~~17~~

Annabeth usiadła na piasku. Nareszcie znalazła kawałek plaży, na którym nie było małych, wrzeszczących dzieci, turystów, par spacerujących po plaży i ogólnie jakichkolwiek innych ludzi. Była tylko ona, błoga cisza, promienie słońca na twarzy, ciepło piasku pod stopami i delikatny wiatr. Przymknęła oczy, aby wszystkie te bodźce mocniej do niej dotarły.

Nastała połowa sezonu w Formule 1, co oznaczało również przerwę wakacyjną dla Annabeth, której potrzebowała już od dłuższego czasu. Musiała się zresetować przez drugą częścią sezonu, aby tym razem dać z siebie jeszcze więcej i pokazać, na co naprawdę ją stać.

Na miejsce swojej chwili odpoczynku wybrała Monako, w końcu nie miała po co nawet wracać do Austrii. Zresztą, nie miała dokądkolwiek i do kogokolwiek wracać, była absolutnie wolna od rodziny i znajomych. A raczej braku znajomych. Z własnej zresztą winy, czym zbytnio jednak się nie przejmowała.

Siedziała tak i kontentowała się wszystkimi aspektami otaczającej jej natury, działającej na jej zmysły, gdy nagle usłyszała za sobą szuranie piasku.

Annabeth z niezadowoleniem otworzyła oczy. Była pewna, że to następny oddział irytujących dzieci lub jakaś urocza para, która będzie niezmiernie zawiedziona, jeżeli Annabeth nie odstąpi im cichego fragmentu plaży.

Jednakże myliła się. Gdy odwróciła się, aby zobaczyć, kto zakłóca jej spokój, ujrzała ostatnią osobę, której mogła się tu spodziewać.

Yvonne.

Miała na sobie jeansowe shorty, białą, luźną koszulkę i klapki japonki. Przez ramię przewieszoną miała tęczową torbę. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, które zdjęła po ujrzeniu Annabeth, jakby nie dowierzała, że to naprawdę jest ona.

Obie dziewczyny patrzyły na siebie, obydwie nie wiedząc, co najpierw powiedzieć. Nie rozmawiały ze sobą od kilku miesięcy.

Pierwsza odezwała się Annabeth.

-Oh, zakładam że pewnie przyszłaś tu posiedzieć w spokoju, więc, um, nie będę ci przeszkadzać, pójdę już - powiedziała lekko nerwowym głosem, szybko podnosząc się z piasku i zarzucając swój worek na plecy.

-Nie, nie idź, naprawdę, nie przeszkadzasz mi tu, zostań, proszę - szybko odpowiedziała Yvonne, łapiąc Annabeth za rękę. Spojrzenie obydwu dziewczyn spoczęło na ich dłoniach. Yvonne zarumieniła się lekko i szybko puściła Annabeth - Oczywiście, jeżeli chcesz zostać - dodała niepewnie.

-Ja... Mogę... Mogę zostać, i tak nie mam nic innego do roboty - wyrzuciła z siebie Annabeth, lekko zmieszana tym wszystkim. Choć Yvonne była niegdyś jej najlepszą przyjaciółką, a po śmierci ojca również najbliższą osobą, teraz jej obecność wprawiała ją w zakłopotanie.

-Ouh... To... Okay... - wyjąkała Yvonne - może... Pójdziemy gdzieś... Na przykład na-

-Na kawę? - przerwała jej Annabeth, przez co momentalnie zrobiło jej się głupio. Yvonne kiwnęła tylko głową.

-To... To chodź, znam fajną kawiarnię niedaleko stąd - powiedziała i ruszyła gdzieś przed siebie. Annabeth poszła za nią.

***

-Więc... Gratuluję ci twojego sukcesu w Austrii, ten wyścig był naprawdę imponujący - zaczęła niepewnie konwersację Yvonne, popijając swoją mrożoną kawę. Stale unikała kontaktu wzrokowego z Annabeth i zachowywała się dość sztucznie.

Annabeth nie była w lepszym stanie. Nagle kompletnie nie umiała zachowywać się normalnie przy Yvonne. Wydawało jej się, że wszystko co robi, jest głupie i niezdarne.

-Ouh... To... To był po prostu zbieg okoliczności, dużo rzeczy ułożyło się po mojej myśli i dzięki temu skończyłam na podium - odpowiedziała szybko - po prostu miałam szczęście.

-Nie przesadzaj, gdybyś nie była świetnym kierowcą, to byś nie dała rady, nawet z dobrym bolidem i dużą dawką szczęścia, no nie? - zakwestionowała Yvonne i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały, przez co obie szybko uciekły wzrokiem

-No... Niby tak... - przyznała niechętnie Annabeth.

-Na pewno tak. Sama przyznasz, że z pewnością znajdzie się kierowca gorszy od ciebie - stwierdziła Yvonne pewnym głosem, chcąc przekonać do tego Annabeth.

