𝟬𝟱𝟮. euphor
( euphor ━ novo amor )
❜leak seal, euphor lost❜
ZASIADŁAM na podłodze przed oknem, przez które miałam wyglądać, aby upewnić się, czy nie nadchodzi nasz porywacz. Myśl o tym, że za jakąś chwilę mieliśmy z nim walczyć coraz bardziej zaczęła mnie przerażać, tym bardziej że moja wyobraźnia już dawała mi kilka scenariuszy, jak to się skończy. Miałam nadzieję, że jednak będzie to lepsze zakończenie.
— Hej, Mądralo — w ciszy spojrzałam na swój telefon, który na wszelki wypadek podgłośniłam i podłączyłam do gniazdka, nie chcąc by się rozładował w połowie takiej sytuacji. — Jak się czujesz?
— Hej, psycholu — odpowiedziałam ze stoickim spokojem i przyłożyłam jedną dłoń do grzejnika, o który byłam oparta. W drugiej natomiast trzymałam urządzenie, które bardzo prawdopodobnie miało mnie dość i również bardzo prawdopodobnie miało w planach wybuchnąć, o czym mówiło mi to jaki był gorący w dotyku. — Nie jest tak źle, jak mogło się wydawać.
— Hm — westchnął. — Wiesz, że zawsze możesz mi powiedzieć, jeśli coś się będzie działo, prawda?
Jego słowa mnie zdezorientowały na tyle, że zmarszczyłam brwi. Jake był . . . dość często zmienny, przez co czasami nie potrafiłam go zrozumieć. Lubił mnie? Zależało mu na mnie? Wkurzałam go? A może po prostu udawał, że jakkolwiek go interesuję bo nie chciał mieć wyrzutów sumienia po tym, jak mnie odrzuci? W głowie miałam za dużo podejrzeń, by się odnaleźć w tym wszystkim.
— Wiem, — odparłam, wzruszając ramionami. — Ty też możesz mi wszystko powiedzieć, nawet jeśli się upierasz by tego nie robić.
— Czasami lepiej jest czegoś nie mówić, wiesz? — zagadnął, na co przytaknęłam głową z niezrozumieniem.
— Okłamywanie też nie jest lepsze.
W swoim telefonie mogłam usłyszeć jego zrezygnowane westchnięcie, co dało mi znać że znowu nie miał co mi odpowiedzieć, bo wiedział że miałam rację. Nie zamierzał tego przyznać, byłam tego pewna.
— Nie musiałaś brać na siebie winy, gdy okazało się że Michael zna waszą lokalizację — odchrząknął, a jego głos brzmiał stanowczo. Tak, jakby miał być na mnie za to zły, chociaż to w połowie rzeczywiście była moja wina. — To przeze mnie się tego dowiedział. To ja powinienem być za to obwiniany, nie ty, Mądralo.
— Zrobiłam to, co musiałam. Już dużo razy brałeś na siebie winę o coś, co zrobiłam. Teraz przyszła kolej na mnie — wzruszyłam ramionami. — Oni nie znają ciebie tak, jak ja, więc lepiej żebyś aż tak się nie poświęcał.
— Spróbuję — mruknął z krótkim parsknięciem. — Co nie zmienia faktu, że nikt z nich nie zna ciebie tak jak ja.
— I to się nigdy nie zmieni, nie martw się.
Pomiędzy nami zapadła cisza, którą nie wiedziałam czy powinnam przerywać. Czekałam na jakieś słowa ze strony chłopaka ━ czekałam na cokolwiek. Na całe szczęście nie trwało to długo.
— Po raz pierwszy od jakiegoś czasu udało mi się w spokoju zasnąć — zaczął, mając niepewny głos tak, jakby nie był pewny czy powinien mi to mówić. Mimo wszystko kontynuował. — Próbowałem myśleć o czymś przyjemnym, a wtedy na myśl nasunęłaś mi się ty. Wiem, że to głupie.
— To nie głupie — zaprzeczyłam jego słowom, czując dziwne gorąco oblewające moją twarz, w trakcie gdy próbowałam powstrzymać się od uśmiechnięcia.
— Jest — odpowiedział. — Chciałbym w końcu cię przytulić, Mądralo. Naprawdę chciałbym to zrobić.
— Może niedługo to się uda?
— Mam nadzieję, że to niedługo przyjdzie szybko.
