~2~

Bielski bez słowa otworzył pilotem drzwi samochodu. Gdy obaj chłopcy zajęli swoje miejsca, zapinając czarne pasy bezpieczeństwa, Gustaw w ciszy, unikając pytań ze strony przyjaciela ruszył w kierunku akademika. Zbyszek zmartwił się stanem swojego kumpla. Nigdy taki nie był. Smutek na jego twarzy pojawiał się tylko wówczas, kiedy z kolokwium nie otrzymywał maksymalnej liczby punktów.

Gustaw z przyzwyczajenia przymierzył się do zaparkowania samochodu na swoim stałym miejscu, które zajmował przez wszystkie lata. Jednak było ono już zajęte przez białego Mini Coopera

- Tego jeszcze brakowało.- warknął.- Wszyscy w tej szkole wiedzą, że ja tu parkuję.- zdenerwowany, zaczął wycofywać samochód.- Ale nie, bo po co zaparkować miejsce dalej. Lepiej wcisnąć się komuś!- wkurzony podniósł głos.

- Stary, ale tam nie jest wyryte: TU PARKUJE TYLKO BIELSKI. Wyluzuj.- Zbyszek nieświadomy ryzyka pożarcia żywcem przez przyjaciela, starał się go uspokoić.

- Wyluzuj? Jakie wyluzuj?!- wrzasnął i gwałtownie zatrzymał auto, przez co plecak z prowiantem od rodziny ponownie wylądował na ziemi.- Zuzka ma faceta! Powiedz mi w czym ja jestem od niego gorszy!- wrszeszczał w stojącym samochodzie, pomimo, że za nimi tworzył się korek samochodów, czekających na wjazd na parking.

Zbyszkowi zabrakło słów. Od początku podejrzewał, że jego przyjaciel zabujał się w ich koleżance, jednak nie sądził, że szatyn aż tak popłynął...

- Bo nie mam blond włosów? Zawsze mogę zafarbować! Bo nie mam takich mięśni jak on? Zawsze mogę je wyćwiczyć!- krzyczał, a jego nerwy podburzały dźwięki klaksonów dobiegające z aut niecierpliwych studentów. Aby nie doszło do żadnej tragedii, postanowił odjechać.

W ciszy, cały rozdygotany przez nerwy, wypatrywał wolnego miejsca parkingowego. Po chwili obydwoje wskazali na to samo miejsce. Zatrzymali się na nim, a następnie zaczęli zbierać wszystkie rzeczy, które przywieźli ze sobą do Szczytna. Bielski zajął się rzeczami, a Zbyszek popędził do recepcji, aby odebrać klucz od ich akademika.

Wyciągnąwszy plecak z samochodu, Gustaw założył go na ramię. Z bagażnika wyciągnął walizki i pokierował się za przyjacielem, który stał praktycznie pod samym budynkiem. Zamknął pilotem samochód i przyspieszył, aby dorównać mu kroku.

- Ostatni na górze, znosi śmieci do końca roku.- powiedział Gutek, popychając walizkę przyjaciela na niego, a sam w te pędy zaczął biec po schodach na 3 piętro.

Jego przyjaciel, aby nie zostać w tyle i mieć realne szanse na wygraną, starał się wbiegać co parę schodków. Gdy dogonił Gustawa, zauważył, że z jego mundurem jest coś nie tak. Przystanął za nim, jednocześnie tracąc szansę na wygraną. Musiał jednak odkryć, czemu tył munduru posiada na sobie pomarańczową plamę.

- Amator.- zaśmiał się aspirant, stając naprzeciw ciemnobrązowych drzwi do ich tymczasowego lokum.

- Spieprzaj.- roześmiał się Kutny, stając za kumplem.- A tobie, to chyba coś się rozlało.- powiedział, ciągnąc go za czarny plecak.

