xxii. spiderson
Spiderson i ostatni one-shot.
Przepraszam za błędy oraz chaos, ale no cóż... Stało się.
~
Avengers walczyli z niewidzialnym wrogiem.
Iron-Man próbował wydostać się ze swojego pancerza, który był cały pokryty lodem, a Kapitan Ameryka po prostu znów w tym lodzie był.
Wdowa i Clint prowadzili ewakuację ludzi za Bannerem, który odpychał od siebie wielką górę lodu, która ciągle napierała coraz to bardziej na cywili.
Loki szturchnął Parkera, który właśnie nieszczył resztki lodu na swoich nadgarstkach.
Spojrzał we wskazanym kierunku, po czym razem z Laufeysonem ruszyli do miejsca, z którego dobiegał lodowy promień.
Zakradając się usłyszeli cichy płacz.
Po chwili ich oczom ukazał się na oko pięcioletni chłopczyk, który był sprawcą tego całego zamieszania.
Swoją mocą odpędzał od siebie Mścicieli jak najdalej umiał.
Loki stanął za nim niesłyszalnie, po czym złapał go za ręce, unosząc w górę.
- Nie zrób mu krzywdy! - Parker przeskoczył zaspę i zabrał dziecko bożku, a chłopczyk automatycznie się w niego wtulił. - Hej, już spokojnie, nie płacz, nie zrobimy ci krzywdy. Zły pan już nie będzie cię straszył, inaczej ja wystraszę jego.
- Ej!
- Czego się tak wystraszyłeś, maluchu?
Blondynek wymamrotał coś, lecz Spider-Man niczego nie zrozumiał, za do Loki zakrztusił się powietrzem.
- Czekaj, jesteś synem królowej Wanów, ale... Wszyscy mieliście nie żyć. Mroczne elfy-
Dziecko rozpłakało się jeszcze bardziej, a Parker miał ochotę udusić partnera.
Dwa tygodnie temu Loki i Thor pomagali Wanaheim wydostać się spod pułapki wroga.
Niestety, królowa nie przeżyła, a jej ludność rozproszyła się po dziewięciu światach.
- Momencik! - Petera olśniło. - Czy ty nie miałeś przypadkiem...
- Mój braciszek jest tam - niebieskooki wskazał na oblodzony budynek, po czym spojrzał znów na Mściciela. - Pomożesz nam?
~
- Czy oni do reszty zwariowali? - Peter prawie upuścił zakupy na chodnik, na szczęście Wanda zrobiła użytek ze swojej telekinezy.
- Chodzi ci o to, że wasz dom jest cały w światełkach i prawdopodobnie nawet wasze prawnuki do końca życia nie wypłacą się z waszego rachunku za prąd czy o te krzyki dobiegające ze środka?
Parker nie odpowiedział, a jedynie pomknął do wejścia.
Na dźwięk drzwi zderzających się ze ścianą sprawcy całego zamieszania ucichli i spojrzeli w tamtą stronę.
- Cześć, dzieciaki! - Maximoff odepchnęła Spider-Mana, aby mogła przejść, po czym położyła wszystkie zakupy na stół.
Loki wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Quentinem, stojąc na środku salonu i odciągając od siebie dwójkę nastolatków - jednego rudowłosego chłopaka, którego trzymał Laufeyson i brunetkę, która wyglądała, jakby miała zaraz ugryźć Mysterio.
Jedynie blondyn o niebieskich oczach przyglądał się całej sytuacji z uśmiechem pogardy, siedząc po środku ogromnej kanapy, a na kolanach trzymał książkę.
- Chciałem po prostu iść normalnie do sklepu, kiedy nagle piątka ludzi przybiega i mówi, że wrzeszczycie, jakby ktoś obdzierał was ze skóry. Mogę wiedzieć o co tutaj chodzi?
- Frances i Laurentius stoją pod jemiołą - mruknął niebieskooki w dalszym ciągu siedzący na kanapie.
- Chodź mi pomóż! - rozkazał Loki. - Twój brat to demon!
- Nie wybiorę strony, bo któryś z was strzeli na mnie focha.
- Peter?!
Spider-Man jedynie pokręcił głową, niedowierzając.
