Pierwsza nić porozumienia, ale ja chcę wyjechać.
Kolacja przebiegła bezproblemowo, o ile właśnie tak można określić to, co działo się wtedy przy stole. W dalszym ciągu próbowałam mimowolnie dystansować się od Presto, mimo że on nabierał coraz większej pewności siebie w kontaktach, które wywiązywały się między nami. Coraz chętniej zadawał mi najróżniejsze pytania i jeszcze chętniej narzucał kolejne tematy, o których mogłam rozmawiać w nieskończoność. Był świetnym obserwatorem. Zdążył już wyłapać, które kwestie przypadają mi do gustu, by potem skorzystać z tej wiedzy i ugrać coś na swoją korzyść. Z każdą kolejną godziną zaczynałam zapominać o tym, że jest moim wrogiem, oddając się przy tym rozmowie dotyczącej niemal wszystkiego, o czym mówił. Można by rzec, że to sytuacja wręcz absurdalna - ludzie, którzy się nienawidzą, zaczynają łapać ze sobą kontakt. W życiu bywa tak, że niektóre kwestie diametralnie się zmieniają, ale tej zmiany akurat nie byłam w stanie się spodziewać, i gdybym tylko wtedy wiedziała, że on wcale nie emanował tak silną nienawiścią względem mnie, to może jednak potrafiłabym podejść do jego osoby inaczej. Ja cały czas tkwiłam w przekonaniu, że nie toleruje mnie tak samo, jak ja nie toleruję go. Wszystko przecież na to wskazywało. Z czasem jednak okazało się, że byłam w ogromnym błędzie:
- Zasnęła? - zapytałam szeptem, spoglądając na Aśkę. Leżała na kanapie, oparta o ramię Prestowskiego i wydawała się nie kontaktować. Jej oczy były całkowicie zamknięte, a odgłos cichego chrapania wdzierał się gdzieś pomiędzy słowa, które z siebie wydobywaliśmy. Była zbyt zmęczona, by nam w tych rozmowach towarzyszyć.
- Zasnęła. - Spojrzał na nią i dodał:
- Niech śpi. Nie będę jej budzić.
Noc była wyjątkowo cicha i spokojna. Żadne hałasy z zewnątrz nie dochodziły do skąpo oświetlonego salonu, w którym siedzieliśmy, a czas wydawał się płynąć wyjątkowo szybko. Może to kwestia tego, jak dobrze nam się rozmawiało, a może kwestia tego, że z wiekiem czas naprawdę płynął szybciej i nie sposób było tego nie zauważyć. Im człowiek starszy i wolniejszy, tym ciężej mu dogonić pędzące wskazówki. Na zegarku pokazała się pierwsza, a jeszcze chwilę wcześniej dochodziła przecież dziesiąta. Klimat był naprawdę bardzo przyjazny i po jakimś czasie udało mi się rozluźnić na tyle, by móc bez obaw opowiadać mu o wielu sprawach, o których normalnie nie potrafiłabym mówić. Może i nie można było nazwać tego dość dobrą relacją, ale na pewno taką, która zmierzała ku pokojowi. Wszystko zależało też od tego, jak dalej potoczą się nasze losy. Ja uświadomiłam sobie, że może dobrze by było odpuścić i spróbować go zaakceptować ze względu na Aśkę. Byłyśmy dobrymi koleżankami i jak to w takim koleżeństwo bywa, widywałyśmy się dość często, a to uniemożliwiało unikanie Prestowskiego. Byłam na niego skazana i musiałam tę karę odbębnić bez względu na swoje uprzedzenia:
- Więc? Mógłbyś mi odpowiedzieć na pytanie, które wcześniej ci zadałam? Na te, na które zacząłeś unikać na odpowiedzi. - kiwnęłam do niego głową. Sądziłam, że zechce jednak podzielić się tajemnicą, którą próbował ukryć.
- Na te dotyczące twojego ojca?
Pokiwałam głową.
