𝟬𝟰𝟭. zdezorientowanie, gniew i smutek.

( heal ── tom oddel )

❛ take my mind and take my pain ❜

( MELANIE POV )

      TAK PRĘDKO, JAK ZNALAZŁAM się w aucie Thomasa, moje myśli zadawały sobie masę pytań, ale to, które najczęściej obijało się o moją głowę było tylko jedno. Czy robiliśmy dobrze, jadąc tam? Nie miałam zupełnego pojęcia, bo moje uczucia były kompletnie pomieszane. Z jednej strony sądziłam, że robiliśmy dobrze, ale z drugiej myślałam, że popełniamy okropny błąd, bo piszemy się na coś, co nawet nie było pewne.

     — Więc, jakie macie odczucia? — odezwał się Thomas, który tuż pod odjechaniu z pod mojego domu, jak najbardziej skupiał się na drodze, którą jechaliśmy, co jakiś czas słysząc nawigowanie Jessy.

     — Mam być szczera czy zostawić swoją opinię, by nie denerwować nas jeszcze bardziej? — spytałam, na tylnim siedzeniu, znajdującym się po prawej stronie, czyli tuż za Jessy.

     Mężczyzna spojrzał na nią w lusterku, posyłając mi wymowne spojrzenie, które mówiło mi, że nie mam się ograniczać i powiedzieć im wszystko, co leży mi na sercu. I dobrze, i tak miałam zamiar to zrobić.

     — Słyszałam już bardziej szalone rzeczy od ciebie, więc raczej nic mnie nie zaskoczy teraz — przyznała Hawkins, uśmiechając się nerwowo.

     — Wiem, dlatego też wybaczcie mi, że znowu włączam ten ’tryb’, ale po prostu muszę to z siebie wydusić. Jesteśmy cholernymi idiotami pisząc się na jazdę do paszczy smoka, która może okazać się pusta tym bardziej, że jego numer też był nieaktualny, ale w końcu czego by się dziwić, skoro jesteśmy grupą z Duskwood, która robiła już wiele popierdolonych rzeczy, by nie przetrwać rozmowy z jakimś gościem — podsumowałam.

     Thomas po chwilowym omamieniu skinął głową, a Jessy niczym dumna matka zawtórowała moim słowom z uśmiechem ciągnącym się na jej usta. Kątem oka spojrzałam na szybę, przez co nie ominął mnie fakt, iż wjechaliśmy w ścieżkę leśną, przez co w mojej głowie po raz kolejny niczym echo pojawił głos Richy'ego. To natomiast sprawiło, że odwróciłam wzrok i spojrzałam na szybę.

     Im bardziej zbliżaliśmy się do celu, tym bardziej czułam się, jakbyśmy stali na jakiejś nie ciągnącej się planszy.

     — Napiszę na grupie, by oznajmić reszcie, że jesteśmy prawie na miejscu — oznajmiła Jessy, z czym się zgodziłam i sama wyciągnęłam swój telefon.

𝐂𝐙𝐀𝐓 𝐆𝐑𝐔𝐏𝐎𝐖𝐘
( ᴊᴇssʏ, ᴍᴇʟᴀɴɪᴇ, ᴅᴀɴ, ᴄʟᴇᴏ, ᴊᴀᴋᴇ,

ʜᴏᴍᴀs, ʟɪʟʟʏ )

JESSY: ( przesłano plik
multimedialny )

JESSY: Ta ścieżka prawdopodobnie
powinna doprowadzić nas na miejsce

Lub doprowadzić do głębi lasu.

CLEO: Potrzebujecie mojej pomocy?

ME: to naprawdę miłe,
ale jak na razie nie ma takiej potrzeby

JESSY: Dokładnie 🙂

JESSY: Prawdopodobnie i tak
od razu wrócimy do domu, bo
wygląda na to, że nikogo tu nie ma

❣ · DAN jest teraz ONLINE

DAN: Co tu się dzieje?

Jest i on.

JESSY: ( przesłano plik
multimedialny )

DAN: Hę?

ME: nie możesz po prostu przeczytać wcześniejszych wiadomości?