-Uhm... - przytaknęła Annabeth.

Chwilę siedziały w milczeniu, pijąc kawę. Po dłuższym czasie Annabeth wreszcie zebrała się do powiedzenia czegoś:

-Więc... Um... Wiem, że pewnie nie chcesz o tym gadać, ale... Chciałam wrócić do tego, co powiedziałaś mi, gdy ostatnio rozmawiały-

-O, hej Annabeth! Od kiedy ty jesteś w Monako? - jakiś głos przerwał wypowiedź Annabeth, do której szykowała się tyle czasu.

Annabeth zapewne obdarzyłaby tą osobę morderczym wzrokiem, gdyby nie rozpoznała autora tego głosu. Charles Leclerc.

Annabeth od pewnego czasu, można powiedzieć, "zakolegowała się" z nim. Choć nie do końca można było to tak nazwać. Głównie to Charles chciał z nią utrzymywać kontakt, ona jedynie wreszcie odpuściła minimalnie swoje bycie wredną, co zresztą było kompletnie nie w jej stylu i nie miała pojęcia, czemu to zrobiła. Tak więc rozmawiali czasami ze sobą w padoku lub pisali do siebie. Nic specjalnego.

-Hej, Charles - odpowiedziała mu Annabeth - po co się do nas przyczepiasz?

Monakijczyk zaśmiał się krótko.

-A tak sobie, bo uwielbiam cię wkurzać - zażartował i dosiadł się do ich stolika. Yvonne spojrzała na niego wzrokiem, w którym mieszały się chęć zamordowania go, niedowierzanie i szok.

-Taa, bo przecież jestem takim idealnym obiektem do wkurzania - rzuciła Annabeth - a ty co, całe wakacje przesiedzisz w Monako?

-Tak właściwie to tak, jakoś nie mam nastroju na wyjeżdżanie gdziekolwiek - odparł kierowca Ferrari - a ty? Na ile zostajesz tutaj?

-Niecałe dwa tygodnie. Chciałam odpocząć, ale teraz, zgaduję, będziesz starał mi się uprzykrzać życie?

-No oczywiście - zaśmiał się Charles. Annabeth zrobiła minę niezadowolonej z tego, ale w głębi wcale nie przeszkadzało jej to, że będzie mogła z nim spędzić chwilę poza światem Formuły 1. Nie rozumiała tej myśli, więc od razu odrzuciła ją od siebie

Rozmawiali tak jeszcze przez dłuższy czas. Annabeth nawet nie zwróciła uwagi na to, jak szybko zapomniała o tym, co miała powiedzieć Yvonne. Jak szybko zapomniała, że jej przyjaciółka w ogóle siedzi obok niej.

Gdy już skończyły im się tematy do omawiania, Annabeth przypomniała sobie o obecności swojej przyjaciółki.

-Więc... Masz jakieś plany na teraz czy masz czas wolny? - spytała się jej, co wyrwało Yvonne z lekkiego zamyślenia.

-Hm? A, czy mam czas. Tak, mam. Czemu pytasz? - dodała z nutką nadziei w głosie.

-Pomyślałam, że może przejdziemy się gdzieś jeszcze w trójkę?

-W trójkę?... - spytala trochę tępo Yvonne.

-No, z Charlesem - odparła Annabeth.

-Ah, no tak... To... Możemy, nie mam nic przeciwko.

-I fajnie - skwitowała Annabeth i wstała od stolika - chodźcie, powłóczymy się po ulicach czy coś.

"Włóczenie się po ulicach" skończyło się na tym, że Annabeth gadała z Charlesem o różnych sprawach związanych z Formułą 1, a Yvonne szła obok nich, nie odzywając się i wpatrując się w chodnik.

Gdy zaczęło się ściemniać, Annabeth spytała Yvonne o jej adres, aby odprowadzić ją do jej domu. Gdy doszli do budynku, Yvonne rzuciła tylko szybkie pożegnanie i znikła za drzwiami. Annabeth nie przywiązała do tego większej uwagi.

Charles odprowadził ją do domku, który wynajęła na wakacje. Chwilę rozmawiali jeszcze, jednakże po jakimś czasie Annabeth uznała, że jest już trochę zmęczona i chce iść do domu. Charles tylko pokiwał głową, przytulił ją krótko na pożegnanie i odszedł w stronę swojego domu.

Jednakże Annabeth stała sztywno jeszcze przez chwilę i patrzyła się w stronę, w którą odszedł. Ogarnęło ją jakieś dziwne uczucie. Z jednej strony, jej normalna osobowość miała ochotę zamordować go za to. Z drugiej strony, coś w niej uznało to za coś przyjemnego. Przez chwilę obracała jeszcze w myślach ten moment, przeżywając na nowo każdą sekundę, lecz po chwili sprowadziła siebie na ziemię i opanowała się. Wzięła głęboki oddech, zignorowała lekko szybciej bijące serce i weszła do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top