- Nie mogę i lepiej byłoby o tym zapomnieć. To była pomyłka.
Jeśli tak zamierzał odnieść się do pobycia mojego taty, to ja odebrałam to jako kompletny brak poszanowania i mnie, i mojej rodziny. Sama nie byłabym w stanie jakkolwiek się zemścić za to, co wydarzyło się wtedy na targu, choć rozumiałam jego obawy z tym związane. Zapewne pomyślał sobie, że zechcę na niego donieść, ale ja wcale nie miałam takiego zamiaru, zwłaszcza jeśli ojciec stwierdził, że nie ma sprawy i absolutnie wyrzucił sobie to wszystko z głowy:
- No dobrze, ale... Jeśli bym cię teraz o coś poprosiła, to mógłbyś to dla mnie zrobić? Nic wielkiego. - Zaznaczyłam, rozwiewając jakiekolwiek wątpliwości co do heroizmu tego czynu.
- To zależy... Jeśli nie dowiem się, co mam zrobić, to nie przytaknę.
- To tylko taka mała rzecz. Bardzo cię proszę... Jeśli możesz... Oddaj temu, który to zrobił. Nie musi być aż tak dotkliwie, ale najlepiej żebym po spotkaniu zauważyła naznaczonego.
Presto zaśmiał się cicho, spoglądając na Aśkę, a potem rzucił wzrokiem na stolik i nie odrywając go, rzekł:
- Zobaczę, co da się zrobić.
Nie liczyłam na to, że faktycznie spełni moją prośbę i pobije swojego kolegę tylko po to, żebym mogła zaspokoić swoją ciekawość. To byłoby wyjątkowo głupie, a sam pomysł wystosowania takiej próby świadczył o mojej niedojrzałości, tyle że ja w ogóle nie czułam z tego powodu zażenowania czy wstydu. Uznałam to za konieczne, bo jeśli sam nie chciał wyjawić mi imienia, mógł to przecież zrobić tak, żebym ujrzała prawdę na własne oczy. Nie byłam zapaloną zwolenniczką przemocy. Daleko mi było do patologicznych jazd czy burd, kończących się zwykle krwotokami wewnętrznymi, ale wtedy czułam nieodpartą potrzebę wymierzenia surowej kary temu, który zabrał się za lanie mojego ojca. Czyżby wykluczało to moje zwolennictwo życia w pokoju? Oko za oko było jednak bardziej satysfakcjonujące niż udawanie, że nic się nie stało lub - w najlepszym przypadku, odizolowanie delikwenta w celi, w której zresztą nie zabawiłby zbyt długo. Chyba jednak nie byłam tak pokojowa, jak mi się wtedy wydawało. Możliwe też, że miałam rozdwojenie jaźni i zmieniałam podejście szybciej niż ktokolwiek inny.
Gdy na zewnątrz wstało słońce, a życie w Warszawie zaczęło się budzić, my zakończyliśmy spotkanie. Aśka wciąż spoczywała na kanapie, a Presto zdecydował odwieźć mnie do domu. Proponował wcześniej, żebym przespała się u niego. Chciał udostępnić mi nawet swoje łóżko na własność, ale dla mnie było tego zdecydowanie za dużo. Ten jeden, nieszczęsny prysznic był już wystarczająco dużą gościną, by dodatkowo jej nadużywać. Przystałam jednak na propozycję dostarczenia pod blok. Mimo ogromnego zmęczenia rysującego się już nie tylko na twarzy, ale i w oczach, dowiózł mnie bezpiecznie na miejsce. To się ceniło, bo opadające powieki, które usilnie próbował utrzymać w górze były wyjątkowym utrudnieniem:
- Mogłam wezwać taksówkę. - Napomniałam. - Zasypiasz na siedząco.