DAN: Nie

ME: jedziemy do domu
ojca Jennifer Hanson

DAN: I?

ME: I teraz przyglądamy
się wszystkiemu bliżej

DAN: Bo?

ME: bo mamy nadzieję,
że znajdziemy go lub jakieś
wskazówki na temat miejsca
jego pobytu

DAN: Jak to?

ME: oficjalnie zaczynam
cię ignorować

ME: gdzie w ogóle byłeś
przez ten cały dzień?

DAN: W szpitalu, w którym
swoją drogą miałaś mnie znowu
odwiedzić, ale zamiast tego
jeździsz przez lasy furą Tommyboy'a

DAN: To pytanie nie jest już zabawne

ME: skąd stwierdzenie,
że w ogóle miało takie być?

CLEO: Och, i dostaliśmy plik
głosowy od Melanie

ME: przesłuchanie Alana
i Michaela Hansona

ME: tak właśnie natknęliśmy
się na trop Michaela

     — Jesteśmy na miejscu — słysząc słowa swojej rudowłosej przyjaciółki, oderwałam wzrok od telefonu i spojrzałam na budynek, który znajdował się przed nami.

     Cóż, budynek nie wyglądał na taki, którego się spodziewałam, chociaż lepsze to, niż nic. Z odruchu nagrałam krótki widok zza szyby, by później przesłać go Jake'owi w razie, gdybyśmy coś znaleźli.

     — Na moje oko ten dom jest naprawdę podejrzany — wyznałam, nie komentując tego, że zaczęło padać, a ja miałam na sobie dość cienki sweter. Naprawdę dobre dobranie, Melanie.

     — Aj, no nie wiem.

     — W gruncie rzeczy, możesz mieć rację — przyznał Thomas, włączając wycieraczki.

     Thomas zaparkował auto blisko wejścia, abyśmy nie zmoknęli aż tak bardzo. Ostatnim, co przeczytałam na grupie, była wiadomość od Lilly, w której oznajmiła że właśnie zabrała list do Teda na pocztę, ale nie było mi dane odpowiedzieć na to, ponieważ mężczyzna zgasił silnik, a wtedy nie było już odwrotu.

     Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi, jako pierwsza wychodząc z pojazdu, a moimi krokami podążał Thomas, a później Jessy, która znalazła ku mojemu boku, gdy szliśmy w stronę drzwi frontowych.

     — Jake i ja dowiedzieliśmy się, kto stał za ostatnim numerem na liście połączeń. To była Amy — oznajmiłam tej dwójce, przez co oczy rozszerzyły się.

     — Co? — to było jedyne słowo, które wydobyło się z ust Hawkins.

     — Jesteś pewna? — dopytał Thomas, na co przytaknęłam.

     — Pozytywnie — odpowiedziałam, zatrzymując się przed miejscem, gdzie ( jak myślałam ) był dzwonek do drzwi, ale gdy tylko go nacisnęłam, mogłam stwierdzić że już nie działał. — Jest widocznie dość stary, przez co nie działa.

     Thomas stanął obok mnie i kilkukrotnie puknął w drzwi, lecz znowu nic. W tym samym czasie Jessy pisała ( jak się domyślam ) na czasie grupowym, uaktualniając resztę w tym, czego się dowiedzieliśmy.

     — Już wystarczy, Thomas. Ten dom jest prawdopodobnie opuszczony — zatrzymałam pięść mężczyzny przed kolejnym, mocnym uderzeniem.

     Budynek naprawdę wyglądał na opuszczony. Był zarośnięty, farba ze ścian była poobrywana, natomiast cała reszta miała dość stary stan. Z oglądania budynku wyrwała mnie dłoń Jessy, która oplotła się wokół mojego ramienia, sprawiając że uniosłam na nią brew.

     — Thomas, porywam na chwilę Minnie. Musimy zrobić zdjęcie całego domu — oznajmiła rudowłosa.

     — Jasne, tylko nie oddalajcie się aż tak bardzo — nakazał, z czym krótko się zgodziłyśmy.