Czy zdziwiło mnie to, że znowu po powiedzeniu czegoś innego niż to o czym zazwyczaj gadamy, rozłączył się? Nie, wcale nie. Robił to zawsze ━ tak jakby co najmniej się bał tego, jak zareaguję. Bynajmniej tak sobie to tłumaczyłam.
𝐉 𝐄 𝐒 𝐒 𝐘
ᨵׁׅׅ݊ꪀᥣׁׅ֪ꪱׁׁׁׅׅׅ݊ꪀꫀׁׅܻ݊
━━━━━━━━━━━━━━━━
JESSY: Jak u ciebie?
ME: żadnego śladu porywacza
JESSY: U mnie tak samo
JESSY: Myślisz, że przyjdzie?
ME: raczej
ME: chyba że chciał
nas po prostu przestraszyć
JESSY: Możliwe
JESSY: Czy to nie dziwne?
JESSY: Czekamy na mordercę,
który groził, że zabije nas wszystkich
JESSY: A mimo to jestem znacznie
spokojniejsza niż myślałam, że będę
w takiej sytuacji
ME: to nie tak dziwne
ME: po prostu to, co się działo
sprawiło cię silniejszą niż wcześniej
JESSY: Ale nie czuję się taka :|
JESSY: To raczej tak, jakbym
przyzwyczaiła się do tego strachu
ME: uwierz mi, czuję się tak samo
ME: niby jest spokojnie, ale
ME: ”spokój przed burzą”
JESSY: Udało się wam odkryć
coś nowego?
ME: powoli zaczynamy ruszać dalej
JESSY: Co myślisz o tym
”rozstawieniu” Dana?
ME: mam nadzieję, że
nie zostanę odkryta przez
porywacza jaki pierwsza
ME: może i oglądałam dużo
horrorów, ale coraz częściej moje
przypuszczenia się nie sprawdzają
JESSY: Muszę cię o coś zapytać
JESSY: Ta broń, którą znalazła Cleo
JESSY: Jak myślisz, do kogo należy?
ME: szczerze?
ME: myślę, że do Thomasa
ME: gdy Cleo pokazała broń,
zachowywał się dość dziwnie
JESSY: Hmm, nie wiem
JESSY: To strasznie dziwne
JESSY: Dlaczego ktoś potajemnie
przynosi tutaj broń?
JESSY: A w dodatku później się
nie przyznaje
JESSY: To wszystko jest do bani
JESSY: A właściwie to szukam
po prostu sposobu, by wprowadzić
cię do tego, co chcę ci powiedzieć
ME: tak właśnie myślałam
JESSY: Aż tak łatwo mnie przejrzeć?
ME: po prostu dobrze cię znam
JESSY: W tym też masz rację
JESSY: A więc
JESSY: Czasami w życiu dzieją
się rzeczy, nad którymi nie mamy
ani trochę kontroli
JESSY: Nawet jeśli tak bardzo
pragniemy czegoś przeciwnego
i ze wszelkich sił staramy się
temu zapobiec
ME: mhm, rozumiem? 🤨
JESSY: Jeśli coś się dzisiaj przydarzy
mi lub któremuś z pozostałych
JESSY: Musisz wiedzieć, że to nie
twoja wina
ME: Jess
JESSY: Nie, proszę
JESSY: Dla mnie to ważne, żebyś
wiedziała, że zrobiłaś wszystko,
co mogłaś aby nam pomóc
JESSY: Wszyscy to wiemy
JESSY: A jeśli pójdzie coś nie tak,
to nie twoja wina
ME: Miło, że tak mówisz
ME: Naprawdę dziękuję <3
˚₊‧꒰ა ☆ ໒꒱ ‧₊˚
𝐂𝐙𝐀𝐓 𝐆𝐑𝐔𝐏𝐎𝐖𝐘
յׁׅꫀׁׅܻׅ݊꯱ׅ꯱ᨮׁׅ֮, ժׁׅ݊ɑׁׅ݊ꪀ, ᝯׁ֒ᥣׁׅ֪ꫀׁׅܻ݊ᨵׁׅׅ, tׁׅhׁׅ֮ᨵׁׅׅꩇׁׅ֪݊ ɑׁׅׅ꯱, ᥣׁׅ֪ꪱׁׁׁׅׅׅᥣׁׅ֪ᥣׁׅ֪ᨮׁׅ֮, յׁׅɑׁׅƙׁׅꫀׁׅܻ݊
━━━━━━━━━━━━━━━
CLEO: O czym rozmawiacie?
