𝐄𝐏𝐈𝐋𝐎𝐆
✩°。⋆⸜ 🎧✮ / ✮🎧°。⋆⸜✩
MY BLOOD
❞and God knows I'm not dying,
but I bleed now. and God knows
it's the only way to heal now❞
━━━━━━━━
— PATRZYSZ w ten telefon, jakbyś co najmniej widziała w nim cuda — komentuje Nick, gdy tylko biorę łyk wody, która od razu mnie rozbudza. Krzywię się, słysząc jego słowa, lecz nie odpowiadam mu.
Nie, nie widzę w nim cudu ── ja widzę w nim koniec. Od czasu mojej ostatniej rozmowy z Jake'em minęło naprawdę dużo czasu, a bynajmniej taką informację przekazuje mój wykończony umysł, który poprzez ból głowy przypomina mi o tym, jak bardzo tęsknię za spokojnym, długim snem. Mimo wszystko, jak zwykle to ignoruję i kontynuuję swoje czynności z grymasem na twarzy.
Śmieszne. Nie wiem, jak mam się zachowywać w towarzystwie swojego własnego brata.
Kątem oka rzucam mu puste spojrzenia, po czym wpatruję się w talerz zapełniony stertą przepysznie wyglądających gofrów. Nie mam pojęcia ile czasu to robię, ale z pewnością dość długo, przez co Nicholas posyła mi niepewne spojrzenie. To tylko daje mi do zrozumienia, że w końcu muszę się ogarnąć.
Pytanie jest jedno; jak to zrobić, skoro w myślach wciąż mam obawy i mroczne scenariusze?
— Słuchaj, Melanie, ja . . . — zaczyna niepewnie chłopak i niepewnie przeczesuje dłonią swoje włosy. — Wiem, że teraz jest pomiędzy nami naprawdę dziwnie, ale możesz ze mną pogadać, okej? Kiedykolwiek tylko byś tego potrzebowała.
Moja twarz się troszeczkę rozluźnia, gdy słyszę te słowa, chociaż w głębi duszy nadal czuję wyrzuty do chłopaka. Wyrzuty za to, że mnie zostawił. Wyrzuty za to, że przez tak długi czas mnie okłamywał. Wyrzuty o to, że tak bardzo zepsuł naszą relację.
Mimo wszystko chcę mu wybaczyć. Chcę, lecz wiem, że i tak już nic nie będzie takie same.
— Rozmawiaj ze mną, Melanie.
Jego cierpiące oczy sprawiają, że chcę kwestionować czy mówił prawdę, czy po prostu chciał mną zmanipulować, ale nie robię tego. Zamiast tego w myślach zastanawiam się, kiedy tak bardzo przestałam ufać ludziom.
— Przepraszam — mruczę prawie że niesłyszalnie, ale jestem pewna, że on mnie słyszy, w czym utwierdza mnie zmiana jego postawy. — Po prostu . . . myślisz, że nic mu nie będzie? Myślisz, że wszystko będzie tak, jak dawniej?
Nick kręci przecząco głową.
— Nie, nie będzie, a wiesz czemu? — odpowiada mi szybko, przez co mrużę powieki w zdezorientowaniu i mu przeczę. — Bo on już nie myśli o tobie, jak o swojej przyjaciółce. Stałaś się dla niego kimś bardzo ważnym. Kimś, dla kogo mógłby oddać życie.
Zastygam w bezruchu, czując jak moje serce przyspiesza, a na całym ciele wytwarza się niepowtarzalne gorąco.
Cholera jasna, przepadłam.
— Kochasz go? — to pytanie z jego strony jeszcze bardziej mnie dotyka.
Z jednej strony wiem, co odpowiedzieć, ale z drugiej? Z drugiej strony obawiam się, że gdy tylko to przyznam, zostanę wyśmiana, odrzucona i zostawiona.
Nie zniosę kolejnego rozpadu naszej relacji. Tym bardziej, że wtedy to będzie tylko i wyłącznie moja wina.
— Twój sekret będzie ze mną bezpieczny. O to się nie musisz martwić — dodaje, a kąciki jego ust unoszą się ku górze.
Kiwam krótko głową, wierząc mu. Mimo wszystko po raz kolejny się zawieszam, bo zaufanie względem niego nie jest tutaj problemem, a ja i moje uczucia.
Z jednej strony chcę powiedzieć, że czuję coś do hakera, ale z tej drugiej boję się, że to znowu wszystko zepsuje. Że Jake znowu odejdzie, a ja po raz kolejny będę musiała się uczyć, jak żyć bez niego.
Chociaż nie.
Przecież ja nie dałabym rady.
— Co jest oznaką miłości? — wypalam bez przemyślenia swoich słów. Jeśli miałam coś potwierdzić, musiałam być tego pewna. Gra kogoś uczuciami nie jest zabawna. — Skąd mam wiedzieć, że go kocham, Nick? — poprawiam się, gdy ten marszczy brwi z niezrozumieniem.
Nicholas odchrząkuje z zmieszaniem na twarzy.
— Zwracasz uwagę na to, jak się przy nim zachowujesz, bądź czujesz? — pyta mnie, z czym się zgadzam. — To cię naprowadzi na dobrą drogę, Melanie.
Ma rację.
