𝟏𝟒 |↬ 𝐎𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚𝐣 𝐦𝐧𝐢𝐞 𝐫𝐚𝐳

    MJ i Stefan mieli różne plany. Stefan sprawdził, co u Eleny i również stwierdził jej zaginięcie, ale chciał poczekać do świtu, żeby zająć się sprawą, co MJ uznała za głupie, bo najwyraźniej mieli do czynienia z nocnym wędrowcem. Gdyby poczekali na wschód słońca, wampiry byłby z Eleną i Bonnie. W nocy wychodzili, żeby znaleźć grymuar.

    Stefan przyznał wtedy, że Damon zdobył grymuar jako pierwszy.

    MJ nie była szczęśliwym króliczkiem.

    Nie wiedziała, czy się denerwować, czy nie. Damon potrzebował czarownicy, która otworzy grobowiec, a ona nie chciała mu pomóc, a Bonnie zaginęła, a babcia Bonnie ewidentnie nie była łatwym przeciwnikiem. Musiał znaleźć kogoś innego, kto uwolni wampiry...ale Damon miał przyjaciółkę czarownicę poza miastem. Zabrał Elenę na spotkanie z nią, więc kto wiedział, czy miał jeszcze jedną. MJ nie miała pojęcia, czy grobowiec jest otwarty czy zamknięty, nie miała pojęcia, czy trzydzieści trzy wampiry zaatakowały Mystic Falls, czy nie, a życie w takim zawieszeniu nie było przyjemne.

    Chociaż MJ chciała jak najszybciej znaleźć Bonnie i Elenę, poczuła się trochę uwięziona. Aby je wyśledzić, potrzebowałaby czegoś ważnego od nich lub ich DNA, a MJ nie mogła po prostu włamać się do domu Gilbertów i wyrwać włosa Jeremyemu, tak jak zrobiła to z Mattem. Był środek nocy. Spanikowałby, gdyby się obudził.

    MJ czekała do rana wiedząc, że Stefan zamierza wypytać Damona/ponownie spróbować go nakłonić do pomocy i wiedząc, że randka Bonnie pracowała w Grillu. Ktoś tam może wiedzieć, gdzie go znaleźć.

    Gdy przybyła, Jeremy siedział przy stole, odrabiając pracę domową, a Tyler grał w bilard z Mattem, udającym, że pracuje, rozmawiając z nim. Matt. Wiedziałby o tym facecie - Benie, Caroline powiedziała, że nazywa się Ben. MJ podeszła do chłopaków i przywitała się z uśmiechem, słuchając końca ich rozmowy.

— Dziesięć beczek? Wiesz, ile szkód moglibyśmy wyrządzić dziesięcioma beczkami? — Tyler opowiada o imprezie, na którą miała się wybrać tego wieczoru — Duke ma wszystko podłączone.

— Duke to dupek — Matt stwierdził wprost.

— Taa, dupek z dziesięcioma beczkami. Znany jako mój nowy najlepszy przyjaciel.

    Jeremy prychnął na ten komentarz i spojrzał znacząco na MJ.

    Tyler to zauważył.

— Jakiś problem, Gilbert?

— Nie mam żadnego, Lockwood.

    Chłopcy i ich fałszywa energia macho ją rozśmieszyły.

— Taa, też tak myślę.

    Matt i ona wymienili się spojrzeniem na to.

— Czy kiedykolwiek ci się to znudzi? — zapytał Matt.

— Co? — Tyler uniósł brew.

    Matt skończył zbierać talerze ze stołu obok nich, więc zaczął odchodzić — Sam sobą?

    Jeremy głupio się roześmiał głośno, cicho się śmiejąc, ale jednak się śmiejąc.

— Śmiej się dalej, kolego — warknął Tyler.

— Wstałeś dziś rano lewą nogą? — MJ zapytała go sarkastycznie.

— Nah, on po prostu działa mi na nerwy.

— Reaguję w ten sposób tylko dlatego, że uważam to za zabawne — Jeremy odłożył długopis.

— Więc masz problem — Tyler odłożył kij bilardowy — Co jest takiego zabawnego?

—  Że ktoś taki, jak ty przyjaźni się z kimś takim, jak MJ — powiedział wprost Jeremy.

— Trzymajcie mnie od tego z daleka — MJ podniosła ręce i zrobiła krok w tył.

— Nah, nah — Tyler spojrzał między nimi — No dalej Gilbert, powiedz mi dokładnie, co o tym myślisz.

— Myślę, że siedzę tutaj i próbuję poprawić swoje oceny, Matt pracuje na zmianie, od której ty ciągle próbujesz go odciągnąć, a MJ ciągle ma pięćdziesiąt rzeczy na głowie, a ty stoisz tam, udajesz dupka i przechwalasz się, że przyjaźnisz się z dupkiem — Jeremy powiedział wprost — Myślę, że jesteś trochę żałosny.

