𝟓| 𝐏𝐨𝐰𝐭𝐨𝐫𝐤𝐚
Mężczyźni wrócili po sprzeczce na ceremonię. Nie czuli się samotni; mogli na sobie polegać chociaż przez te kilka chwil. Najwyraźniej pogodzili się ze stratą, chociaż spodziewali się, że żałoba będzie trwała dalej.
Nadeszła pora na stypę, którą również zorganizował dyrektor filharmonii. Kornel wiedział, że jeżeli to on jest organizatorem, nie będzie to typowa konsolacja, a impreza w ogóle nie związana z pocieszeniem. Spodziewał się, że prawdziwa "zabawa" zacznie się po zmroku. Nie chciał uprzedzać Gabriela. Może uda mu się go wyciągnąć przed rozpoczęciem tej gorszej części.
Wynajęto jedną z najbardziej wykwintnych restauracji, prowadzącą działalność również podziemną - czyli tą już mniej legalną. Towarzystwo związane z muzyką klasyczną ma swoje dojścia, a Kornel często miał do czynienia z takimi imprezami. Antonina DeArmond nie miała aż tylu przyjaciół, z większością tych ludzi znała się tylko z widzenia, jednak jako pianistka, która w młodości osiągnęła zwycięstwa w międzynarodowych konkursach, wiele ludzi po prostu chciało ją należycie pożegnać.
Zaczęło się normalnie - uroczysty obiad, klasyczna muzyka, która przyprawiała Gabriela o ból głowy oraz wielkie ilości pocieszeń kierowanych w stronę chłopaka, których miał serdecznie dość.
Ci przyzwoici ludzie zaczęli już opuszczać salę, ale wszystkie szychy pozostały. Jedni pili z tęsknoty i bólu, inni przyszli, aby za darmo się nachlać. Kornel wiedział jak wyglądają takie imprezy, ponieważ często był na nie zapraszany, ale też nierzadko kończyły źle. Raz nawet przyjechała policja, przez co wielu ważnych ludzi miało problemy. Było to ponad rok temu, świętowano wtedy którąś rocznicę powstania Filharmonii Narodowej, a pobocznie wygraną syna dyrektora w jakimś prestiżowym konkursie. Impreza miała miejsce w drogim hotelu w centrum. Każdy kto miał wysokie stanowisko i interesował się takimi rzeczami wiedział, że prowadzi się tam również nielegalny biznes. Istniało zejście do piwnicy, której wnętrze wyglądało, jak profesjonalny klub, a za barem można było znaleźć zakazane w Polsce używki. Kornel był tam jako "przyjaciel" Adama - syna dyrektora. W rzeczywistości skrzypek go nawet nie lubił, ale chłopak uwielbiał towarzystwo kogoś "na jego szczeblu społecznym". Łączyło ich jedynie to, że oboje grali na jakimś instrumencie i byli w tym najlepsi. Kornel nigdy nie widział takiego wydarzenia, jak tylko o północy wpuszczono ich do sekretnej części hotelu, wszyscy zapomnieli o dobrych manierach. Sceny jakie wtedy widział Ambroziak były niedopuszczalne dla takich dostojnych ludzi. Wszyscy pili trunki niedostępne w kraju, wszystkie z dodatkiem dopalaczy, nie minęło pół godziny, a chłopak nie miał przed sobą ludzi, a zwierzęta. Sam nie był święty, spróbował paru drinków, ale zachowywał jasność umysłu.
Nagle muzyka się urwała, a ktoś przejął mikrofon i krzyknął: "Psy w recepcji, mamy prze...". Kornel więcej nie słyszał, zapanowała panika, ludzie się pchali do wyjść awaryjnych, a część dalej chillowała pod wpływem. Kornel wolał wszystko przesiedzieć schowany pod stołem za konsolą DJ-a, gdzie go nie znaleziono, ale mógł podglądać, jak aresztują wielu gości. Widok byłby całkiem zabawny, gdyby skrzypek się nie bał, że jego też złapią, a narkotyki wyolbrzymiały te obawy. Wtedy nic mu się nie stało, ale zapamiętał tę noc naprawdę źle, wiedział, że tym ludziom nie można ufać. Dzięki pieniądzom mogą wszystko, a razie problemów oskarżą każdego, kto jest im zbędny.
***
Tak jak się spodziewał, po dwudziestej drugiej, kiedy Gabriel już niemal dał się przekonać do opuszczenia miejsca, przybył dziwny mężczyzna, cały ubrany na czarno z zasłoniętą twarzą. Na tyle, żeby kamery w żadnym miejscu go nie zidentyfikowały. Przywitał się z dyrektorem i zostawił mu niezbyt dużą sportową torbę, w zamian otrzymując spory plik banknotów. Gabriel, widząc to, otworzył szeroko oczy, po chwili uśmiechając się znacząco do Kornela.
