𝟬𝟭𝟯. wypadek.

» [ 𝗦𝗣𝗘𝗖𝗧𝗥𝗨𝗠 ] «
0:16 ─〇───── 3:35
⇄ ◃◃   ⅠⅠ   ▹▹  ↻

𝑺𝐀𝐘 𝑴𝐘 𝑵𝐀𝐌𝐄 !!!

꒰ · 🥀 · ꒱

ღ 𝗠𝗘𝗟𝗔𝗡𝗜𝗘

Większość czasu, którą miałam na przemyślenie konwersacji z Danem, minęła.

To oznaczało, że prawdopodobnie powinnam mu odpisać, choć mimowolnie na to nie zasługiwał, co tyczyło się jego wcześniejszych uwag. Byłam pewna, że jego wiadomość dotyczyła wystawienia, które zafundowała mu Jessy, która z resztą nadal znajdowała się w moim domu, aczkolwiek spała.

' D A N '
online

DAN: Hej

Udawajmy, że wcale tego nie pamiętam.

ME: Znamy się?

DAN: Mhmm, bardzo zabawne

DAN: Nudzę się

DAN: Strasznie

DAN: Ale zobaczyłem, że jesteś online

ME: Nie sprawie, że
przestanie ci się nudzić.

DAN: No weź

DAN: Jesteś jedyną osobą, która jest
aktualnie dostępna

ME: I to ma być twój
argument? Doprawdy śmieszne

DAN: Teraz to zauważyłem, ale mam
dzisiaj serio kiepski dzień

DAN: A nawet powiem ci pewien względny szczegół: zostałem wystawiony

DAN: Ale jestem frajerem, więc siedzę
tutaj i czekam, mając nadzieję że mimo wszystko się tutaj zjawi

ME: Zasłużyłeś na to?

DAN: Ta, kompletnie

ME: Gdzie jesteś?

DAN: W Black Swan, mega ( a nawet chyba ) najdroższej knajpie na Königsstrasse

DAN: Przyjdziesz tutaj? Mam już przygotowane whisky

ME: Meh, powiedzmy że jeśli
dasz mi do tego powód to tam przyjdę

ME: Tak poza tym upijanie się
nie jest zbyt dobrym pomysłem
w twojej sytuacji

DAN: Rady zostaw na inny dzień

DAN: Mimo to, wiesz co jest w tym najgorsze?

ME: Nie gadaj, że twoja ekspresja

DAN: Z czasem zaczynam żałować
pisania tego do akurat ciebie, ale ok. Masz niesamowite poczucie humoru

ME: No wiem >>>

DAN: Na samym początku oceniłem cię zupełnie inaczej

DAN: Ale jebać to, wiesz co TAK NAPRAWDĘ jest najgorsze?

DAN: Ona cały czas ignoruje wszystkie
moje wiadomości

ME: Więc chcesz przez to
mi powiedzieć, że ją bardzo lubisz?

DAN: Nawet nie wyobrażasz sobie,
jak bardzo

DAN: Mają tu naprawdę świetną whisky, ale równie drogą

DAN: Wspomniałem już, że ją piję?

ME: To nie sprawi,
że ona nagle przyjdzie

DAN: No

DAN: Ale też nie odstraszy

DAN: Właśnie przestraszyłem stół obok, ale wiem jedno: śmietnik tutaj jest ohydny

DAN: I już wszyscy cię kochają, co?

ME: Jeszcze ciebie
brakuje w mojej kolekcji

DAN: Nie jestem aż tak zły, wiesz?

ME: Ale jakoś wcześniej
niezbyt palałeś do mnie chęcią rozmowy

DAN: No ta

ME: Ach?

DAN: Co mam zrobić?

DAN: Faceci tacy, jak ja po prostu są
złapani. Mimo iż tego nie chcą

ME: Masz na myśli, że po lepszym
poznaniu cię mogłabym cię podejrzewać?

DAN: Mhm, ale nadszedł czas

DAN: Po tym zobaczysz, że jestem spoko

DAN: Kilka dziwactw tam i tu, ale inni też je robią. Po prostu lepiej się z tym kryją

DAN: Cleo, która wszędzie węszy, a
o jej matce rozmów zaczynać wręcz nie potrafi

DAN: Richy

DAN: Richy, Richy, Richy

DAN: Z jego cholerną pracą liczy się tylko jedno: PRACA! Dzięki konkurencji może stracić ją już na samym poxzątku nouwego miesiąca

ME: Zrobiłeś literówkę

DAN: Kogo to, kurwa, obchodzi?

DAN: Po prostu trochę wypiłem, okej?

ME: Do rzeczy

DAN: Wiesz kogo jeszcze mam? Jasne, Tommyboy!

DAN: Powinienem powiedzieć, jakim jest mięczakiem? Czy naprawdę już tego nie wiesz?

DAN: Ohh, nie podoba ci się to, co mam
ci do powiedzenia?

ME: To moi znajomi, których aktualnie obrażasz. Pomyśl chociaż trochę

DAN: Dobra, w porządku. Sorry

ME: I co niby
powiesz o mnie?

DAN: To powiem, gdy lepiej
cię poznam

ME: Co raczej się nie stanie

DAN: Ehh

DAN: Zamówię sobie jeszcze
jedną whisky

ME: Powinieneś iść do domu, Dan

DAN: Zrobiłem coś bardzo złego, Mel

ME: Co masz na myśli?

DAN: Thomas był w mieszkaniu
Hannah, a ja zadbałem o klucz, dzięki któremu się tam dostał

ME: Ty CO?

Nie mógł wiedzieć, że wiedziałam o tym od samego początku.