ME: O tym, jaka
niesamowita jestem :^
JESSY: 🤭
ME: skąd wiesz, że ze
sobą rozmawiamy?
CLEO: Bo obie jesteście online
CLEO: Połączyłam kropki
ME: coś mi się przypomniało
JESSY: Co takiego? ☺️
ME: chodzi o festiwal
sosnowej polany
ME: jutro minie dziesięć
lat od śmierci Jennifer
ME: byliście tam
wtedy z Hannah?
JESSY: Pójdę przywołać innych
CLEO: Ja zdecydowanie tam byłam
CLEO: Ale to dlatego, że zawsze tam
jestem ze względu na mamę
CLEO: Mimo wszystko nie byłam
tam z Hannah
DAN jest teraz ONLINE
CLEO: Na sosnowej polanie
zawsze jestem zajęta pomaganiem
CLEO: Nie ma roku, w którym
tak nie było
ME: szkoda;/
ME: Hannah musiała
spotkać tam Amy
JESSY: Byłam tam kiedyś
Z Hannah i innymi
JESSY: Któregoś roku byłam
chora i nie mogłam tam być
LILLY jest teraz ONLINE
JESSY: Ale czy to było dziesięć
lat temu?
JESSY: Nie mam pojęcia
DAN: Minniegirl, znowu zadajesz
różne pytania
ME: nie robię tego, by cię
zdenerwować Sherlocku 🙄
DAN: Jakbym wiedział, co
się działo 10 lat temu
DAN: Nawet nie pamiętam,
co było dziesięć dni temu
LILLY: Ja wiem
ME: zależy mi na każdej szczególe
LILLY: Dan, byłeś tam ze mną
DAN: Tak? Ja?
LILLY: Tak, ty
LILLY: Kupiłeś mi watę
cukrową, a nawet pozwoliłeś
jeździć na karuzeli przez
dwie rundy
DAN: No, brzmi jak ja
LILLY: I nawet wygrałeś dla
mnie nagrodę na strzelnicy
JESSY: 🤭
DAN: 💪
ME: niesamowite, że
to wszystko pamiętasz
LILLY: Bo bawiłam się świetnie
LILLY: Nie pamiętasz tego, Dan?
LILLY: Nagrodą był taki mały miś?
LILLY: Jego nos świecił się na
czerwono, gdy naciskałeś jego brzuch
DAN: Cholera tak, przypominam sobie
THOMAS jest teraz ONLINE
DAN: Hannah zapytała mnie, czy
mógłbym się tobą zaopiekować
ME: Ale czekajcie
ME: Dan, umiesz strzelać?
DAN: Co to znowu za pytanie?
CLEO: Czemu się tak irytujesz?
DAN: Bo to od razu oznacza, że
broń jest moja
ME: wcale nie chciałam
tego powiedzieć
ME: co robiłeś na
sosnowej polanie?
DAN: Zjadłem kiełbaskę?
DAN: Co ja wiem
ME: Wiesz, co planowała Hannah?
DAN: Nie mam pojęcia
DAN: Nagle stanęła obok mnie
ME: Widziałeś z nią Amy?
DAN: Nie, była sama
DAN: Lilly jeździła na kucyku
czy coś
DAN: Powiedziała, że powinienem
odebrać Lilly stamtąd, a potem znowu
jej nie było
ME: śpieszyła się?
DAN: Tak myślę
DAN: Hannah powiedziała,
że wróci na fajerwerki, więc
pojechałem nad jezioro z Lilly
DAN: Ale ona nie przyszła
ME: Bo spowodowała wypadek
JESSY: Mhm :|
LILLY: Po fajerwerkach
przywiozłeś mnie do domu
LILLY: Pamiętam to bardzo
dobrze
DAN: Tak, byłaś obrażona
DAN: Urządziłaś bunt krasnoludków
ME: Przypomina
wam się coś jeszcze
DAN: Nie
LILLY: Mi też nie
ME: i to na pewno było 10 lat temu?
LILLY: Potem przez 2 tygodnie
nie mogłam chodzić sama do szkoły
LILLY: To na pewno miało coś
związanego z Jennifer
ME: jasne, to pasuje
ME: nie mam więcej pytań
JESSY: Więc Hannah spotyka się
z Amy gdzieś na festiwalu i temu
też prosi Dana by zaopiekował się
Lilly
ME: nie wiemy, co te
dwie planowały zrobić
ME; Amy mówiła, że to
jej wina
ME: Brzmi, jakby prosiła
ją o pomoc w czymś
JESSY: Hannah zakłada, że
wróci na fajerwerki
ME: które są o 22:00 nad jeziorem
JESSY: Hmm
ME: Thomas, też masz jakieś
informacje?