Odwróciwszy wzrok od zaparowanej szyby, skupiłam go na wyraźnym profilu twarzy, który zwrócony był ku przedniej szybie. Na marne było szukać męskiego zarostu czy choćby jednego włosa wyrastającego z gładkiej skóry głowy. Jedynie gęste, jasne brwi dodawały jakiegoś wyrazu tej bladej, nijakiej twarzy, której wyraźne rysy tworzyły całokształt. W pewnym momencie bardzo powoli odwrócił ją od szyby i na ułamek sekundy zatrzymał na mojej twarzy. Jego łaskawy wzrok otulił mnie spojrzeniem, a lekki uśmiech odsłonił zadbane zęby, wcale nie tak białe, jak te z okładek gazet:
- Chciałaś tłuc się taksówką o czwartej rano? Kiepski pomysł. - Odpowiedział.
- Może nie jest najbezpieczniej, ale mam zaufaną firmę. Zawsze bezproblemowo odwozili mnie z pracy do domu.
- A Praga to nie jest przypadkiem najgorsza dzielnica Warszawy?
- No jest.
- To może lepiej, żeby był z tobą ktoś, kto w razie problemów zareaguje? Taksówkarze zwykle spierdalają.
Nie mnie było to oceniać, ale patrząc trzeźwym wzrokiem, raczej nie byłby w stanie nas obronić, gdy przecież ledwo stał na nogach. Uwzględniając jednak fakt, że nie był zwykłym szarakiem z ulicy i był w posiadaniu przedmiotów, które mogły bardzo szybko odstraszyć potencjalnego przeciwnika, istniały jakieś minimalne szanse na wyzwolenie z rąk oprawcy w razie ataku. Trudno było stwierdzić jednoznacznie, nie wiedząc co woził w bagażniku Mercedesa. Jak się później okazało - woził w nim tylko orzechy. Zapytany, w jakim celu transportuje tak dużą ilość orzechów, nie potrafił odpowiedzieć. Można by było przypuszczać, że nielegalnie przerzucał je przez granicę:
- Myślałaś, że wożę w bagażniku cały arsenał? Tylko durnie tak ryzykują.
- No dobrze, ale orzechy? - Zmarszczyłam brwi na znak ogromnego zdziwienia.
- To długa historia... - Zebrał się wewnętrznie do jej opowiedzenia, ale po tym motywacyjnym wdechu, który nastąpił chwilę wcześniej, nie wydusił z siebie ani słowa. Dychnął tylko zupełnie tak, jakby nie chciał tego robić, po czym zamilkł.
- Nie chcesz o tym mówić, prawda? To jakiś trudny temat? Masz jakąś traumę?
Wtem obrócił się w moją stronę i wydobył z siebie śmiech tak potężny, jak jeszcze nigdy. Mimo braku sił, zdołał prychnąć i warknąć, a potem jeszcze rzucić na mnie wzrokiem człowieka iście zdziwionego głupotą tego drugiego:
- Traumę z powodu orzechów? Robisz sobie teraz jaja? Po prostu... Lubię orzechy. Jem je.
- Tak, jak Magda rodzynki?
- Dokładnie tak samo, jak Magda rodzynki.
Jeszcze tylko tego brakowało. Nie dosyć, że miałam przy sobie jedną uzależnioną, od której to uzależnienie przejmowałam, tak obok pojawił się drugi, który nie mógł opanować nałogu pożerania bakalii. Z początku nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dużo ich jada. Nigdy nie jadł przy mnie czegokolwiek, co przyniósł ze sobą, niemniej wiedziałam, że jeśli nadal będziemy przyzwyczajać się do swojej obecności, to w końcu i ja zacznę je jeść. Łapałam nałogi od nich i to nie było dobre, choć może z bakaliami nie było to tak szkodliwe, jak z narkotykami, które rozłaziły się po mieście szybciej niż ciepłe bułki. Przyswajanie dobrych nałogów to raczej plus. Może warto było jednak uwzględnić w jadłospisie też orzechy.
