~~25~~
Annabeth stała w garażu, oparta o ścianę. Uważnym wzrokiem mierzyła to, co działo się dookoła niej - śpieszących się mechaników, dziennikarzy krążących dookoła. Próbowała skupić się na pierwszym wyścigu sezonu w Bahrajnie. Była raczej jednak mocno śpiąca - znowu za dużo leków wzięła, gdy tylko rano poczuła stres i ból brzucha. Uczucie zobojętnienia towarzyszące jej po zażyciu tabletek jednocześnie było okropne i cudowne. Nie przemyślała jednak faktu, że bedzie musiała teraz w tym stanie pojechać wyścig - który, jakby nie patrzeć, powinna pojechać dosyć dobrze.
-Jak tam? Lekki stres? - usłyszała głos Maxa za sobą. Odwróciła się do niego.
-Czy ty ciągle musisz mnie tak zachodzić od tyłu i wypytywać mnie o wszystko? - burknęła do niego.
-Po prostu podchodzę i pytam. Zwykła, elementarna ludzka empatia.
-Nie wierzę, wielki mistrz świata Max Verstappen dowiedział się czym jest empatia!
-Ty też byś mogła się dowiedzieć, tak tylko powiem - rzucił kąśliwą uwagę Holender.
Annabeth skrzywiła się tylko trochę na tą uwagę. Gdyby nie była taka śpiąca, pewnie zdenerwowała by się na niego. Teraz nie wzięła tego do siebie za bardzo. Spojrzała ponownie po garażu i ziewnęła lekko.
-Słaba noc? - spytał chłopak, widząc to.
-Uhm... Nie... Jest spoko - odparła Annabeth. Nie mogła mu powiedzieć jaka jest prawda - nikomu jej nie mówiła, choć czuła taką potrzebę. Być może mogła o tym porozmawiać z Charlesem, w końcu byli razem, ale... Jakoś... Nie potrafiła. Ogólnie niezbyt potrafiła z nim rozmawiać. Wszystko było dobrze, dopóki spędzali czas sami, jeszcze przed nowym sezonem. Dopiero po tym zaczęły się problemy - mniej ze sobą rozmawiali, Charles zaczął być bardziej obojętny dla Annabeth... Dziewczynę to trochę bolało, lecz nie chciała stracić poczucia, że wreszcie ma kogoś bliskiego. Nie potrafiła skończyć tego, bo nadal pamiętała, że chwile spędzone z nim były jednymi z najszczęśliwszych w jej życiu.
-No wiesz... Jeżdżenie z takim zmęczeniem to chyba niezbyt dobry pomysł - zauważył trzeźwo Max.
-Że niby mam nie pojechać w wyścigu!? Żartujesz sobie ze mnie!?
-Tego nie powiedziałem. Stwierdziłem tylko fakt.
-Super. Mogłeś sobie to darować.
Max wzruszył tylko ramionami. Osiągnęli ten moment w dyskusji, w której komentarz nie miałby sensu.
***
-Już widzimy zapalające się światła, już tylko trzy, dwa, jedno... Ruszyli! Wspaniały start Maxa Verstappena z pole position, momentalnie zyskał przewagę! Tuż za nim jedzie... Lando Norris, który wykorzystał słaby start Charlesa Leclerca i wyskoczył przed niego! A za nim szykuje się ostra walka - Leclerc i Walker! Annabeth, nowy kierowca Red Bulla, pomimo dobrego startu nie zdołała awansować z czwartej pozycji startowej. Jednakże widzimy już, że łatwo nie odpuści i zamierza walczyć!
W rzeczywistości Charles był ostatnią osobą, z którą Annabeth chciała walczyć na torze. Nie potrafiła włożyć tyle werwy i agresji w walkę, jak w tę z innymi kierowcami. Oczywiście, cały czas próbowała atakować Leclerca, poganiana dodatkowo komentarzami zespołu przez radio, jednakże za każdym razem, gdy musiałaby dokonać bardziej ryzykowny manewr, nieświadoma odpuszczała. Budziło to w niej frustrację, a to z kolei powodowało zderzenie się kompletnie sprzecznych uczuć i emocji w jej wnętrzu. Naprawdę chciała jak najlepiej dla zespołu, chciała zdobyć dla nich podium, ale nie potrafiła tego pogodzić z tym, że wtedy musiałaby odebrać ową szansę Charlesowi. Nie podobała jej się taka jej reakcja. Tego najbardziej się obawiała.
Postanowiła, że nie może przez to, że jest z Charlesem, odpuszczać każdej walki na torze. Rzuciła się w pogoń za nim.
Już była tuż za nim, już siedziała na jego ogonie, wystarczyło już tylko wyczekać dobry moment na manewr. Jednakże, gdy już prawie to zrobiła, nagle powróciło jej uczucie senności. Aby temu zapobiec, skupiła się na bolidzie Charlesa. Wtedy jednak powróciły jej wspomnienia z tego, gdy między nimi było idealnie - przerwa międzysezonowa, jedne z najlepszych chwil w życiu Annabeth. Na chwilę zwolniła, uderzona tymi wspomnieniami. Każdy moment przelatywał jej przed oczami. Po chwili jednak wróciła jej wściekłość i zaatakowała Charlesa. Jednakże przez to kompletnie źle wymierzyła moment do zrobienia tego. Charles na zakręcie kompletnie zajechał jej drogę. Annabeth przez to wszystko miała już zbyt wolną reakcję, nie zdążyła zahamować. Szarpnęła tylko kierownicą, jej bolid podrzuciło na tarce i już po chwili była w ścianie. Nic jej się nie stało, poza tym, że zakończyła w ten sposób swój pierwszy wyścig w nowym zespole. Znowu kogoś zawiodła. Znowu samą siebie zawiodła.