Jake Odette ( aka Donfort ) jest osobą, z którą nawet rzeczy trudne wydają się łatwe. To przy nim czuję się bezpieczna, nawet gdy znajduję się w okropnym niebezpieczeństwie. To on jako jedyny potrafi sprawić, że cała moja pewność siebie znika, a pojawia się nieśmiałość. To on jest przy mnie zawsze, gdy go potrzebuję. To on potrafi sprawić, że na moich ustach pojawia się uśmiech, nawet w najgorszych chwilach.
To on jest moim domem.
Tym samym odpowiedź na wcześniej zadane pytanie wydaje się jasna.
Kocham Jake'a ── osobę, którą na samym początku chciałam wręcz zamordować za to, jak bardzo mnie zmuszała do wspólnej współpracy. Osobę, która irytowała mnie samym stawianiem kropek w każdej wiadomości. Osobę, która na samym początku zdawała się być nie do pokochania.
— Zamierzasz mu o tym powiedzieć? — drąży dalej temat, bardzo dobrze znając odpowiedź na swoje pytanie.
— A myślisz, że jest w tym jakiś sens? — dopytuję z grymasem. — Szanse na to, że on czuje to samo są zerowe, Nick. Moje słowa mogłyby tylko namieszać w naszej relacji, a ja nie chcę go stracić. Nie mogę go stracić.
Oczy i usta Nicholasa otwierają się w zdziwieniu.
— Żartujesz, prawda? — skanuje moją twarz z uwagą, ale gdy nie znajduje na niej nic innego niż powagę, dodaje; — Wiem, jak może to wyglądać z twojej strony, Melanie, ale znam go tak cholernie bardzo, że po prostu dziwi mnie, jak ty możesz tego nie widzieć. Jak nie mogłaś tego zauważyć nawet te dziesięć lat temu.
Tym razem to ja jestem kompletnie zdziwiona, ponieważ nie mam ani trochę pojęcia, o czym on tak właściwie mówi.
— O czym ty mówisz? — oburzam się, a wtedy on milknie.
— Nie powiedział ci? — jego głos momentalnie się ścisza, a gdy nie dostaje ode mnie odpowiedzi, prycha. — Kurwa mać. On naprawdę ci nie powiedział.
Moja niecierpliwość sięga szczytu, kiedy tylko brunet mówi te słowa. O czym mi nie powiedział?
Są inne tajemnice, które Jake zachował dla siebie?
— Powiedz mi w końcu, o co ci chodzi. Przecież sama się tego nie domyślę.
— On cię kochał, Melanie — uświadamia mi, sprawiając że wewnętrznie zamieram. — Te dziesięć lat temu tak cholernie się w tobie podkochiwał, że codziennie odznaczał w kalendarzu dzień, w którym ci o tym powie, ale ostatecznie nigdy tego nie zrobił. W dzień, w który był o krok, weszłaś w związek, a później się od siebie odsunęliście. Już po tym wiadomo, co się wydarzyło.
Przełykam gulę w gardle.
— Wyprowadził się.
— Dokładnie — zgadza się ze mną. — Serio myślałem, że powiedział ci powód swojej wyprowadzki. W końcu się pogodziliście, a nawet i lepiej.
Kręcę głową, nadal nie mogąc znaleźć odpowiednich słów na to wszystko.
Jake Odette mnie kochał, a głupia ja tego nie widziałam i stałam się powodem, dla którego wyjechał.
Cholera, jaka ze mnie idiotka.
— Tym bardziej musisz z nim o tym porozmawiać. Nie wiecie, co może się stać tej nocy — podsumowuje. — Lepiej, by wiedział niż żył w nieświadomości.
— Będziesz zły, jeśli teraz pójdę do swojego pokoju?
— Ani trochę.
✹✹✹
CIĄGLE KLIKAM W SŁUCHAWKĘ, próbując po raz setny dodzwonić się do hakera, którego program automatycznie odrzuca moje połączenia.
Nie wiem, na kogo bardziej mam być zła; na siebie czy na niego.
Po kolejnej nieudanej próbie kieruję się do czatu z hakerem i rozmyślam nad tym, co chcę mu napisać. ”Hej, jesteś strasznym idiotą, bo nigdy nie powiedziałeś mi, jakie uczucia miałeś wobec mnie”?
Myślę, że to jeszcze bardziej by go przybiło, dlatego też w ostatniej chwili usuwam treść tej wiadomości, a gdy chcę napisać kolejną, przerywa mi połączenie od Alana, które w zasadzie zwiastuje wszystko i nic.
Odbieram połączenie i marszczę brwi, gdy wzrokiem odnajduję tło dobrze znanej mi kopalni. Dopiero później uświadamiam sobie, że jest możliwość, że nie zauważyłam jakiejś wiadomości od mężczyzny, przez co jak zwykle nie jestem obeznana w temacie. Mimo wszystko udaję, że jak najbardziej wiem, o co mu chodzi i obserwuję każdy ruch, który wykonuje.
— Słyszysz to, prawda? — nawiązuje do dziwnego odgłosu, które roznosi się echem po kopalni. Hamuję się w ostatniej chwili, by nie skinąć głową, bo przypominam sobie, że przecież on nie widzi, co ja robię.
— Pytanie, kto by nie słyszał.
Alan ignoruje mój komentarz i idzie dalej, uważnie rozglądając się na boki.
W myślach błagam, by po raz kolejny ktoś nie wyskoczył przed mój ekran, bo mój organizm przeżywa takie rzeczy gorzej niż baba z okresem, a to do normalnych rzeczy z pewnością nie należy.
