x. ironstrange
witam was wszystkich serdecznie, z tej strony @_pijanapchopatka_ znana również jako wattpad'owy Chandler Bing. Mam nadzieję że ostatni one-shot by me przypadł wam do gustu i jesteście gotowi na kolejną wizytę u psychologa. A tym razem w tym czymś pojawi się Ironstrange, na które nie miałam kompletnie pomysłu, co chyba widać... tak czy siak, zapraszam serdecznie do czytania
❆☃❆
Do świąt już niedaleko, ale cóż, ta trójka niezbyt się tym przejmowała, bardziej interesował ich czas który mogli spędzić teraz wspólnie, piekąc pierniki, zdobiąc choinkę i oglądając jakieś durne, świąteczne komedie.
Tą trójką byli sam Anthony Edward Stark oraz Doktor Stephen Strange, a wraz z nimi ich "syn" - Peter. Który mimo iż nie był biologicznym dzieckiem tej dwójki, kochał swoich "rodziców" ponad życie, oczywiście z wzajemnością, mimo iż Stark niezbyt chętnie i nie za często to okazywał, młody od dłuższego czasu był jego oczkiem w głowie.
Ale wracając, tego dnia było naprawdę cudownie, Stark wyjątkowo miał dobry humor (zapewne dlatego że Steve oraz Bucky mieli misję), więc dało się z nim normalnie porozmawiać, co spotkało się z wyraźnym zadowoleniem jego ukochanego, który to miał na ten dzień wyjątkowe plany
(powiem ci że jesteś w ch- bardzo tajemnicza, noooo normalnie), a mianowicie miał zamiar... oświadczyć się.
Wiedział że Stark mógłby go wyśmiać, wiedział również jakie jest podejście mężczyzny do tego typu spraw, ale postanowił zaryzykować, gdyż naprawdę chciał spędzić z tym zakochanym w sobie dupkiem resztę życia.
Ale oczywiście planował to na wieczór, a jako iż Tony jak już wcześniej wspominałam, miał całkiem dobry humor, postanowił jakoś zagospodarować ten czas. I tak oto skończył wraz z nim oraz Peter'em w kuchni, gdzie przygotowywali ciasto na pierniki, śmiechu było co niemiara, w powietrzu unosiła się rozsypana mąka, drażniąca nos każdego kto przebywał w kuchni, przez co takowe osoby co chwilę kichały.
Tymże oto sposobem na nosie Peter'a znalazł się lukier, na co Stark oraz Stephen (NO CHYBA CIĘ POGIĘŁO PRZYCZŁAPIE, TO JEST
D O K T O R STEPHEN STRANGE, MYŚLISZ ŻE PO CO ON SIEDZIAŁ TYLE LAT NA TEJ ZAS- DURNEJ MEDYCYNIE, HUH? NAPEWNO NIE PO TO ABY KTOŚ TWOJEGO POKROJU BEZCZEŚCIŁ JEGO TYTUŁ) zareagowali kolejną dawką śmiechu, natomiast chłopak jedynie przewrócił oczami, mimo to również cicho zaśmiał się pod nosem.
Gdy ciasteczka były już gotowe, ta iście poje- nienormalna rodzinka postanowiła ubrać choinkę, która stała już od dłuższego czasu w salonie. Stephen (pies cię *ekhem*) przy pomocy portali, szybko uporał się z zdobyciem ozdób, co nie było łatwym zadaniem, zważając na to iż Stark był ateistą i raczej nie miał w zwyczaju ubierania drzewka na święta, ale nie ważne jak je zdobył (pewnie *brzydkie określenie kradzieży* Stevowi).
A gdy znalazł się już z tym wszystkim w salonie, ku jego uciesze, na twarzy Tony'ego wciąż widniał uśmiech (jak ja się uśmiecham to ludzie spier- uciekają jak najdalej). Strange położył ozdoby na podłogę i podszedł do Stark'a, w trakcie gdy młody brał się już za ubieranie drzewka.
- naprawdę miła odmiana - powiedział wyższy mężczyzna w stronę tego tam kurdupla
- co takiego? - zapytał wciąż uśmiechnięty Stark (ok, to zaczyna robić się przerażające)
- widok twojego uśmiechu w momencie, w którym nie jesteś pijany
- nie uśmiecham się tylko gdy jestem pijany - oburzył się filantrop
- w większości przypadków niestety tak
Były już playboy przewrócił jedynie oczami
- skoro tak uważasz
- ja tylko stwierdzam fakty, kochanie
Tony prychnął, urażony tym stwierdzeniem, ale zaraz potem na powrót się uśmiechnął
- w takim bądź razie, postaram częściej się uśmiechać, bez picia - oświadczył miliarder i poszedł pomóc synowi w strojeniu choinki, Strange oczywiście poszedł w jego ślady.
