Rozdział 7

-Mamooo, czy oni naprawdę muszą tu przychodzić? - jęknął Lando, zapinając ostatnie guziki koszuli. Jego mama zaprosiła rodzinę Carlosa na obiad i uparła się,że Lando absolutnie koniecznie musi być ubrany elegancko. Jakby nie wystarczył mu sam fakt, że musi spędzić tyle czasu w towarzystwie Carlosa, którego nadalzawzięcie starał się unikać. Oczywiście bezskutecznie.

-Tak, muszą tu przyjść, nie możesz bez przerwy unikać wszystkich ludzi. Zrobiłeś się strasznie aspołeczny, wiesz? - westchnęła Cisa, po czym podeszła do syna,pomogła mu zapiąć guziki i przygładziła mu włosy.

-Mamo, nie jestem już dzieckiem, nie musisz ciągle mnie niańczyć!

-Taak? To następnym razem nie przychodź do mnie ze swoimi gejowymi rozterkami, w końcu nie jestem ci potrzebna.

-Eee... - zająknął się Lando.

-No już, żartuję przecież - rzuciła kobieta i pocałowała chłopaka w czoło.

Po kilkunastu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Cisa poszła otworzyć gościom. Lando stanął trochę dalej w korytarzu. Nie wiedział, kiedy i jak przywitać się z przybyszami. Najpierw powiedzieć "cześć" Carlosowi, a dopiero potem "dzieńdobry" reszcie, a może odwrotnie? Stanąć luźno, a może wyprostować się?

Zanim jednak skończył swoje rozmyślania i doszedł do jakiegoś wniosku, w korytarzu ukazała się cała rodzina Sainzów. Carlos szedł na samym końcu, jakbytrochę nieśmiało.

-Em... Dzień... Dzień dobry - wyjąkał Lando.

-Landuś, kochnie, jak ja cię dawno nie widziałam! Naprawdę, doroślejesz w oczach! - wykrzyknęłą mama Carlosa i potargała chłopakowi starannie przyklepanąprzez Cisę fryzurę. Zaśmiała się. Jej śmiech był niezwykle miły i ciepły. Przywodził Norrisowi na myśl letnie, promienne słońce.

Podczas obiadu nie wydarzyło się nic niezwykłego. Cisa podała potrawy przygotowane wcześniej przez nią i jej syna. Oczywiście, jak to zwykle bywa, pochwałomdotyczącym ich wspaniałego smaku nie było końca.

Zarówno Lando jak i Carlos przez cały posiłek nie zamienili żadnego słowa, ani ze sobą, ani z kimkolwiek innym. Gdy po jakimś czasie Cisa zauważyła to, rzuciła do syna:

-Może byś zaprowadził Carlosa do swojego pokoju? Na pewno wolelibyście posiedzieć chwilę w swoim towarzystwie - dyskretnie mrugnęła okiem do syna.

-Ja eee... - zająknął się chłopak, lecz od razu przerwała mu mama Carlosa:

-Tak, tak, to dobry pomysł. Idźcie, obejrzyjcie jakiś film czy coś.

Lando spojrzał pytająco na Carlosa, ale z twarzy Hiszpana nie dało się wyczytać żadnych uczuć. Brytyjczyk westchnął, zrezygnowany, po czym wstał i ruszył doswojego pokoju. Usłyszał kroki starszego kolegi za sobą.

Wszedł do swojego pokoju. Po cichu podziękował sobie z przeszłości, że, tknięty jakimś przeczuciem, w miarę posprzątał wczoraj pomieszczenie.

Usiadł na łóżku. Po przeciwnej stronie miejsce zajął Carlos. Przez kilka minut siedzieli w ciszy, raz po raz spoglądając na siebie. Pierwszy nie wytrzymał Lando.

-Może... Pogramy w coś? Monopoly, na przykład...

-Okej - przytaknął tylko Carlos. Lando wyciągnął grę z szafki i rozłożył planszę na łóżku.

Z początku nie rozmawiali ze sobą. Jednakże przy którymś okrążeniu planszy Hiszpan zaczął co jakiś czas komentować sytuację w grze, głównie rozpaczając nad tym, jak okropny jest w tą grę. Na twarzy Brytyjczyka powoli malował się uśmiech. Sam nawet próbował zagadywać, rozpoczynając dyskusję na przeróżne tematy.

Po długim czasie gry, Carlos stał przed decydującym rzutem. Jeśli wyrzuci cztery oczka, stanie na polu należącym do Lando i zbankrutuje. Próbował dodać sobie szczęścia długo trzęsąc kostką w ręce. Nareszcie rzucił. Cztery oczka.

-Cholera jasna! - wściekł się chłopak. Złapał planszę i zrzucił ją na ziemię. Wszystko rozsypało się po całym pokoju.