     Obie zaczęłyśmy cofać się do tyłu, będąc już w połowie mokre od deszczu, ale tym razem nie mogło nas to interesować. Największym naszym interesem był ten dom i to, czy był zamieszkiwany krótko przed naszym przyjazdem.

     — Jak się czujesz? — zagadałam, chcąc nie chcąc, wspominając o sytuacji z warsztatu.

     — Lepiej, dlatego też dziękuję. Kiedy to wszystko się skończy, postawię ci najlepszą kawę i najlepsze wypieki w całym Duskwood— nie powstrzymywałam uśmiechu, który cisnął się na moje usta po usłyszeniu jej słów.

     — Nie ma sprawy, chociaż oferta kawy brzmi kusząco i chętnie z niej skorzystam.

     Po tym, jak Jessy zrobiła zdjęcie wyglądu domu od przodu, ruszyłyśmy w lewo, chcąc zobaczyć dalsze widoki. Zmarszczyłam brwi, widząc coś tyłu stodoły, która wyglądała na naprawdę starą.

     — Hej, spójrz. Ty też widzisz te dwa zaklejone okna? — Hawkins spojrzała na stodołę, a dokładniej dwa okna, które były zaklejone czymś białym.

     — Ciekawe, nie powiem że nie.

     Po tym, jak Jessy wysłała na grupę kolejne zdjęcie, wspomniałam o jej znalezisku, ale niestety nie mogłyśmy nic do tego dodać. Coraz bardziej podchodziliśmy do ponownego punktu wyjścia.

𝐂𝐙𝐀𝐓 𝐆𝐑𝐔𝐏𝐎𝐖𝐘
( ᴊᴇssʏ, ᴍᴇʟᴀɴɪᴇ, ᴅᴀɴ, ᴄʟᴇᴏ, ᴊᴀᴋᴇ,
ᴛʜᴏᴍᴀs, ʟɪʟʟʏ )

LILLY: Chyba znam ten dom

W końcu coś ciekawego.

LILLY: Czy znajduje się on
w pobliżu starego młyna wodnego?

JESSY: ( przesłano plik
multimedialny )

ME: nie mam pojęcia

ME: Thomas?

THOMAS: Dokładnie

THOMAS: Well Street 4

LILLY: Ale on jest chyba pusty
przez długi czas

ME: na to wygląda

JESSY: Hm

JESSY: Więc kiedy chodziłyśmy koło domu, mogłabym przysiąc, że widziałam światło przez deski stodoły

JESSY: Zaczekajcie

     — Najwidoczniej nie zwróciłam na to uwagi — odparłam, gdy Jessy zaczęła prowadzić mnie i Thomasa do wspomnianego przez nią miejsca.

     — Widzicie? — wskazała na miejsce, w którym rzeczywiście świeciło się jakieś światło.

     Podskoczyłam w miejscu, a moje oczy się rozszerzyły, gdy tylko zauważyłam, że coś się rzeczywiście poruszyło w tamtym miejscu. Co się, do jasnej cholery, dzieje?

     — Albo mam urojenia, albo . . .

     — . . . coś się tam poruszyło — dokończyła moje zdanie Jessy, przez co Thomas uniósł na nas niekoniecznie ogarnięty wzrok.

     Coraz bardziej coś odstraszało mnie od tego miejsca, ale również zachęcało, bym weszła do środka.

     — Hej, widzicie? Stodoła bezpośrednio przylega do tego domu, więc może uda nam się dostać do środka — zaproponował Thomas, przez co westchnęłam.

      W trójkę posłaliśmy sobie wymowne wzroki. Może i byliśmy popieprzeni, co pokazywały nasze jakże mądre i bezpieczne pomysły, ale w końcu przynajmniej zostanie po nas jakaś historia, prawda?

     Chociaż nie byłam pewna, czy spacerek po chacie grozy był jednym z tych, o których chcieliby usłyszeć inny. W głowie usłyszałam głos Dana, który używał na nas obelg, przez swoje myśli, ale szybko odrzuciłam to ze swojej głowy i w końcu skinęłam w stronę swoich przyjaciół w znaku zgody.