— Zrób mi przysługę i zadzwoń do . . . — mężczyzna zatrzymuje się w połowie zdania, ponieważ ten dziwny dźwięk z przedtem robi się coraz głośniejszy. — Nazywam się Alan Bloomgate. Jestem szeryfem departamentu policji w Duskwood. Natychmiast wyjdź ze swojej kryjówki.
Słysząc słowa Alana, mam nadzieję, że twórcą tego okropnego dźwięku nie jest Jake, ponieważ już wyobrażam sobie, jakie zarzuty mógłby dostać, gdyby znaleziono go w kopalni, w której powinien być sam porywacz wraz z jego ofiarami.
Jasne jest, że to on zostałby głównym podejrzanym.
— Nie strzelaj, Alan — napominam go cichszym głosem, chociaż połowicznie wierzę, że nigdy by tego nie zrobił.
— Wiem, Melanie. Pozwól, że na chwilę się wyciszę — oznajmia.
Przed oczami wciąż mam obraz z jego kamery, co mnie jeszcze bardziej stresuje. Mrużę powieki, by dostrzec coś podejrzanego, ale nic takiego nie odnajduję, co sprawia że wzdycham ze zrezygnowania.
Czy to serio jest porywacz?
Nie. O tym informuje mnie coś naprawdę niespodziewanego.
Bo to przecież nowość, że zaginiona Hannah Donfort wybiega w stronę Alana, który obejmuje jej trzęsiące się dłonie. Z tego powodu moje serce przyspiesza, a usta uchylają się w szoku.
Udało się.
Daliśmy radę, Jake.
— Proszę . . . — zaczyna zachrypniętym głosem kobieta. — Proszę, znajdź Richy'ego — łka.
I nawet, gdy mężczyzna się rozłącza, te słowa wciąż są słyszalne w mojej głowie.
Znajdź Richy'ego.
Alan: Skontaktuję się z tobą,
gdy wyprowadzę Pannę Donfort
na zewnątrz
━━━【𖠇】━━━
Skontaktowanie się z Jake'em jednak jest trudniejsze niż myślałam. To nie sprawia, że się poddaję ── po prostu decyduję, by o znalezieniu Hannah napisać na czacie grupowym.
𝐂𝐙𝐀𝐓 𝐆𝐑𝐔𝐏𝐎𝐖𝐘
( wyświetl członków grupy )
Me: ludzie!!!
Me: Alan znalazł Hannah
DAN i JESSY są teraz ONLINE
Jessy: Co?!
THOMAS jest teraz ONLINE
Jessy: Naprawdę? 😮
Me: widziałam to na
własne oczy, więc dokładnie
LILLY jest teraz ONLINE
Jessy: Dobra robota, Melanie!
No cóż . . .
Chciałabym to usłyszeć od innej osoby.
Lilly: Alan?
Lilly: Alan też jest w kopalni?
Jessy: Dobra robota, dobra robota,
dobra robota 🤭
CLEO jest teraz ONLINE
Me: mhm, Lilly
Me: cholernie długa historia
Jessy: A co z Richym?
No właśnie.
Gdzie jesteś, Richy?
Jessy: Był z Hannah, prawda?
Lilly: A z Jake'em wszystko w porządku?
Me: niestety Richy'ego
z nią nie było, przykro mi :c
Dan: Zanim wszyscy wybuchniecie łzami radości
Dan: Sprawdźcie lepiej transmisję
Dan: ( przesłano link )
Co tym razem?
Jessy: Co? Dlaczego?
Dan: No więc nie wiem, co widzicie
Dan: Ale nawiązując do transmisji,
Hannah i Richy nadal są w kopalni
Ma rację, chociaż jest to niemożliwe. Przecież widziałam na własne oczy, jak mężczyzna odnajduje kobietę. To ani trochę nie ma sensu.
Me: ale
Me: rozmawiałam wtedy
z Alanem przez telefon
Me: przecież widziałam to,
jak ją odnajduje
Thomas: I jesteś pewna,
że to Hannah?
Me: no tak!
Me: Alan też ją rozpoznał
Lilly: Co się tam wtedy
stało, Melanie?
Me: Alan do mnie zadzwonił,
bo moje wiadomości przestały
do niego przychodzić
Me: usłyszał w kopalni jakiś
dziwny dźwięk
Me: na samym początku myślałam,
że za moment odnajdzie Jake'a, ale
się przeliczyłam, bo nagle przed ekran
wybiegła przerażona Hannah
Me: sama
Me: błagała, by odnalazł Richy'ego
Me: a później połączenie się rozłączyło
Me: Alan napisał, że wyprowadza ją
z kopalni
Jessy: To naprawdę dziwne
Cleo: Może być tak, że transmisja
się po prostu spóźnia?
Me: możliwe, w końcu pisze
że jest to na żywo, a połączenie
tam jest naprawdę złe
Thomas; Wiem, co się stało
Thomas; Ta transmisja jest fałszywa
Thomas: Jest zrobiona, by nas oszukać
Me: co?
Thomas: Myślę, że jest zapętlona
Jessy: Możesz wyjaśnić?
Thomas: To bardzo proste. Ta
transmisja to film, który się ciągle
powtarza i tak w kółko
Me: już rozumiem
Cleo: I myślicie, że Michael
mógłby takie coś zrobić?
Me: myślę, że tak
Thomas: Ja również
Thomas: Z pomocą dobrego tutorialu
każdy mógłby to zrobić
Lilly: Melanie?