— Jer — MJ rzuciła mu spojrzenie — Czy ty też wstałeś dzisiaj lewą nogą?

— Zachowujesz się tak, jakby nie był jednym z tych dupków, MJ — Jeremy zaczął pakować swoje rzeczy — Nie rób sobie nadziei.

— Zamknij się Gilbert — wyglądało, jakby Tyler miał zamiar rozpocząć bójkę, gdy Caroline wpadła do Grilla.

— Jeremy! — właśnie wróciła od swojego ojca — Gdzie jest Elena? Cały dzień do niej pisałam i do Bonnie o imprezie u Dukea.

— Uh, poszła gdzieś ze Stefanem.

    Gdyby nie żyli w świecie wampirów, a Elena zaginęła, w całym mieście trwałby poszukiwania, ale ponieważ nie chcieli, żeby ktoś został skrzywdzony, Elena "spędzała dzień ze Stefanem".

— Nie zamierzam być jedną z tych dziewczyn, które zniknęły tylko dlatego, że mają nowego chłopaka — Caroline na nią spojrzała — Nie ma szans, żebym namówiła cię na pójście do Dukea, prawda?

— Czy to będzie naprawdę fajna zabawa, czy może drużyna piłkarskich chamów? — MJ podzieliła drużynę piłkarską na dwie grupy, normalnych ludzi i grupę chamów.

    Normalni ludzie urządzali dobre imprezy i miło spędzało się z nimi czas, ale grupa chamów uważała, że alkohol daje im wolną rękę w zachowywaniu się, jak zboczeńcy.

— Grupa chamów.

— To pewnie przesiedzę całą imprezę — miała wystarczająco dużo powodów do stresu, bez konieczności odgrywania roli pijanej dziewczyny, obrończyni — Ostatnia impreza Christiana po meczu była moim limitem dla tej grupy.

    Było kilka bójek, nagich tyłków przyciśniętych do okien i kilka zbyt wielu nieco niewygodnych do oglądania obrzydliwych sytuacji. Kiedy MJ imprezowała, lubiła się naprawdę dobrze bawić, co oznaczało przebywanie z ludźmi, których lubiła, a większość jej przyjaciół wycofała się z imprezy Dukea na rzecz wieczoru filmowego w domu Elliota.

    Tyler wydawał się trochę spokojniejszy — Naprawdę masz przegapić dobrą imprezę przez osobę, która ją organizuje?

    MJ zacisnęła usta — Po co ten cały Duke w ogóle urządza imprezę dla grupy licealistów?

— Bo nie jest ona tylko dla licealistów — Caroline wciąż stała obok Jeremyego, co oznaczało, że nie mógł wstać i wyjść i niezręcznie kiwał głową, czekając, aż ona to zauważy.

— Wyjechał dwa lata temu, a teraz jest zima, witamy wszystkich w domu — wyjaśnił Tyler — I wszyscy byliśmy w tych samych drużynach co oni, więc zostaliśmy zaproszeni, co oznacza, że ludzie się rozbijają i wszyscy idą.

— A ten Duke, to kutas? — zapytała MJ.

— Tak — cała trójka odpowiedziała.

— Ale jego przyjaciele nie — dodał Tyler — Jeśli przyjdziesz, na pewno spodoba ci się Whit.

— Super, nadal przesiedzę — powiedziała MJ od niechcenia. 

    Imprezy i stres związany z grobowcem nie szły w parze, chciała po prostu znaleźć Elenę i Bonnie i upewnić się, że wszystkich u nich w porządku.

— Czy to, że Duke ma na imię Bob, pomoże? — Caroline się uśmiechnęła.

    MJ prychnęła — Trochę — spojrzała na Jeremyego — Idziesz?

    Tyler zmarszczył brwi na to pytanie.

— Taa! — Caroline podskoczyła — Powinieneś zdecydowanie przyjść!

— Uh, taa ja - nie sądzę.

— Poważnie, wszyscy idą — Caroline była wytrwała — Nawet cisi, samotni mali bracia.

    Caroline zauważyła Matta.

— Pomyślcie o tym.

    Gdy Caroline odeszła, Jeremy spojrzał na MJ — Jeśli pójdziesz, pójdę i ja.

— Szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym miała czas tam pójść — MJ wybrała najłatwiejsze kłamstwo — Pracowałam po godzinach w księgarni, więc muszę nadrobić zaległości w pracy domowej.

— To po prostu rzuć pracę i przyjdź na imprezę — Tyler przewrócił oczami.

— I to jest mój znak, żeby odejść — Jeremy w końcu wstał i skierował się do drzwi.