     — Musimy trzymać się blisko siebie — zadeklarowałam, gdy tylko Thomasowi udało się otworzyć przejście do środka stodoły, która w wewnątrz wyglądała jeszcze straszniej.

     Cholera, na co ja się pisałam?

     — Czas, by odezwać się na grupie — obwieściła Jessy, po raz kolejny zaczynając nagrywać krótki filmik, który następnie wysłała na grupę.

     — Możemy iść dalej.

     Z każdym krokiem, moja twarz nabierała jeszcze większej powagi. Próbując ukryć swoje nerwy, rozglądałam się dookoła, nie chcąc nic przegapić. Co jakiś czas spoglądałam na dwójkę swoich towarzyszy, nie chcąc się zgubić w tym domu i zostać w nim uwięziona aż do końca życia, niczym roszpunka na wieży, tylko że w moim przypadku nie miałabym nikogo, kto mógłby mnie uratować.

     Idąc dalej, nagle poczułam jak coś ciężkiego upada na mnie, ale dość szybko odskoczyłam, by nie zostać wywalona na ziemię wraz z Thomasem, który, jak się okazało, nie patrzył pod nogi i się potknął, a następnie jak gdyby nigdy nic wywalił na ziemię. Westchnęłam, kręcąc głową z niedowierzeniem, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem na widok Thomasa leżącego plackiem na ziemi.

     — Thomas, nic ci nie jest? — spytała Jessy, ze zmartwieniem spoglądając na mężczyznę, który w odpowiedzi uniósł kciuk w górę, podnosząc się i otrzepując z niewidzialnego kurzu. — Wydaje mi się, że coś tam zauważyłam. Musimy to sprawdzić.

     — Za minutę do was dołączę — odpowiedział Thomas, który skrzywił się, dotykając swojej ręki.

     Świetnie, nawet nie weszliśmy całkiem do środka, a mamy już pierwszego rannego.

     Otworzyłam kolejne, drewniane drzwi, które zaprowadziły nas do o wiele mniejszego od poprzedniego pomieszczenia. Stały w nim jakieś drewniane kufry, które za wszelką cenę nie chciały się otworzyć, przez co mogłam twierdzić że to nie było to o czym mówiła Jessy. W tym pomieszczeniu było naprawdę jasno, przez to, że w deskach, z którego się składało były z kolei większe szpary, które przepuszczały przez siebie światło, ale również pozwalały, by przez nie spojrzeć.

     — Spójrz — nakazała rudowłosa, przez co zmarszczyłam brwi, ale ostatecznie spojrzałam na widok z zewnątrz, a wtedy moje zaskoczenie narosło, widząc nic innego niż pieprzony bunkier.

    — O, w mordę! — mój głos był troszeczkę głośniejszy niż miał być, przez co dłoń Jessy powędrowała do moich ust, zakrywając je, co sprawiło że wywróciłam oczami i powoli odsunęłam ją. — Wybacz. Entuzjazm podczas włamywania się nie zawsze mi towarzyszy, więc nie mogłam go powstrzymać.

     — Zrobiłabyś zdjęcie i wysłałabyś je na grupę? — zagadnęła, na co przytaknęłam, wyciągając swój telefon. Kliknęłam trzy zdjęcia, przy okazji jedno z nich wysyłając na czat grupowy, na który wcześniej nie zaglądałam.

𝐂𝐙𝐀𝐓 𝐆𝐑𝐔𝐏𝐎𝐖𝐘
( ᴊᴇssʏ, ᴍᴇʟᴀɴɪᴇ, ᴅᴀɴ, ᴄʟᴇᴏ, ᴊᴀᴋᴇ,
ᴛʜᴏᴍᴀs, ʟɪʟʟʏ )

ME: tak, Dan. jeszcze nie
planuję umierać, nie martw się

ME: ( przesłano plik
multimedialny )

· ❞CLEO jest teraz ONLINE

CLEO: Czy to bunkier?

· ❞JESSY jest teraz ONLINE

JESSY: Musimy iść to sprawdzić

DAN: Chyba tego teraz nie skomentuję

ME: świetnie. jak coś,
pamiętajcie że zawsze was
pozdrawiałam

JESSY: Melanie!