DAN: Uhh, no

DAN: Jesteś świadoma tego, że nawet
policja go podejrzewa?

ME: Mhm

DAN: W pewnym sensie otworzyłem mu drzwi, więc to może wyglądać, jakbym był jego "wspólnikiem"

DAN: Cholera, no przecież wiesz. On jest jak taki bezradny szczeniak czy coś

ME: ? Czy ty naprawdę
porównujesz go ze szczeniakiem?

DAN: On jest moim przyjacielem! Ja nie jestem, jak pierdolony kamień

DAN: Zdarzyło ci się kiedyś, że twój
kumpel myślał, że jego dziewczyna go
zdradza i rzeczywiście powinieneś pomóc
mu w dowiedzeniu się tego?

ME: Thomas sądzi, że
Hannah ma kochanka? Serio?

DAN: Ta

DAN: Mówił, że może mi to udowodnić

DAN: Z tą bransoletką. Niby dostała ją
od swojego nowego faceta, a on po prostu musiał ją zabrać

ME: Mówiłeś jeszcze komuś?

DAN: Nie

DAN: Ale przysięgam, że Tommyboy jest niewinny. Nie skrzywdził jej. Chciał po
prostu dowiedzieć się, kim jest jej kochanek, bo sądził że to on za tym stoi

DAN: Lubisz łamigłówki?

DAN: Bransoletkę, którą zabrał Tommyboy miała inicjały. J.H.

DAN: Jestem pewien, że jest to porywacz

ME: Dzięki za
informację. Zajmę się tym

DAN: Nie ma sprawy, mała

DAN: Ja idę już do domu. Mam nadzieję, że powiedziałem wystarczająco dużo

ME: Zdecydowanie

ME: Ale czekaj chwilę, Dan

DAN: ??

ME: Proszę, nie
prowadź teraz samochodu

DAN: A to niby dlaczego?

ME: Bo jesteś cholernie pijany

ME: Błagam cię, Dan

DAN: Nic się nie stanie, bo mam wszystko
pod kontrolą, mała

DAN: Dowiedz się, kim jest kochanek
Hannah, Melanie

DAN: Tak poza tym, fajnie się z tobą rozmawiało

☪︎┇DAN jest teraz OFFLINE

Przełknęłam cicho, wiedząc że jazda po pijaku jest najgorszym pomysłem w jego wypadku. Przed oczami miałam kompletne déja vu, które dotyczyło mojego brata jeszcze dwa lata temu. To trafiło we mnie, jak całkowity cios w sedno serca.

Mój brat dwa lata temu kompletnie załamał się, ponieważ doszło do pewnej tragedii. Nasz ojciec zmarł w wypadku samochodowym, gdy jechał, by odebrać mnie z peronu. Miałam wtedy dwadzieścia jeden lat, ale wracałam wtedy z wycieczki, którą razem mi zafundowali. Deszcz padał wtedy tak, że auto wpadło w wielki poślizg tuż przed budynkiem peronu, zderzając się z wielką ciężarówką. Nikt nie przeżył, a w mieście rozbrzmiał wielki wydźwięk, który zniknął dopiero po uciszeniu jej przez policję.

Zmarł na moich oczach.

Przez tą sytuację Nick wpadł w głęboką depresję i w ukryciu się samookaleczał. Nie wiedziałam o tym, choć z ubiegiem czasu myślę, że byłoby lepsze, gdybym przyłapała go trochę prędzej niż w momencie, kiedy miał to wszystko zakończyć.

Kiedy go już nie miało być.

Na początku zamknął się w sobie, odpychając wszystkich od siebie i rozdwając znajomym swoje rzeczy. To właśnie dało mi do znaczenia, że coś się dzieje i dlatego też wtedy zjawiłam się w tej łazience.

Jego terapia trwała sześć miesięcy z odstępami, które dotyczyły chwil poprawy, ale wierzyłam że teraz tego nie robi. Bo przecież minął długi czas, który chwytał nas wszystkich w równie gównianych momentach, prawda?

☯ ⋆

Po obudzeniu Jessy, zadzwonił do niej telefon, który odebrała z prędkością światła. Jej rozmowa trwała dość dłuższą chwilę, przez co zaczęłam się tym stresować, chociaż nie miałam pojęcia, o co takiego chodziło. W pewnym momencie rudowłosa wróciła, ale jej stan nie był taki, jak poprzednio. Miała załzawione oczy, a ona sama płakała. Nawet nie przejęła się, gdy rzuciła swoim telefonem w pobliże ściany, a sama upadła na podłogę, kładąc rękę na klatkę piersiową.

Zerwałam się na nogi i ustanęłam przy dziewczynie, próbując dowiedzieć się, co takiego się stało.

— Jessy? Hej, Jessy. Spójrz na mnie — zaczęłam, udając spokój. We wnętrzu czułam się zbyt nerwowo, by od tak to pokazać. — Uspokój się razem ze mną. Zrobimy razem sześć oddechów, dobrze.

Przytaknęła, trzęsąc się.

— W porządku, zacznijmy. Jeden, dwa… bardzo dobrze ci idzie, jestem z ciebie cholernie dumna — mówiłam tak, dopóki jej stan się nie polepszył.

— Cztery godziny temu wydarzyło się coś strasznego — pociągnęła cicho nosem, ciągnąć za końcówki swoich włosów. — Dan miał poważny wypadek samochodowy. Podejrzewane jest, że stracił kontrolę nad samochodem, ponieważ pojazd kilkukrotnie przekoziołkował, a… a lekarze nie wiedzą czy przeżyje.

Nie, błagam nie. Nie teraz, proszę, nie teraz. To nie może stać się ponownie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top