CHAPTER TWENTY THREE.
Kiedy tylko po wejściu do Wielkiej Sali spojrzała na stół nauczycieli, nie spuszczała już wzroku z niego ani ma minutę. Dorośli jedli kolację w ciszy, jak mieli to w zwyczaju robić, lecz tym razem miała wrażenie, że ta cisza wcale nie była oznaką kultury, którą starali się utrzymać. Profesor Dumbledore, choć spokojny i opanowany, pozwalał zmarszczkom pojawić się na jego czole i choć z takiej odległości, która ich dzieliła nie można było tego dokładnie zobaczyć, Adelina wiedziała, że prawdopodobnie zna powód jego zastanowienia.
— Walburgo — powiedziała, ani na chwilę nie przerywając obserwowania starszego mężczyzny.
Czarnowłosa Ślizgonka, która ledwie kilka minut temu dosiadła się do stołu Ravenclawu, uniosła głowę i nieprzytomnie spojrzała na swoją przyjaciółkę, która pierwszy raz, odkąd przyszła obdarzyła ją swoim spojrzeniem. Zmarszczyła brwi, czekając na jakiekolwiek słowo, które padnie z jej ust, lecz nie doczekała się tego. Nachmurzona i rozdrażniona wbiła widelec w mięso, mamrocząc przy tym coś pod nosem, ale Adelina zdążyła zauważyć w tym gęście pewną nieporadność. Jej przyjaciółka czymś się denerwowała, a jedyne, czego była pewna to nie tym, co się stało. Bowiem mimo swojej powściągliwości Panna Black była pierwszą osobą, która wiedziała o wszystkim, co się działo w zamku, a w szczególności o sprawach, które dotyczyły osób jej bardzo dobrze znanych.
Chwilę zajęło jej zauważenie niemalże doskonale schowanego znamienia pod jej żuchwą, które zdążyło po metamorfozie maskującej przybrać kolor bardzo jasnego brązu, przez co sprawiało wrażenie jedynie cienia rzucanego przez jej szczękę naświetkaną świecami u sufitu Wielkiej Sali.
— Rozmawiałam dzisiaj z Shantall — zaczęła arystokratka, dostrzegając dociekliwe i pełne zastanowienia spojrzenie Krukonki.
— Ona ci to zrobiła?
— Nie, głupia. Tom kazał przeszukać rzeczy Hannah. Jak się okazało, Shantall dostała to samo zadanie, o czym nie miałam w ogóle pojęcia. A z ten siniak to skutek uboczny zaklęcia. Dziękuję za troskę, ale teraz ty lepiej zacznij się tłumaczyć — warknęła rozgoryczona.
Shelwood zamarła i momentalnie poczuła się tak, jakby zaschło jej w gardle. Przestraszyła się i nie był to akt podejrzliwości z powodu ostatnich słów Walburgi. Był to akt paniki. Przełknęła zdecydowanie za głośno ślinę i naciągnęła sweter mundurka na palce swoich dłoni.
— O czym mam ci opowiedzieć? — zapytała, starając się nie dać po sobie znać, że jej wypowiedź ją poruszyła, lecz bez oszukiwania Adelina tak naprawdę była koszmarną aktorką, która nawet płaczu na zawołanie ndu potrafiłaby zagrać chociażby w minimalnej części.
— Masz spotkanie z Tomem, mam rację? Dlatego się tak zachowujesz.
— Nie do końca. W sensie, mam spotkanie z nim, ale nie mam zamiaru wypytywać go o te rzeczy. Przynajmniej wstępnie. Także to nie tak, że staram się wyciągnąć z ciebie informacje, których mogłabym użyć. Chociaż dziękuję za podzielenie się tym, że miałaś przeszukać rzeczy naszej najlepszej przyjaciółki, zapamiętam to sobie. I jak według ciebie się zachowuję? — zignorowała fakt, że powinna trzymać język za zębami i opanować swój słowotok. Jednakże nigdy nie była dobra w podzielności uwagi i zdecydowanie bardziej skupiła się na ciemnym spojrzeniu chłopaka, siedzącego przy stole Slytherinu.
— Zbladłaś. Szczęka ci się trzęsie, z tej odległości mogę usłyszeć jak zgrzytasz zębami...
— Walburgo, pójdziesz gdzieś ze mną? — przerwała jej blondynka i spojrzała na nią, przerywając kontaktu wzrokowego z Tomem Riddle'm. Odwróciła się w stronę przyjaciółki, aby zaraz zacisnąć swoje dłonie na krawędzi dębowego stołu.
Ślizgonka wydawała się nie być zaskoczona pytaniem swojej towarzyszki, lecz bardziej sceptyczna względem niego. Zawahała się nad odpowiedzią na dłuższą chwilę, co sprawiło, że Adelina zamarła w oczekiwaniu. Nie znała powodu, dla którego jej przyjaciółka zwlekała z powiedzeniem oczywistego „tak” lub już trochę mniej oczywistego „nie”. Nagle ją olśniło. Siedząc tu i czekając na przeciągające się usłyszenie jednego słowa, marnowała jedynie swój czas, który stał się dla niej niesamowicie cenny tego dnia, a teraz zdawał się upływać znacznie szybciej niż normalnie to robił. Im mniej czasu jej zostawało, tym większe istniało prawdopodobieństwo, że nie zdąży zrobić niczego, co zrobić powinna – a przynajmniej chciała – do nadejścia ciszy nocnej. Potem byłoby jej ciężko wydostać się z Wieży Ravenclawu, a sama przestała ufać losowi, który od jakiegoś czasu zaczynał przynosić jej jedynie pecha. I przy okazji innym, przy których się znajdowała. Dlatego momentami czuła się jak czarny kot, który za każdym razem, jak się przed kimś pojawi to sprawi, że na tę osobę spadnie nieszczęście, a które będzie ją później prześladować.