ME: no co? najlepszym
miejscem na ukrycie ciała
jest właśnie bunkier

CLEO: 😕

MELANIE jest teraz OFFLINE

JESSY jest teraz OFFLINE

JAKE jest teraz ONLINE

JAKE: Melanie, wróć tutaj na
minutę.

     Akurat w tym momencie?

MELANIE jest teraz ONLINE

ME: tylko szybko

ME: musimy iść odkryć
co jest w tym bunkrze

JAKE: Inni wiedzą, że Alan
próbował się z tobą skontaktować?

ME: wspominałam coś o tym

DAN: Nie wspominałaś

ME: wspominałam.

ME: przecież pamiętam

JAKE: Alan ukrywał przede mną
swoje wiadomości do Melanie, ale
udało mi się odszyfrować jego
szyfrowanie.

JAKE: Nie będzie mógł się już
z nią skontaktować bez mojej
wiedzy.

ME: dzięki, jace

ME: Jake*

ME: a teraz żegnam

DAN: Czekaj. Policja podejrzewa
ciebie lub Jake'a?

ME: a zdziwiłoby cię to?

DAN: W sumie nie

ME: poza tym Jake boi się,
że mogę mieć trudności z rozmową

JAKE: Nie powiedziałem tego
w ten sposób

MELANIE jest teraz OFFLINE

     Szybkim krokiem schowałam telefon i dogoniłam Jessy, która wyglądała na jeszcze bardziej zestresowaną niż kiedykolwiek. Nie mogłam się jej dziwić ── byłyśmy w dość okropnej sytuacji, a fakt iż możemy znaleźć w tym bunkrze nawet i ciało był oburzający oraz przerażający.

     Sama nie byłam pewna czy chciałam zobaczyć to, co było w środku, ale ciekawość wygrywała, dlatego też nie zatrzymałam się i włączyłam latarkę w telefonie, przystając przy wejściu do bunkra.

     — Pójdę pierwsza — oznajmiłam, stawiając mogę na pierwszym stopniu, a następnie w pełni, powoli wchodząc do środka. Gdy tylko byłam całkiem w środku, widząc kompletną pustkę, poczułam zdezorientowanie, zamiast ulgi. — Fałszywy alarm . . . niestety.

     Po raz kolejny wysłałyśmy kilka zdjęć na grupę, nie chcąc niepokoić reszty, lecz nie był to koniec, ponieważ wtedy dostałyśmy wiadomości od Thomasa, który wciąż do nas nie dołączył i prawdopodobnie nie zamierzał tego robić.

THOMAS ): Melanie, Jessy,
udało mi się dostać do środka domu

↳( JESSY ): Już do ciebie idziemy!

· ────── Ɛï3 ────── ·

     Obie weszłyśmy do pomieszczenia, które opisał Thomas, który gdy tylko nas zobaczył, kazał nam spojrzeć na to, co się działo. W pokoju było dość ciemne, bo jedynym naszym światłem były zapalone tam świece i moja latarka, ale to nie było nasze jedyne zmartwienie.

     Moje dłonie delikatnie musnęły zdjęcia, które rozwieszone na ścianie wraz z wielkim napisem JUSTICE”. Czułam się, jak w jakimś niekończącym się horrorze ── gdy było mówione, że będzie lepiej, znajdowaliśmy tego przeciwieństwa. Moja ręka zatrzymała się na zdjęciu Richy'ego, a wtedy poczułam dobrze mi znane ukłucie w sercu. Uczucia z tamtego okropnego dnia wróciły, nie dając mi spokoju, przez co odwróciłam wzrok, tym razem patrząc na kolejne fotografie.

     — Co to wszystko ma być? — zapytała szeptem Jessy, a wtedy Thomas skierował swój telefon na nią. Połączyliśmy się na czacie grupowym, by reszta mogła zobaczyć to samo, co my, czyli piekło.

     — Nie . . . nie wiem.