Po powrocie do domu bardzo długo myślałam o tym, co będzie dalej. Czy całkowicie odpuściłam mu już to, czym go obwiniałam? Starałam się nie myśleć o nim negatywnie. Stawialiśmy przecież pierwsze kroki w komunikacji, a więc na wszystko potrzeba było czasu. Na plus wyszedł fakt, że mój strach przed nim zniknął, choć nie znaliśmy się jeszcze na tyle, bym mogła mu zaufać całą sobą. Może byłam zbyt lekkomyślna, a może naiwna, niemniej wierzyłam jednak, że wszystko idzie w dobrym kierunku i niebawem zagości między nami pokój. Długo jednak nie mogłam się nim nacieszyć. Do głowy wpadła mi pewna myśl, która nie opuszczała jej ani na chwilę:
- Chciałabym wyjechać do pracy za granicę. - Powiedziałam do Aśki, ukrytej po drugiej stronie telefonu.
Chyba nie oczekiwałam oklasków ani prób zatrzymywania mnie siłą w kraju, który nie miał w sobie absolutnie niczego, co mogłoby zapewnić mi lepsze życie. Czy komukolwiek był w stanie je zapewnić? Ogólnie ujmując - nie, chyba że było się kimś wpływowym, kimś żyjącym ponad narzuconym społeczeństwu systemem. My byliśmy podobni sobie, jak mrówki. Nikt z nas nie był postrzegany jako człowiek, ktoś z tożsamością i prawem do własnych racji. Byliśmy traktowani jak jednostki stworzone do niewolniczej pracy na elitę rządową, kierującą się jedynie własnym dobrem i swoją racją, zgoła odmienną od naszej. Czy nie powinno być odwrotnie? Czy to nie racją większości powinniśmy się kierować? Dla mnie było tego zdecydowanie za wiele. Ja nie potrafiłam udźwignąć bałaganu rządowego, który wpływał na moje zarobki, a co za tym idzie - na moje życie, i choć poza granicami kraju nie było kolorowo, bo przecież cały świat zbudowano na jednym fundamencie, tak byłam gotowa zaryzykować i spróbować zmienić chociaż część tego, na co miałam wpływ.
- No chyba zwariowałaś... Nie możesz wyjechać. A co z nami? Zostawisz nas? - Wydukała nieco panicznie. - Wyjedziesz, zaraz kontakt się urwie, a przecież za granicą nie jest fajnie. Podobno gorzej niż tutaj.
- Nigdzie nie jest fajnie, ale tam będę mogła trochę zarobić. Kupię nowy samochód, zrobię remont w mieszkaniu... - rozmarzyłam się. - Muszę wymienić panele w salonie, zlew w łazience i chciałabym nowy prysznic...
Aśka westchnęła głośno, dając mi chyba do zrozumienia, że przesadzam:
- Nie zarobisz aż tyle. Musiałabyś siedzieć tam z dwa lata, żeby na cokolwiek odłożyć. To za długo.
Obstawiałam, że może zjawić się w moim mieszkaniu, by skonfrontować mnie ze swoim zdaniem, jakie obrała w tej kwestii. Było to do przyjęcia, zwłaszcza że nie miałam nic przeciwko solidnej dyskusji okraszonej moim ironicznym poczuciem humoru. Nie sądziłam jednak, że stanie w progu zaledwie pół godziny później i to w kompletnej obstawie, służącej głównie do popierania jej zdania. Przeszła przez próg, a wraz z nią do środka wpełzł pewnym, ciężkim krokiem również Presto, który jeszcze nad ranem obiecał sobie przecież odpoczywać do późna. Najwyraźniej miał ten sam problem, co ja. Kompletnie nie potrafił trzymać się swoich postanowień. Za nim w ciszy weszła też Monika i Magda, i choć ich się tutaj nie spodziewałam, to cieszyła mnie ich obecność. W końcu nie codziennie mamy możliwość spotykać się na luzie bez presji klientów:
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - Presto przysiadł na fotelu i oparł swoje łokcie na kolanach. - Łatwo się mówi, ale trudniej wykonać. Tam się nie pracuje, tylko zapierdala, i to nie byle jak.
