● 𝐒𝐚𝐟𝐞 𝐰𝐢𝐭𝐡 𝐲𝐨𝐮 ● {ONE SHOT}
Wokół szalały ogromne deszcze, które trwały od dwóch dni. Czasem również gdzieś zagrzmiało i rozbłysło światło na niebie. Ciemne chmury zakrywały słońce, którego brunetka ciągle się dopatrywała. Szukała jakieś nadziei, lecz z dnia na dzień wierzyła coraz mniej. Jej serce biło coraz wolniej a psychika miała milion smutnych wspomnień. Jej serce dziwne bolało, gdy myślałam o swoim przyjacielu z którym się pokłóciła. Ostatnio w jej życiu mało się układało. Była jak rozsypana układanka puzzli czy talia kart. Była kompletnie zagubiona w nowej rzeczywistości. Nie wiedziała, co ma zrobić, by wrócić do tamtych letnich i słonecznych chwil, gdzie wszystko było dobrze.
Po drobnych policzkach spłynęła łza. Wszystko z niej spływało. Każda najmniejsza emocja. Ogromna presja z byciem idealną osobą równała ją z ziemią. Musiała być dobrą córką, uczennicą, przyjaciółką i kochanką. Była w punkcie wyjścia, właściwie stała w nim od dawna. Smutek ją wypalałam. Wygaszał jakbyś zdmuchnął zapaloną świeczkę. Nie umiała się naprawić. Nie bez kogoś kogo skrycie kochała, a nie mogła mieć. Pragnęła chłopca, który kochał jej przyjaciółkę. Zresztą ona sama nie mogła go mieć, bo miała kogoś kogo kochała, przynajmniej do tamtej chwili myślała, że to miłość. Potem gdy z każdym dniem zaczęli się kłócić coraz bardziej, zaczęła rozumieć, że popełniła błąd, chodź nie jedyny w jej życiu.
Od dawna czuła, że się boi, że wszystko straci. Nie sądziła, że straci najważniejszych dla niej bliskich. Tydzień wcześniej dowiedziała się, że jej ojciec jest chory na serce i być może wkrótce może umrze. Pomimo, że nienawidziła jak ojciec traktował mamę i manipulował ją by zdobyć znaczną ilość głosów w kampaniach na burmistrza, to nie chciała by jej rodzic umierał. Czuła się bezradna, ale co tak naprawdę mogła zrobić? Właściwie mieć tylko naiwną, dziecinną nadzieje i wiarę, że będzie dobrze. Chodź ona z każdym dniem traciła sens w to, że cokolwiek się zmieni. W dodatku diagnozy było coraz gorsze, co sprawiało, że kompletnie nie wiedziała, co robić. Gdyby chociaż mogła komuś zaufać, tylko komu skoro nikt nie potrafiłby jej zrozumieć.
Nie wiedziała jak długo spacerowała, ale wiedziała, że strasznie przemokła. Przed nią znalazł się wielki budynek w którym mieszkała dlatego otworzyła drzwi, wchodząc do środka. Starała się zetrzeć wszelkie łzy zanim ktokolwiek zauważył.
Gdy przekroczyła próg jej mieszkania, poczuła znajomą woń wanilii, którą dodawała uroku temu miejscu. Delikatnie uśmiechnęła się na myśl o zapachu z dzieciństwa. Spojrzała przed siebie, gdzie w ogromnym salonie, przy okrągłym stole siedziała chuda, lecz bardzo podobna kobieta do niej. Brunetka doskonale zdawała sobie sprawę, że praktycznie jest sobowtórem jej mamy, zupełnie jak jej starsza siostra, która ewidentnie miała charakter ojca. Obie siedziały popijając czerwone, słodkie wino z rocznika 1986. Na ich twarzach było wypisane zmęczenie, będące skutkiem ciągłych problemów. Veronica przywitała się, chodź zrobiła to niechętnie i bardzo niepewnie, następnie poszła w stronę swojego małego zakątku. Rzuciła się na materac, przytulając się do wielkiego misia. W sumie był to prezent od jej ukochanego.