- Zmieniłem zdanie, zostaniemy jeszcze na chwilę. - Gabriel podekscytował się, ciągnąć młodszego w stronę dyrektora, który już częstował przyjaciół jakimiś tabletkami.
- Ogarnij się, to są narkotyki, nie rozumiesz? - Próbował wybić mu pomysł z głowy, ale nie dał rady.
- No właśnie, narkotyki, idealny sposób żeby pożegnać się z babcią, ale też z bólem. Nie wiem jak ty, ale ja zdecydowanie tego chcę.
Gabriel przestał zwracać uwagę na Kornela, zostawiając go w tyle. Alkohol dobrze na niego nie działał, a ten najwyraźniej miał słabą głowę. Wypił dopiero trzy drinki i lampkę wina. Może to całkiem sporo, ale po takiej ilości już ledwo kontaktował, co jest przegięciem nawet przy słabej głowie. Kornel szybko go dogonił, próbując odciągnąć w drugą stronę, wiedział, że to się źle skończy. Udało mu się jedynie zatrzymać na chwilę chłopaka.
- Mam dość już tego bólu. Już nawet nie chodzi o babcię, mam problemy w drużynie, żadnej rodziny, czy osoby której by na mnie zależało i... ciebie. - Gabriel, najwyraźniej pijany, zaczął się tłumaczyć, aż w trakcie załzawiły się mu oczy, po czym przetarł je nieznacznie.
- Właśnie, masz mnie, może nie jestem twoją rodziną, ale zostanę z tobą. - Kornel chciał sprawić wrażenie pewnego, jednak sam nie był pewny, kim chce być dla Gabriela.
Przyjaźń - to chyba jeszcze za wcześnie, żeby go uznać za przyjaciela. Znajomy - może być, jednak zaczęło mu na nim zależeć aż za bardzo i za szybko. Może to i głupie, bo znali się kilka dni, a Kornel czuł się z nim podobnie jak przy Linnie. Nie był taki samotny, nawet jak wkurzała go jego paplanina, to słuchał. Gabe uratował mu życie. Kornel nie wiedział, czy to dobrze, czy źle, ale skoro nie zginął, to najwyraźniej takie było przeznaczenie. Żeby znaleźć się u boku Gabriela i spłacić dług.
- Nie rozumiesz, ty jesteś problemem. Nie wiem, co mam myśleć, czemu cały czas siedzisz w mojej głowie!? - Wykrzyczał z pretensją, a Kornel aż otworzył usta ze zdziwienia. - Odtrącałeś mnie, jak nigdy nikt inny, niemal oszalałem goniąc za tobą, a teraz jesteś tu i nie wiem, czy znowu nie staniesz się oziębły, czy to tylko jednorazowo jesteś miły. Zależy mi na tobie, dobra?
- Ale... przecież znamy się dopiero kilka dni! Jak możesz wiedzieć, że ci na mnie zależy, skoro nawet mnie dobrze nie poznałeś? - Kornel chciał znać odpowiedź, bo sam nie potrafił uargumentować tego, że po kilku rozmowach tak się do niego przywiązał.
- Nie wiem o tobie za dużo, ale stałeś się dla mnie ważny w tym krótkim czasie. Nie zostawiaj mnie, nie musisz mnie nawet lubić, ale chociaż udawaj czasem. - Przytulił go, chociaż wyglądało na to, żeby sam nie wybuchnął płaczem.
Kornel oddał uścisk, może to przez alkohol, chociaż też wypił niewiele, ale czuł odwagę i niespodziewaną chęć do popełnienia jakiegoś głupstwa.
- Odpuśćmy ten jeden raz. Chce być spokojny chociaż tej jednej nocy, za dużo się dzisiaj wydarzyło, więc wybacz mi, ale pójdę tam. - Odwrócił się, z zaciętą miną stając przed dyrektorem.
Ten od razu podał mu dwie pigułki, szeptając coś na ucho, co zdenerwowało Kornela. Pewnym krokiem dołączył do nich. Odciągnął Gabriela od uśmiechającego się demonicznie mężczyzny, wychodząc z nim na ogród.
