swoje miejsce.
— Chce tylko powiedzieć, że jesteście Jedynymi ludźmi, którzy się do tego nadają. Oboje jesteście z różnych światów i to będzie w końcu coś nowego na tym rynku. Jeśli się zgodzicie zaczynamy już od jutra — powiedział.
— Dziękuję, że Pan dał mi tą szansę. Ja jestem za — odparłam i lekko się uśmiechnęłam.
— Dobra to teraz idę z waszymi menadżerami na rozmowę, a wy się dogadajcie — wyznał.
Kiedy wyszli odwróciłam się w stronę mężczyzny, jednak to nie był dobry ruch, ponieważ dostrzegłam jego minę.
— Jeśli ty mnie kupisz na te swoje słodkie słowa to jesteś w błędzie. Ja znam prawdę i pokaże światu, że jesteś nikim innym jak oszustką — warknął, a ja się wzdrygnęłam.
— Ale, ja nikogo nie rozumiesz — wyszeptałam i się skuliłam.
— Och czyli nie robisz tego, żeby być jedną z ofiar losów. Jesteś w porównaniu do innych do niczego. Ojejku byłaś w sierocińcu, taka mała gwiazdeczka odwiedza dzieciaki. Jakie to wzruszające. Szkoda, że nie dla mnie! — krzyknął, a ja próbowałam po hamować łzy.
Kiedy do środka weszli nasi menadżerzy, uśmiechnęła się i miałam nadzieję, że mi się uda zamaskować swoją relacje na swoją Claytona.
Zaczynała się ciężka praca, bałam się, że nie dam rady...
*************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top