ix. valcarol
Cześć!
Przepraszamy za późne wstawianie, wkradły się nam niewielkie problemy techniczne. Powoli wszystko wraca do normy i piszemy one-shoty z zapałem!
Przychodzę do was z Valcarol, które pisało mi się bardzo przyjemnie. Pomysł prosty, realizacja dokonana, ale wykonanie oceńcie sami.
Miłego dnia/miłej nocy! ♡
Naburmuszona Carol niemrawo przekładała nogami, stawiając kolejne kroki w śniegu. Chłodny wiatr smagał ją po twarzy niemiłosiernie, a ujemna temperatura nie poprawiała kobiecie nastroju.
Jej plany wyglądały całkowicie inaczej - blondynka zakładała, że dzisiejszy wieczór spędzi na oglądaniu telewizji, zajadaniu się przekąskami i błogim nicnierobieniu na kanapie.
A tu proszę, musiała się zjawić Brunnhilde ze swoją „niespodzianką" przygotowaną rzekomo specjalnie dla niej. Marzenia o ciepłym salonie i miękkim kocyku zostały zaprzepaszczone.
Początkowo, gdy asgardzka wojowniczka zaproponowała wyjście, Danvers zwyczajnie ją wyśmiała, uważając to za dobry żart. Jak się chwilę później okazało, ta była całkowicie poważna.
Krótka wymiana zdań między nimi zakończyła się na korzyść Valkyrii, która w tym momencie prowadziła towarzyszkę przez białe ulice norweskiego miasteczka.
Tønsberg jest niewielką miejscowością zamieszkaną przez lud Asgardu. Położenie niedaleko morza dawało obłędny widok z okna, jednak bryza bijąca od wody sprawiała, że miesiące zimowe stawały się bardziej nieprzyjemne i mroźne, niż powinny.
Carol rozglądała się dookoła, z lekkim uśmiechem spoglądając na oświetlone budynki. Latarnie rzucały na ośnieżone chodniki złoty blask rozświetlając całą ulicę.
- Więc, gdzie tak właściwie mnie zabierasz? - zagadnęła, zerkając na brunetkę.
Brunnhilde w odpowiedzi uśmiechnęła się pod nosem, niezmiennie idąc w wyznaczonym sobie kierunku.
- Dowiesz się w swoim czasie... Czyli, teraz - gdy wyszły zza ostatniej kamienicy, ich oczom ukazała się średniej wielkości, drewniana budowla. Zaraz obok niej znajdowała się hala zrobiona z tego samego materiału, zadaszona czarną blachą.
Nie, nie wierzę.
Danvers stanęła jak wryta, a ciemnowłosa patrzyła na nią, jakby nie wiedziała, co ma na myśli. W jej oczach błyszczały iskierki rozbawienia, bo reakcja kobiety była doprawdy komiczna.
- No co? Nie podoba ci się niespodzianka?
- Zaprzeczę z grzeczności i tylko dlatego, by nie zrobić ci przykrości - skwitowała blondynka.
Valkyrie przewróciła oczami, łapiąc zdegustowaną wojskową za dłoń i ciągnąc ją w stronę stajni... Bo to właśnie tam je przyprowadziła.
Po wejściu do środka Carol od razu zetknęła się z zapachem siana, a przyjemne ciepło owinęło ją z chwilą przekroczenia progu. Uśmiechnęła się pod nosem, bo była to miła odmiana oraz
Kolejne, co udało jej się spostrzec od razu po zamknięciu się za nimi drzwi był siwy, końską głowę wystającą z niewielkiego boksu.
- O matko, ale to jest pocieszne - blondynka natychmiast się rozpromieniła, podchodząc do zwierzęcia. Niepewnie położyła dłoń na jego pysku, delikatnie go po nim gładząc.
Brunn uśmiechnęła się pod nosem, stając zaraz za jej plecami.
- Czyli jesteś zadowolona?
- Tak, ten słodziak zdecydowanie zrobił robotę - rzuciła okiem na tabliczkę przymocowaną na drzwiach boksu - Phoibos, oryginalnie.
- Lepiej pomóż go wyprowadzić, a nie - brunetka sięgnęła po kantar zawieszony obok, a potem otworzyła zamek i weszła do środka. Sprawnie założyła ogierowi sprzęt, by chwilę potem już stać razem z nim na korytarzu.
Dopiero, kiedy zwierzę ukazało się Danvers w całej okazałości, ta ujrzała parę ogromnych skrzydeł na jego grzbiecie. Z niemałym szokiem i rozdziawionymi ustami przenosi wzrok to na pegaza, to na wojowniczkę.
- Och, nie spodziewałaś się? - rzuciła ciemnowłosa z rozbawieniem.
Blondynka prychnęła, zakładając ręce na piersi. Fakt, może minimalnie ją to zaskoczyło, jednak nie chciała się do tego przyznawać, nie będzie narażała swojej godności na szwank.
×××
Następne piętnaście minut minęło wojskowej na przyglądaniu się, jak Brunnhilde przygotowuje Phoibosa na jazdę. Starała się wyłapać wszystkie istotne szczegóły, które mogłyby się jej przydać w przyszłości. Na wszelki wypadek, gdyby jeszcze kiedyś zdarzyła się taka sytuacja.Po tym czasie całą trójką przenieśli się na wcześniej wspomnianą halę. Początkowo, Valkyrie przedstawiła kobiecie samą teorie i ogólną wiedzę na temat jazdy. Carol przytakiwała na każde jej słowo, by utrzymać ciemnowłosą w przekonaniu, że wszystko jest zrozumiałe.
Następnym etapem było wejście na pegaza, co okazało się nieco bardziej problematyczne. Pierwsza próba zakończyła się brutalnym spotkaniem blondynki z ziemią, wywołując tym samym śmiech u asgardianki. Jak to mówią, człowiek uczy się na błędach, dlatego po kilku upadkach Danvers dumnie siedziała w siodle.
Ruszenie wierzchowca w porównaniu do poprzedniego kroku nie sprawiło kobiecie większych trudności, a nawet udało jej się samodzielnie przekłusować kilkanaście metrów!
Ostatecznie stanęło na tym, że przy próbie galopu Phoibos znacznie wyrwał do przodu i oderwał się od ziemi na parę metrów, zrzucając wojskową ze swojego grzbietu.
- Carol! - przestraszona Valkyrie podbiegła do leżącej kobiety, a potem uklękła obok niej i zaniepokojona wbijała w nią wzrok.
Blondynka powoli otworzyła powieki, a widząc nad sobą sylwetkę ciemnowłosej posłała jej słaby uśmiech.
- Och, martwisz się? - zaśmiała się, jednocześnie podnosząc do siadu.
Brunnhilde przygryzła delikatnie wargę, przyglądając się jej tęczówkom.
- Możliwe, ale tylko minimalnie.
- Tak odrobinkę? - przekręciła głowę na bok.
- Właśnie tak, odrobinkę.
Dziewczyny wpatrywały się w siebie jeszcze przez chwilę, a między nimi zapanowała cisza.
- Cóż... Następnym razem to ja wybieram miejsce spotkania - oznajmiła Danvers, powoli wstając ze żwiru.
- Oczywiście, nie ma sprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top