Czarnowłosy wyrywał się, co udało mu się dopiero przy płocie na końcu ogródka, który był celem skrzypka.Tysiąc myśli kołatało się w jego głowie. Co dalej robić? Wybrał jedno rozwiązanie. To, które miał żałować chwilę potem, i przez następne dni, najbardziej ze wszystkich możliwych. Obrócił twarz Gabriela do siebie. Spojrzał prosto w jego oczy. I po prostu pocałował. Gabe zdziwiony dopiero po chwili oddał pocałunek, który nie trwał długo, bo Ambroziak niemal od razu się odsunął, przecierając usta wierzchem dłoni.
- Teraz chyba nawet lepiej zapomnieć, co się właśnie wydarzyło. - Kornel zdenerwowany wziął jedną pigułkę, nie myśląc o konsekwencjach.
Nie miał zamiaru całować Gabriela. To był odruch, nie chciał żeby chłopak sobie szkodził, ale doprowadził do tego, że teraz oboje musieli zapomnieć...
***
Gabriela obudził dźwięk kosiarki dochodzący z ogródka sąsiadów na parterze. Otwarte okno tylko potęgowało hałas. Z każdą sekundą rozpoznawał więcej bodźców. Po chwili otworzył oczy, przecierając je pięściami. Podniósł się, opierając z tyłu na rękach, kiedy doszło do niego, że nie jest sam.
Po jego lewej stronie leżał Kornel. Z lekko uchylonymi ustami pochrapywał rytmicznie. Jedną rękę miał przerzuconą przez nagi brzuch Gabriela, a drugą pod głową. Był ubrany prawdopodobnie tylko w bokserki, podobnie jak on sam. Podniósł delikatnie kołdrę chcąc się upewnić w swoim przekonaniu. Tak jak się spodziewał, chłopak miał na sobie bieliznę, ale nie to zwróciło jego uwagę. Kornel wyglądał na szczupłą, można się pokusić o stwierdzenie, że dość wątłą osobę, ale brzuch miał delikatnie umięśniony. Nagłe zdziwienie i strach złagodziło rozczulenie widokiem chłopaka. W oczach bruneta wyglądał naprawdę słodko, kiedy spał, a Gabriel uwielbiał obserwować ludzi, w szczególności Kornela. Gabriel już chciał dotknąć opuszkami podbrzusza skrzypka, ale od razu się cofnął przestraszony, jak ten zaczął się wiercić i wymamrotał coś pod nosem. Powoli wstał, starając się nie obudzić chłopaka, po czym cicho zamknął okno i zasłonił rolety, żeby Kornel mógł się jeszcze trochę przespać. Korciło go, żeby położyć się jeszcze na chwilę koło niego, ale zdrowy rozsądek temu zakazywał. Ciekawe, co chłopak, by sobie pomyślał, jakby zastał Gabriela w tym samym łóżku?
Zrezygnowany wziął jedynie szare dresy z szafy i wyszedł, zamykając białe, drewniane drzwi. Od razu udał się do łazienki, żeby się przebrać.
***
Po kilkunastu minutach ocknął się również Kornel. Przewrócił się z boku na bok, ziewając przy tym. Nagle poczuł, że coś jest nie tak. Materac był za miękki, a pod głową miał dwie poduszki. Nigdy nie sypiał w ten sposób. Nienawidził spać z głową ułożoną wysoko, dlatego zwykle kładł pod siebie tylko jedną małą poduszkę, na której mógł się położyć w miarę na równi z resztą ciała. Zamrugał kilka razy, szybko podrywając się do siadu. Rozejrzał się po pokoju. Był całkiem nieźle urządzony. Po prawej znajdowało się wielkie okno z wyjątkowo przytulnie urządzonym parapetem, leżały na nim poduszki i szary koc. Przed łóżkiem komoda z ciemnego drewna, a na niej spory telewizor, za to na lewo od chłopaka ogromna szafa i drzwi, czyli obiekt którego szukał. Już chciał wybiec, ale zdał sobie sprawę, że ma na sobie jedynie czerwone bokserki, a w całym pokoju nie ma jego ubrań. Nie chciał grzebać nikomu w szafie, więc wziął znalezioną pod łóżkiem wielką granatową bluzę z jakimś logo i założył na siebie. Ubranie sięgało niemal do kolan.
Po cichu uchylił drzwi i wyszedł, rozglądając się po mieszkaniu. Na ścianach zawieszone były zdjęcia jakiejś rodziny, chociaż przeważały te z... meczy koszykówki. Kornel od razu zdał sobie sprawę w czyim domu jest. Pobiegł w stronę najbliższych drzwi, a za nimi ukazał się wielki, jasny salon, z widokiem na zabudowania Warszawy i Pałac Kultury i Nauki. Wszystko w mieszkaniu było urządzone w jasnych kolorach i nowoczesnym stylu, pomijając rozstawione w każdym kącie zdjęcia, puchary i medale, a w niektórych miejscach koszulki zawodników z NBA. Kornel tak zafascynował się oglądaniem wnętrza, że nie zwrócił uwagi na przypatrującego mu się Gabriela.