THOMAS: Nie
THOMAS: 10 lat temu jeszcze
nie znałem Hannah i reszty
ME: a
Trochę niezręczne
ME: I tak dowiedziałam się
więcej, niż sądziłam
DAN: Więc
DAN: Jeśli nie masz nic przeciwko,
zwróćmy z powrotem uwagę na okna
DAN: Mam przeczucie, że niedługo
pojawi się tutaj legendarny ptaszek
ME: kolejne przezwisko?
DAN: A żebyś wiedziała
ME: wracam do
obserwowania terenu zagłady
ME: Dziękuję za pomoc
JESSY: Do później
:¨ ·.· ¨:
'· . ౨ৎ
ZNOWU pustka. Kompletna cisza wokół, która powoli zaczęła mnie zabijać, ale czy mogłam narzekać? Powinnam się cieszyć, że porywacza nadal tutaj nie ma, bo w końcu nie wiemy jak to wszystko może się skończyć. Miałam nadzieję, że wszyscy wyjdziemy z tego cali, chociaż świadomość, że nie mogłam powiedzieć, że jestem pewna że nic nam się nie stanie, kazała mi czuć się bezsilna. Tak, jak czułam się przez kilka razy podczas rozwiązywania sprawy Hannah.
— Mógłbyś się chociaż odezwać, skoro tutaj jesteś — mruknęłam, widząc już od kilku minut logo Jake'a na ekranie mojego telefonu. Westchnęłam, po raz kolejny z kolei patrząc przez okno, lecz nadal widząc ciemność.
— Próbowałem znaleźć odpowiednie słowa — odpowiedział krótko. — Jak sytuacja?
— Na tyle, ile można, jest w porządku.
Od jakiegoś czasu czułam się, jakbym miała jakieś schizy. Nawet najmniejszy powie wiatru mógł sprawić, że się wzdrygnęłam, a tym bardziej jakiś hałas na dworze, przez który myślałam, że Mężczyzna bez twarzy już tutaj jest. Tym razem było zupełnie tak samo. Odchodziłam tutaj od zmysłów.
— Wybacz moją nieobecność, mam dobre wieści — oznajmił, przez co uniosłam wzrok na urządzenie, pokazując mu by kontynuował. — Dzięki zapytaniu o lokalizację Michael nie tylko otrzymał sygnał, ale stał się też widoczny.
— Czyli wiesz, gdzie jest?
— Jeszcze nie całkiem — zaprzeczył, po czym dodał; — Ale z czasem może i do tego dojdzie.
Przytaknęłam głową ze zrozumieniem, a wtedy mój telefon zawibrował, ukazując połączenie przychodzące od Jessy. Szybko je odebrałam, marszcząc brwi z zdezorientowaniem.
— Skończyłam właśnie z aktami — oznajmiła, lecz jej twarz i tak nie wyglądała na zadowoloną. — Nie ma żadnych dokumentów do AMC Gremlina. Pzysięgam, przejrzałam dosłownie wszystko i to niemożliwe, bym coś pominęła. To możliwe, że auta nie było w warsztacie albo ktoś . . .
Huk, który było słychać w całym domu sprawił, że poderwałam się na nogi i na ślepo zaczęłam szukać drzwi, dopiero później przypominając sobie o latarce, którą miałam w telefonie. Miałam ochotę uderzyć samą siebie przez swoją głupotę.
— Co się dzieje?! — mój głos był głośniejszy niż zazwyczaj, ale miało to na celu tylko, by mnie usłyszeli wszyscy domownicy.
— Zaliczyłem glebę! — oznajmił noszlancko Dan, a wtedy tym bardziej poczułam się jak w jakiejś komedii. Czekaliśmy na cholernego porywacza, ale wcale nie czułam się tak, jakbyśmy to robili. — Wracajcie na swoje miejsca. Musimy być czujni.
Westchnęłam, słysząc kolejne trzaski drzwi, ale sama później zamknęłam się w pokoju. Nie miałam ani trochę ochoty na pominięcie naszego porywacza tylko ze względu na swoją nieostrożność.
Kolejny czat, świetnie.
