v. stony

No hejka! Przychodzę do was dzisiaj ze stony. Tak, to ja @-thecutestwitch, chyba ostatecznie wszystkie notatki będą ode mnie. W każdym razie zapraszam do czytania i ostrzegam, że w nawiasach będzie DUŻO komentarzy od autorki, która ma wyjątkowe poczucie humoru więc się nie zdziwcie. Powiedzcie też czy wam to pasuje czy może jednak mam te dopiski usunąć. Miłego czytania!!!

❅ ❅ ❅

Od rana w Avengers Tower zamieszanie było większe niż zwykle, a to wszystko za sprawą Steve'a, który postanowił tego dnia robić za budzik wszystkich mścicieli, co nie spotkało się z byt wielkim zachwytem wśród jego przyjaciół, którzy w tym momencie zajmowali się przydzielonymi im zadaniami. Natasha wraz z Clint'em zajęli się świątecznymi potrawami, Bruce ubierał choinkę, Thor zachwycał się tym wszystkim, a Steve... Steve zajmował się wyciągnięciem Stark'a z jego pracowni, gdzie zaszył się zaraz po przebudzeniu i najwyraźniej nie miał zamiaru zmieniać swoich planów.

- Tony - zaczął blondyn - są święta, nie mogłybyś chociaż raz współpracować?

- Zastanówmy się... nie - powiedział filantrop, nawet nie spoglądając na niebieskookiego
- mam ważniejsze sprawy na głowie.

- Ważniejsze od Bożego Narodzenia?

- Dokładnie, ważniejsze od tych wszystkich pierdół.

Steve westchnął, miał nadzieję że w te święta uda mu się powiedzieć Stark'owi... co do niego czuje, dokładnie przy stole wigilijnym pod czas dzielenia się opłatkiem i składania sobie życzeń. Niestety, zdążył już przekonać się iż jego plany nie wypalą.

- Emm... Steve, wszystko w porządku? Wpatrujesz się we mnie od dłuższej chwili i to w dodatku bez żadnego mrugnięcia, co jest lekko niepokojące - powiedział w pewnym momencie Tony

- Co? - zapytał Kapitan, wyrwany z zamyślenia

- Pytałem, czy wszystko w porządku?

- Ah... Tak, wszytko w porządku, dlaczego pytasz?

- Gdyż, jak już wcześniej mówiłem, patrzyłeś się na mnie przez dłuższą chwilę, co wyglądało dość strasznie

- Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział lekko zakłopotany kapitan

- Mhm - powiedział, na powrót mając tą całą dyskusję głęboko w poważaniu

- Czyli cię nie przekonam?

- Wątpię, więc lepiej nie marnuj swojego czasu i idź zająć się resztą, bo jeszcze rozwalą mi wieżę, a tego raczej nie chce nikt

- Tak, racja - mruknął Steve i niechętnie pokierował się w stronę wyjścia z pracowni, a po chwili znajdował się już w jednym z wielu korytarzy Avengers Tower

Kiedy blondyn dotarł do salonu, do jego nozdrzy dotarł zapach pierników i potraw na kolację wigilijną, ale oczywiście nie obyłoby się bez strat materialnych którymi tym razem okazały się rozbite talerze na podłodze, Rogers tylko westchnął i poszedł po coś do sprzątania. Chwilę później po potłuczonych talerzach nie było ani śladu, a Kapitan ruszył zobaczyć czy choinka nie stoi w płomieniach. Ku jego radości drzewko było całe, obyło się również bez zbitych bombek.

Kiedy Steve sprawdził czy wszystko jest całe, poszedł przygotować prezenty dla swoich przyjaciół, więc ruszył do swojego pokoju, starając się odgonić od siebie myśli o Starku, który w tym momencie siedział niezmiennie w swojej pracowni, zapewne wciąż nie mając zamiaru z niej wyjść.

