CHAPTER TEN.
Ciemność. Tyle widziała. Nie słyszała nic. Obrazy przestały się pokazywać. Jednak jedno jej nie opuszczało. Samotność. Powietrze było tak ciężkie, że to cud, że w ogóle mogła oddychać. Powoli zaczęła wariować. Nie. Ona już zwariowała. Wszędzie widziała Jego. Gdy próbowała się skupić na nim iluzja się rozmywała i pokazywała w innym miejscu. W oczach pojawiły się jej łzy, które następnie zaczęły spływać po jej policzkach, jedna, po drugiej. Kolana się pod nią zginęły i upadła na ziemię. Z jej piersi wydarł się krzyk. Był tak przerażający, że zmroził krew w żyłach nawet jej samej. Oddech miała nienaturalnie przyśpieszony. Jej twarz stała się purpurowa od płaczu, który w pewnym momencie przerodził się w histerię.
— Tom — krzyknęła na całe gardło. — Tom — głos jej się załamał przy kolejnym krzyku.
Echo. Tylko to pozostało. I histeria Adelina Shelwood. Chciała skończyć.
— Nie becz — usłyszała lodowatą głos.
Podniosła głowę i mrużąc oczy spojrzała przed siebie. Stał tam. Jej histeria pogłebiła się. Wstała i na chwiejnych nogach zaczęła powoli biec w jego stronę. Chłopak był nie wzruszony i patrzył na nią z pogardą. Gdy znalazła się pół metra od niego zatrzymała się i zamieniła bieg na spacer, bojąc się, że Tom przeminie z wiatrem. Znajdując się zaledwie kilka centymetrów od niego poczuła jego oddech na swoich włosach. Był tam. Naprawdę tak był. A ona była jak zaczarowana. Nie zwlekając długo przytuliła go. Tom Riddle zdziwiony powoli ją objął. Jednak nic nie może trwać wiecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top