— Dlaczego chciałaś wiedzieć, czy on pójdzie? — zapytał Tyler, patrząc wstecz na swoją grę w bilarda.

— Bo jesteśmy przyjaciółmi.

— Jesteśmy przyjaciółmi, ja idę.

— Taa, ale wiedziałam, że ty pójdziesz — MJ wzruszyła ramionami — Myślę, że Jer musi częściej wychodzić.

— Wiesz, że on jest po prostu ćpunem i leniuchem, prawda?

    MJ przewróciła oczami — W tej chwili bardzo ciężko pracuje, więc nie nazwałabym go leniuchem - i nie zamierzam wtrącać się w wasze problemy.

— Nie mamy problemów, po prostu się nie dogadujemy.

— A, czy możesz podać mi jakiś dobry powód?

    Cisza.

— Widzisz — westchnęła — Wszystkie podstawowe problemy, które macie z dzieciństwa, najwyraźniej nie mają już aż tak dużego znaczenia, czy nie nudzi was ciągłe wszczynanie kłótni?

— Jeśli nie podoba ci się, że wszczynam kłótnie, to dlaczego się ze mną zadajesz? — jego głos był płaski — To jest w zasadzie wszystko, co robię.

— Dziwne, że tak o sobie mówisz i nie uważam tego za prawdę.

— A, ja myślę, że lubisz mieć prace — powiedział nieco ostro — I mam dość bycia jedną z nich. Albo mnie lubisz, albo się wycofaj.

— Tyler — jej ramiona opadły — Co się stało?

— Dlaczego myślisz, że coś się stało? — wbił kolejną bilę, grając na obu frontach.

— Ponieważ zachowujesz się nieodpowiednio.

— Nie, nie prawda — nawet na nią nie patrzył.

— W porządku — zrozumiała aluzję — Napisz do mnie, kiedy będziesz gotowy nie być już kutasem.

    Chwyciła szklankę Jeremyego, jakby pomagała Mattowi i skierowała się do baru, ale potem poszła do łazienki. Irytacja spowodowana postawą Tylera była pomocna, oznaczała, że jej emocje były na powierzchni i podsycały magię.

    Jednak jej zaklęcie śledzące nie zadziałało.

    Pokazało jej coś, pokazało jej kogoś odchodzącego z Grilla, czyli Jeremyego. Używała zaklęcia przeznaczonego specjalnie dla jej rodzeństwa i nie popełniła żadnych błędów, więc nie rozumiała, dlaczego nie działało.

    MJ wysłała ten problem Stefanowi.

- Elena jest adoptowana.

- Nie powiedziała jeszcze Jeremyemy, ani nikomu innemu.

    Cóż, to była odpowiedź, której nie spodziewała się otrzymać. I informacje, o których czuła, że nie powinna wiedzieć, zwłaszcza jeśli Jeremy nie wiedział. 

- Anna do mnie zadzwoniła.

"Spotkajmy się z twoim telefonem i laptopem"

    MJ wiedziała, jak namierzyć połączenie telefoniczne.

































































































    Podczas, gdy MJ śledziła połączenie, Stefan miał w zanadrzu inny plan. Damon poszedł do Sheili i nie zrobił na niej dobrego wrażenia, co oznaczało, że była więcej niż szczęśliwa, mogąc rzucić na nich zaklęcie lokalizujące.

    Prowadziło do motelu za miastem.

    Kilka samochodów zaparkowanych było w centrum placu budynku, a wszystkie drzwi wyglądały tak samo. Zaklęcie nie mogło im powiedzieć, w którym pokoju się znajdowały, ale Stefan słyszał ich głosy.

    MJ wskazała na schody, a Stefan skinął głową.

    Na prawym piętrze, MJ wykorzystała srebrną szczelinę między zasłonami, aby szpiegować sytuację, w którą się wpakowały. Bonnie i Elena, a także jeden wampir w zasięgu wzroku, bez pierścienia na palcu.

    Pokazała Stefanowi kciuk do góry, a on kopnął w drzwi.

    Gdy zmierzał w stronę przerażonego wampira, MJ chwyciła zasłony, aby je porządnie otworzyć, wypełniając pokój światłem słonecznym.

— Stefan! — Elena uśmiechnęła się do niego promiennie.

— MJ — Bonnie pobiegła za nią.

— Chodźmy na zewnątrz — poinstruowała.

    Ben schował się za łóżkiem, wykorzystując jego mały cień, aby przeżyć, a jego ręka w niektórych miejscach wciąż dymiła.

    Stefan powoli do niego podszedł — Gdy słońce zajdzie, opuść miasto.

    Grożący Stefan był dziwnie atrakcyjny.

— Jeśli kiedykolwiek cię jeszcze raz zobaczę, zabiję cię.