W końcu blondyn dotarł do swojego pokoju i podszedł do szafy, z której wyciągnął kilka przedmiotów oraz papier do pakowania prezentów. Usiadł przy biurku i zaczął pakować prezenty, co zajęło mu trochę, ale jakoś się z tym uporał.

Szybkim krokiem podszedł przygotować stół do kolacji wigilijnej, a spieszyło mu się tak bardzo że niespodziewanie na kogoś wpadł, a tym kimś był Tony, który w tym momencie walczył z grawitacją (korektorka pozdrawia), gdyż był... był w *cenzurka* schlany, a jego usilne próby utrzymania się w pionie nie wychodziły za dobrze.

Steve po otrząśnięciu się z chwilowego szoku, spojrzał zdziwiony na Stark'a, w końcu ten miał cały dzisiejszy dzień spędzić w swojej pracowni, a w tym momencie podpierał ścianę naprzeciw Rogers'a.

- A czy Ty nie miałeś przypadkiem spędzić dzisiejszego dnia w tej swojej norze? - zapytał Rogers, marszcząc przy tym brwi.

- Miałem - przyznał mętnym głosem playboy - ale jak widzisz zmieniłem swoje plany, gdyż skończył mi się alkohol.

Blondyn przewrócił oczami, jak zwykle dla Stark'a najważniejszy był alkohol, czego można się było spodziewać? Chyba niczego

- Tobie już chyba starczy alkoholu, Tony

- Wątpię, mimo iż nie tylko go potrzebuję w te święta - powiedział filantrop, uśmiechając się zadziornie i odepchnął się od ściany, w przez szybkość tego czynu, niemal pocałował podłogę, ale uratowały go od tego ramiona Steve'a, który w porę zdążył złapać bruneta.

- Jak zwykle ratujesz komuś tyłek, Rogers - zaśmiał się pijacko Stark, po czym odsunął się od blondyna.

- Co miałeś myśli mówiąc "mimo iż nie tylko go potrzebuję w te święta"? - zapytał niebieskooki, cytując wypowiedź Tony'ego.

- Nic ważnego - wybulgotał miliarder i zaczął wlec się w kierunku swojego pokoju, co niezbyt mu wychodziło, ale jakoś dał radę "przejść" z dwa metry, a potem wyje- przewrócił się, zaliczając bliskie spotkanie ze starą znajomą.

Steve spojrzał na niego z politowaniem i podszedł aby pomóc mu wstać, a gdy ten stał już na nogach, niepewnie zaoferował pomoc w dalszym przemieszczaniu się.

Tony oczywiście na początku brnął w zaparte, ale w końcu dał się przekonać i w ten o to sposób Kapitan Ameryka zaczął prowadzić go w stronę jego pokoju Oczywiście Rogers nie miał najmniejszego zamiaru dać Stark'owi wypić chociażby kropli alkoholu, chciał po prostu pomóc temu idiocie dojść do jego pokoju.

❅ ❅ ❅

Jakąś godzinę później (ktoś wogóle liczy czas jaki tutaj mija?) mściciele, wraz z nadąsanym Smar- Starkiem, siedzieli przy stole wigilijnym i czekali na pierwszą gwiazdkę, a gdy w końcu ta zeszła, nadszedł czas dzielenia się opłatkiem.

Tony niechętnie przyjmował życzenia, jak i je składał, ale w jego głowie zakwitł plan idealny (pijany Stark myśli, bójcie się), więc po prostu czekał na moment w którym to Duma Ameryki złoży mu te pie- całe życzenia.

Kiedy nadszedł ten upragniony moment, Steve zauważył cwaniacki uśmiech na twarzy geniusza, co nie za bardzo mu się spodobało, gdyż wiedział że to nie zwiastuje niczego dobrego. Gdy Rogers skończył mówić swoją kwestię, nadszedł czas naszej gwiazdeczki

- Więc, drogi Kapitanie, życzę ci dużo szczęścia, radości, mnie i czego jeszcze zapragniesz - wyszczerzył się playboy, a blondyn na początku nie zrozumiał o co chodzi, a gdy jego mózg wreszcie zrozumiał o co chodzi, na twarz niebieskookiego wstąpił lekki rumieniec, ale tylko podziękował i szybko ulotnił się złożyć życzenia Clint'owi.