Chłopak odchrząknął, zwracając tym samym na siebie uwagę Kornela, który przypomniał sobie, gdzie właśnie się znajdował. Zdenerwowany odwrócił się z zamiarem nawrzeszczenia na bruneta, jednak jego uwagę zwróciły idealnie wyrzeźbione mięśnie Gabe'a, szczególnie te na brzuchu. Chłopak miał lekko ciemniejszą karnację, co tylko pogłębiało efekt. Dawniej Kornel marzył o takim ciele, jednak nie mógł mieć wszystkiego. Koszykarz wciął się, zanim zszokowany skrzypek zdążył cokolwiek powiedzieć:
- Jeżeli masz zamiar robić tu awanturę, to wpierw zjedz. - Gabriel postawił talerz z kanapkami przed Kornelem, który właśnie poczuł burczenie w żołądku na myśl o jedzeniu.
- Nie myśl, że przekonasz mnie jedzeniem. - Wydusił z siebie, widząc kanapki z bagietki z miodem, które były jednym z jego ulubionych śniadań na słodko. - A przynajmniej nie na długo. - Odburknął, biorąc do ręki pierwszą kanapkę.
Gabriel zniknął za wyspą kuchenną, widząc jego karcące spojrzenie, gdy patrzył, jak ten jadł. Zahaczył o sypialnie, wychodząc już całkiem ubrany, a Kornelowi rzucając dresy w łososiowym kolorze.
- Koniec mojej dobroci! Błagam, powiedz mi, co ja u ciebie robię? - Przełykając ostatni kęs, ponownie się nakręcił.
- A bo ja wiem? - zaśmiał się, widząc zdezorientowaną minę Kornela, ale to co mówił, to była prawda. Po kilku minutach od zażycia tabletki nie pamiętał już nic.
- Nie, musisz coś wiedzieć przecież...
- Byłem bardziej najebany od ciebie. - Przerwał mu, dając tym do zrozumienia, że w tej kwestii mu nie odpowie.
- Dobra, więc gdzie spałeś? - W jego tonie doskonale wyczuwalna była złość, która aż przyprawiła Gabriela o ciarki.
- Em... Na kanapie - odpowiedział zakłopotany, drapiąc się po głowie.
- Nie ma tam żadnego koca, nawet poduszki są nienagannie ułożone. Nie kłam. - Skarcił go, niemal wywiercając wzrokiem w nim dziurę, za to Gabriel za nic nie chciał spojrzeć mu w oczy.
- W gościnnym no... spałem. - Już całkiem spanikował, nie był dobry w kłamaniu i miał pewność, że chłopak to zauważył.
- Chodźbyś nie wiem co zrobił, to i tak ci nie uwierzę, druga strona łóżka była ciepła, więc lepiej się przyznaj. - Wywarczał, podchodząc do Gabriela, który cofnął się na tyle, na ile pozwalał mu blat.
- Masz mnie. Najwyraźniej spaliśmy w jednym łóżku. Nie wiem jak ty, ale ja nic nie pamiętam, więc nie snułbym teorii spiskowych o tym, co mogliśmy razem robić. - Odwrócił wzrok w bok, po czym zamknął oczy, próbując uciec myślami od rzeczywistości.
- Jak mogłeś do tego dopuścić. Co my w ogóle wczoraj robiliśmy. Ja... mam dość! - Kornel nie wytrzymał, cofnął się i osunął po ścianie.
- Ja pamiętam tylko jakieś tabletki, które oboje zażyliśmy. Przepraszam, chciałeś mnie powstrzymać. - Uklęknął przy Kornelu, chcąc go pocieszyć, lecz ten chwilę potem zaczął się zwijać z bólu. - Ej, co się dzieje?
- Nie wziąłem tabletek. Wypiliśmy wczoraj sporo. - Jego ton złagodniał, a Gabriel już wiedział, że musi go mocno boleć, jeżeli już to ukazuje. Kornel nie był osobą, która pokazuje, co czuje, raczej starał się nie dawać nic po sobie znać.
- Nie ściemniaj mi tu. Widzę, że coś jest na rzeczy.
- Mam ostrą gastropatię, taka choroba żołądka. Lekarz stwierdził, że to jakbym przeżywał kobiecy okres, ale trochę inaczej. - Skulił się jeszcze bardziej, zaczynając głęboko oddychać.