    Zostawili go skulonego, a MJ zamknęła drzwi, żeby miał trochę miejsca do poruszania się. Ben nie mógłby wyjść, ale nie musiałby czuć się, jak pies na podłodze. Będzie miał przestrzeń do poruszania się, czekając.

— Podoba mi się ten rytm, który mamy — zażartowała MJ — Wiesz, ty jesteś złym gliną, a ja dobrą gliną.

— Myślę, że oboje wiemy, że tak naprawdę jesteś złą gliną — Stefan pochylił głowę w jej stronę.

— Shhsss — puściła oczko.

    Ich następną lokalizacją, był dom Sheili.

    Zaprosiła Stefana do środka i zaproponowała im wszystkim miejsca przy stole w jadalni, chociaż Elena i Bonnie były jednymi, które je przyjęły. Stefan obserwował drzwi, a MJ nie mogła usiedzieć spokojnie, żeby uratować swoje życie. Rozglądała się dookoła, próbując dostrzec wszelkie wiedźmowate obrony, jakie przygotowała Sheila.

— Skąd wiedziałaś, gdzie jesteśmy? — zapytała Bonnie, kiedy wyjaśnili, że to jej babcia je znalazła

— Wiele rzeczy może napędzać moc czarownicy. Martwienie się. Złość. Twoje emocje połączone ze źródłem energii, twoimi przodkami...naturą — spojrzała na MJ, która patrzyła w podłogę.

    Starsze czarownice miały energię, która zawsze ją denerwowała.

— Po tym, jak Stefan powiedział mi, że cię zabrali — uśmiechnęła się — Miałam dużo w obu. Proste zaklęcie lokalizujące było potem łatwe.

— Potrzebowałabym DNA — wyjaśniła MJ, kiedy Bonnie na nią spojrzała.

    Skinęła głową — Przepraszam...za to wszystko.

— Nie jest im tak przykro, jak będzie — powiedziała Sheila z prychnięciem.

    MJ naprawdę chciała, żeby Sheila ją polubiła. Naprawdę ją lubiła, nie tylko okazując jej odrobinę dobroci, bo była porządną osobą.

— Co więc teraz zrobimy? — zapytała Elena.

— Cóż — Stefan przyjął rolę przywódcy — Na razie musicie zostać tutaj.

— Więzień w moim domu? Nie wydaje mi się — Sheila była faktycznie odpowiedzialna.

— Nie mogę was chronić, jeśli opuścicie dom.

— Będziemy się chronić.

    Elena czekała, aż Stefan przestanie się jej wpatrywać.

    Potem powiedziała coś, z czym MJ się zupełnie nie zgadzała — Musimy pozwolić mu odzyskać Katherine.

    Sheila zmarszczyła brwi.

— Nie przestanie, dopóki jej nie odzyska. Jeśli mu pomożemy, może to się skończy.

— Nie — powiedziała stanowczo MJ.

— Nie zasługuje na to, żeby dostać to, czego chce — Bonnie zgodziła się z MJ.

— Jaki mamy inny wybór? — Elena spojrzała między nimi wszystkimi.

— Nie wiem, może Stefan pozwoli mi go zabić — MJ zdała sobie sprawę, że nie powinna mieć w głosie tyle werwy, ile miała — Przepraszam. Nie ma to być zabawna sugestia, tylko słuszna.

    Wszystkie spojrzały na Stefana.

    Nie odpowiedział.

— Czarownice są ściągane w dół przez problemy wampirów — Sheila znów przejęła kontrolę — Jak bardzo staramy się trzymać od tego z daleka.

    Westchnęła.

— Otworzę grobowiec. Ty zdobędziesz dziewczynę swojego brata, a my zniszczymy resztę ogniem — propozycja Sheili była nieco bardziej akceptowalna — Wtedy to wszystko się skończy.

    MJ nadal kręciła głową — Mówimy tu o grobowcu wampirów.

    Było to bardziej akceptowalne, ale nie do końca wystarczająco akceptowalne.

— MJ. Zadałaś tamtemu swoje pytania, czegokolwiek się obawiałaś, nie ma tam na dole...nocni wędrowcy Muller? — Stefan wyciągnął rękę i położył ją na jej ramieniu — To nie oni.

— Nie obawiam się — MJ odsunęła się od niego — Po prostu wiem lepiej.

    Nie mogła pozwolić mu się otworzyć.

—  Takich rzeczy się nie "próbuje". Albo zrobisz to dobrze, albo źle, a zrobienie źle nie wchodzi w grę —  potrzebowała, aby zrozumieli — Trzydzieści trzy wampiry. Spragnione krwi i złe na to, co się stało. Niezależnie od tego, czy to wampiry mnie niepokoją, czy nie, będą stanowić problem.

