Rozdział 5

Lando obudził się następnego dnia, gdy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do jego pokoju. Usiadł na łóżku i przeciągnął się w błogiej nieświadomości trwającej chwilę po przebudzeniu się. Niestety, bardzo krótką chwilę. Po momencie jego jedynym marzeniem było ponowne zaśnięcie i nie obudzenie się nigdy więcej - przypomniał sobie poprzedni dzień, a co za tym szło - pocałunek z Carlosem. Teoretycznie nie było to wybitnie niemiłe wspomnienie, prawda? W końcu pocałunek nie należy do jakichś okropnych rzeczy. Problem tkwił jednak w tym, że Lando nie do końca wiedział, co i czy w ogóle czuje coś do Hiszpana. Jeżeli nie, to czemu pozwolił mu się wczoraj całować? Dlaczego mu się to podobało? Jeżeli tak, czy znaczyło to, że jest innej orientacji? Lando nie potrafił o tym myśleć ani podjąć właściwej decyzji.

Chłopak zszedł powoli na dół. Dzisiejszego dnia szedł już do szkoły, jednakże sam z siebie obudził się na tyle wcześnie, że mógł sobie pozwolić na trochę wolniejsze ruchy.

Wchodząc do kuchni, zobaczył swoją mamę przygotowującą dla nich kanapki, na co lekko uśmiechnął się. Usiadł przy stole, na którym po chwili tuż przed nim wylądował talerz z bułką z dżemem. Tutaj jego radość się skończyła, nie dlatego, że nie lubił dżemu, po prostu nagle odkrył, że nie jest ani trochę głodny. Wziął kanapkę do ręki, ale nie ugryzł ani kęsa - patrzył się tylko nieobecnie gdzieś w podłogę. Od razu zauważyła to jego mama.

-Lando? Wszystko dobrze, synku? Źle się czujesz?

-Wszystko jest dobrze... - wymamrotał nieprzytomnie chłopak.

-A tak naprawdę?

Lando odłożył powoli kanapkę na talerz i wbił w nią wzrok. Przełknął ślinę i lekko drżącym głosem powiedział:

-Mamo... Mamo, ja chyba jestem gejem.

Cisa patrzyła na niego chwilę, po czym usiadła na krześle obok niego i położyła dłoń na jego ramieniu.

-Dlaczego tak uważasz? Spodobał ci się jakiś chłopak?

-Um... Ja... Mi... Chyba... Chyba tak... - wyjąkał niepewnie Lando. Przyznanie tego, że Carlos mu się podoba, było dla niego naprawdę trudne.

-Chcesz powiedzieć który?...

Lando rzucił lekko przerażonym spojrzeniem w stronę swojej mamy, po czym bardzo powoli i niepewnie wydukał imię Hiszpana. Cisa pokiwała tylko głową i milczała przez chwilę.

-Wiesz... Nie ma nic złego w tym, że podoba ci się ktoś tej samej płci, naprawdę. Pewnie niektórzy będą się z ciebie śmiać, będą ci mówić, że to złe i że nie powinieneś... Nie przejmuj się nimi. Tacy ludzie po prostu zazdroszczą ci odwagi robienia tego, co chcesz.

Chłopak popatrzył na swoją mamę z wdzięcznością. Bał się jej reakcji na to wyznanie - okazało się jednak, że nie było tak źle, wręcz przeciwnie. Dodało mu to odwagi i nadziei.

***

Lando był właśnie w drodze do szkoły. Towarzyszyły mu mocno mieszane uczucia. Z jednej strony, nadal nie ochłonął po swoim wyznaniu, którego sam ciągle jeszcze nie oswoił i nie był pewien. Był też jednocześnie szczęśliwy i przerażony myślą o spotkaniu z Carlosem. Co jeśli spanikuje po tym, co zdarzyło się wczoraj? Co jeśli Hiszpan zrobił to tylko po to, żeby dać mu złudną nadzieję?

Chłopak zawitał w progi szkoły tuż przed dzwonkiem. Szybko poszedł zmienić buty i ruszył biegiem do sali. Wszedł do niej w chwili, gdy zadzwonił dzwonek, co oczywiście nie obyło się bez komentarzy w stylu "wow, nareszcie nauczyłeś się obsługiwać zegarek, co?"