𝐓𝐇𝐎𝐌𝐀𝐒, 𝐃𝐀𝐍
live
THOMAS: Dan?
DAN jest teraz ONLINE
DAN: Nie stary, to nic
DAN: Właśnie coś znokautowałem
THOMAS: ?
DAN: Zapomnij
DAN: Gdzie się pali?
THOMAS: Chcę, żebyś dał mi broń
Chwila, że co?
DAN: Aha, jeszcze jakieś życzenia?
THOMAS: Chodź, mowie poważnie
DAN: Mam udekorować ją bitą
śmietaną?
THOMAS: Wiesz, że jestem
lepszym wyborem w nagłych
wypadkach
DAN: Hmm, niby czemu
THOMAS: Na wózku nie
przekroczysz nawet na piętro
DAN: Jednak
DAN: W przeciwieństwie do
ciebie wcześniej już miałem
jedną w ręku
DAN: Ach
DAN: Teraz już wiem, co
się tutaj dzieje
DAN: Pistolet jest twój
THOMAS: Nie, nie jest
DAN: Oh, no przecież
DAN: Widziałem, jak wcześniej
się na nią gapisz
THOMAS: Dan, to nie
jest moje
DAN: Dlaczego po prostu
nie przyznałeś się do tego
od razu?
THOMAS: Bo to nie moje!
THOMAS: Myślę, że broń należy
do ojca Hannah
DAN: Co proszę?
THOMAS: Tak
THOMAS: Trzymał ją ukrytą
na strychu
THOMAS: Obiecał matce Hannah,
że się jej pozbędzie z domu, kiedy
urodziła się Hannah
THOMAS: Ale tego nie zrobił
DAN: I jesteś pewien, że to
ta sama?
THOMAS; Tak
THOMAS: Całkiem pewien
THOMAS: Dlatego patrzyłem
się na nią wcześniej
DAN: Ale jak pistolet Nathana
Donforta miał przedostać się
z kryjówki na strychu do naszej
przeklętej chaty w lesie?
DAN: Czekaj, czekaj
DAN; Nie możesz na poważnie
myśleć, że to Lilly?
THOMAS: Mogę i to robię
DAN: Bzdury
DAN; Dlaczego Lilly miałaby
przywieźć broń?
DAN; Sama była zszokowana,
jak Cleo ją pokazała
THOMAS: Była?
THOMAS: Była wtedy
z Melanie, nie wiemy jak
zareagowała
DAN; No dobra
DAN: Łatwo wyjaśnić
DAN; Wyślij ją prosto
do mnie
THOMAS: Nie, pozwól
że ja to zrobię
THOMAS: Inaczej będzie
wiedziała, że ci powiedziałem
DAN: Ale zrób to
DAN: I póki co, broń zostaje
ze mną
━━˚₊‧꒰ა ☆ ໒꒱ ‧₊˚━━
PO KRÓTKIM przemyśleniu sprawy dopiero zrealizowałam, że tak naprawdę przez cały czas patrzyłam na Thomasa, a wtedy kompletnie umknęła mi Lilly. Może dlatego powinnam była już od dawna zacząć być bardziej neutralna do każdego, bo im bardziej przywiązuję się do kogoś, tym mniej potrafię go o coś podejrzewać.
Oczywiście zaufanie było innym kwestią, chociaż . . .
Już sama nie wiedziałam, co robić.
Tym samym podczas całej tej mieszaniny w mojej głowie dopiero po kilku minutach zobaczyłam nowe wiadomości od Dana. Cholera jasna.
DAN
online
DAN; Hej
DAN: Muszę ci podziękować
ME: a to nowość
ME: za co?
DAN: Za wcześniejsze bycie
po mojej stronie
DAN: Uspokoiłaś tym innych
DAN: Doceniam
ME: spoko
DAN: Chcę ci opowiedzieć
pewną historię
ME: dobra, ale
ME: jeśli chcesz mnie
teraz przestraszyć
ME: to cię uduszę
DAN: Dawaj, próbuj
DAN: Aż taka straszna raczej
ona nie jest
ME: mhm
ME: możesz mówić
DAN: Kiedy miałem trzynaście
lat, nagle pod naszymi drzwiami
pojawił się facet. Trzyma czapkę
obiema rękami i próbuje się
uśmiechnąć, kiedy pyta mnie
czy mama jest w domu
DAN: Na lewej ręce ma dużą,
białą bliznę
DAN: Nie przedstawił się ani
nic, ale to było niekonieczne
ME: poszukiwany przestępca?