    Stefan przegryzł wargę.

— No i co z tego, że Damon nie dostanie swojego szczęśliwego zakończenia — MJ pokręciła głową — Rzucę na niego urok, żeby musiał wyjechać albo coś!

    Nie znała wielu uroków, ale mogła się ich nauczyć.

— Floare — Sheila wstała.

— Tak? — głos MJ ucichł, a ona znów spojrzała na podłogę.

— Miej wiarę w swój gatunek.

    To był sprawdzian.

    Sheila sprawdzała, czy MJ wierzyła w magię przodków, a jeśli MJ była szczera, to nie wierzyła. Nie lubiła magii przodków,  nie znała magii przodków, a przodkowie jej nienawidzili.

    A Sheila chciała pokazać wiarę...

    Sheila nie wypuściła wampirów.

   MJ odwróciła się — Ustąpię.

— Dobry dziewczyna.

    Bonnie próbowała obdarzyć swoją przyjaciółkę ciepłym uśmiechem — Jeśli jesteś zdenerwowana, możesz wziąć udział w tym zaklęciu razem z nami? Miałabyś nad tym kontrolę.

    Sheila spojrzała na MJ — Nie powiedziałaś im, prawda?

— Nie.

— Powiedziała nam o czym? — zapytała Elena.

— Wasza przyjaciółka jest syfonem, nie czarownicą...

— Jestem czarownicą! — głowa MJ podskoczyła do góry, a głos stał się stanowczy — Jestem wiedźmą Floare, strona syfonu to coś, z czym po prostu utknęłam.

    Pozostali nie wiedzieli, co powiedzieć na tę reakcję.

    Tak naprawdę nie rozumieli, co zostało powiedziane, a Sheila zdała sobie sprawę, że mogła się trochę przejęzyczyć.

— Nie chciałam cię urazić, to po prostu prawda, że..

— Że co? Jestem odrazą natury? Że nie należę do sabatu? — całe ciało MJ stało się napięte — Nazywam się Floare, jestem czarownicą. Tak, ja też jestem syfonem, ale to oznacza tylko tyle, że wampiry dostają małego szoku, kiedy próbują ze mną zadzierać.

— Jeśli jesteś tak dumna ze swojego pochodzenia, dlaczego Bonnie nazywa cię Mirą Jung? — odpowiedziała Sheila.

— Bo reklamowanie się jako Floare, kiedy nie jesteś w zespole, nie jest mądre.

— Jestem naprawdę zdezorientowana! — przerwała Bonnie — Co to jest Floare? Co to jest syfon? I co w tym takiego niezwykłego?

    Sheila i MJ spojrzały na siebie, a potem z powrotem na grupę.

— Jak mówiłam wcześniej — zaczęła Sheila — O czarownicach czerpiących na różnych rzeczach, cóż, istnieją również różne rodzaje czarownic.

    MJ się trochę zrelaksowała. Typ czarownicy, był lepszym sposobem na sformułowanie tego.

— Zwykle to twój typ kształtuje to, co czerpiesz. My — pokazała na siebie i Bonnie — Jesteśmy przodkami czarownic, twoja przyjaciółka tutaj, nie jest.

— Więc, z czego czerpiesz? — zapytała Elena.

— Uh —  czas się wytłumaczyć — No więc Floare są koczownikami, podróżują w grupach... Są pokojowo nastawieni.

— Pokojowo? — zapytał Stefan.

— Oni tak naprawdę nie stosują ofensywnej magii - przynajmniej moja linia. Wszyscy kręci się wokół uzdrawiania, zwierząt i duchów.

    Skoki duchów/skoki cielesne, duchy znajdujące spokój, dzięki czemu nie musiały bez celu błąkać się przez lata, pracując z przodkami, a nie dla przodków.

— Jesteś osobą pokojowo nastawioną?

— Nie jestem doskonałym przykładem — MJ przyznała, że jej mama również nie pasowała do tego opisu — Floare uważa, że magia powinna dotyczyć żywych, a nie woli ludzi pochowanych w ziemi, dlatego tysiące lat temu odcięli się od normalnych przodków i znaleźli sposób na czerpanie magii z naturalnie istniejących rzeczy; lasów, rzek...i cóż, część tego oznacza, że kiedy Floare ma dzieci, to nie nazwisko rodzinne czyni dziecko czarownicą, ale linia krwi.

— To także linia krwi z przodkami czarownic — poprawiła Sheila.

— To jednak nie to samo — MJ spojrzała na nią — Przodkowie czarownic muszą mieć tylko kroplę krwi czarownicy, aby mieć potencjał do magii, linie Floare stają się słabsze, jeśli oboje rodzice nie są czarownicami, a ponieważ Floare "sprzeciwiły się naturze", tworząc własną linię przodków i praktykując inną magię, czasami kończą z czarownicami takimi, jak ja. Syfonami.