„ - Gdybym miał życzyć Ci coś Roonie, to życzyłbym Ci zdrowia, miłości i szczęścia. - uśmiechnął, składając pocałunek na jej ustach. - Mam nadzieję, że stworzysz, to szczęście ze mną...
Pamiętała jego głos i męski ton. Był taki kochany dla niej że, nie widziała, że pomyliła ideał z miłością. Miłość nie jest idealna i ta stanowczo taka była, ale to uczucie, które kiedyś budziło ją do dnia, kompletnie zniknęło. I zdała sobie z tego sprawę, gdy chłopak jej przyjaciółki dotknął jej dłoń. Pamiętała dreszcz, który niczym burza przebiegł jej całe ciało. I wtedy wiedziała, że miłość pojawiła się, tam gdzie nigdy się jej nie spodziewała, w końcu on jej z początku nie lubił. Musiała to jednak znieść, a na razie potrzebowała spokoju, by poukładać własne myśli.
Zamknęła powieki, tuląc się do mięciutkiej zabaweczki. Jej myśli były jak ocen wspomnień, nie kończył się. Widziała je wszystkie. Te dobre jak i te złe. Z jej oczu upłynęło kilka drobnych łez, które upadły na białą pościel. Dopiero po chwili dotarło do niej że ktoś wszedł do środka. Nie widziała twarzy ale doskonale wiedziała kto to był. Tylko on potrafił wejść tak nieskazitelnie cicho. Czuła jak materac się ugina pod jego ciężarem, a jego dłonie oplatają jej ciało. Tulił ją do siebie, chodź nie odwzajemniała gestu. Nie chciała. Czuła się naiwna, ciągle wierząc, że się cokolwiek zmieni.
Ciszę wokół łamał tylko jej szloch. Nie patrzyła na niego lecz ból nie pozwalał jej tego zrobić. Jego oddech rozgrzewał szyję brunetki. I może byłoby to przyjemne, gdyby nie zapach unoszącego się od chłopaka alkoholu. Tyle razy mówił, że wszystko się zmieni... Minął rok, a ciągle robił to samo. Pił, awanturował się, a potem przepraszam jak gdyby nic wielkiego nie zrobił. Dla Veroniki słowo było wielką świętością, więc nie mogła tego ciągnąć tak dłużej. Nie mogła mieć ogromnej nadziei, która niszczyła by ją od środka dlatego odsunęła jego dłonie od siebie. Wstała i podeszła do okna.
Pogoda na zewnątrz wciąż była tak samo pochmurna jak wtedy gdy dziewczyna spacerowała po okolicach wielkiego miasteczka. Na szybie mogła dostrzec krople deszczu. Miała wrażenie, że natura zawsze odwzorowywała jej uczucia, bo gdy ona świeciła to na niebie było słońce, natomiast gdy płakała - pogoda była kompletnie pochmurna. Spoglądała na ludzi z parasolami biegnącymi w stronę mieszkań lub tych którym deszcz nie przeszkadzał. Świat w gruncie był piękny lecz nie każdy to widział. Dzisiejszy świat był bardzo zabiegany za pieniądzem, a co jeśli nie o to w nim tak naprawdę chodzi?
- Spójrz na mnie.. - jego głos łamał jej serce. Zawsze ją wspierał i był dla neij wszystkim, lecz jeśli ona nie potrafiła mu pomóc, to widocznie to nie była prawdziwa miłość. Zresztą wina znajdowała się po obu stronach, w końcu jej serce tęskniło już do innego chłopaka. - Proszę Cię... - Wiesz, że Cię kocham. - Powoli się odwróciła, dokładnie lustrując chłopaka lekko wyższego od niej o ciemnych tęczówkach. Miał białą koszulkę i szare dresowe spodnie. Niestety patrząc na jego oczy - przypominała się jej sytuacja z rana. Ona już tak nie mogła. - Przepraszam już nie... - nim zakończył swoją wypowiedź, brunetka o czarnych jak węgiel oczach dokończyła za niego.