Lilly: Chyba wypada powiedzieć
o tym Jake'owi
Me: dobry pomysł
Gdyby chociaż on mógł mi odpowiedzieć.
━━━【𖠇】━━━
BIORĘ GŁĘBOKI ODDECH i przykrywam swoje ciało ciepłą kołdrą, po czym zmuszam się, by nie zapaść w sen w tak nieodpowiednim momencie.
W kółko powtarzam sobie w myślach, że muszę wytrzymać jeszcze troszeczkę, aż w końcu nadejdzie ten długo wyczekiwany koniec. Jestem wręcz pewna, że tym razem wszystko pójdzie po naszej myśli, bo w końcu to my ── Melanie i Jake przeciwko całemu światu.
Tym razem też tak będzie. Musi.
Moje nieustanne odblokowywanie telefonu finalnie się przydaje, ponieważ na moim wyświetlaczu nareszcie pojawia się jakieś powiadomienie. Może i nie to jedno, na które czekałam najbardziej ze wszystkich, ale też jedno z tych ważniejszych.
Alan: Melanie?
Alan: Komu mówiłaś o kopalni?
Co tym razem?
Me: dlaczego pytasz?
Alan: No więc
Alan: Właśnie przyjechali federalni
Alan: I wygląda na to, że wcale nie są
tutaj ze względu na Hannah
Klnę pod nosem, gdy czytam treść każdej z wiadomości mężczyzny. Nawet nie marnuję czasu na odpowiedzenie mu, ponieważ od razu przełączam czaty i z szybką prędkością wystukuję wiadomość, którą jeszcze wcześniej ułożyłam w myślach.
Błagam cię, odpowiedz.
JAKE
offline
Me: chodź tutaj szybko
Me: błagam
JAKE jest teraz ONLINE
Jake: Dobre wyczucie czasu, mądralo.
Jake: Właśnie miałem do ciebie pisać.
Jake: Znalazłem komputer, który nadaje transmisję, którą dostałaś od Michaela.
Jake: Mel
Jake: Ta transmisja jest fałszywa.
Me: tak, wiem
Me: Thomas mi o tym powiedział
Me: ale to nie jest teraz ważne
Me: przy kopalni są federalni
Jake: Co?
Jake: To nie może być prawda.
Me: a jednak
Jake: Kurwa.
Jake: Co dokładnie powiedział
ci Alan?
Me: powiedział, że widocznie
nie są tutaj dla Hannah
Jake: Więc nie mam zbyt
dużo czasu.
Me: mógłbyś się pospieszyć
Me: to już nie są żarty, psycholu
Jake: Daj mi chwilę.
Jake: Komputer, o którym wspomniałem
nie tylko wysyła tą transmisję, a jest też
połączony z innymi sygnałami.
Me: o czym ty teraz
do mnie mówisz?
Jake: Michael ma w tej kopalni
zainstalowane kamery.
Jake: A one przesyłają sygnał
do tego komputera.
Me: kończy ci się czas, Jake
Jake: Mógłbym spróbować
zdezaktywować tą transmisję, a zamiast
tego umieścić w komputerze obraz
z kamer.
Jake: I tak moglibyśmy znaleźć
Hannah i Richy'ego.
No tak. Nie przeczytał moich wiadomości.
Me: Jake
Me: Alan właśnie wyprowadził
Hannah z kopalni
Jake: Hannah jest bezpieczna?
Me: Alan znalazł ją w jednym
z tuneli w kopalni
Jake: To dobra wiadomość.
Jake: Udało nam się.
Jake: Daliśmy radę, mądralo.
Me: tak, na to wygląda
Jake: Ale co z Richym?
Me: Alan go znajdzie, nie martw się
Jake: W porządku.
Jake: Muszę szybko opuścić
kopalnię.
Me: Są jakieś inne wyjścia?
Jake: Żadne, o których wiem.
Jake: Ale to i tak nic nie zmienia, bo
z pewnością już się ustawili przy każdym
z nim.
Me: a właz przy Grimrock
jest zablokowany
Me: Alan mi powiedział
Me: pamiętasz drogę powrotną?
Jake: To nie będzie problem.
Jake: Nie zostało mi dużo opcji,
ale o to też się nie musisz martwić.
Jake: Dam sobie radę.
Me: mam nadzieję
Me: bo inaczej osobiście
cię uduszę
Me: zobaczymy się
w Duskwood prawda?
Jake: Na to wygląda.
Powiedz mu.
Powiedz mu.
Powiedz mu.
Jake: Muszę ci coś powiedzieć.
Jake: Coś cholernie ważnego.
Jake: Nie odejdę, dopóki się
tego nie dowiesz, wiesz?
Me: o czym ty mówisz?
Me: psycholu?
Jake: Gdy mówiłem ci, jak
bardzo irytująca dla mnie byłaś
Jake: Nie miałem tego na myśli.
Jake: W zasadzie to przeciwnie.
Jake: Obiecałem sobie, że nigdy tego
nie zrobię, ale w końcu los odwrócił
się przeciwko mnie.
Jake: Mądralo?
Me: psycholu?
Jake: Kocham cię.
Jake: Bardziej powinienem.
O cholera, czy to się dzieje naprawdę?
Czy to jakiś sen?