- Wiem, ale jestem na to przygotowana. Poza tym, oferta pracy nie dotyczyła noszenia pustaków, tylko pracę w sklepie. I ja przecież się do tego świetnie nadaję.
- A bierzesz pod uwagę inne trudności? Dojazd, mieszkanie, wydatki. Tam są inne warunki i inni ludzie. Wiesz, o czym mówię? - Zapytał, unosząc brwi do góry.
- Polityka migracyjna?
- Ta... - Oddał pewnie. - Nie wiesz, na kogo trafisz. Ja, jak ja, ale ty? Samotna, młoda kobieta nie da sobie rady w razie... Mówiłem ci o tym dzisiaj w samochodzie.
Jego tłumaczenie wydawało się sensowne, ale z drugiej strony trochę tego nie rozumiałam. Ludzie przecież masowo uciekali za granicę i żyli, pracowali, a później wracali do Polski. Dlaczego w moim przypadku miało być inaczej? Wcale nie musiałam jechać samotnie. Zawsze mogłam znaleźć sobie kompana do wyjazdu:
- Jeśli jest ci ciężko, mogę pożyczyć ci kasę. To dla mnie nie problem... - Magda, w końcu wychyliła się z tłumu. Przez całą rozmowę siedziała w ciszy, analizując każde padające słowo.
- Nie, to nie o to chodzi. Muszę zarobić więcej niż jesteś w stanie mi pożyczyć.
- Magda, nikt nie wyjeżdża za granicę, żeby zarobić kasę, którą równie dobrze mógłby pożyczyć. Co nie znaczy, że jestem za wyjazdem. - rzekła Aśka.
Była wręcz przyklejona do Presto, który wyraźnie miał tego dość. W pierwszej chwili zdziwiło mnie to, że wyrywał rękę z jej morderczego uścisku. Wyglądało na to, że chyba przytłaczała go ciągle wisząca na nim kobieta, która przecież była już wystarczająco dorosła, by odpuścić sobie klejenie się do jego ciała w każdej możliwej chwili. Była bardzo zakochana i ja to rozumiałam. Z początku zawsze tak przecież jest:
- Nie ma bata, że tutaj zostanę. Nie ważne, jak bardzo będziecie mnie namawiać.
W międzyczasie tej fascynującej rozmowy do drzwi po raz kolejny zadzwonił dzwonek. Oczywiście, nie sam z siebie. Nie spodziewałam się tego dnia nawet wizyty listonosza, co zdziwiło mnie podwójnie. Cała grupa ucichła momentalnie, a gdy podniosłam się z kanapy i poszłam w stronę drzwi, wodzili za mną wzrokiem, ciekawi tego, kto stoi po ich drugiej stronie. Gdy otworzyłam, zamarłam. Moja rumiana twarz poczerwieniała jeszcze bardziej, a gorąc oblał całe ciało. To byli rodzice, a w salonie na fotelu siedział Presto. Ten sam, który był na targu, gdy pobili ojca.
_________
Moi drodzy, kiepsko u mnie z czasem. Ten rozdział przejdzie jeszcze jedną poprawkę.
Btw:
Po necie krążą informacje, że za sprawą słynnej rodziny M, a także jeszcze słynniejszej trylogii Pizgacz, Wattpadowi autorzy postrzegani są jako chvjki, bazgrający chvjowe, toksyczne historie, bez przekazu i jakiegokolwiek morału.
Nowe, nie znałam.
Wattpadowe historie mogą być równie chvjowe i toksyczne, co książki pisane do szuflady, a potem wydane w gównianym wydawnictwie. Nie ma znaczenia, gdzie zostały opublikowane. Wszystko zależy od autora, który je tworzy.
Tak, też mam kilka opowieści, o których wolałabym zapomnieć.
(Przepraszam za brzydkie słowa)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top