- Kiedy mieli po siedem latek, chcieliście ich ze sobą spiknąć, więc o co znów robicie problem? - Scarlet Witch przysiadła się do najstarszego wśród dzieci.
- Mają dopiero piętnaście lat! - krzyknął Beck.
- Jesteśmy prawie dorośli! - odkrzyknęła jego córka.
- W snach, panienko - prychnął Laufeyson.
- Czy ty właśnie zgasiłeś moją córkę?
Mężczyźni puścili nastolatków i przygotowali się do ataku.
I doszłoby do bójki, gdyby nie to, że nagle w pokoju otworzył się portal.
- Siema! - Miles Morales rozłożył ręce jak do przytulasa, a Gwen Stacy zdzieliła go po głowie.
- O mój Boże, czy on ci się oświadczył?! - pisnęła młoda Beck, patrząc na dłoń blondynki.
Ta skinęła głową, spoglądając na narzeczonego.
- W niezbyt przyjemnym miejscu, ale owszem - uśmiechnęła się, a czarnoskórego oblał rumieniec.
- Gratulacje - Loki pokiwał głową z uznaniem, a później podłożył nogę Quentinowi, który zmierzał w stronę dwójki przybyłych, chcąc im złożyć życzenia na nową drogę życia i cierpliwości dziewczynie.
Wylądował głową w akrawium, a bożek kłamst wybuchł śmiechem :
- Ej, spójrz, twój hełm się znalazł!
Znów zaczęli na siebie krzyczeć.
Do kłótni dołączył jeszcze Miles, który próbował ich jakoś rozdzielić, ale kiedy oberwał w nos sam zaczął atakować.
Stacy usiadła załamana obok Wandy, a Parker podrapał się po lekkim zaroście, myśląc co on tutaj robi.
Podobnie wszystko ucichło, kiedy pod jemiołą zauważyli całującą się parę.
Mysterio opuścił wałek, a Loki odstawił wazon.
Czarny Spider-Man przestał być niewidzialny.
- Ochyda - Krios udał, że wymiotuje.
- Pogadamy, kiedy przyjdzie tuta-
Frances nie zdążyła dokończyć, bo w dłoni blondyna pojawił się lodowy sztylet.
Zdecydowanie wdał się w bożka kłamstw.
- Bądź cicho, albo spotkasz się z moim bratem dopiero po jego śmieci.
- Nie groź mojej dziewczynie, Elso!
- Nie nazywaj mnie tak!
Laufeyson wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać.
- Dziewczynie?! Czekaj, a ty też kogoś masz?!
Drzwi podobnie otworzyły się z hukiem.
Harley oraz Cassie weszli do środka, niosąc przezenty.
Peter uśmiechnął się.
To dzięki niemu ta dwójka się poznała i została parą.
Cassandra nie została wymazana kilkanaście lat temu, kiedy to Avengers walczyli z Thanosem, lecz Harley już tak.
Parker wylądował za studiach z córką Ant-Mana, odwiedził go Keener...
Za rodzicami do pokoju wszedł chłopak w wieku Laurentiusa.
Przywitał się ze wszystkimi miło, lecz jego wzrok i tak spoczął najdłużej na Kriosie, który podniósł się z sofy, odkładając książkę.
- O wilku mowa - rzucił Morales.
- Wiedziałeś?! - bóg złapał się za głowę. - Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś, Brutusie?!
Quentin, z mokrymi włosami, poklepał Lokiego po ramieniu, jakby współczująco.
Młodzi podbiegli i wtulili się w siebie, a Laufeyson ściągnął dzidę ze ściany.
- Nie na mojej warcie! - krzyknął, celując w kolejną jemiołę.
Cassie chciała wyciągnąć urządzenie pomniejszające, lecz...
Obróciła torebkę do góry nogami, a z niej wysypało się wszystko.
Naprawdę wszystko.
Nagle rozległ się śpiew.
Najmłodszy Lokison-Parker popchnął Toby'ego na brata, a Lady Mysterio oplotła ich łańcuchem.
- Będzie z niego gość tentego, gdy ktoś jak ty pokocha go!
- Hej, nie, ja i Krios jesteśmy tylko-
- Czy zniechęcił, bo coś plótł? Czy też wpływ miał na to stóp platfuśny kształt?