     Moja warga zadrżała, a na ciele pojawiły się nieprzyjemne, chłodne dreszcze, kiedy tylko zauważyłam tą ’tablicę’. Zdjęcia Thomasa, Jessy, Cleo, Richy'ego, Dana, a nawet . . . moje zdjęcia.

     Spojrzałam na napisy, którymi podpisane były zupełnie każde zdjęcia. Jedno przedstawiało mnie, wychodzącą z domu, a dokładnie zakluczającą drzwi od domu ── to zdjęcie podpisane było czymś typowym: ”MELANIE CAMPBELL/?”. Nie miałam pojęcia, co oznaczał ten znak zapytania, więc zrobiłam tego zdjęcie i przeszłam dalej. Kolejne zdjęcie pokazało mnie siedzącą w kawiarni, rozmawiającą z bodajże Thomasem, co oznaczało że byłam obserwowana już na samym początku. Podpis zdjęcia był tym razem bardziej tajemniczy; ”EVERYONE CAN BE GUILTY”.

     — Tutaj są nasze zdjęcia. Każdego z nas. Melanie, ja, Thomas, Cleo, Dan, Richy — wymieniła Jessy.

     — Jasna cholera — przeklnęłam, wzdrygając się na widok swojego zdjęcia z zamazanymi oczami.

     Od każdego zdjęcia była przeprowadzona czerwona linia z jakimiś dziwnymi podpisami, które o czymś świadczyły. Zmarszczyłam brwi, widząc strzałkę od mojego zdjęcia poprowadzoną do postaci jakiegoś mężczyzny, które zrobione było od tyłu, aczkolwiek miał na głowie kaptur bluzy, przez co nie mogłam stwierdzić kim był. Richy? Nie, przecież on miałby na głowie czapkę Rogers Garage.

     — Spójrzcie tutaj . . . — odezwała się, głową wskazując na tablicę z zdjęciami Richy'ego, Lilly, Rogers Garage, a również i jakiejś mamy z podpisem ”Hannah Donfort & Amy Bell Lewis”. — Melanie? Chyba powinnaś rzucić na to okiem.

     — Przecież . . . — przerwałam samej sobie, gdy zauważyłam, o co jej chodziło. Napis ’Nicholas Hardin Campbell & Melanie Shauni Campbell’ widniejące przy naszym wspólnym zdjęciu sprawił, że przeklnęłam ślinę. Błagam, nie rób mi tego. Nasze imiona połączone były z podpisem ’Jennifer Hanson’, przez co jeszcze bardziej poczułam stres. O co tutaj chodziło? Co się działo? — Nie, nie, nie.

     — Cholera, cholera, cholera — odparł tuż po mnie Thomas, odrywając telefon od mojej zaskoczonej oraz przerażonej twarzy. Teraz mieliśmy dowód.

     Dowód na to, że Michael Hanson żył.

     — Co teraz będzie . . . ? — spytała Hawkins, zakładając rękę na moje ramię, przy okazji ściskając je.

     — Nie- nie wiem — zająkał.

     Nie miałam żadnego pojęcia, co się, do jednej cholery, działo. Moje uczucia kompletnie wmieszały się w atmosferę całego pomieszczenia, które wyglądało, jak jakieś biuro śledcze.

     — Nie wiem . . . nie mam pojęcia, co powiedzieć — zadeklarowałam z drżącym głosem.

     — Na dole jest jeszcze piwnica — zagadnął Miller, wskazując na drzwi, które prowadziły na korytarz. — Sprawdzicie górne piętro, w porządku? Później spotkamy się tutaj, na korytarzu.

     Wzięłam głęboki oddech, kiwając głową na znak zgody, a wtedy wszyscy poszliśmy w przeciwne strony. No, może nie wszyscy, bo ja z Jessy zajęłyśmy się górą razem. W dłoniach miałyśmy telefony, którymi robiłyśmy zdjęcia wszystkiego, na co natrafiłyśmy.

    Kolejne pomieszczenie, kolejne fotografie, które mnie przerażały.