Me: ja ciebie bardziej, Jake
JAKE jest teraz OFFLINE
━━ | ʚїɞ | ━━
PO WYZWANIU JAKE'A ogromny kamień spadł z mojego serca, chociaż całkowita ulga wciąż nie nastała i jasne było dlaczego.
Czy jestem nienormalna, przyznając że wolałabym dostać połączenie od porywacza i dowiedzieć się, co teraz?
Prawdopodobnie tak.
Alan: Co zrobiłaś z transmisją?
O nie, tym razem w nic mnie nie wrobisz.
Me: nic
Me: nie jestem magikiem,
by mieć specjalne umiejętności
Alan: W takim razie powinnaś
jak najszybciej to sprawdzić, Melanie
Przewracam oczami, lecz robię to, co mi mówi. Wtedy dociera do mnie, co ma na myśli, przez zrobienie czegoś w transmisji ── Jake'owi udało się dać mi dostęp do kamer z kopalni.
Pierdolony geniusz.
Moje szczęście jednak dość szybko wyparowuje, kiedy z jednej z kamer widzę go ── osobę, która doszczętnie zniszczyła mi życie.
Z uwagą obserwuję, jak Michael przechadza się przez korytarze kopalni i przypominam sobie słowa Dana, w których mówił, że przecież nie mógłby tego zrobić. Przewracam oczami, bo po raz kolejny nie doceniliśmy zdolności tego idioty, chociaż powinnyśmy. Ten staruszek ma lepszą formę niż ja, co zaczęło mnie przerażać.
Z tego letargu wyrywa mnie głośna wibracja telefonu, który jakimś cudem zapodział się pod ciepłą kołdrą. Gdy tylko go wychwytuję, klikam w powiadomienie i dezorientuję się jeszcze bardziej.
Nieznany: Była chwila, w której
byliście niezwykle blisko prawdy
Nieznany: Ale myliliście się w jednej
rzeczy
No jasne, że tak.
Me: o czym ty mówisz.
Nieznany: W wypadek nie były
zamieszane dwie osoby
Nieznany: A trzy
Nim zdążam jakkolwiek zareagować, bądź odpowiedzieć na słowa porywacza, na ekranie urządzenia pojawia się połączenie przychodzące, które odbieram bez żadnego wahania.
Czas na prawdę. Nawet jeśli ma być bolesna.
Patrzę na niego z pustką i bólem w jednym. W głębi duszy wiem, że nie mogę pokazać mu, jak bardzo cierpię, ale powstrzymywanie uczuć ani trochę mi nie idzie, co wygląda tak, jakby właśnie tak musiało być.
Zamieram, kiedy mój oprawca chwyta za swoją maskę i zaczyna nią ściągać. Przez moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz, który spowodowany jest strachem. Powstrzymuję łzy cisnące się do moich oczu poprzez przygryzanie swojej wargi.
— Nie . . . — szepczę, gdy maska w końcu opada na ziemię.
Osoba, którą widzę przed sobą jest mi bardzo znajoma i ani trochę nie jest Michaelem Hansonem. Wręcz przeciwnie.
W ekranie telefonu widzę osobę, która niegdyś była dla mnie ogromnym wsparciem. Osobę, która była przy mnie w każdym możliwym momencie. Osobę, która przytulała moje ciało i ścierała łzy z mojej twarzy, gdy tylko przechodziłam przez piekło.
Osobę, która kiedyś była mi naprawdę bliska, a teraz była nikim.
Nie jestem pewna, co pokazują moje oczy; zdradę, ból, złość, irytację czy może szok.
Bo ta osoba miała rację ── byliśmy w cholernym błędzie.
Ale w końcu kto by się spodziewał, że Richard Rogers okaże się być osobą, która nas raniła od samego początku.
Przecież się o nas troszczył, do jasnej cholery!
To nie miało ani trochę sensu.
Skoro mu na nas zależało to dlaczego nas tak bardzo ranił? Dlaczego nie przestał? Dlaczego nie powiedział ani słowa?
Dlaczego dał mi się za to wszystko obwiniać?
— Nie, nie rób mi tego — dodaję, w trakcie gdy on nawet nie potrafi spojrzeć mi w oczy. Unika mojego spojrzenia, jak ognia. — Dlaczego . . . dlaczego, do cholery! Patrzyłeś, jak cierpiałam. Jak każdy z nas cierpiał, ale nic z tego nie robiłeś. Kłamałeś nam prosto w oczy i dawałeś zakłamany obraz idealnego przyjaciela, w trakcie gdy tak naprawdę od samego początku byłeś zdrajcą. Pytam się, dlaczego, Rogers?
Nawet wymówienie jego nazwiska staje się dla mnie strasznie trudne, chociaż od razu wywołuje jego reakcję. Mężczyzna wzdryga się i przenosi na mnie swoje przepełnione bólem spojrzenie, a ja próbuję się zmusić, by równie i tym razem na mnie nie zadziałało.
Zdradził nas.
Richy nas zdradził.
— Naprawdę jest mi przykro — mruczy prawie, że niesłyszalnym głosem, przez co prycham.
— Po prostu nie mam na to słów — kręcę głową z niedowierzaniem. — Miałeś cholerny wybór, Richy. Nawet nie mów mi, że nie, bo było wiele momentów, w których mogłeś to wszystko naprawić, ale wybrałeś tą najgorszą drogę. Wybrałeś, by ranić nas do samego końca.
— Mae . . .
Natychmiastowo wchodzę mu w zdanie.
— Nie nazywaj mnie tak. Nigdy więcej.