— Co to oznacza?

— To znaczy, że kradnę magię — nie lubiła tego mówić.

— Kradniesz magię?

— Ja - nie chcę demonstrować na Bonnie — MJ spojrzała na Stefana — Tak naprawdę nie chcę w ogóle pokazywać demonstracji...

— Śmiało — Stefan zaoferował jej ramię.

— Nie, to nie jest uczciwe, zobaczysz to — MJ wypuściła powoli powietrze — Daj Damonowi pięć minut ze mną, a zrobi coś, na co zasługuje.

— A więc syfony są źli, bo "kradną" magię? — Bonnie spojrzała na swoją babcię.

— Wiele czarownic uważa, że są złe — Sheila skinęła głową.

— Wiele czarownic tak uważa — MJ pociągnęła za naszyjnik, stukając stopami o podłogę — Syfony i syfony Floare to nie to samo. Syfony Floare nie potrafią kanałować, cierpią na niedobór magii, a w dawnych czasach składano je w ofierze.

— Dlaczego? — zapytała Elena.

— Ponieważ nie są naturalne — mruknęła MJ — I tak dajesz je ziemi, a ziemia oddaje ci trochę dodatkowej magii.

    Było w tej historii coś więcej, ale nie był to odpowiedni czas i miejsce. Mieli rozmawiać o grobowcu.

— Czarownice są czarownicami, ponieważ mają wewnętrzne źródło magii i zdolność czerpania mocy od swoich przodków, aby dostroić się do otaczającego je świata. Źródłem Floare jest otaczający ją świat. Chyba używamy różnych częstotliwości.

    Częstotliwości nadprzyrodzone były tematem zupełnie innej rozmowy i obejmowałby rozmowę o wilkołakach.

— Normalnym syfonom po prostu kończy się magia i to tyle. Biorą jeszcze trochę, to boli czarownicę i są napiętnowani jako źli za to, że się urodzili. Syfony Floare nigdy nie są całkowicie zerowe, zawsze mają "akumulator" Floare. To jest wspólne, ale problem z nigdy nie osiągnięciem zera polega na tym, że twoje ciało próbuje przeprogramować moc, jest nadwrażliwe, że coś straciło. Mdlejesz, dostajesz bólu głowy i twoje emocje szaleją.

    Nie była pewna, czy ktokolwiek ją zrozumiał, więc zwróciła się do babci Bonnie.

— A, ja naprawdę nie miałam zamiaru cię wcześniej obrazić — powtórzyła Sheila — Właśnie mnie nauczono, że syfony nie są czarownicami.

— Ćwiczą magię — MJ skinęła głową, starając się, by jej głos brzmiał tak lekko, jak to tylko możliwe — To dla mnie czyni je czarownicami, po prostu innym typem...I nie powinnam była tak szybko wybuchnąć, więc ja też przepraszam.

— I zgadzasz się na podarowanie Katherine, Damonowi? — zapytał Stefan.

— Czy Damon się zgodzi? — odpowiedziała MJ.

    Sheila chciała jej zaufać, dobrze, tak zrobi, ale to nie oznaczało, że Damon też.

— Już raz się zgodził — zauważyła Elena.

— Taa, a potem go oszukaliśmy — przypomniał jej Stefan — Więc, teraz jest zły.

    Wiedział, że MJ ma rację.

— Jest zraniony. Jest różnica — para wymieniła spojrzenia — Myślę, że wiem, co mam zrobić.
































































































   Elena poszła porozmawiać z Damonem sama, podczas gdy Stefan, Sheila, Bonnie i MJ udali się do grobowca.

    MJ nie podobał się fakt, że impreza Duka odbywała się tuż "obok".

     Nie chciała, żeby ktokolwiek został nakarmiony i żeby nikt nie zobaczył czegoś, czego nie powinien. Nie potrzebowali nikogo innego do angażowania się. MJ chciałaby móc być po prostu szczera, chciałaby, żeby zjawiska nadprzyrodzone był powszechnie znane, bo dzięki temu jej życie stałoby się o wiele łatwiejsze. Ale wiedziała, że to nierealny pomysł. Czasami ledwo mogła spać i miała magię, która zapewniała jej bezpieczeństwo.

    Stefan był w grobowcu, dokonując pewnych zmian, Sheila poprosiła go, aby poszedł do trzech czarownic na górze.

— Więc, jesteś Floare — Bonnie powtórzyła te słowo ostrożnie.

— Tak.

— I są nomadami?

    MJ skinęła głową — Moja mama była jedynaczką, ale jestem pewna, że mam jakąś daleką rodzinę gdzieś na szczycie wzgórza.