DAN: No tak
DAN: Na to wygląda
DAN: Od razu wiedziałem,
kim on jest
DAN: I wiedziałem też, skąd
ma tę ogromną bliznę. Idiota
poślizgnął się pijany, podczas
gdy jak zwykle miał w ręku
butelkę piwa. Butelka miała
trafić w głowę mojej mamy,
ale prawdopodobnie była
ona szybsza od tego drania
ME: to był twój ojciec . .
DAN: Pff
DAN: Przez lata nazywałem
go na różne sposoby
DAN: Ojciec zdecydowanie
nie był jednym z nich
ME: dlaczego do was
wtedy przyszedł?
DAN: Nie zapytałem go
DAN; Powiedziałem mu, żeby
zszedł z naszego ganku i że nie
mogę niczego zagwarantować,
jeśli odważy się tu znowu przyjść
i poprosić o nią
DAN: Kilka dni później wracam
wieczorem do domu, a facet znowu
stoi na werandzie
DAN: Tylko, że tym razem moja
mama też tam jest. Trzyma się za
twarz, aby ukryć podbite oko, które
właśnie jej zafundował, ale nie
ukrywa łez
DAN: Skurwysyn wzrusza ramionami,
gdy do niego podchodzę. Jakby to była
pomyłka albo chciał się wytłumaczyć,
ale nie obchodzi mnie to
ME: co wtedy zrobiłeś?
DAN: Pomogłem mu opuścić
ganek
DAN: Moja mama miała problemy
z chodzeniem. Dzięki niemu.
DAN: Zepchnął ją ze schodów, bo
pewnego wieczoru do zapiekanki
dodała groszek. Pieprzony groszek.
Nigdy więcej się nie pojawił i do dziś
nie wiem czy w ogóle wiedział, kim
jestem
ME: dobrze się zachowałeś
ME: naprawdę chujowa historia
DAN: Krótko mówiąc, wiem
jak to jest, gdy przed drzwiami
pojawi się potwór i też dokładnie
wiem, jak sobie z nim radzić
ME: tylko, że ten potwór
jest zupełnie inny
DAN: Okaże się
DAN: Co w ogóle robisz
w wolnym czasie?
DAN: Oprócz sprawy Hannah
i spotykania się z nami
ME: lubię czytać książki,
słuchać muzyki lub oglądać
różne filmy
DAN: Aha
DAN; To całkiem inaczej
niż ja
ME: tak myślałam
DAN; Co myślisz o filmach
akcji?
ME: Lubię
DAN; świetnie
DAN; Ja też
DAN: Horrory?
ME: uwielbiam
DAN: Nie spodziewałbym
się tego
DAN: Pewnie jesteś tą, która
zamyka oczy
ME: chciałbyś
DAN: Tak tak
DAN; Musiałabyś mi to udowodnić
ME: chcesz ze mną obejrzeć
horror?
ME: tylko ze mną?
DAN: Tak
DAN; Coś przeciwko
DAN: Albo czekaj
DAN; Zgadnę
DAN: Hakerek?
ME: co wtf
ME: czemu niby
DAN: Widzę jak do siebie
gadacie
DAN: Co ty w nim widzisz?
ME: więc źle widzisz,
bo my się tylko przyjaźnimy
ME: i tak
ME: mogę obejrzeć z tobą
horror, ale to dopiero po tym
wszystkim
DAN: no dobra
DAN; Trzymam za słowo
DAN: Muszę iść
DAN: Uważaj na siebie
ME: ty też
ME: nie daj się obrzucić
piórami naszego kruka
DAN: Ja nigdy
╹ ༺∘˙✜˙∘ ༻ ╹
✹ AUTORKA MÓWI ! podczas rozmowy z Danem wzięła mnie ciekawość i odrzuciłam jego propozycję by zobaczyć, co odpowie, a teraz tego żałuję, więc zrobiłam że Mel się na to zgadza 😜😜
Napisalabym dłuższy rozdział, gdyby nie to, że Wattpad ciągle mnie wyrzuca gdy piszę więcej słów, więc jedyne co mogę obiecać to coś lepszego w następnym rozdziale + fajny koniec aktu pierwszego, bo po końcu Duskwood historia się nie kończy, a w pewnym sensie zaczyna dla niektórych postaci równie jak i z gry, i książki.
Miłej nocy, misie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top