- Mogłeś mówić wcześniej, a nie teraz, jak już jest źle. Wytrzymaj chwilę, powinienem coś mieć. Po wyjściu ze szpitala miałem podobne problemy przez te wszystkie leki przeciwbólowe. - Gabriel zaczął przeszukiwać półki, wyrzucając z nich niektóre rzeczy, po chwili wysypując pudełko z lekami.
Kornel czuł się coraz gorzej, wzrok mu się zamazywał, a sił miał coraz mniej. Zawsze zaczynało się lekkim dyskomfortem, a po chwili ból był nie do wytrzymania. Gabriel zdenerwowany odwrócił się do niego z przepraszającym spojrzeniem, po czym schylił się, chcąc wziąć go na ręce.
- Co ty, do cholery, robisz? - Gabe musiał przyznać, że przekleństwa z jego ust brzmią naprawdę zabawnie, ale nie miał teraz czasu się nad tym rozwodzić. Ważniejsze było zdrowie Kornela.
- Znalazłem jedynie puste pudełko po lekach. Musimy jechać do szpitala.
Ambroziak już nie protestował, najzwyczajniej nie miał już siły nawet na mówienie. Może nie wyglądał, ale był bardzo wrażliwy i mało wytrzymały na ból, zwłaszcza że faszerował się lekami przy każdej okazji. Najpewniej to doprowadziło go do gastropatii. Kiedy zaczął codziennie stosować antydepresanty i wiele innych leków nie tylko na psychikę, które obciążały jego żołądek choroba dała o sobie znać, przez co trudniej było mu dobrać farmaceutyki, które nie obciążą go fizycznie.
Zasnął w drodze do szpitala, ale na szczęście przyjęto go bez zbędnych pytań. Podpięli go do kroplówki, co nie było dla Kornela wielkim zdziwieniem. Często bywał na oddziale, żeby przyjąć leki dożylnie. Jakiś czas później Kornel wrócił do siebie, a co za tym idzie, wróciło trzeźwe myślenie.
Miał mętlik w głowie. Był zdenerwowany wczorajszym wieczorem, jak i dzisiejszym porankiem, a do tego zaliczył wizytę w szpitalu. Było to dla niego za dużo. Nie rozumiał, dlaczego spali razem, chciał wiedzieć, co się stało, ale najwyraźniej nie było szans, żeby się dowiedzieć, jeśli obaj nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie. Na łóżku szpitalnym napisał jeszcze do starego znajomego z zarządu filharmonii. Gdy wypisano go ze szpitala, niemal po chwili otrzymał wiadomość:
Chyba ci nie pomogę, byłem tak samo na haju jak wszyscy, jedyne co pamiętam, to jak wyciągnąłeś wkurzony swojego kolegę do ogrodu, a wróciliście już na dragach.
Kornel jeszcze bardziej się zezłościł. Nie wiedział, po co miałby ciągnąć Gabriela na zewnątrz, a jedyne co pamiętał z ostatnich chwil przytomności, to że siedział przy barku i pił czwartego drinka. Może wyolbrzymiał, ale od zawsze największym minusem upijania się do nieprzytomności czy zażywania narkotyków był dla niego brak pamięci. Najbardziej nienawidził tego, że nie miał władzy nad tą chwilą w przeszłości. Nie wiedział chociażby, czy przypadkiem z nikim się nie przespał.
Mógł się o tym przekonać lata temu, gdy był z Linnem w klubie. Był nowy w nielegalnych rzeczach, ale narkotyki znosił lepiej niż alkohol. Linn najzwyczajniej się na niego obraził za nie wiadomo co, a miesiąc później uczepiła się Kornela jakaś dziwka, próbując nabrać go na dziecko. Na szczęście testy na rodzicielstwo nie wykazały zgodności, ale był wtedy nieźle wystraszony przez kilka miesięcy, co Linn do końca mu wypominał. Od tamtej pory zawsze jeden zostawał na tyle trzeźwy, żeby pilnować drugiego albo chociaż pamiętać, co się działo, nie to co Gabriel i jego spontaniczne decyzje.
- Nie, nawet się nie odzywaj. Chce odpocząć. - Natykając się na Gabriela na korytarzu, od razu dał do zrozumienia, że nie chce rozmawiać.
Jednak ten nie dawał za wygraną.
- Miałem Ci to dać wczoraj. - Podał Kornelowi mały, podłużny kartonik, który niechętnie przyjął. - Gram dzisiaj ważny mecz. Zależy mi, żebyś tam był, więc rozważ to. - Spojrzał na niego wręcz błagalnie, ale nie widząc reakcji, dodał: - Proszę, nic ci nie zaszkodzi.