— Czy mogłabyś jeszcze raz wyjaśnić, czym się różnisz ode mnie?

— Jasne.

     MJ wiedziała, że kliknięcie różnic zajmie trochę czasu. Zajęło jej to trochę czasu, kiedy  była młodsza, Bonnie nie była wychowana jako czarownica, więc mogła sama wybierać spośród swoich opcji. MJ nie musiała się tak bardzo martwić o swoją wiedzę.

— Jesteś rodową czarownicą z rodu Bennett.

    Bonnie uśmiechnęła się instynktownie.

— To znaczy, że masz magię i możesz ją uczynić potężniejszą, łącząc się z Bennetami, którzy byli przed tobą, albo, jeśli zaklęcie tego wymaga z innymi duchami. Jestem wiedźmą Floare, Aonso Floare, jeśli mam być konkretna.

    Zatrzymała się, żeby dać Bonnie sekundę na dokończenie tego.

— To znaczy, że moi przodkowie nie znajdują się w tym samym życiu pozagrobowym, co twoi. Są w tym specjalnym planie stworzonym przez naprawdę starożytne czarownice i są w pokoju. Ich magia jest jednak "poświęcona" naturze, co oznacza, że dopóki Floare znajduje się w pobliżu czegoś naturalnego, czegoś tak prostego, jak powietrze, mogą czerpać z magii i jej używać.

— Okej.

— W zasadzie oznacza to, że twoi przodkowie mają wpływ na to, co robisz, podczas gdy moi nie.

— Nie mam wrażenia, że mówią mi, co mam robić.

— To dlatego, że nie robisz nic "złego".

— Co uznajemy za złe?

— Zależy kogo zapytasz.

— Wskrzeszanie zmarłych — Sheila wymieniła kilka przykładów — Próbując stać się nieśmiertelnym, pracując dla wampirów.

— Używanie czarnej magii — dodała MJ — Tylko martwi użytkownicy czarnej magii będą cię lubić, jeśli to zrobisz, a ich duchy dostaną się do twojej głowy i przejmą nad nią kontrolę.

— Naprawdę? — panikowała Bonnie.

— Nie — Sheila przewróciła oczami na MJ.

— Oni nie przejmą kontroli, ty po prostu zostajesz skorumpowany — poprawiła się MJ.

— Co to oznacza?

— Co oznacza, że słyszysz wszystkie złe myśli, które masz, ale dziesięć razy głośniej — najłatwiejszy przykład dla MJ — Czujesz się potężniejszy, ale zaklęcie zawsze ma gwałtowne skutki uboczne.

    MJ pocierała ramiona.

— Czarna magia sprawia, że jestem chora — przyznała.

— Naprawdę? — zapytała Sheila.

— Yep — niezręczny kciuk w górę — Wysysanie wampirów jest w porządku w małych dawkach, czarna magia w nich zawarta mnie niszczy tylko wtedy, gdy wezmę więcej, niż mogę udźwignąć, ale powiedzmy, gdybym wysysała przedmiot zaczarowany czarną magią, cóż, wtedy poczułabym się chora, jakbym wymiotowała.

— Huh — Sheila rozmyślała.

— Co?

— Powinni o tym wspomnieć, kiedy rozmawiają o syfonach. Gdyby ludzie myśleli, że nie potrafisz posługiwać się czarną magią, mieliby mniejszy powód, żeby się ciebie bać.

— Kolejna różnica w rzeczywistości. Przodkowie syfonów są odwrotnością syfonów Floare. Mogą bez problemu wysysać czarną magię, ale jeśli rzucą "czarny" czar, doświadczają skutków ubocznych. Mogą rzucać czarną magię, dopóki źródło jest czyste, nie mogą przyjmować czarnej magii.

— Więc, jeśli chcesz, możesz praktykować czarną magię?

— Eh, tak — MJ podniosła rękę — Ale dlaczego miałabym chcieć? Tworzyłabym rzeczy, których nie mogłabym użyć, na przykład, że się poparzyłam, gdy dotknęłam czystej, czarnej magii.

    MJ mogła uważać, że osoba, która tworzyła ciemne obiekty, była geniuszem, ale nie oznaczało to, że była zainteresowana nauką samodzielnego wytwarzania ich.

    Sheila skinęła głową — Dobrze wiedzieć.

    Stefan wyszedł z grobowca, rzucając łopatę na bok.

— Posprzątałem gruzy. Ustawiłem pochodnie tak, jak mówiłaś — Stefan był trochę bez tchu — Możemy już zejść.

    Przyniósł też kilka puszek benzyny, żeby spalić ciała wampirów, gdy Katherine już wyjdzie, choć MJ nie była pewna, czy będzie to konieczne. Sama by je podpaliła.