❆☃❆
Kiedy zaczęło już się ściemniać, lampki na choince zaświeciły wielobarwnym światłem, rozświetlając kąt w którym owe drzewko się znajdowało, czekając już na włożenie pod nie prezentów. Natomiast Peter siedział pomiędzy Tony'm, a Stephen'em, z którymi oglądał jakiś świąteczny film i pił przygotowane przez czarodzieja kakao, które smakowało jak pierniki, których zapach roznosił się chyba po całej wieży
(zw idę zjeść piernika)
Jakoś w połowie filmu, młody chłopak zasnął, na szczęście jego kubek był już dawno opróżniony, a kiedy filantrop zorientował się iż Parker śpi na jego ramieniu, mimowolnie znów się uśmiechnął.
- cieszę się że was mam - stwierdził miliarder, spoglądając na ukochanego
- z wzajemnością - szepnął lekarz, a jego wzrok pokierował się na śpiącego chłopaka
- trzeba będzie zanieść go do łóżka
- racja - westchnął brunet, z zamiarem zabrania Peter'a do jego pokoju, ale uprzedził go w tym Stephen
- zrób herbaty, zaraz do ciebie wrócę - powiedział czarodziej, a kiedy Tony miał już zacząć się buntować, szybko zniknął w korytarzu.
Chwilę potem wrócił, ale w jego kieszeni znajdował się już pierścionek. Wszedł do salonu, w którym Tony cały czas siedział na kanapie,ale wraz z dwoma kubkami parującej herbaty w rękach.
Stephen rozmyślał chwilę, po czym dostał olśnienia (tojawtymmomenciemimoizitaktocostojedenwielkicringe)
- Friday, włącz proszę jakąś lekką, świąteczną muzykę - poprosił uprzejmie czarodziej, a zaraz później w pomieszczeniu zabrzmiała cicha melodia. Mężczyzna podszedł do Stark'a (Stark to nie mężczyzna, Stark to Stark), po czym wyciągnął w jego stronę, tradycyjnie lekko drżącą dłoń.
- masz może ochotę zatańczyć? - zaproponował szatyn, co oczywiście zdziwiło nieco bruneta, ale nie narzekał, czuł że nie będzie tego żałował, w końcu, co może się stać?
- z miłą chęcią - odpowiedział Tony i odłożył na stolik kubki z herbatą, po czym wstał i ujął dłoń ukochanego. Kiedy zaczęli stawiać pierwsze kroki, panowała między nimi cisza, gdyż oboje chcieli się dostosować do ich wspólnego rytmu, a gdy już go odnaleźli, po prostu dalej tańczyli.
Jednak po pewnym czasie filantrop zauważył iż jego partner jest lekko (LeKkO) zestresowany, a jako iż Tony był osobą z natury dociekliwą, za wszelką cenę chciał dowiedzieć się o co chodzi.
- coś się stało? - zapytał cicho Stark, nie odrywając wzroku od oczu mężczyzny, jakby mógł w nich odnaleźć odpowiedź na zadane pytanie.
- nie, oczywiście że nie, a cóż miałoby się stać? - powiedział lekarz, nie mając pojęcia co może krążąć po starkowej głowie.
- Stephen, widzę że się czymś stresujesz.
- powiedział geniusz, brnąc w zaparte.
- Przecież nie mam powodu do sterowania się. - odpowiedział Stephen, a w jego myślach już krążyło "*choroba* *choroba* *choroba*".
- Kto cię tam wie. - westchnął Tony, wciąż nie wierząc w słowa ukochanego.
- Naprawdę, wszystko w jak najlepszym porządku, tylko... chciałbym cię o coś zapytać. - westchnął zrezygnowany mężczyzna, w końcu i tak chciał to zrobić.
- O co takiego? - zapytał brunet, unosząc przy tym brew.
Strange westchnął i zaczął mówić to co ślina przyniesie na zyk
- Tony, jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, nie wyobrażam sobie nikogo innego na twoim miejscu. To dla ciebie budzę się rano, to ty jesteś powodem dla którego na mojej twarzy widnieje uśmiech. Jesteś również najwspanialszym człowiekiem jakiego poznałem i chciałbym spędzić z tobą resztę życia. Więc, Anthony Edwardzie Stark'u - powiedział to wszystko na jednym tchu, ale mimo to kontynuował, klękając na jedno kolano i wyciągając z kieszeni pierścionek - czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moim mężem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top