-Zabiję cię, Landos - rzucił Hiszpan, po czym rzucił się na młodszego chłopaka i przycisnął go do łóżka. Lando próbował się bronić na tyle, na ile pozwalały mu jego chude i słabe kończyny. Jednakże Carlos dominował nad nim w każdym aspekcie, więc finalnie skończyli splątani ze sobą i wciśnięci w materac. Ich twarze znajdowały się centymetry od siebie.

-Tak, super, wygrałeś - westchnął Lando - możesz już mnie puścić.

-Nie tak prędko, Landos - mruknął Carlos. Brytyjczyk spojrzał na niego pytająco. Ich spojrzenia się spotkały.

Twarz Hiszpana nabrała delikatnych odcieni czerwieni. Jego oczy wędrowały od ust do jasnego spojrzenia Brytyjczyka. Powoli przysunął rękę do włosów Norrisa i zaczął je delikatnie przeczesywać palcami. Lando leżał bez ruchu, lekko sparaliżowany.

Nagle Carlos złapał chłopaka mocniej i przysunął jego twarz do siebie. Położył swoje wargi na jego, złączając ich usta w czułym pocałunku. Lando, absolutnie zszokowany, nie przerwał mu. A może nie chciał przerywać?...

Ten magiczny moment przerwany został jednak przez mamę Lando.

-Chłopcy! Chodźcie już na dół!

Oboje gwałtownie odsunęli się od siebie. Nie zamienili nawet spojrzeń, po prostu szybko ruszyli do drzwi i wrócili do reszty. Okazało się, że goście wracali już do domu.

Carlos nie pożegnał się nawet z Norrisem. Wyszedł jako pierwszy. Wybiegł wręcz. Lando nigdy nie widział, żeby Hiszpan się tak zachowywał.

***

Po dobrych chwilach zawsze przychodzą te gorsze. Zawsze, bez wyjątku. Tak jakbyśmy musieli być karani za bycie szczęśliwymi.

Tak właśnie było w życiu Lando Norrisa. Co z tego, że wczoraj całował się z zabójczo przystojnym Hiszpanem, skoro dzisiaj znowu Carlos udaje, że go nie zna, a nawet czasem się śmieje z niego razem ze swoimi znajomymi? Już nie wspominał nawet, jak bardzo był zazdrosny, widząc Lewisa Hamiltona i Maxa Verstappena trzymających się za rękę lub przytulających na korytarzu. To mógłby być on i Carlos, gdyby Sainz nareszcie przestał się z nim bawić w kotka i myszkę.

Trwało to ponad tydzień. Po tym czasie Lando otrzymał po szkole sms'a od Carlosa z propozycją spotkania się. Norris długo rozmyślał nad odpowiedzią, lecz finalnie odpowiedział, że tak, z chęcią się spotka. Nie umiał mu odmówić.

Umówili się na kawę w Starbucksie. Gdy Norris przyszedł na miejsce, zobaczył Carlosa czekającego już z dwoma kubkami kawy. Jeden z nich podpisany był "Landos", a obok imienia widniało serduszko.

-Naprawdę powiedziałeś przy kasie, że nazywam się Landos? - zapytał Brytyjczyk z niedowierzaniem.

Carlos w odpowiedzi jedynie zaśmiał się.

Rozmawiało im się naprawdę dobrze, choć Lando po powrocie do domu nie pamiętał nawet tematu ich konwersacji. Może za bardzo skupiał się na wyglądzie Hiszpana, niż na tym, co do niego mówił?...

Następny miesiąc był najlepszym w całym życiu młodego chłopaka. Nie umiał zliczyć jego wielogodzinnych wypadów na miasto z Carlosem. Spędzał z nim absolutnie wspaniały czas. Obaj chłopcy zbliżyli się do siebie. Carlos nie bał się nawet rozmawiać z Norrisem w szkole, i to na oczach jego znajomych, co sprawiało, że Brytyjczyk pawał do niego coraz większym uwielbieniem. Może i nie pocałowali się ani razu (na co Lando miał cichą nadzieję), ale parę razy byli tego naprawdę blisko. Lando miał coraz większe nadzieje i marzenia.

Aż pewnego dnia wrócił do domu radosny ze spotkania z Carlosem. Miał tak dobry humor, że zdecydował się pójść porozmawiać z mamą.

-Hej mamo! - zawołał, wchodząc do salonu. Po chwili jednakże opadł trochę z emocji, gdy zobaczył swoją rodzicielkę siedzącą smutną przed laptopem - coś się stało? - zapytał zaniepokojony, siadając obok niej.

Cisa spojrzała na niego i westchnęła. Po chwili zastanowienia nabrała powietrza i szybko powiedziała:

-Dostałam propozycję nowej pracy. Wyprowadzamy się. 300 kilometrów stąd. 

~~~~~~~~~~~~~
Witam serdecznie, z tej strony ssakova. Tak, wiem, że nie napisałam żadnego rozdziału od pięciu miesięcy. Ogromnie przepraszam za to wszystkich. Teraz jednakże wracam do pisania. Szykujcie się na kolejne rozdziały <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top