- I choć się myje dzielny zuch, nie można ukryć, że on cuchnie... - w tym momencie Krios prawie zamroził brata wzrokiem.
- Ale powiedz, czy znasz kogoś, kto by taki uśmiech miał?
- Słuchajcie, my naprawdę-
- To co, że trochę jest nietentego i że wad parę ma?
- Że mądry jest inaczej... - zanucił Laufeyson, a zebrani prychnęli krótkim śmiechem.
- Niech nie waży na twym sądzie jego fryz w niemęskim blondzie - zaśpiewał Morales.
- Kogoś zakochiwalnego masz do bólu aż! - dołączyła się Gwen.
- To co, że trochę jest nietentego?
I że tak jakby ma pchły?
Uczucia pragnie, dlatego ładnie warto go gromadnie przytulić by!
To co, że trochę jest nietentego?
Bo to nieważne, gdy ktoś w końcu pokocha jego ego, a kto inny jak nie ty?!
- Mieszkam z idiotami - niebieskooki już chciał powiedzieć coś więcej, kiedy do salonu wbiegł wilk Laurentiusa.
Toby z piskiem wtulił się w chłopaka obok.
- To co, że ona jest nietentego? - mruknął wyżej wspomniany rudowłosy.
Nie wiedział, jak można bać się Fenia, on nie był ani trochę straszny!
- Nieistotny fakt!
Laufeyson zaśmiał się, opierając się o dzidę, lecz kiedy zauważył, że chłopcy powoli poddają się presji i ich usta się do siebie zbliżają...
Uniósł szybko swoją broń.
- Karen! - krzyknął Peter.
Parker odetchnął z ulgą, w duchu dziękując za późną porę.
Światło zgasło, a w całym domu nastały egipskie ciemności.
Na szczęście on miał maskę z noktowizorem pod ręką.
Kiedy światło znów się zapaliło, Wanda miała tarczę ochronną na wszystkich obecnych, ale nie wliczając w to Lokiego.
Kłamca wisiał do góry nogami w kokonie z pajęczyny, a Spider-Man stał przed nim, machając mu gałązkami jemioły przed nosem.
- O to poszło? Było tego nie wieszać co pięć centymetrów.
- Wiem, wiem - bożek wywrócił oczami.
- Dobra, to wyrzućmy to, ale najpierw wy musicie się pocałować! - Harley klasnął w dłonie.
- Co proszę?
- Miałeś to w dłoni nad nim, więc... - Spider-Woman wzruszyła ramionami.
Peter spojrzał w oczy swojego męża.
Przypomniało mu się ich poznanie, pierwsze randki oraz moment, kiedy zdecydowali się zaadoptować dwójkę Wanów.
Lokiego rozpierała wtedy ogromna duma, a chłopcy stali się najważniejszym bytem w jego życiu.
- Kocham cię, wiesz?
- Moje słońce i gwiazdy - uśmiechnął się Laufeyson.
Pocałunek był delikatny, aczkolwiek pełen emocji, uczuć.
Peter Parker stwierdził, iż nie mógł lepiej trafić w swoim życiu.
Ich rodzina była dziwna i szalona, lecz pomimo tego było idealnie.
Okej, nie będę mówić, o tym, czy jestem zadowolona z tego Spiderson, bo już nie mam sił.
Podchodziłam do SpideyFrost ze trzy razy, bo chciałam napisać coś idealnego, no ale wena dzisiaj postanowiła sobie iść, akurat przy ostatnim opowiadanku.
Ogólnie to nie będę się z Wami żegnać, bo z Wattpada nie odchodzę, więc możecie na mnie trafić w innych książkach.
Ale bardzo się cieszę, że wzięłam udział w czymś takim, bo w sumie przekonałam się, że jednak da się napisać coś w jeden dzień i tak dalej...
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, ani nic w tym stylu.
(Za moje błędy przepraszam).
No i ogólnie to dziękuję za wszystko.
Pozostaje mi jeszcze zaprosić Was do tego, abyście napisali pracę konkursową, którą macie pod rozdziałem VI.
Wesołych świąt, szczęśliwego Nowego Roku oraz rodzinnego ciepła!
Niech Baby Yoda będzie z Wami!
~ sunmilesflower
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top