- Chyba nie zrozumiałeś. Chce odpocząć, w tym od ciebie, mam cię dość - odparł lekceważąco i minął wyraźnie przygnębionego Gabriela.
- Mówiłeś, że zostaniesz przy mnie... Obiecałeś. - Zawołał za nim, a ten się zatrzymał.
- Po pierwsze, dotyczyło to tylko dnia wczorajszego, a po drugie, nic ci nie obiecałem. - Nie słuchając dalszych próśb Gabriela, Kornel opuścił szpital.
Znowu czuł się jak najgorsze gówno na świecie.
Nie rozumiał, dlaczego czuł pustkę. Przecież dobrze mu było samemu. Nie powinien się tak przywiązać przez kilka dni. To musiałby być koniec tej przyjaźni, jednak za nic nie potrafił wydusić z siebie tego, że nie chce go znać.
Po drodze na bezcelowym spacerze wstąpił do McDonalda i wybrał coś z kuponów. To kolejny dowód, jakim statystycznym Polakiem był. Nie żal mu pieniędzy, po prostu tak wygodniej. A może to lenistwo?
Gdy zjadł, od razu poczuł się lepiej, po akcji w szpitalu nieźle się zmęczył. Mimo że otrzymane leki miały go wzmocnić, to jedynie wzmożyły głód.
Ukrył dłonie w kieszeniach bluzy, zdając sobie sprawę, że dalej jest w niej bilet na mecz, który dostał od Gabriela. Wyciągnął kartonik. Widniały na nim dwa herby, jeden zespołu Warsaw Eagles w czarno żółtych barwach oraz podobizną orła i kosza, a drugi Tricity Playboys w bieli i granacie, ukazujący fale na morzu. Stawiał, że grał on w tej pierwszej. W końcu to drużyna z tego miasta. Godzina rozpoczęcia jeszcze nie minęła, a nawet zostało dwadzieścia minut. Kornel nie miał tego w planach, ale chciał zobaczyć czym DeArmond zajmował się na co dzień... i pozbyć nieprzyjemnego uczucia. Żałował, że nakrzyczał na niego. Teraz czuł, jakby sumienie wyżerało w jego sercu dziurę.
***
Wsiadł do pierwszego lepszego tramwaju, nie kupując nawet biletu. Jazda nie trwa długo, bo do stadionu miał jedynie trzy przystanki. Jak Kornel wszedł na trybuny, niemal wszystkie miejsca były już zajęte. Usadowił się na środku. Nie minęły dwie minuty, a na parkiet wyszła drużyna w czerni, dołączając do swoich przeciwników. Jego oczom ukazał się Gabriel ubrany w sportowy strój, uwydatniający jego walory. Patrzył przed siebie beznamiętnym wzrokiem, po chwili zatrzymując się przed, najprawdopodobniej, trenerem. Wymienili parę zdań, przy czym chłopak się uśmiechnął, jednak kiedy tylko w zasięg jego wzroku wpadł wysoki chłopak z drużyny, jego mina od razu się skwasiła. Na jego koszulce widniały numer szesnaście i nazwisko Kaźmierczyk. Szedł wyprostowany, wręcz dumnie, posyłając Gabe'owi pogardliwe spojrzenie. Gabriel zacisnął szczękę, lekko czerwieniąc się na twarzy. Najwyraźniej współzawodnicy za sobą nie przepadali.
Kornela niezwykle zdziwił numer, z którym grał Gabe, bo była to jedynka. Nawet nie wiedział, że można taki mieć. Najwidoczniej Gabriel był kimś ważnym. Chłopak rozejrzał się po trybunach. Kornel schylił się, udając, że grzebie w plecaku, żeby przypadkiem go nie zauważył. Najwidoczniej zadziałało, bo ze smutnym wyrazem twarzy udał się na swoją pozycję, przygotowując do gry.
Właśnie minęła pierwsza kwarta, a zawodnicy mieli pięć minut przerwy. Pozycja środkowego nie była taka łatwa, a jego drużyna głównie opierała się na nim i rozgrywającym - Natem, zawodnikiem z numerem szesnaście. Kornela wyjątkowo zafascynował mecz, ale nie podobało mu się, jak przeprowadzane były akcje, jeżeli piłkę dostał Kaźmierczyk, Gabriel był wykluczony z gry, aż do kosza, a jeżeli DeArmond ją otrzymał, to wyższy gracz w ogóle nie współpracował. Z pomocą Gabe'a akcje by były idealne i dopracowane. Widać było, że się nie lubili, na tyle, że nawet grając w tej samej drużynie, nie potrafili ze sobą współgrać.