❅ ❅ ❅

Było już po wszystkim, zostało tylko sprzątanie, do którego oczywiście zbierały się tłumy niczym podczas przeceny karpia w Lidlu.

A tak naprawdę zgłosił się tylko Thor, którego zafascynowała zmywarka, ale jako iż nie znał się na midgardzkich urządzeniach, Bruce zobowiązał się mu pomóc.

Natomiast Steve, wędrował w kierunku swojego pokoju, z zamiarem odpłynięcia w objęcia Morefeusza. Niestety nie było mu to dane, gdyż gdy tylko położył się w łóżku, zaczęły dręczyć go wyrzuty sumienia iż nie zdobył się na odwagę, aby powiedzieć Tony'emu co do niego czuje.

Przewracał się z boku na bok, ale gdy poraz setny próba zaśnięcia skończyła się niepowodzeniem, postanowił przejść się na krótki spacer po wieży.

I tak też zrobił, chwilę później błądząc już w ciemnościach po korytarzach Avengers Tower. Starał się narobić jak najmniej hałasu, co w jakimś stopniu mu wychodziło, ale gdy zatrzymał się przy jednym z wielkich okien, aby popatrzeć na panoramę Nowego Jorku, chyba za głośno oddychał, bo już kilka sekund później usłyszał za sobą czyjeś kroki, a zaraz potem usłyszał czyjś głos.

- Zazwyczaj to ja mam kłopoty ze snem, a teraz proszę, ma je również sam Kapitan Ameryka.

Steve przewrócił oczami
- Idź spać, Tony.

- Nie mam takiego zamiaru - powiedział brunet, stając obok niebieskookiego.

- Jak uważasz - westchnął blondyn i na nowo zaczął przyglądać się miastu.

- Uważam że mógłbym dotrzymać ci towarzystwa - odparł Stark.

- Dziękuję - kąciki ust Rogers'a mimowolnie ruszyły ku górze, a jego wzrok pokierował się na bruneta.

- Tony, mógłbym ci coś wyznać? - zapytał Steve, gdyż w jego głowie zaświtała pewna myśl (I TAK JUŻ WSZYSCY WIEMY JAKA).

- Korzystaj póki jestem spity - powiedział z lekkim uśmiechem Stark.

- Więc... nie mam zielonego pojęcia od czego zacząć... - próbował zacząć blondyn

- Najlepiej od początku - odparł filantrop

- Tak, tak... więc... - Kapitan chyba pierwszy raz nie miał zielonego pojęcia jak dobrać słowa, ale w końcu udało mu się wydusić ciche:
chyba się w tobie zakochałem.

I mimo, że Tony był pijany, doskonale to usłyszał oraz także pomimo przeczucia, które miał od dość dawna, że Steve coś do niego czuje, nie spodziewał się że wprowadzi go w aż tak wielki szok w jakim znajdował się teraz.

Brunet tylko patrzył się na Rogers'a z szeroko otwartymi oczami, a blondyn zwątpił i już zaczął się wycofywać, a z jego ust padłoby ciche "przepraszam, zapomnij" gdyby nie czyjeś wargi, które nieprawnie napadły na te jego.

Tym razem to Steve był w niewyobrażalnym szoku, ale chwilę potem znów zaczął trzeźwo myśleć, a jego wargi zaczęły się powoli i nieśmiało poruszać.

Tony uniósł się lekko na placach, pewniej napierając na usta Kapitana oraz pozwolił sobie położyć dłoń na jego policzku, przyciągając twarz mężczyzny bliżej.

Gdy już się od siebie oderwali do korytarza dobiegło głośne:
NATASHA, WYSKAKUJ Z KASY! - na co mężczyźni zareagowali cichym śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top