- Co...- przez moment Bielski nie zrozumiał Zbyszka. Jednak już po chwili dotarło do niego, że plecak spadł z kanapy i pewnie słoiki, które przywiózł w środku się potłukły...

- No i garniak se uwaliłeś.- dodał Zbyszek, dolewając oliwy do ognia.

Bielski o dziwo tylko przeklnął pod nosem. Młodszy aspirant Kutny przekluczył drzwi akademika, a Gustaw wleciał przez nie jak rakieta. Zostawiając walizkę w progu, poszedł do łazienki. Tam w lustrze zobaczył, że całe plecy ma poplamione jedną z potraw, które naszykowała mu matka, przed wyjazdem na studia.

Plecak położył w zlewie. Ze strachem przesunął zamek błyskawiczny i zajrzał do środka. Ulżyło mu na widok tylko jednego, potłuczonego słoika. Ocalałe słoiki wyciągnął, a pobite szkło, wraz z resztkami jedzenia wyrzucił do śmieci. Ściągnął marynarkę, którą zaczął prać ręcznie.

- Nie lepiej było oddać to do pralni?- zapytał Kutny, opierając się o framugę drzwi od łazienki.

- Nie.- warknął Gutek, płucząc materiał w letniej wodzie.

- Jak wolisz...- westchnął ciężko jego przyjaciel, który podążył do ich pokoju.

Młodszy aspirant Bielski spędził w łazience kolejne 40 minut. W tym czasie wyprał marynarkę, z której na jego szczęście plama zeszła bez śladów, oraz plecak. Wszystko rozwiesił do wyschnięcia. Załamany, zmęczony i przygnębiony poszedł do pokoju. Rzucił się na wolne łóżko, odwracając się do przyjaciela plecami.

Najchętniej zostałby teraz sam, ze swoimi myślami i uczuciami. Domyśla się, że w końcu Zbyszek zada pytanie, na które odpowiedź jest tak oczywista, jak "Kevin sam w domu" na święta, a którego tak bardzo nie chce usłyszeć. W głowie, jak jakąś mantrę, powtarzał sobie pytania, które zadał w samochodzie Zbyszkowi: w czym on jest gorszy, od tamtego mężczyzny. Czy któryś ze znaków, jakie dawał młodej policjantce był niejasny? Czy nieistotny był fakt, że to on zawsze na walentynki wręczał jej czerwoną różę, nad której wyborem spędzał wiele minut, aby wybrać tę najpiękniejszą i jedyną? W taki sposób myślał o Zuzannie. Uważał, że jest jego jedyną. Jadąc do Szczytna, układał sobie w głowie wszystkie możliwe scenariusze spotkania z Zuzą. Jego scenariusz nie objął jednak opcji, w której to sierżant Kowalska będzie miała innego partnera...

Bielski leżał skulony, patrząc na cytrynowo żółtą ścianę. Po jego policzkach, krystaliczne łzy płynęły równym strumyczkiem. Ta wiadomość była dla niego za mocnym ciosem w serce.

- Stary.- Kutny postanowił odezwać się. Stan jego najlepszego kumpla zaczynał go martwić.

Gutek wypłakuje swoje żale od kilku godzin. Zbyszek nie ma pojęcia, co ma zrobić. Gutek nie opisał mu dokładnie, co się wydarzyło.

- Co?..- młody policjant starał się brzmieć jak najpoważniej. Jednak w jego myślach znów pojawił się obraz Zuzanny, przez co ten wybuchł cichym płaczem.

- O Zuzkę chodzi?- Zbyszek starał się być delikatny.

Sam doskonale wie, jak bolesny może być zawód miłosny. Doświadczył tego samego około 2 lata temu. Jednak w jego przypadku okazało się, że dziewczyna była w stałym związku od 3 klasy liceum.

- Tak.- westchnął aspirant siadając na łóżku.- Powiedz... Co robiłem źle?- wypłakiwał, patrząc mu w oczy.- W czym mu odstępuje?...- pytał, nie oczekując odpowiedzi.