- ... będziesz? - drżący głos jak i ręce, które splotła, sprawiały że każde kolejne słowa ją paraliżowały. Tak bardzo tego chciała, a jednak wciąż widziała tyle pięknych chwil. - Ile razy już to słyszałam, a ty wciąż jesteś taki sam. - jej oddech był ciężki, a serce biło jak szalone. Rudowłosy spojrzał na nią przepraszająco, chodź ona już nie umiała wierzyć, że będzie dobrze. - Kochałam Cię, ale ja już tak nie potrafię dalej dlatego proszę Cię wyjdź. - wyszeptała, lecz on nie mógł uwierzyć, w to co dziewczyna powiedziała. Bez ruchu stał tam jeszcze dłuższą chwilę, ponownie wszystko analizując. Widząc łzy brunetki, kiwnął głową ze zrozumieniem i wyszedł.
A jej serce wciąż pękało z bólu.
***
Następne dni wciąż były pochmurne zupełnie jak jej serce. Wtedy poprosiła rodziców by mogła zostać w domu, dziś już wiedziała, że musi wyjść do ludzi. Czuła jak brak widoku bliskich, zamykał ją w sobie jeszcze bardziej. W każdym razie dzisiejszego dnia już była w szkole. Stała między szafkami, przypatrując się parze, widocznie się kłócącej. Niska blondynka ubrana w różową bluzkę i białą spódnicę, o ślicznym imieniu Elizabeth stała naprzeciw chłopaka. Nazywał się Jughead, Był wielkim inwidualistą, a do tego kochał pisać. To na jego widok brunetce zaczęło bić serce, chodź starała się to ukrywać jak najbardziej potrafiła. Chłopak zazwyczaj nosił grantową czapkę, skórzaną kurtkę i czarne dżinsy. Wyglądał w tym stylowo i groźnie. Należał do gangu południowych węży których stał się rodziną. To samo jego dziewczyna. Król i królowa tamtej części miasta. Przyglądała się im z daleka i dopiero po chwili dojrzała na obu twarzach pojedyncze łzy. W tym tygodniu to już ich trzecia kłótnia aż tak poważna, oczywiście były inne, ale były mało istotne.
Wkrótce nie tylko jej spojrzenie padło w ich stronę, ale większość szkoły spoglądało na zaistniałą sytuację. Wszyscy z zaciekawieniem patrzyli na rozgrywającą się scenę kłótni, która już chwilę potem skończyła się odwróceniem chłopaka. Jej wyraz twarzy był gniewny chodź widać było, że płakał. Betty odeszła w przeciwną stronę, a właściwie pobiegła w stronę toalet.
Postanowiła pójść za nią, wołając jej imię. Blondynka nie zatrzymała się, tylko szła dalej. Dopiero gdy dostały się do szkolnej łazienki, blondynka stanęła w miejscu. Patrzyła w dół na białe tenisówki. Veronica podeszła do niej i mocno ją do siebie przytuliła. W pomieszczeniu panowała cisza, więc słychać było jej płacz.
- To koniec... - wyszeptała z trudnością w głosie. - To wszystko moja wina... - Ja to zniszczyłam - Jej głos drżał z każdym słowem. Raz mocniej zabrzmiał, raz był osłabionym dźwiękiem.
- Nie mów tak... - Brunetka westchnęła, poprawiając błękitnookiej uciekający kosmyk. - To nie Twoja wina. - zapewniała, chodź blondynka w to nie wierzyła. Odsunęła się, mówiąc ciche przepraszam. - Nie musisz mnie przepraszać, B. - Nie masz za co. - starała się pocieszać przyjaciółkę, gdyż nie mogła patrzeć na jej łzy lecz ona ponownie przeprosiła, poczym szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.