— Dobra, nieważne. Hannah ze mną pójdzie.
Podniosła się z ławki i zrobiła krok nad nią. Posłała uśmiech Walburdze, która ze zmarszczonymi brwiami, wpatrywała się w nią jak matka, której dziecko właśnie coś wywinęło, ale pozwoliła jej odejść. Adelina podeszła do stołu Slytherinu i chwyciła przyjaciółkę za rękaw, aby zaraz brutalnie ją podnieść i popchnąć w stronę drzwi.
— O co chodzi? — zapytała blondynka z wyrzutem, dłonią starając się zakryć usta, w których wciąż przeżuwała deser.
— Idziemy gdzieś.
— Znowu? — Krukonka, chociaż od chwili, gdy wzięła ją pod ramię to nie obdarzyła jej ani jednym, nawet krótkim spojrzeniem, mogła sobie wyobrazić, jak bardzo Panna Kohl będzie na nią obrażona następnego dnia.
◜◞
— Czy ty sobie ze mnie żartujesz? — nastolatka wyraźnie zszokowana tym, co zobaczyła przed chwilą oraz tym, co właśnie znajdowało się przed nią zdołała wydusić z siebie jedynie to.
Adelina, która była przekonana, że to się nie uda, niemalże w identycznej pozycji, co Hannah, stała twarzą do przestronnej komnaty. Jej sufit skosami opadał na podtrzymujące go gotyckie kolumny, jednocześnie nie pozwalające, aby ten posypał się na zdecydowanie wyższy od dziewcząt przedmiot przykryty czarną satyną. Wyglądało to tak, jakby ktoś jeszcze chwilę przed ich przybyciem był w tym miejscu i przygotował je na ich wizytę, gdyż – przynajmniej z daleka – na materiale ciężko było się doszukać kurzu lub chociażby drobinek piachu, które były pojedynczo porozrzucane na podłodze wyłożonej kamieniem w kolorze piasku. A na sąsiedniej ścianie zrobionej z luster w równych odstępach paliły się pochodnie, które rozświetlały to całe pomieszczenie.
Wychowanka Roweny zmarszczyła brwi w zdezorientowanym gęście i obróciła głowę, aby spojrzeć na swoją towarzyszkę z niemym pytaniem w jasnych oczach.
— Nie?
— Co na Merlina znajduje się pod tym czymś?
Nie odpowiedziała, a zamiast tego, udając pewny siebie krok ruszyła w stronę względnie niewiadomej jej rzeczy. Kiedy stanęła naprzeciw niej, chwyciła w dłoń materiał i uśmiechnęła się delikatnie, zaczynając gładzić go palcem. Nagle satyna stała się dla niej strasznie przyjemna w dotyku. Ale wtem usłyszała odchrząknięcie za plecami, co oznaczało, że Hann się niecierpliwiła. Pociągnęła zasłonę w dół z całej siły, jaką w tamtej chwili posiadała – czyli naprawdę na wyczerpaniu. Czerń opadła powoli, ukazując idealnie nienaruszoną taflę zwierciadła schowanego pod nią wcześniej. Jego wyblakła, złota rama zabłysnęła w świetle magicznego ognia pochodni i odbiła się w niemalże białych tęczówkach Adeliny.
— Odbijam nie twą twarz, lecz twego serca pragnienia — wyszeptała i spojrzała swojemu odbiciu głęboko w oczy, mając nadzieję, że jeśli spojrzy w bok ujrzy to, o czym skrycie myśli, że ujrzy. Mimo obecności tutaj, nie mogła mieć pewności, że wszystko pójdzie po jej myśli. Posiadać upierdliwy obraz w głowie, a pragnienie w sercu to coś całkiem innego. Nie musi być to to samo, a cokolwiek innego, nawet bardzo od siebie różnego.
— Ain Eingarp — usłyszała wołanie za sobą, a po chwili powolne kroki, które za każdym stawianym zaczęły brzmieć bliżej niej.
I w końcu blondynka cofnęła się o krok, aby móc zobaczyć całą swoją sylwetkę.
— Co widzisz, Adelino?
Po tym pytaniu zapadła długa cisza, w czasie której Krukonka jedynie wpatrywała się w zwierciadło, co jakiś czas mrużąc powieki. Wydawało się, że przez chwilę zatrzymała się w czasie, a jedyne, co wskazywało, że nie zamarła całkowicie to unosząca się klatka piersiowa oraz rzadkie mrugnięcia.
— Widzę Toma. Stoi obok mnie — powiedziała cicho, lecz zaraz zorientowała się, co tak właściwe teraz się działo. Powoli głowę w bok i spojrzała kątem oka na bruneta. Tom Riddle włożył dłonie do kieszeni idealnie wyprasowanych spodni i wbrew swoim zasadom pozwolił, aby pierwszy guzik jego koszuli, na którą miał założony sweter z godłem Slytherinu, pozostał odpięty. Jednak kiedy spojrzała na jego twarz, zobaczyła, że unosi brew w kpiącym gęście, który mieszał się z powagą. — Spóźniłam się na nasze spotkanie, prawda?
Chwilę później usłyszała nerwowy śmiech Hannah, przez co przymknęła powieki zażenowana, w tym samym momencie, co Ślizgon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top