Pierwsza lekcja, którą była matematyka, przebiegła w miarę spokojnie, pomimo tego, że tematem był temat, za którym Lando niezbyt przepadał. Gdy rozległ się dźwięk dzwonka oświadczający wolność od nauczycielki, chłopak od razu spakował się i niemalże wybiegł z sali. Następną lekcją było wychowanie fizyczne. Łączone z klasą ósmą. Carlos.

Wszedł do szatni jako pierwszy ze swojej klasy, jednakże starsi już tam byli, ponieważ poprzednią lekcję mieli na niższym piętrze, bliżej sali gimnastycznej. Lando znalazł wzrokiem Carlosa, siedzącego oczywiście w otoczeniu Pierre'a, Lewisa i Maxa. Poczuł, że zaczyna robić mu się gorąco, jego serce zaczęło wybijać chaotyczny rytm. Spanikował jednak lekko i usiadł na ławce jak najdalej Hiszpana, jednakże nie spuszczając z niego wzroku.

Hiszpan wyczuł jego wzrok i spojrzał na niego. Przez chwilę ich oczy spotkały się, co Carlos jak najszybciej przerwał. Nie umknęło to uwadze jego znajomych.

-Ooo, Landuś, dawno się nie widzieliśmy - powiedział Lewis, powoli wstając i podchodząc do Norrisa. To samo zrobili Max i Pierre. Carlos widocznie się wahał, jednakże, chcąc nie chcąc, poszedł z nimi.

-Co tam takim intensywnym wzrokiem Carlosa mierzysz? W chłopaku się zakochałeś? - zapytał Pierre, śmiejąc się.

-Jakiś problem masz do kochania osoby tej samej płci? - zapytał nagle Lewis, rzucając Pierre'owi niezbyt zadowolone spojrzenie. Złapał Maxa za rękę. Holender splótł palce ich dłoni.

-Eee nie, po prostu chodzi mi o to, czy lata za Carlosem.

-Nie robię tego! - krzyknął cienkim głosem Lando, rumieniąc się trochę. Starsi chłopcy wybuchnęli śmiechem. Łącznie z Carlosem.

-Wszyscy widzą to, dziecko drogie - powiedział Max, nadal się śmiejąc - nie ukryjesz tego. A teraz masz przerąbane u nas jeszcze bardziej. Szkoła będzie zachwycona tą informacją.

Lando patrzył na nich z przerażeniem. Rzucił rozpaczliwe spojrzenie Carlosowi, lecz w odpowiedzi dostał jedynie zimny i obojętny wzrok. W oczach Norrisa zaszkliły się łzy. Stało się to, co przewidział. Carlos zrobił to tylko po to, żeby go zranić.

Reszta lekcji zleciała mu w okropnym nastroju. Na wf-ie był tylko popychadłem paczki Carlosa, potem dręczyła go cała klasa przez sytuacje z wf-u, a jeszcze później wszyscy na korytarzy patrzyli się na niego dziwnie, szeptali coś, śmiali się. Lando spędził wszystkie przerwy zamknięty w kabinie w toalecie, siedząc skulony na podłodze, powstrzymując się od płaczu, co nie do końca mu wychodziło. Cała szkoła już wiedziała. Nie odpuszczą mu tego co najmniej do końca roku szkolnego.

Wyszedł ze szkoły okropnie przygnębiony, odprowadzany śmiechami, złośliwymi komentarzami. Dostał nawet od kogoś kasztanem w głowę, co na szczęście minimalnie zamortyzowały jego gęste włosy, ale i tak, nadal bolało, nie tylko fizycznie.

Lando wrócił do domu, wszedł do swojego pokoju, rzucił plecak pod ścianę i opadł na łóżko. Nie miał już siły na nic, wtulił się w kołdrę i zaczął płakać. Jeszcze nic nigdy go tak nie bolało jak to, co zrobił mu dziś Carlos i jego znajomi. Nie rozumiał czemu aż tak go to boli. Nie rozumiał, dlaczego Hiszpan mu to zrobił. Nie chciał, żeby to się zdarzyło, tego najbardziej się bał i obawiał.

Ale los jak zwykle musiał zaserwować mu najgorszy scenariusz z możliwych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top