Widzę, jak moje słowa ranią go coraz bardziej, ale próbuję nie zwracać na to uwagi, ponieważ wiem, że wtedy znowu dopadną mnie wyrzuty sumienia oraz chęć litości dla niego. Nie mogę tego zrobić ── nie po tym, jakie piekło mi wyrządził.
— Dziesięć lat temu Hannah i Amy stanęły u moich drzwi. Festiwal Sosnowej Polany dobiegał końca — zaczyna, przez co znowu na niego patrzę. — Chciały, bym je zawiózł do Grimrock, bo Amy tam coś zgubiła. Teraz już nawet nie pamiętam co takiego — tłumaczy, nerwowo parskając śmiechem.
Jego słowa wydają się wiarygodne, chociaż sama nie wiem, czy nie jest to kolejna forma manipulacji z jego strony. W zasadzie to jestem pewna tylko jednego ── moje zaufanie do niego legło w gruzach.
— Byłem na festiwalu przez cały dzień i byłem pijany. Miałem tam kilka drinków — kontynuuje, a ja zaczynam podejrzewać w jaką stronę to zmierza. Zaciskam szczękę, kiedy na jego ustach pojawia się uśmiech.
Trudno przyznać, ale tęskniłam za tym.
— Nie zgodziłem się, ale one upierały się, że się spieszyły. Zrobiły ogromny objazd, żeby się do mnie dostać, a Hannah już kiedyś jeździła autem po naszym podwórku, więc dałem im kluczyki do starego AMC Gremlina. Myślałem, że nie ma w tym nic złego . . .
— Ale było — dopowiadam.
Kiwa głową ze zgodą, a jego wzrok przekazuje w bok.
— Kilka minut później znowu się pojawiły, a ja prawie nie rozpoznałem auta w ciemności, z tymi wszystkimi wgnieceniami — oznajmia i robi dłuższą przerwę pomiędzy zdaniami, co oznacza że przechodzimy do tej nieprzyjemnej części. — Wszędzie była krew; na przedniej szybie, na zderzaku i żadna z nich nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa. Na samym początku myślałem, że po prostu potrąciły jakieś zwierzę. Jelenia, który akurat wyleciał im przed auto. Tym samym pojechałem z nimi na miejsce.
Pozwalam, by łzy spływały po moich policzkach, w trakcie gdy moje serce kruszy się na kawałki z każdym kolejnym słowem, które on wypowiada. Nadal nie umiem przyjąć do siebie, że to on. To on stoi za tym wszystkim.
To on przyczynił się do śmierci mojej siostry.
— I tam była, dziewczyna, pokryta w krwi, bez życia — bierze głęboki oddech, a jego głos zaczyna się łamać.
— Moja siostra.
— Tak — przyznaje. — Zakopaliśmy ją w lesie i już nigdy nie odzywaliśmy się na jej temat.
Przymykam powieki, by przyswoić sobie wszystkie bolesne informacje. Myliłam się, teraz już nic nie będzie dobrze ── bliska mi osoba okazała się być żmiją, która tylko dążyła do mojego upadku.
Jakie żałosne.
Tak samo, jak każde wypowiedziane słowo.
— Przepraszam, Melanie — Richy finalnie daje upust swoim emocjom i sam wpada w płacz, który zmusza mnie do tego samego. To jest takie popieprzone. — Nigdy nie chciałem cię zranić. Ja . . .
— Ale to zrobiłeś, Richy. Zrobiłeś i to cholernie mocno.
— Przepraszam.
I rozłącza się.
Znowu zostaję sama z bałaganem w głowie.
━━˚₊‧꒰ა ☆ ໒꒱ ‧₊˚━━
RICHY
online
Me: nie wierzę
Me: naprawdę, kurwa, nie wierzę
Me: cały czas nas oszukiwałeś
Me: te wszystkie telefony
Me: mówiłeś, że ich zabijesz!
Richy: Melanie, proszę, daj
mi to wytłumaczyć
Me: co jest tutaj do wytłumaczenia
Me: jesteś pierdolonyn tchórzem, Richy
Richy: Długo nie myślałem o wypadku
Richy: Aż pewnego dnia Hannah przyszła
do warsztatu
Richy: Jej miska olejowa została uszkodzona, ponieważ wjechała w dziurę
Richy: Od razu zauważyłem, że coś jest z nią nie tak
Richy: Nie chciała jednak powiedzieć co
Me: chociaż z tym nie kłamałeś
Richy: 🫤
Me: Hannah cię wykluczyła, prawda?
Me: nawet gdy wiedziała, że ciebie
to też dotknęło
Richy: Tak
Richy: I zostawiłbym to tak, gdyby
nie to, że widziałem Amy w aucie
Hannah zanim pojawiła się na moim podjeździe
Richy: To mnie zmartwiło
Me: ale
Me: dlaczego
Richy: Po tym, co się wydarzyło,
Amy już nigdy się do nas nie odezwała
Richy: Tym samym wiedziałem, że one
będące ze sobą razem nie oznaczały nic
dobrego
Richy: Dlatego też rzuciłem oko na
nawigację w aucie Hannah
Me: a ona doprowadziła
cię do domu Iris Hanson
Richy: Tak
Richy: Wtedy wiedziałem, że moje
obawy były uzasadnione
Richy: Pojechałem do Amy i powiedziała
mi wszystko
Richy: Hannah znalazła bransoletkę Jennifer
Richy: I zobaczyła mężczyznę na skraju lasu
Me: więc to była tylko
jej wyobraźnia?
