xv. stucky
Moi drodzy przybywamy do Was z kolejnym pięknym rozdziałem. Od razu przypominamy o konkursie na oneshota, termin do 24.12!!
Za oknem panował niesamowity mróz, na szczęście dwójka młodych przyjaciół nie musiała zmagać się z siłami natury. Pare minut temu zjedli kolację wigilijną, a teraz młodzieńcy pomagali matce jednego z chłopców, w sprzątaniu wszystkiego.
Kobieta przyglądała się tej dwójce z ciepłym uśmiechem na ustach, a w jej sercu kłębiło się dziwne uczucie że chłopcy jeszcze dziś dadzą radę coś zbroić.
I tak też było, bo chwilę później po ciaśniej kuchni rozległ się odgłos tłuczonych talerzy, co wywołało mimowolny grymas na twarzy blondynki, która już szła po miotłę, jednak uprzedził ją w tym jeden z chłopców.
- James, dziękuję że chcecie pomóc, ale możecie iść już do pokoju - powiedziała, a na jej wargach znów zagościł uśmiech.
- dziękuję - brunet również się uśmiechnął - ale mimo to- chciał kontynuować, ale Sarah nie dała mu dokończyć.
- nie ma takiej potrzeby, jeśli będę potrzebowała waszej pomocy, napewno was zawołam - zapewniła kobieta, na co młodzieniec jedynie skinął głową i poszedł po swojego przyjaciela. Natomiast ten, czekał w kochani, opierając się plecami o blat szafki i intensywnie nad czymś rozmyślał, co wyglądało w pewnym stopniu uroczo. Właśnie taka myśl przemknęła przez myśli James'a, który stał w progu drzwi i spoglądał na drobnego chłopaka, za co brunet niemal niezależnie poczerwieniał.
Ku jego nieszczęściu, Steve znał go zbyt dobrze, aby niezauważyć widniejącego na policzkach przyjaciela, rumieńca. A gdy już ocknął się z zadumy, oczywistym faktem było iż blondyn zechce jak najszybciej chciał dowiedzieć się, skąd takowy odcień wziął się na policzkach Barnes'a.
- Buck... - zaczął niepewnie niebieskooki
- czy ty się rumienisz?
- oczywiście że nie - prychnął brunet.
Steve zmarszczył lekko brwi, ale domyślał się że przyjaciel i tak mu nie powie, więc postanowił jak na razie nie drążyć tego tematu.
- a gdzie masz miotłę? - kolejne pytanie padło z ust blondyna, kiedy ten zauważył że Buck nie przyniósł ze sobą wspomnianego przedmiotu.
- Sarah powiedziała że mamy już iść do twojego pokoju - powiedział chłopak, na co młodszy jedynie skinął głową, po czym poszedł powolnym krokiem w kierunku pokoju o którym mówił brunet, który szedł obok niego.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, matka
Steve'a zdążyła jeszcze krzyknąć aby niczego nie zmalowali. Cóż, oczywiście niczego nie planowali, ale kto wie co miał zamiar przynieść im los.
Blondyn usiadł na swoim niewielkim łóżku, a tuż obok przysiadł się Barnes, który wciąż zastanawiał się nad tym dlaczego wogóle pomyślał że Rogers wygląda w jakimkolwiek stopniu uroczo. Steve zauważył zamyślenie przyjaciela, co było w jego przypadku dość dziwne, w końcu zazwyczaj buzia mu się nie zamykała, przez co chłopak począł zastanawiać się czy czasem nie zrobił czegoś źle, czy nie powiedział w kierunku bruneta źle dobranych słów.
W końcu jednak, Bucky wyrwał się z tego chwilowego zamyślenia i popatrzył na przyjaciela, a chcąc jakoś przerwać panującą ciszę, powiedział pierwszą rzecz która przyszła mu do głowy.
- jak się czujesz? - zaczął - cały dzień jesteś jakiś zamyślony, coś się stało?