Dla Zbyszka, Gutek jest jak brat. Znają się od podstawówki, gdzie Zbyszek doszedł dopiero w 4 klasie. Szydzono z niego, że jest z wioski. Sam przez pierwszy rok nie potrafił odnaleźć się w nowym środowisku i otoczeniu. Z pomocną dłonią przyszedł Gutek. Wówczas jeszcze niziutki, brązowowłosy chłopiec, z wiecznym uśmiechem na twarzy. Gdyby nie uszy, uśmiechałby się na około... Właśnie ten, zawsze wyuczony na 5 chłopczyk, pomógł ledwo zdającemu z klasy do klasy chłopakowi. Tak się życie potoczyło, że zostali przyjaciółmi. Dzięki Guciowi, Zbyszek wyszedł z ocenami na prostą. Odnalazł się w życiu, znalazł swoje zainteresowania. Z tyłu głowy zawsze ma ten fakt, że gdyby nie Gutek, nie byłby teraz tu, gdzie jest. Nie spełniałby swoich marzeń. Dlatego nigdy nie odsunął się od przyjaciela, kiedy ten był w potrzebie. Chociaż ten problem jest bardzo wyjątkowy. Dotyczy spraw tak prywatnych, że najmniejszy, zły ruch może spowodować, że ten kruchy, a i tak naruszony domek z kart runie i nie pozostanie z niego nic...

- W niczym.- odparł po chwili Kutny, bacznie przyglądając się Bielskiemu.

Gustaw raczej nigdy nie okazywał swoich emocji, z kategorii głębszych. Co najwyżej smutek z powodu gorszego wyniku w nauce. Po za tym, starał się te negatywne emocje tłumić w sobie. Nie miał w zwyczaju płakać o byle co. Tylko że on nie obdarował swoimi uczuciami byle kogo...

- To wytłumacz mi, co poszło nie tak...- wyszlochał załamany brunet, przytulając do siebie poduszkę.

- Nic. Najwidoczniej tak miało być.- odpowiedział cichym i spokojnym tonem Zbigniew, a roztrzęsiony chłopak spojrzał wprost w jego oczy.- Bo... wiesz co mama mi powiedziala, jak... no wiesz...- na samo wspomnienie matki, do jego oczu napłynęły słone łzy, które zamazały mu wzrok. Widział Bielskiego, jak przez mgłę, jednak nie przeszkodziło mu to, aby dokończyć mu historię.- Powiedziała mi, że... tam, gdzieś na świecie, czeka na mnie ta jedyna.- brał głębokie oddechy, które jednak nic nie pomogły.

Dla aspiranta Kutny, sprawa jego matki jest bardzo bolesna. Każde wspomnienie rodzi niemilosierny ból w sercu. Była dla niego wszystkim. Wychowywał się tylko z nią, ponieważ jego ojciec zginął w wypadku samochodowym, kiedy ten był jeszcze w kołysce. Śmierć ojca nie była dla niego tak traumatyczna, jak wiadomość, o śmiertelnej chorobie matki. To z nią się wychował. Przy niej stawiał pierwsze kroki, przy niej wypadł mu pierwszy ząb. Jej opowiadał o sytuacjach w szkole, jak swojej przyjaciółce. Gdy tylko zaprzyjaźnił się z Gutkiem, od razu zapoznał go ze swoją matką. Swojej matce żalił się z zawodów miłosnych, jakby był na kozetce u psychologa. A ona zawsze pomogła mu ciepłym uśmiechem, miłym słowem, wraz z kubkiem ciepłego mleka i tabliczką czekolady. Pomimo skromnych warunków, niczego mu nie brakowało. Miał swoją mamę, czyli miał wszystko.

