🥀~Rozdział 2~🥀
🥀~Dom~🥀
Perspektywa Aurelii
Czasami marzymy o czymś tak bardzo, że niekiedy to się spełnia. Niekiedy może chcemy za dużo lub nawet za wiele w jednym czasie. Dlatego nie wszystko to o co prosimy się wydarza. Jednak trzeba ciągle wierzyć, a niekiedy swojemu szczęściu trochę pomóc. Człowiek bez marzeń, staje się smutny i niepewny tego co powinien zrobić. W końcu prawda jest taka, że one dają ciepło w naszym środku. Niekiedy to właśnie one sprawiają, że jest nam ciepło...
Ja od małego nie proszę o nic innego, jak zobaczyć dumę w oczach rodziców. Jednak jestem pewna, że tak szybko jej nie zobaczę. Odkąd pamiętam byłam traktowana ,jak natrętny komar, którego trzeba się pozbyć. Nawet jeśli dostawałam same najlepsze oceny, albo zajmowałam wysokie miejsca w konkursach. Dla nich to ciągle było za mało. Czasami zazdrościłam tym wszystkim dzieciakom, którzy mieli normalne i ciepłe domy. U mnie czegoś takiego nie było. Nawet nie jedliśmy wspólnie obiadów, tylko każdy w swoim pomieszczeniu. Czasami się zastanawiałam, dlaczego rodzice wzięli że sobą ślub, skoro ciągle się mijali. Niekiedy czułam się, jak balas i progu ich karier. Może to tylko moje złudne myślenie, bo w końcu jakoś mnie wychowali, ale kiedy byłam w ich pobliżu zaczęli krzywo patrzeć. Dlatego nauczyłam się po prostu schodzić im z drogi. Jedynie z kim mogłam rozmawiać to z naszą gosposią. Nie miałam żadnych koleżanek, może dlatego, że nie byłam aż tak otwarta? Jednak to nie była do końca moja wina. Wszystko się zmieniło feralnego dnia, od którego boję się dotyku i czyje się niepewnie wśród obcych. Nie chciałem mówić o tym rodzicom, tylko dlatego, że pewnie jeszcze bardziej źle by na mnie patrzyli.
— Aurelia! — krzyknęła mama, a ja zadrżałam. Spojrzałam na nią i odruchowo się cofnęłam.
Byłam w kuchni robić sobie obiad, gdy nagle do niej weszła rodzicielka. Jak zawsze zaczęła mnie mierzyć wzrokiem. Miała hopla na punkcie wyglądu i ciągle coś jej się nie podobało.
— Wyglądasz, jak bezdomna. Ubrałabyś w końcu jakąś sukienkę, a nie ciągle te dresy. Wyglądasz beznadziejnie. Nie wychodź tak z domu. Mogłabyś też się pomalować, nie zaszkodziłoby ci to — warknęła, a ja zwiesiłam ramiona.
— Tak, mamo — nie było sensu się z nią kłócić, dlatego pokręciłam głową, po czym ruszyłam na górę.
Czasami marzyłam o tym, jakby to było, jakbym miała innych rodziców i choć trochę wiedziała, jak to mieć dom rodzinny. Ale świat nie jest doskonały i niekiedy trzeba się poświęcać.
Ale nie wiedziałam tego, co oni dla mnie szykują. Gdybym tylko wiedziała, że trafię z deszczu pod rynnę...
****************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie I dawanie gwiazdeczek. Wiele to dla mnie znaczy ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top