Richy: Tak
Richy: On nigdy nie istniał, Melanie
Richy: Wiedziałem, że nadszedł czas
Richy: Uciekaliśmy przed tym
wystarczająco długo
Richy: On odszedłby tylko, gdybyśmy
stawili czoła przeszłości
Richy: Twoja siostra na to zasłużyła
Me: wiedziałeś?
Me: od samego początku wiedziałeś,
kim była dla mnie Jennifer?
Richy: Hannah mi o tym
powiedziała
Richy: Po tym, jak wysłała
twój numer Thomasowi
Richy: Twierdziła, że jej
pomożesz
Richy: I nie myliła się
Nie, widocznie nie.
Me: co było dalej?
dostarczono.
Mija minuta, a on wciąż nie odpowiada, co zaczyna mnie trochę martwić.
Richy: Wybacz
Richy: Mam niezłą ranę postrzałową
Richy: I właśnie skończyły mi się bandaże
Me: :^(
Richy: Kiedy w ogóle wypuścili
Dana ze szpitala? 😅
Richy: Haha
No tak, w końcu śmiech podobno leczy rany.
Richy: Podobno śmiech to najlepsze
lekarstwo
Richy: Na pewno nie zaliczają się do
tego rany postrzałowe 😒
Me: szczerze tęskniłam
za twoimi żartami
Richy: A ja tęskniłem za opowiadaniem
ich tobie
Richy: Powiedziałem Amy, że w końcu
powinniśmy się zgłosić, ale ona nie chciała
o tym słyszeć
Richy: Powiedziała, że Hannah tylko
wyobrażała sobie mężczyznę bez twarzy
Richy: Więc upewniłem się, by ona też
go zobaczyłam
Me: stałeś się nim
Richy: Co nie do końca poszło
według planu
Richy: Amy popełniła samobójstwo
Richy: Przeze mnie
Richy: A kiedy znalazłem jej ciało
Me: znalazłeś również list
Richy: Nagle zadzwonił jej
telefon
Richy: To była Hannah
Richy: A że nikt nie odebrał,
nagrała się na poczcie głosowej
Me: co powiedziała?
Richy: Znalazła coś na porywacza
Me: i była to prawda?
Richy: Mhm
Richy: Hannah miała kamerę
naprzeciw domu Amy. Ustawiła
ją prosto na las
Richy: Musiała mnie nią nagrać
Me: a ty nie zauważyłeś
Richy; Z kieszeni wypadł mi
wtedy paragon, co zobaczyła
na filmie
Więc o to chodzi.
Me: Alan mi o tym powiedział
Richy; Wystraszyłem się
Me: co nie zmienia faktu, że
mogłeś powiedzieć prawdę
Richy: Mogłem
Richy; Ale byłem przytłoczony
tym wszystkim
Richy: I jedna rzecz prowadziła
do kolejnej
Me: dlaczego mnie
wtedy zaatakowałeś?
Me: co ci to wtedy dało?
Richy: Musiałem cię ostrzec
Richy: Miałem nadzieję, że zrezygnujesz
Richy: Bałem się, że gdy tego nie zrobisz,
moje myśli znowu nakierują mnie na coś
o wiele gorszego
Me: i to zrobiły
Me: chciałam zrezygnować
i to wiele razy, ale nie mogłam
Me: myślałam, że to wiedziałeś
Richy: Nie chciałem was
skrzywdzić
Richy: Nie planowałem atakować
ciebie i Jessy
Richy: Ale nie widziałem innego
wyjścia
Richy: Myślałem, że przez to w końcu
zrozumiesz, że to ja za tym stoję
Me: jak mogłabym podejrzewać
o coś takiego swojego przyjaciela?
Me: ufałam ci
Richy; A teraz?
Richy; Teraz mi ufasz?
Me: przepraszam
Richy; Jest w porządku, Melanie
Richy: Po prostu mam nadzieję, że
wierzysz mi, gdy mówię, że jest mi
bardzo przykro
Richy: I wiesz
Richy; Ja już nie uciekam
Me: co masz na myśli?
dostarczono
Me: chcesz się poddać?
dostarczono
Me: Richy?
dostarczono
Me: nie rób nic głupiego
dostarczono
Me: proszę
dostarczono
˚₊‧꒰ა ☆ ໒꒱ ‧₊˚
WSTRZYMUJĘ ODDECH, gdy tylko klikam w rozmowę pomiędzy Jessy, a Richym.
Ból głowy ani trochę nie ustaje, a na całym swoim ciele czuję ciarki. Ociężałe powieki same z siebie się zamykają, co utrudnia mi zadanie pozostania skoncentrowaną i spokojną w jednym. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje, ponieważ już minutę później słyszę dziwne głosy, które odbijają się echem po mojej głowie.
Czy ja zwariowałam?
Tak, prawdopodobnie.
Mrugam powiekami i próbuję się jakkolwiek ruszyć, ale z każdą mocniejszą próbą czuję coraz silniejszy ból, który następnie zamienia się z pustką.
— Poruszyła się! — słyszę w oddali krzyk, który przypomina głos mojego brata, co wydaje się jeszcze dziwniejsze, ponieważ zdaje mi się, że chłopak znajduje się w pokoju obok.