Jednak nic nie może wiecznie trwać, jak to możemy usłyszeć w jednym z najsłynniejszych przebojów późnych lat 70 i początku 80. Choroba dała o sobie znać, gdy Zbigniew przeszedł z gimnazjum, do liceum. Wówczas, w pierwszej klasie, po powrocie z wigilii klasowej, zauważył na kuchennym blacie diagnozę lekarską: guz mózgu. Zbysiowi właśnie wtedy runął jego idealny i precyzyjny domek z kart. Święta jak zawsze spędzili tylko we dwoje, jednak te na swój sposób były przerażające. Zbyszek cały czas miał świadomość tego, że z każdym dniem jego mama zbliża się mu końcowi. Pomimo, że była młodą osobą. Miała dopiero 45 lat. Całe życie było jeszcze przed nią. Jednak wyrok zapadł, a biedny chłopak nic nie mógł zrobić. Jedynie patrzeć, jak jego najukochańsza mama umiera. Jak z każdą chemioterapią wypadają jej z głowy kolejne, piękne i zadbane, czarne włosy. Widział, jak chudnie, jak z dziarskiej i zaradnej kobiety staje się chucherko, które odfrunie przy leciutkim wietrze. Jednak jego mama psychicznie trzymała się do samego końca. Pomimo choroby i osłabienia, zawsze witała Zbysia ciepłym obiadem i kochanym uśmiechem. Kiedy ten opowiadał jej o coraz lepszych postępach w nauce, ta niewiadomo skąd wyciągała dla niego jakiś podarunek. Albo czekoladę z najwyższej półki, albo nową piłkę do nogi, o której mógł tylko pomarzyć. Zastanawiało go, skąd nagle jego mama znalazła pieniądze na te wszystkie przyjemności... Prawda okazała się smutna i bardzo bolesna dla tego nastolatka. Jego mama zrezygnowała z leczenia. Koszty i tak byłyby zbyt duże. I tak nie wyleczyłaby się do końca. Dlatego postanowiła, sama przed sobą, że na te ostatnie chwile jej życia odda się zupełnie swojemu jedynemu skarbowi. Niestety on za nic w świecie nie mógł zrozumieć woli swojej matki. Dlaczego nie podjęła walki? Zadawał sobie pytania. Polemizował z samym Bogiem. Pytał, dlaczego ona? Czemu tak kochająca osoba, która dała wszystko co miała, dosłownie wszystko, dostaje taki wyrok? Czemu ona nie może dożyć spokojnej starości? Dlaczego nie doczeka się wnuków, którym robiłaby swoją słynną babeczkę? Czemu ich spotyka taki los? Jednak odpowiedź nadal gdzieś na niego czeka. Z matką pokłócił się. Oskarżał ją, o brak szacunku do niego. Z jego ust padło: jesteś najgorszą matką... Te słowa często do niego wracają. Podczas tej kłótni, po wypowiedzeniu tych trzech, bardzo bolesnych słów, uświadomił sobie, jaki jest głupi. Natychmiast przeprosił matkę i zaprzestał kłótni. Wszystko wróciło do nowej normy, a na szczęście z pomocą przyszli sąsiedzi i jego najlepszy przyjaciel wraz z rodzicami. Kutny starał się przyzwyczaić do nowej sytuacji oraz oswoić się z tak trudną informacją. Szło mu ciężko, jednak cały czas był przy nim jego kumpel, który właśnie w tym czasie stał się dla niego bratem.