Druga kwarta była bardziej interesująca: Playboys wpuścili nowego zawodnika. Mężczyzna wyglądał na starszego od Gabriela, ale był też o wiele wyższy i chudy, niemal jak patyk. Rzucał z bardzo daleka, często z odchylenia, od początku gry nie pudłując. Szybko nadrabiał punkty, a jego rzutów nie dało się zablokować. Jednak drużyna Eagles również nie była słaba.
W połowie tej kwarty zarządzona została dwuminutowa przerwa na żądanie drużyny Gabriela. Chwilę coś podyskutowali, a trener cały czas coś tłumaczył Gabe'owi, któremu złość odbiła się na twarzy. Szybko musieli wrócić na boisko, z czego Gabriel nie był zadowolony, ale i tak chciał postawić na swoim. Przy najbliższej okazji, kiedy numer dziesięć przeciwnej drużyny szykował się do rzutu, Gabriel wyskoczył za nim, wybijając mu piłkę z rąk. Czas prawie że się zatrzymał: ten skoczył niebywale wysoko, niczym zawodnik NBA z wieloletnim doświadczeniem, lądując lekko.
Z zagraniami Gabriela przeciwna drużyna już nie nadrabiała tak szybko punktów; znowu Eagles prowadzili, jednak coś było nie tak. Z każdym skokiem Gabriela, blokada stawała się słabsza. Ten już drugi raz upadł przy lądowaniu. Kornel zmartwił się jego stanem. Obserwował ze zniecierpliwieniem, aż w końcu zakończyła się pierwsza połowa, a głos trenera odbił się na trybunach:
- Co ty sobie myślałeś? Wiesz, że nie możesz tak skakać, chyba że chcesz wznowić kontuzje.
- Musimy wygrać! Chcesz przegrać z Trójmiastem?! Będziemy ostatnim pośmiewiskiem - wykrzyczał zirytowany, nie przejmując się słowami trenera.
- Nie grasz w drugiej połowie - oświadczył mu z grobową miną, nie wysłuchując już próśb chłopaka.
Kornel uważał, że trener dobrze postąpił. Nie mógł stawiać na szali zdrowia swojego zawodnika. A jakby pozwolił mu grać, to sam by zszedł, żeby powstrzymać Gabriela. Jedynym minusem całej sytuacji było to, że teraz cały czas podawano do kapitana, który wszystkie akcje sam przeprowadzał. Nie był w tym najlepszy; właściwie to jedynie wsady mu wychodziły, przez jego rosły wzrost, jednak teraz przynajmniej drużyna nie była rozdarta między dwoma zawodnikami.
***
Pierwszą kwartę drugiej połowy Gabriel, obrażony na cały świat, siedział na ławce z ręcznikiem na głowie, ze wzrokiem wbitym w parkiet pod nogami. Dopiero zaczepki Nata podczas przerwy przywróciły go do normalności. Gabriel zaczął analizować mecz, jednak widząc, że jego drużyna dalej posiada sporą przewagę, postanowił odpocząć od sytuacji na boisku. Myślał o dzisiejszym dniu i wczorajszym oraz tym, jakim cudem wylądował z Kornelem w łóżku. Równo z tym, kiedy usłyszał sygnał kończącego się meczu, wpadł na idealne rozwiązanie, a bardziej tok rozumowania, który był niezwykle prosty, ale nie dostrzegalny. Zerwał się z ławki od razu biegnąc do szatni, nawet nie zwracając uwagi na uśmiechającego się dumnie Nataniela, który tylko czekał, żeby znowu mu dopiec.
***
Nie miał pojęcia, gdzie mógł być chłopak. Był pod jego mieszkaniem, ale ze środka nie słyszał żadnych dźwięków ani nikt mu nie otwierał. Była opcja, że Kornel go po prostu olał, ale pewnie i tak by otworzył, żeby sprawdzić kto przyszedł. Wyszedł zrezygnowany z kamienicy, udając się do parku na obrzeżach dzielnicy. Jak tylko usiadł na ławce i spojrzał na Wisłę, ujrzał Kornela stojącego na tym samym moście co kilka dni wcześniej, wychylając się za barierkę. Od razu podbiegł do niego zdenerwowany, że znowu chce zrobić coś głupiego. Gdy był wystarczająco blisko, że Kornel miał smutną minę, a rękę dalej wyciągniętą za barierkę. Pociągnął go do siebie, od razu wtulając w swój tors. Kornel niespecjalnie zareagował.
- Co ty znowu chciałeś zrobić!? - wykrzyczał zdenerwowany Gabe.
