💫1💫
Był jesienny wieczór.
Jeden z tych ciepłych i miłych tak żadko spotykanych o tej porze roku. Szłam przez park co krok stając na pięknych, kolorowych liściach, które od razu szeleściły wesoło.
Słychać było śmiech dzieci nurkujacych w liściach, żeby zaraz potem wynurzyć się i wyciągnąć spod nich małego żołędzia, po czym pobiec z promiennym uśmiechem do przyjaciół by pochwalić się swoją zdobyczą.
Trudno było też przegapić skaczące po drzewach rude, puchate kitki, których właściciele przygotowywali wszystko do wielkimi krokami zbliżajacej się hibernacji.
Słońce majestatycznie zanurzające się w tafli jeziora malowało na moich ustach promienny uśmiech wprowadzając mnie w melancholię. Powoli odpływałam...
- Nie dogonis mnie! Jestem o wiele sybsy!
- Chciałbyś! Ja zawsze cię dogonię!
- Tak? A jakbym wsedł na dzewo?
- Wtedy byłoby nie fair!
- Nie fail? Pseciez ostatnio sama wspinałaś sie na dzewa! Dobze pamientam! Lobiłaś to pzeciez ze mną!
- Tak pamiętam! Ale chyba bardziej zapamiętałam twoją naukę latania!
- Cepias się! Pzynajmniej dostałem dziesienć złotych!
Beztroski śmiech dwójki dzieci.
Był tak bliski i odległy zarazem.
Tak ciepły i pełen beztroski.
Tak prawdziwy i szczery.
Zdawać by sie mogło, że aż namacalny...
Łza spłynęła mi po policzku. Wraz za nią pojawiły się następne. I następne. Otarłam policzki, założyłam kaptur i przyśpieszyłam kroku.
Teraz chciałam już tylko znaleźć się w domu.
Nie mogę o nim myśleć.
On o mnie nie myślał.
Nie myślał wtedy i myśleć nigdy nie będzie.
I dobrze.
Trzeba skończyć z tym raz na zawsze.
Z tą złudną przyjaźnią.
Żałuję, że go poznałam.
Że dałam mu się bawić moimi uczuciami.
Że bezkarnie zdobywał moją wierność i zaufanie, żeby po latach zostawić mnie z pustką w środku.
Pustką nie tylko w umyśle, ale i w duszy.
Nie chcę go znać.
Już wystarczająco zepsuł mi życie.
Siedziałem w pokoju wpatrując się w szybę.
Wróciłem z kolejnej misji ratowania Ninjago.
Z kolejnego pokazu.
Kolejnej zdawkowej próby uratowania miasta przed bandą przebierańców.
Przedstawienia, które stało się uciążliwą rutyną.
Niekończącym się schematem.
Pomyśleć, że kiedyś skarcił bym się za taką odezwę.
Że ukarałbym się za takie myśli.
Ale kiedyś było inaczej.
Nie tylko pod względem poziomu wrogów.
Pod względem wszystkiego.
- Udało się! Wróg pokonany! - Te słowa już nic nie znaczyły.
Czułem jakąś pustkę.
Ta pustka nie dawała mi spokoju. Próbowałem ją maskować już od tak dawna.
Zapomnieć.
Wymazać.
Ale czy to coś zmieniło?
Czy to jak kolwiek pomagało?
Czy dałwało to cokolwiek?
Czy to byłoby tylko oszustwo.
Proba oszustwa samego siebie.
Mogłem być z siebie naprawde dumny. Swoim ,,honorem" zawaliłem wszystko.
Wmawiałem sobie bezmyślnie, że pomagam tym sobie.
I jej.
Nie.
Dość tego.
Tego strachu.
Tej złudnej próby ,,pomocy".
Tych wymówek.
Napiszę do niej.
Niech myśli co chce.
Niech mnie znienawidzi.
Niech przestanie widzieć we mnie przyjaciela.
Tylko w ten sposób jej pomogę.
I to będzie taka prawdziwa pomoc.
Cześć!😀
Tak wiem troszkę was zanudziłam, ale to było wręcz niezbędne. To taki kulminacyjny moment, bez którego nie będzie akcji.
Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe😅.
Wiem, troche krótki rozdzialik, ale obiecuję, że się rozkreci😀
Jeśli mcie jakies sugestie, rady, przeżycia lub może nawet domysły - proszę wrzucać tutaj 👉\____________/
Miłego wattpadowania😉
~ Mayumi
Ps. Pierwszy raz pisze opowiadanie bez konsultacji z inną osobą (ściślej mówiąc z moją kolezanką😅) przed wypuszczeniem, więc proszę bądźcie wyrozumiali.😀
W dodatku sprawdzam o 23:00, ale wiedzcie, że o tej porze robi się to najlepiej - tak samo z resztą jak pisze.😉
Noc jest naprawdę magiczna i urokliwa, ale też tajemnicza i zagadkowa.
Właśnie to w niej kocham🌌
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top