Święta w ostatniej klasie liceum okazały się również ostatnimi świętami za życia jego mamy. W Nowy Rok, idąc do koleżanki, jego mama wywróciła się na lodzie, głową uderzając o oblodzony asfalt. Wówczas rozpoczęło się piekło, którego Zbigniew nigdy nie zapomni. Guz się uzłośliwił. Lekarze dawali jej tylko dwa tygodnie życia. Ona, przeżyła ponad miesiąc, bez żadnej opieki lekarskiej. Niestety przez ten miesiąc nie była już tak energiczna. Nie witała swojego syna po szkole naszykowaniem posiłkiem. Całe dnie przesiadywała w łóżku. Odeszła w dzień 19 rocznicy ślubu jej i jej męża, na Walentynki. Tego dnia wypowiedziała te słowa, które są dla Zbyszka tak ważne. Jego marzeniem jest, jak kiedyś wybuduje swój dom, stworzyć marmurową tabliczkę z tymi słowami, które zapisane będą złotymi literami. Obiecał sobie tego dnia, że powiesi taką tabliczkę w swojej sypialni, aby codziennie móc na nią zerkać i wspominać najlepsze lata swojego życia.

- Powiedziała, że... nawet gdybym miał być w niewiadomo ilu związkach, to i tak, gdzieś ona jest i na mnie czeka. I ona z wyglądu nie będzie jak z moich snów. Będzie całkiem inna, ale osobą będzie spełnieniem moich najskrytszych marzeń.- przetarł swoje pełne łez oczy i spojrzał na Bielskiego, który w tej chwili myślał, że to jego kumpel potrzebuje o wiele więcej pomocy, niż on ze swoim złamanym sercem.

Mówiąc to, ponownie przypomniał sobie, jak jego mama wspominała ojca. On był spełnieniem jej marzeń. Był jej księciem z bajki. Z jej własnej bajki. Pomimo, że od dziecka wzdychała do blondynów, los dał jej czarnowłosego faceta, z zielonymi jak wiosenna trawa oczami. Poleciała jak kamień w wodę. Niestety ta bajka przepełniona była jakąś złą mocą. Niespełna rok po ślubie jej mąż zginął w wypadku. Straciła wszystko: jej serce odeszło razem, z jej ukochanym. Na dodatek jej teściowie oskubali ją do gołej nitki. Została sama, z dzieckiem w brzuchu, praktycznie bez środków do życia. Jej serce urodziło się na nowo, wraz z nadejściem na świat jej maleństwa, które wyrosło na dojrzałego i mądrego mężczyznę.

Bielski wziął sobie słowa przyjaciela do serca. Pomimo, że był przy nim cały czas, również po śmierci jego matki, widział, że Zbysiowi nie jest łatwo się pozbierać. Na temat uczuć już się nie odezwali. Szybko również przestali płakać, bo przecież to niemęskie. Gutek podłączył laptop z telewizorem za pomocą kabla HDMI, dzięki czemu mogi obejrzeć na większym ekranie to, co leciało na laptopie.

I tak właśnie minął im pierwszy dzień ostatniego roku akademickiego. Gustaw tego dnia wiele się nauczył. Odkrył również nowy smak miłości, którego dotychczas nie znał: gorzki smak, którego nigdy nie zapomni...

///\\\///\\\///\\\///\\\

Ło Cię Panie! Ile słów! Pamiętam, jak ja tyle w "Miłości..." pisałam... stare dobre czasy 😥❤

Mam nadzieję, że nie zmęczył was ten rozdział, po przyznaję, jest długi... ma ponad 2200 słów. Następne będą raczej miały po 1500 max. Tu nie mogłam pozwolić sobie na ucięcie rozdziału i przeniesienie treści do następnego, bo byłoby to dla mnie "niespójne" w jakimś stopniu.

Tu mam króciutkie info odnośnie książki "Miłość ponad wszystko": edycja będzie odbywała się równocześnie z tworzeniem kolejnych rozdziałów. Nie robię żadnej przerwy, bo mi za dużo pomysłów ucieknie, a nie chce mojej menago obciążać tysiącami pomysłów na minutę 😝💜

To tyle ogłoszeń, w razie czego można pisać do mnie na priv! Jestem otwarta na różne propozycje i tym podobne 😁💜

Jeżeli rozdział się spodobał, a mam taką nadzieję 😊, wiecie co możecie zrobić 😚

Miłej nocy!

Wasza Bielska 👩🏼‍🚀💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top