CHAPTER FOUR.

[...] ale wpadła na kogoś

Jęknęła i otwarła oczy, które zamknęła podczas upadku. Od razu rozpoznała te lakierowane buty. Westchnęła i podniosła powoli wzrok w górę. Zobaczyła spoglądającego na nią z kpiną Toma Riddle'a. Nie spiesząc się podniosła się i po chwili stała z nim twarzą w twarz. Jego spojrzenie było zimne, ale jednak rozgrzewało je kolor tęczowek, które wyglądały jak mleczna czekolada.  Shelwood kochała w nie patrzeć. Jednak szybko otrząsnęła się z stanu rozkojarzenia, gdy usłyszała lodowa głos prefekta naczelnego.

— Przestałem już liczyć, ile razy na mnie wpadłaś — w jego głosie nie było nic, co by zdradzało, że jest zły. Wręcz przeciwnie usłyszała w nim nutkę rozbawienia, a tylko jej udawało jej się do tego doprowadzić. Odwróciła wzrok od jego oczu i zakryła policzki włosami, bo szybko poczuła jak zalewa je fala gorąca i mogła już sobie wyobrazić, że wyglądała jak czerwone jabłko, które na kolacje zjadła Walburga Black.

— Przepraszam — mruknęła cicho. — To się nie powtórzy.

Już miała odejść, kiedy Ślizgon złapał ją za nadgarstek. Po plecach dziewczyny przeszły dreszcze, gdy poczuła na sobie jego dotyk. Kąciki jej ust podniosły się do góry.

— O dwudziestej drugiej w Pokoju Wspólnym Ravenclawu — powiedział i zanim Panna Shelwood zdążyła przyswoić sobie tę informację zniknął za rogiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top