xiv. langdyne
Od piętnastu minut Scott stał w łazience, przyglądając się własnemu odbiciu. Poraz setny poprawił kołnierz koszuli i nerwowo przeczesał włosy dłonią.
To będą jego pierwsze święta spędzone razem z Hope. Nigdy wcześniej nie miał okazji, ostatnie wieczory wigilijne spędzał w więzieniu, podczas których towarzyszyli mu lokatorzy jego celi.
Teraz, gdy został Ant-Manem i spadło na niego wiele obowiązków z tym związanych, znacznie zbliżył się do ciemnowłosej. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, nie tylko przy pracy, ale również poza nią.
Ostatecznie zaczęli się spotykać (Lang do tej pory nie miał bladego pojęcia, jakim cudem to w ogóle wyszło), czemu początkowo sprzeciwiał się ojciec kobiety. Hank nie był przekonany, czy związek jego córki z dawnym kryminalistą. Po czasie zaakceptował ich związek, a nawet polubił nierozgarniętego Scotta.
Wreszcie po domu rozległ się dzwonek, zestresowany bohater udał się szybko do korytarza. W lustrze ostatni raz poprosił kołnierz i otworzył drzwi.
W wejściu stała brunetka trzymając małą prezentową torebkę, z której wystawał kawałek butelki, musiało być to wino. Dyne uśmiechnęła się do Scotta, a ten przepuścił ją, aby weszła do środka.
Mężczyzna był spokojny, ale w środku krzyczał ze stresu. Nie chciał niczego zepsuć. Razem udali się do salonu, w którym stała mała, dosyć biednie ubrana choinka, której światełka świeciły w różnych kolorach. Na stole czekało jedzenie oraz kieliszki, a pod drzewkiem prezent dla towarzyszki gospodarza.
- Starałem się aby wszystko było dopieszczone, aby ci się podobało - powiedział Lang patrząc na Hope
- I bardzo mi się podoba, doceniam twoje starania!
××××
Wreszcie usiedli do stołu, i gdy mieli napić się wina wszystko zgasło. Oczywiście nie mogło by być tak idealnie, zawsze musi się coś stać.
- Cholera! - powiedział i wybiegł do miejsca, w którym znajdowała się instalacja - Wszystko jest okej, musieli wyłączyć prąd. Świetnie, akurat w ten ważny dzień - powiedział sam do siebie bohater.
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi, wstając od stołu. Spokojnie podeszła do Langa, zatrzymując się obok niego.
- Hm... Awaria prądu? - spytała, przyglądając się skrzynce instalacyjnej - Cóż, poradzimy sobie i bez tego. Ty spróbuj to naprawić, a ja zobaczę, czy nie masz w domu świeczek. Tak na wszelki wypadek.
Brunet przytaknął na jej pomysł, od razu zabierając się za zlecone zadanie. Wyjął niewielkie pudełko na narzędzia i począł majstrować w obwodach, wtyczkach oraz licznych kabelkach.
Nawet się nie zorientował, gdy Dyne w pośpiechu przemierzała jego kuchnię, poszukując zapałek. Chwilę wcześniej udało jej się znaleźć kilka świeczek, które ułożyła na stole w równym rzędzie. Teraz jedynie pozostało je zapalić.
- Znalazłam! - akurat w momencie, w którym usłyszał głos kobiety, w całym domu ponownie rozbłysło światło.
Scott pochował wszystko, czego użył do naprawy, a potem wrócił do ciemnowłosej. Uśmiechnął się do niej, a następnie wziął od niej malutkie pudełeczko, które trzymała w dłoniach.
- Och, widzę, że udało ci się rozwiązać problem z prądem.
- Tak, właśnie - kiwnął głową - Ale świeczki możemy zostawić, są klimatyczne.
Hope parsknęła śmiechem, przyglądając się, jak Lang po kolei zapala każdy z lontów.
- Od razu lepiej - przyznał, ponownie siadając na swoim krześle, a kobieta poszła w jego ślady, zajmując miejsce naprzeciw niego.
Mimo bardzo małych umiejętności kulinarnych bohatera, para spędziła ten wyjątkowy wieczór udanie. Ciepła atmosfera, która panowała między nimi, nadała tej Wigilii niesamowitego uroku.
Po zjedzonym posiłku, Hope wraz ze Scottem zajęła miejsce na kanapie. W telewizji właśnie zaczął się Kevin sam w domu, co wiązało się z nieodłączną tradycją oglądania tego filmu. W końcu, święta bez młodego McCallistera nie były prawdziwymi świętami.
Podczas jednej z reklam, ciemnowłosa oparła się o ramię bohatera. Lang z lekkim uśmiechem objął ją, wtulając ją w siebie. Trwali tak w ciszy, ciesząc się jedynie swoją obecnością. Nie potrzebowali żadnych słów, wystarczyło im po prostu własne towarzystwo.
- Hope...? - zaczął, przypatrując się kobiecie obok niego.
- Tak?
- Cieszę się, że jesteś ty ze mną. Te święta bez ciebie nie byłyby takie same - ujął jej policzki w dłonie, wpatrując się w oczy Dyne - Kocham cię, wiesz?
W odpowiedzi brunetka uśmiechnęła się czule i zbliżyła się do ust bohatera, łącząc je w czułym pocałunku. Lang odwzajemnił ten gest, delikatnie gładząc jej policzki kciukami.
Powoli zaczynało brakować im powietrza, więc zmuszeni byli się od siebie odsunąć.
- Ja ciebie też, Scott.
×××
Reszta filmu minęła im na śmianiu się i wesołych pogawędkach podczas reklam.
Gdy tylko w telewizji rozpoczął się kolejny program, bohater uroczyście chrząknął.
- Chyba przyszła pora na dawanie sobie prezentów - zadeklarował, zerkając na nią.
Dyne uśmiechnęła się szerzej, podnosząc się z jego ramienia.- Tak, dobry pomysł - wstała z sofy, po czym zbliżyła się do choinki i podniosła prezent leżący obok jej pnia. Wracając do bruneta, zgarnęła ze stołu swoją torebkę, którą ma zamiar mu wręczyć.
- Może ja zacznę - wcisnęła mu w ręce prezent, zgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho.
Bohater zajrzał do torebki, po czym wyjął z niej butelkę wina oraz parę świątecznych skarpetek ze wzorem reniferów. Parsknął śmiechem, przyglądając się podarkowi.
- Dziękuję, są cudowne - odłożył wszystko bok, samemu podając jej paczuszkę - Wesołych świat, Hope.
Ciemnowłosa sprawnym ruchem rozwiązała wstążkę i zdjęła pokrywkę z wierzchu pudełka. W tym samym momencie, z wnętrza rozległo się cichutkie miauknięcie, a niewielki łepek wyłonił się ze środka.
- Matko, Scott! Nie wierzę! - uradowana kobieta wzięła kocię na ręce, przyglądając się jego pręgowanemu futerku - Chyba sobie żartujesz. Nie mówisz poważnie, prawda?
- Właśnie, że jestem całkowicie poważny. Stwierdziłem, że mrówki nie są odpowiednimi zwierzątkami domowymi, więc przyprowadziłem nam coś lepszego.
- Jesteś niemożliwy - westchnęła, czule gładząc łepek kociaka.
- Oj, ty wiesz że mnie kochasz.
- Czy o tym wiem? - przerwała, udając, że naprawdę poważnie się nad tym zastanawia - Tak, wiem o tym. I to doskonale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top