***
Stanęła przed jego przyczepą, niepewnie naciskając na klamkę. Przekroczyła próg, w którym od razu rzucił się zapach unoszącego w powietrzu alkoholu. Mieszkanie w środku było całe w rozsypce, zupełnie jak myśli Roonie. Zlustrowała dokładnie każdy najmniejszy szczebel dobrze znanego jej miejsca. Kanapa stała tam gdzie zawsze lecz wisząca nad nią antyrama była rozsypana po podłodze. Walące się na kawałeczki szkła były praktycznie wszędzie, zupełnie jak butelki piw. Na środku całego tego bałaganu siedział brunet. Jego twarz zatopiona była we łzach. I Roonie na odległość mogła wyczuć ból, który towarzyszył chłopakowi. Nie chciała by cierpiał. Za dużo w życiu przeszedł by znowu musiał znosić ten cały ból. Nie chciała tego oni dla siebie ani dla niego. Chłopak dopiero po wykonaniu jej kolejnych kroków spojrzał na nią, chodź brunetka nie mogła określić jego wyrazu twarzy. Mogła stwierdzić, że po jego policzkach płyną łzy, które nigdy nie powinny się pojawić u kogoś tak dobrego jak on.
- Jughead, ja... - zaczęła, lecz chłopak o błękitnych oczach szybko jej przerwał. Nerwowo wstał, sięgając po butelkę z gorzkawym napojem. Wziął łyka, a następnie zaczął mówić.
- Przyszłaś się ze mnie ponabijać? - jego głos brzmiał surowo. Znowu tak jak na początku zaczął traktować ją kompletnie powierzchownie. Dziewczynę to cholernie bolało. Nie mogła znieść, że zadurzyła się w kimś kto zawsze traktował ją jak zwykłą bogatą laskę. - Nigdy mnie nie lubiłaś. - stwierdził wrednie - Robiłaś to ze względu, że chodziłem z Twoją przyjaciółkę, czyż nie? - Spokojnie już nie musisz tego robić. - powiedział pewnie, odwracając wzrok od czarnookiej.
Jej serce zabolało. Zawiodła się i to ponownie. Ona również nie chciała bólu. Chciała szczęścia, ale widocznie to nie było jej przeznaczone. Po jej policzku również ulotniła się łza. Nie mogła już dłużej w sobie dusić, to ją powoli zaczęła zabijać.
- Jeśli naprawdę myślisz, że nie próbowałam się z Tobą przyjaźnić, to się cholernie mylisz. - wyszeptała drżącym głosem, ale na tyle wyraźnie, że chłopak to usłyszał. - Chociaż może rzeczywiście to wszystko było tylko iluzją. - dziewczyna już miała chwycić za klamkę, gdy usłyszała ciche „zaczekaj". Zatrzymała się, niepewnie patrząc na Jonesa.
Stanął na jednym z kawałków szkła, niszcząc go ciężkimi butami na drobniejsze części. Słychać było tylko jak kawałek się kruszy. Efekt uderzenia był naprawdę mocny i przeraził brunetkę. Wiedziała, że zaczął tracić nad sobą panownie, lecz nie podeszłą bliżej. Być może się bała, a być może wiedziała, że chłopak się za chwilę odezwie. I właśnie tak było.
- Wiedziałaś? - zapytał, chwytając kawałek zbitego szkoła w dłoń. W głowie zaczął analizować jego cel, gdzie może wylądować, by móc rozładować napięcie. Jego ciało mocno się napięło, gdy rzucił wprost przed siebie niegdyś antyramą. Przedmiot wydawał z siebie wiadomy dźwięk, poczym upadł na podłogę.
- O czym? - Veronica zastanawiała się, o co dokładnie chodzi przyjacielowi, ale nie mogła zrozumieć sytuacji. Jughead pokiwał głową, biorąc głęboki wdech.
- Czyli nie... - podsumował, zbliżając się w jej stronę. Dotknął jej dłoń i splątał ją ze sobą. Wyglądał tak jakby miał powiedzieć coś strasznego. Jego mimika twarzy była smutna, zła i pokrzepiającą jednocześnie. - A wiesz, chociaż dlaczego z nią zerwałem? - podpytał, drżącym lecz wciąż wyraźnym głosem. Brunetka przecząco kiwnęła głową, więc chłopak kontynuował. - Pamiętasz jak była cała ta akcja z moją udawaną śmiercią? - Ciemnooka potwierdziła, więc mówił dalej. - Pocałunek mojej dziewczyny i twojego chłopaka nie był jednorazową akcją. - oświadczył, czym omal nie złamał jej serca.