     Podniosłam kartkę, na której środku napisane było moje imię i nazwisko, a nawet imiona rodziców. W dodatku, było przypięte do niego zdjęcie kruka, co mogłam rozumieć jako Nieszczęście, które zesłał na mnie porywacz.

     — To takie okropne — wyszeptała do mnie Jessy, a wtedy usłyszałam coś, przez co przerwałam swoje działania. Trzask drzwi, a później dźwięk kroków sprawił, że spojrzałam na wejście do pomieszczenia, a następnie na Jessy.

     Dopiero wtedy mogłam coś zrealizować.

     Świecie. Zapalone świece oznaczały, że ktoś zamierzał wrócić, a skoro Thomas był w piwnicy, a my nie wchodziliśmy tam tamtymi drzwiami oznaczało tylko jedno.

     On tutaj był.

     — Jest tutaj — wyszeptałam w stronę rudowłosej, przez co posłała mi niezrozumiane spojrzenie. — Musimy się schować. Musimy . . .

     Przerwał mi dźwięk wchodzenia po schodach, przez co szybko pociągnęłam ja za biurko, przy którym stałyśmy, abyśmy nie zostały zauważone. Powoli odchyliłam się zza rogu, by następnie zauważyć ciemną postać wchodzącą po schodach, a wtedy przysięgam, że mój oddech na moment zastopował. Porywacz rozglądał się dookoła, wchodząc do środka, ale coś mu w tym przerwało.

     Hałas metalu sprawił, że biegiem zerwał się w stronę schodów, a wtedy my ostrożnie wyszłyśmy ze swojej kryjówki, równocześnie spoglądając na siebie.

     — Jessy — odetchnęłam.

     — Melanie.

     — Jessy, Melanie! Biegnijcie, szybko! — krzyk Thomasa sprawił że obie zerwałyśmy się biegiem, mając wręcz łzy w oczach.

     Czułam adrenalinę, gdy tylko znalazłyśmy się z powrotem na oficjalnym korytarzu, a tym bardziej gdy zobaczyłam tą maskę i tą postać, stojącą przede mną.

     Bez przemyślenia swoich czynów, popchnęłam go na bok, dołączając do swoich spanikowanych przyjaciół, którzy spojrzeli najpierw na mnie, a później na piwnicę, do której środka wepchnęłam mężczyznę bez twarzy, uprzednio zamykając drzwi.

     — Weź to! — Thomas rzucił swój telefon w moje dłonie, przez co mogłam zauważyć że byliśmy połączeni z czatem grupowym. Tym samym każdy z nas biegł przed siebie, jak najszybciej chcąc wydostać się z tego przeklętego budynku.

     — Biegnij! Biegnij i . . . nie patrz za siebie! — wrzasnęłam do Thomasa, który wyprzedził mnie i Jessy, jako pierwszy dostając się do drzwi.

     Ten skurwysyn był kilka kroków za nami.

     — Otwórz drzwi, otwórz drzwi! — nagliła go rudowłosa.

     Thomas szybkim tempem wyważył drzwi, wyciągając naszą trójkę z budynku. Nasze oddechy były okropnie przyspieszone, co wyglądało tak, jakbyśmy właśnie biegli maraton, ale to nie było najgorszym. Ten kruczy postrach się nie poddawał, nawet gdy rzucałam w niego kamieniami, które znalazłam po drodze.

     — Odblokuj drzwi! — syknęłam nerwowo, odrzucając kluczyki do auta w stronę Jessy, tym samym upewniając się, że trzymałam telefon Thomasa bezpiecznie w ręce.

     — O mój boże!

     Odkaszlnęłam, jak najszybciej wskakując do pojazdu Thomasa. Moje dłonie drżały, gdy tylko odwróciłam się do tyłu, widząc jak porywacz biegnął w naszą stronę, ale dla jego nieszczęścia, Miller zdążył odpalić silnik i odjechać spod domu Hansona, przez co rozłączyłam połączenie, a następnie odrzuciłam telefon na siedzenie obok, próbując złapać oddech.

     To rzeczywiście wyglądało na grę planszową, na której ja i on byliśmy pionkami, które miały zadecydować o wygranej danego gracza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top