- Nic, po prostu coś upuściłem - powiedział zgodnie z prawdą, ale Gabriel ani trochę mu nie uwierzył.
- Nie kłam, widziałem, że wychylasz się za barierkę. - Sfrustrowany, nie pozwalał na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Ja pier... Dobra, wiesz co? Wiatr porwał bilet na twój mecz, który chciałem zostawić jako pamiątkę...
- Co? Czyli byłeś na meczu? - przerwał mu, odsuwając od siebie, po czym spojrzał mu prosto w oczy.
- No, i tak nie miałem co robić, a całkiem lubię sporty. Po co bilet miałby się zmarnować? - Udawał niewzruszonego, jednak jego serce waliło. Kornel miał nadzieję, że brunet tego nie poczuł.
- Wow, dziękuję, że przyszedłeś, nie zauważyłem cię. Do tego musiałeś patrzeć na moją porażkę. - Zaczerwienił się, na co Kornel zareagował cichym chichotem.
- Jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie. Dobrze grałeś, ale po kontuzji chyba nie możesz się tak nadwyrężać. Wspominałeś, że możesz zostać kapitanem tej drużyny. Powiem ci, że z takim podejściem do gry będzie trudno.
- Mhmmmm, nie potrzebuję twoich rad. Przecież jestem profesjonalistą. - Uśmiechnął się dumnie, jakby udawał Kaźmierczyka na meczu.
- Jak chcesz. Jeżeli to wszystko, to idę. - Kornel odwrócił się, jednak potężne ramię Gabriela go zatrzymało, odwracając z powrotem do siebie.
- Doszedłem do czegoś...
- Nowość. - Parsknął, ściągając na siebie złowrogie spojrzenie Gabe'a.
- Kontynuując - powiedział przez zęby - co do wczoraj, przecież się przyjaźnimy, a ten pocałunek... on wcale nie był tak wiesz, z miłości. Nie musisz się naprawdę przejmować...
- Że co?! - Kornel zdał sobie sprawę ze słów chłopaka, nie mogąc zrozumieć o jaki pocałunek mu chodziło. - Jaki pocałunek?
- Myślałem, że pamiętasz. Nie chciałeś, żebym zażywał narkotyki, więc wyciągnąłeś mnie na ogród i tam pocałowałeś. Później stwierdziliśmy, że musimy zapomnieć i najwidoczniej tak się najebaliśmy, że nic nie pamiętasz. - Wytłumaczył krótko Kornelowi, a ten, z niedowierzenia, otworzył szeroko usta.
Niekontrolowanie chłopak dotknął swoich ust, próbując przypomnieć sobie pocałunek Gabriela. Miał pecha co do pocałunków; ten z Linnem doprowadził do tragedii, a teraz miał z tego powtórkę, jednak czy ten doprowadzi też do złego zakończenia?
- Daj mi trochę, muszę to przetrawić. - Odrobinę załamany znowu się odwrócił, po czym usłyszał jeszcze jedno zdanie, które odrobinę podbudowało go na duchu:
- Kto powiedział, że przyjaciele nie mogą się całować? - Gabriel brzmiał, jakby zaraz miał się rozpłakać, jednak Kornel nie spojrzał na niego nie chcąc widzieć łez. - Wiele dziewczyn się całuje dla zabawy, a to przecież nic takiego wielkiego. Tylko zetknięcie ust, zwykły buziak, ewentualnie odrobinę więcej. Przecież to nie musi być z miłości, prawda? Możemy robić, co chcemy. - Zakończył swój wykład, jednak Kornel nie odpowiedział, tylko ruszył przed siebie, rozważając słowa chłopaka, które wywołały w nim burzę emocji.
× × × × × × × × × × × × ×
Hej hej, jak tam samopoczucie? I najważniejsze, jak spędzacie wakacje? U mnie nudy, ogród musi mi wystarczyć, bo przez obostrzenia musiałam zrezygnować kolejny rok z lotu. Już połowa wakacji, za kilka dni moje urodziny, a później będę uwiązana dwa tygodnie w szpitalu, końcówka wakacji zapowiada się ciekawie co nie?
Wracając do rozdziału. Do tej pory właśnie tutaj najbardziej rozwinęła się relacja chłopaków, a teraz z każdym rozdziałem będzie tylko pędzić do przodu. Pierwszy pocałunek, jeszcze z inicjatywy Kornela, a teraz zdecydować jeszcze, który w końcu ma być top... Pozostawię was tak w niepewności jeszcze jakiś czas, to wcale nie tak, że sama jeszcze nie wiem, który będzie dominujący...
Dajcie znać, co uważacie,
~Orla O'Hara
spectrum_of_devil
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top