- o czym ty mówisz? - donośnie odpowiedziała, unosząc wysoko brew.
- O tym, że za naszymi plecami się spotykali... - odparł smutno.
W tym momencie serce Veroniki pękło na milion kawałków których nie dało się poskładać. Nie mogła uwierzyć, że ktoś kogo mimo wszystko na swój sposób kochała i ufała, potrafił ją zdradzić. Być może często pił i robił jej awantury ale, nie sądziła, że posunąłby się do czegoś takiego, choć w głębi serca przeczuwała, że rudowłosy chłopak wciąż kochał blondynkę. Miała jednak nadzieję, że jeśli uczucie ponownie się narodzi, to chociaż z nią zerwie lub wytłumaczy sytację, ale widocznie myliła się co do niego. Zresztą co do własnej przyjaciółki widocznie również. Zawsze wydawało się, że od początku związku jej i Jugheada była prawdziwie zakochana, a jednak okazało się kompletnie co innego. Blondynka i rudzielec ją okłamali, zdradzili i zniszczyli zaufanie. Zaufanie, które tak trudno było odbudować.
Bezsilnie upadła na podłogę, zalewając się kolejnymi łzami. Tak bardzo ją to bolało, że sama nie miała sił już walczyć. Było jej cholernie ciężko, chodź sama nie widziała, czym było to do końca spowodowane. Zerwaniem z Archiem, ciężką chorobą taty, kłótniami rodzinnymi, zdradą chłopaka i przyjaciółki czy tym, że ktoś kogo naprawdę kochała uznał, że była to fałszywa relacja. Jej oddech był głęboki, przez dłuższy czas nie mogła się uspokoić. Ciągle płakała, a jej makijaż rozpłynął się jak fala o skałę. Nie chciała już cierpienie, a z dnia na dzień było o coraz więcej.
Brunet spojrzał na nią z wielkim współczuciem. Ukucnął obok niej i mocno ją do siebie przytulił. Sam do końca nie wiedział dlaczego to zrobił. Być może czuł się winny tym, że powiedział, iż nigdy tak naprawdę się nie przyjaźnili, albo tym, że nie mógł patrzeć na cierpienie wypisane na jej twarzy. Patrzył na jej rozmazane oczy które, ciągle płakały a ich koniec wydawał się daleki. Zrobiło mu się przykro na widok bólu, a jednak poczuł, że w tym wszystkim nie jest sam. Wydawało się, że w końcu nie jest sam. Tuląc do siebie ciemnooka poczuł bezpieczeństwo, które sprawiało, że czuł się spokojniej. Chciał się nim podzielić z swoją przyjaciółką, ale jak mógł to zrobić? Skoro sam dopiero uznał, że wcale się tak naprawdę nie przyjaźnili.
- przepraszam... - wyszeptał w jej czarne jak węgiel włosy które pachniały jak cytryna. \
- Za co? - zwróciła się w jego stronę, patrząc na niego ze zdziwieniem . Nie miała pojęcia czemu chłopak przeprasza, skoro to nie on zdradził.
- Za to, co przed chwilę powiedziałem.. - jej wzrok poszybował w dół. Ze stresu zaczęła się bawić kosmykami włosów. - Jesteś moją przyjaciółką i powiedziałem to w gniewie. - Chciałem zostać sam, ale... gdy jesteś obok czuję się bezpiecznie. - dodał, kładąc opuszki palców na jej policzkach. Gdy pojedyncza łza zleciała, od razu ją starł.
Brunetka delikatnie uśmiechnęła się, słysząc słowa chłopaka. I jak gdyby cały ból odpłynął, niepewnie powiedziała.
- Ale ja chyba nie chce być Twoją przyjaciółką... -chwilę potem pocałowała jego usta z ogromną zachłannością i namiętnością.
Resztę wieczora spędzili wtuleni w siebie, zwierzając się ze wszystkich problemów i cierpień, które mieli.
Od Autorki 🤗
Za wszelkie błędy przepraszam, w końcu kiedyś je poprawie. 💖Miłego dnia❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top