Blondyn zmarszczył brwi, na początku nie rejestrując czy słowa były skierowane do niego, ale gdy już zrozumiał że właśnie do kierują się pytania, spojrzał kątem oka na bruneta.
- czuję się... całkiem dobrze, a ty również jesteś dziś jakiś cichy, to do ciebie nie podobne.
- nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz - powiedział cicho James.
- Bucky, coś cię trapi, widzę to. - westchnął drobniejszy z chłopców.
- nic mnie nie trapi, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - mówił, próbując przekonać do tego nie tylko przyjaciela, ale także i siebie.
- nie wierzę ci. James, jesteś moim najlepszym przyjacielem, chcę ci pomóc.
- to nic takiego - mruknął, a kiedy chłopak siedzący obok nazwał go "przyjacielem", poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej.
- ale jednak, proszę, powiedz o co chodzi.
- sam chciałbym to wiedzieć - westchnął starszy i schował twarz w dłonie, a chwilę potem poczuł jak blondyn kładzie swoją drobną dłoń na jego ramieniu.
- to znaczy? - dopytywał Rogers
- nie chcę o tym mówić, nie jestem pewien czy dobrze to wszystko rozumiem, więc wolę najpierw wyjaśnić to samemu sobie
- co masz na myśli? co takiego musisz sobie wyjaśnić?
- tego muszę się dowiedzieć, gdyż nie jestem w 100% pewien, czy czasem nie mylę pewnych uczuć
- "uczuć"? - Steve zmarszczył brwi, próbując się domyślić o jakie "uczucia" chodzi jego przyjacielowi.
- co? ah, tak tylko palnąłem...
- mów o co chodzi, nie chcę abyś dusił coś w sobie, w szczególności jeśli chodzi o uczucia.
- Steve, zrozum że nie chcę o tym mówić, naprawdę dam radę z tym żyć - warknął Barnes, nie miał najmniejszego zamiaru rozmawiać o tym co czuje.
- ale nie musisz z tym żyć, ja zawsze zawracam ci głowę moimi problemami, czas abym nareszcie ja mógł wysłuchać tego co męczy ciebie.
Brunet jedynie warknął cicho, niedowierzając że naprawdę pierwszy raz będzie zwierzał się Steve'owi z rzeczy tego typu.
- nie wierzę że to robię -- westchnął Barnes - to nie jest problem mój, a bardziej mojego... znajomego. On... cóż, ma pewnego przyjaciela, z którym zna się praktycznie od kołyski, a właśnie ten mój kolega zaczął rozumieć że... chyba zakochał się w tym swoim przyjacielu. A ja mam mu jakoś pomóc w tym wszystkim się odnaleźć.
Brwi blondyna zmarszczyły się jeszcze bardziej, zdawał sobie sprawę z tego że Buck nie mówi i żadnym "koledze", a o sobie. A chwilę później pojął że to najprawdopodobniej on jest rzekomym "przyjacielem kolegi".
- odpowiesz coś? - zapytał cicho Buchanan, na co wreszcie wzrok Rogers'a spoczął na nim.
- m-mówisz poważnie? - Steve sam nie wiedział dlaczego zaczął się jąkać, przez co lekko się zarumienił.
Brunet zrozumiał że chłopak pojął o co mu chodziło, więc tylko nieśmiało skinął głową, a blondyn nie miał zielonego pojęcia co powiedzieć, więc milczał, wpatrując się w przyjaciela.
- przepraszam, nie powinienem, możemy o tym zapomnieć? - zapytał, ale w odpowiedzi nie otrzymał jedynie ciszę oraz delikatny pocałunek, który został złożony na jego policzku.
❆❆❆
- coś się stało, kochanie? - zapytał blondyn, który siedział oparty o metalowe ramię męża i który sowim pytaniem wyrwał mężczyznę z zamyślenia.
- nie, nic. Tak tylko... wspominam - powiedział zimowy, z lekkim uśmiechem na ustach, a chwilę później musnął wargami policzek Steve'a
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top