Nie miała już nawet siły być wkurzona czy poirytowana. Wykorzystała już swój zapas tej czynności w ciągu swojej kariery. Odpięła kierownicę, pasy i wysiadła z rozbitego pojazdu. Popatrzyła przelotem na niego i niezbyt śpiesznym krokiem ruszyła w stronę pit lane'u. Zrezygnowana weszła do garażu, nie patrząc na nikogo, nie rozmawiając z nikim. Zaszyła się w ciemnym kącie, którego nie sięgały kamery. Nawet nie zdjęła kasku, do końca wyścigu po prostu siedziała i pusto patrzyła w podłogę. Obserwowała swoje myśli, ale nie miała siły dołączyć się do ich dyskusji i szaleńczej pogoni. Bo i po co. I tak nic jej z tego nie przyjdzie, jak z większości podejmowanych przez nią działań. Czuła, jakby postarzała się o kilka lat. Czemu kiedykolwiek wcześniej tak bardzo wkurzała się na wszystko i wszystkich? Po co ten krzyk? Po co to skłócanie wszystkich ze sobą? Czy ona naprawdę jest tak głupia, że nigdy nie widziała bezsensu tego wszystkiego?
Po zakończeniu wyścigu poszła się przebrać. Chciała jak najszybciej wrócić do hotelu. Włożyła słuchawki do uszu i jak najszybciej ruszyła w stronę wyjścia.
-Dobry wyścig dziś, prawda? - usłyszała głos zza siebie Annabeth, nawet pomimo rockowej muzyki w słuchawkach.
Annabeth niezadowolona wyciągnęła słuchawki z uszu i odwróciła się. Zobaczyła niezbyt wysoką, zielonooką dziewczynę. Choć jej rude włosy były skrócone i sięgały teraz ramion, styl ubioru i wygląd nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kim była - z nikim nie można było pomylić tego intensywnego makijażu i całkowicie czarnych ubrań. Amber Blight.
-Czyżbyś zgubiła Yvonne? - zapytała kąśliwie Annabeth, nie mając zamiaru odpowiedzieć jej na zadane wcześniej pytanie.
-Oh, nie, po prostu na nią czekam. Zauważyłam cię i postanowiłam, że z tobą pogadam - odparła rudowłosa, sztucznie się uśmiechając.
-Jasne, jasne. To o czym chcesz rozmawiać?
Amber podeszła do niej trochę bliżej. Z każdym krokiem uśmiech powoli spełzał jej z twarzy.
-Odwal się od Yvonne.
Annabeth spojrzała na nią z niedowierzaniem i niezrozumieniem.
-Że co, przepraszam? - wykrztusiła po chwili milczenia, upewniając się, czy Ambarr mówi poważnie.
-Zostaw ją. Wiem, że nadal utrzymujesz z nią kontakt, widzę, jak ciągle mącisz jej w głowie. Przestań.
-Nie wiem o czym mówisz, naprawdę.
-Dobrze wiesz! Nie udawaj! - wściekła się dziewczyna Yvonne.
-To może wytłumacz mi, bo wiesz, tak się składa, że jestem głupia i nie, nie rozumiem cię!
Annabeth również już puściły nerwy. Była już wystarczająco zmęczona, wyniszczona i wkurzona. Nie potrzebowała jeszcze jakiejś idiotki krzyczącej na nią bez powodu.
-Widzę, jak ona o tobie mówi. Widzę, jak tęskni. Widzę jej wzrok, gdy patrzy na ciebie. Jej smutek, jej płacz wieczorami i to, że nigdy nie chce wtedy powiedzieć, o co jej chodzi. Cały czas zawracasz jej w głowie, cały czas dajesz jej szansę. Okłamujesz ją, a ją to rani. Nie mam zamiaru pozwalać ci na to. Więc dla własnego dobra i spokoju zostaw ją, pozwól jej, avt każde wspomnienie z tobą znikło. Tak będzie dla niej lepiej.
Z każdym jej słowem Annabeth miała coraz mniej ochoty na kłótnię, kurczyła się coraz bardziej, rysy jej twarzy stawały się coraz bardziej obojętne. A potem przeszły w żal, smutek i niezrozumienie Nie wiedziała, na ile prawdziwe są słowa Amber, ale nie potrafiła już sobie przetłumaczyć, że jest inaczej. Raniła ludzi od zawsze, ale zdawała sobie sprawę z tego tylko połowicznie - w środowisku ludzi, którzy nie dbają o twoje uczucia, nie zauważasz tego.
Przymknęła na chwilę oczy, czując słone łzy napływające do nich. Nie mogła dać się przyłapać w swojej słabości - byciem słabą.
Nie mogąc powstrzymać łez, odwróciła głowę w drugą stronę i pozwoliła im spłynąć po swojej twarzy. Uniosła trochę wzrok, żeby zobaczyć, ile osób ją zobaczyło. W swoją stronę wymierzone zobaczyła tylko jedno spojrzenie. Spojrzenie zaskakująco obojętne i nieczułe, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, kto był jego właścicielem. Charles Leclerc. Gdy zobaczył, że Annabeth skierowała wzrok ku niemu, po prostu odwrócił się i odszedł w stronę garażu Ferrari.
Dziewczyna spojrzała za nim, zaskoczona jeszcze bardziej, niż słowami Amber. Wiedziała, że ich relacje się sypią, ale nie spodziewała się tego.
Po raz kolejny dała się oszukać. Nie lubiła tego czuć. Nie chciała już nigdy tego czuć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top