Kręcę głową, chcąc odrzucić od siebie te wszystkie dziwne rzeczy i ponownie zmuszam się do przymknięcia powiek. Tym razem, gdy próbuję je otworzyć, przed oczami migają mi jasne, białe światła, które współgrają z białymi ścianami dziwnego pomieszczenia, w którym się nagle znajduję.
Jak za mgłą widzę dwie postacie ── kobietę i chłopaka ── które siedzą na krzesłach obok mojego łóżka i wpatrują się we mnie ze łzami w oczach.
Co się dzieje?
Czy ja śnię?
— Dlaczego płaczecie nad moim łóżkiem? — odzywam się, przez co natychmiast zwracam ich uwagę. Nicholas otwiera oczy w szoku, z czym dorównuje mu nasza matka, która podnosi się na nogi i podchodzi do mnie, po czym zamyka mnie w szczelnym uścisku. Nie wiedząc, co się dzieje, odwzajemniam jej uścisk i przymykam powieki.
Czuję ból w lewej ręce, przez co zachowuję się ostrożniej niż kiedykolwiek. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że znajduję się w pokoju szpitalnym, co daje mi do zrozumienia dziwne urządzenie, do którego jestem podłączona. Tym samym odsuwam się od kobiety i lustruję dwójkę swoich bliskich z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
— Dlaczego tutaj jesteśmy? — dodaję, a Nick przełyka głośno ślinę, po czym spuszcza wzrok na swoje dłonie. — Błagam, powiedzcie coś w końcu. Nie zniosę tej ciszy.
— Półtorej miesiąca temu . . . — zatrzymuje się, by na mnie spojrzeć. Unoszę brew w oczekiwaniu, co tylko wprawia mnie w kolejny ból głowy. — Miałaś wypadek samochodowy i od tamtej pory . . . od tamtej pory byłaś w śpiączce. Dzisiaj był ostateczny termin, w którym mieliśmy podjąć decyzję czy chcemy byś nadal walczyła.
Słysząc jego słowa, momentalnie odbiera mi mowę. Byłam w śpiączce? Miałam wypadek samochodowy? Jakim cudem tego wcale nie pamiętam?
Wszystkie te pytania tylko nasiliły mętlik w mojej głowie, przez co ponownie opadłam na materac. Spoglądam na biały sufit i biorę głęboki oddech, chcąc przyswoić sobie wszystkie nowe informacje.
Skoro byłam w śpiączce przez półtorej miesiąca to jakim cudem jeszcze chwilę temu byłam w Duskwood? Co się teraz dzieje z moimi przyjaciółmi?
— Co z Jake'em? Wszystko z nim w porządku? — dopytuję, co wprawia mojego brata w zakłopotanie.
— Jake'em? Masz na myśli naszego upierdliwego sąsiada, który dokucza ci na każdym kroku? — upewnia się.
Milczę, znowu nie rozumiejąc, co on do mnie mówi. Jake upierdliwym sąsiadem? Czy to jest jakiś nieśmieszny żart?
— Przecież . . .
— Ach, no skoro już o nim mowa, ostatnio tutaj był. Pytał się o ciebie, ale nie pozwoliłem mu, by do ciebie wszedł — oznajmia, po czym podaje mi jakąś czarną kopertę. — Kazał ci to przekazać.
Kiwam głową, ale nie otwieram koperty.
Zamiast tego postanawiam dowiedzieć się czegoś więcej.
— A Richy lub ktokolwiek z Duskwood?
— Duskwood? O czym ty mówisz? — tym razem do konwersacji włącza się mama, która wydaje się jeszcze bardziej zdziwiona.
— Widocznie musiało ci się dobrze śnić, Melanie — stwierdza Nick.
Więc to wszystko nigdy nie istniało?
Moi przyjaciele, osoba, którą pokochałam. Oni nie istnieją? To wszystko, co razem przeżyliśmy było tylko moją śpiączkową wyobraźnią?
Nie wierzę. Po prostu, kurwa, nie wierzę.
Jakim cudem to wszystko wydawało się takie prawdziwe?
— Powinnaś ją otworzyć, skarbie — sugeruje mama, wskazując na przedmiot, który trzymam w dłoniach.
Nie odpowiadam, jednak otwieram kopertę, z której wyciągam białą kartkę, na której jest coś napisane.
Marszczę brwi i z uwagą czytam treść kartki.
”Daliśmy radę, mądralo ;)
~ nie-psychol”
KONIEC
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
natalia speaks . . . !
Nie mam pojęcia, co powiedzieć.
Na swoją obronę mam tylko to, że jestem aktualnie na dniach, w których moje humory to jakiś niekończący się rollercoaster.
Początkowo pisząc tą książkę nie byłam pewna niczego, dlatego też muszę wam ogromnie podziękować za każdą rzecz, którą zostawiliście po sobie. Tragic Dream niedawno wbiło 11k wyświetleń z czego cholernie się cieszę ── bez was to by się nigdy nie udało.
Mam nadzieję, że nie znienawidziliście mnie po tym zakończeniu.
Myślę jednak, że nie jest ono takie złe, bo na samym początku miałam plan, by Jake i Richy umarli podczas pożaru w kopalni, co w ostatniej chwili z głowy wybiły mi moje przyjaciółki.
Historia dzieciaków z Duskwood oficjalnie ma swój koniec, ale czy to oznacza, że już nigdy nie napiszę książki o tej grze?
Sami niedługo zobaczycie.
Kocham was!! 🫶🏻
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top