    Stefan podał Sheili pochodnię.

— Jesteś pewien, że Damon przyjdzie?

    Na zawołanie Damon gwizdnął, z Eleną u jego boku, oboje przeszli przez imprezę, żeby się tam dostać, zamiast wrócić tylnym wyjściem, jak to miało miejsce wcześniej.

— Bracie — Damon się przywitał —Wiedźmy.

    Trzymał w rękach grymuar, a Elena szła za nimi i lekko kopała ziemię.

    Wszyscy powoli zeszli po niedawno odkrytych schodach, aby dostać się do grobowca.

— Wszystko okej? — Stefan zapytał swoją dziewczynę.

— Chcę to po prostu zakończyć — Elena rozejrzała się dookoła grobowca — Jesteśmy gotowi?

— Taką mam nadzieję.

    Drzwi do grobowca, gigantyczny pentagram wyryty w kamieniu, znajdowały się przed nimi wszystkimi, a Sheila poprosiła MJ, aby narysowała jego wersję na podłodze, przy użyciu soli, podczas gdy ona zapalała cztery pochodnie. Bonnie szła za babcią, uważnie obserwując, co robi, podczas gdy Stefan, Damon i Elena stali przy wejściu.

— Powietrze.

    Sheila machnęła ręką w gwiżdżącym wietrze.

— Ziemia — wskazała na ziemię, krąg solny — Ogień.

    Wszystkie pochodnie zaczęły płonąć.

— Woda — Bonnie skończyła, wręczając Sheili butelkę, którą przyniosła ze sobą.

    Sheila polała podłogę odrobiną.

— To wszystko? — zapytała Elena — Tylko woda z kranu?

— W przeciwieństwie do czego? — MJ zapytała, rozbawiona pytaniem, biorąc pod uwagę, że Elena właśnie zobaczyła cztery pożary, które pojawiły się znikąd.

— Po prostu pomyślałam — bawiła się niezręcznie palcami — Może to musiało być błogosławieństwo, mistyczne czy coś takiego.

    Sheila i MJ wymieniły się uśmiechami.

— Wypiję zaczarowaną herbatę, jeśli to zaspokaja twoją magiczną potrzebę, Eleno — zasugerowała MJ.

— Rozmawiasz też ze zmarłymi — Damon warknął, wyciągając z kieszeni skórzanej kurtki worek z krwią i rozplątując go — Rozumiemy, jesteś dziwna, zajmij się tym.

— Co to jest? — zapytał Stefan.

— To jest dla Katherine — powiedział wprost — Trzeba mieć coś, co ją zmotywuje. Chyba, że twoja dziewczyna zaoferuje żyłę do wypicia.

    Spojrzał na Elenę, która nie była zachwycona tą sugestią. Damon ściszył głos, chociaż wszyscy nadal mogli go słyszeć.

— Przyznajcie się - nie możecie się doczekać, żeby się mnie pozbyć.

    Stefan się zaśmiał — Nie mogę się doczekać, żeby się ciebie pozbyć.

— Hmm.

    Bonnie zwróciła się do grupy — Jesteśmy gotowe.

    MJ odsunęła się, gdy Sheila i Bonnie uklęknęły w soli, chwytając się za ręce i trzymając je nad środkiem kręgu. Zaczęły intonować. MJ słuchała słów, próbując dostrzec te, które mogłaby rozpoznać.

    Magia przodków była podobna do łacińskiej. Floare była mieszanką wielu rzeczy, ale łacina była podstawą wielu języków, więc powinna mieć pojęcie, co robiły.

— Co one mówią? — zapytał Damon.

— Brzmi, jak łacina — Stefan.

— Nie sądzę, żeby to była łacina — Elena.

— Dzięki za informację, pytałem wiedźmę rezerwową.

    Wszyscy na nią spojrzeli. MJ nie odpowiedziała, tylko słuchała, zdając sobie sprawę, dlaczego Sheila powiedziała jej, żeby jej zaufała. Nie podnosiły pieczęci. Żadne ze słów nie miało nic wspólnego ze złamaniem pieczęci, jej podniesieniem czy czymś takim.

— Sabrina?

— Hm? — MJ przestała wpatrywać się w Bennetówne.

— Co one mówią?

— Zaklęcie.

— Sposób na stwierdzenie oczywistości, jakie zaklęcie wypowiadają?

    Zanim MJ zdążyła wymyślić zaklęcie, pochodnie wystrzeliły w górę. Już płonący ogień uderza w sufit. Elena chwyciła Stefana, który zrobił krok do przodu w geście obronnym, podczas gdy Damon i MJ nie zareagowali, oboje odwrócili się, by spojrzeć na drzwi.

— Co się dzieje? — zapytała Elena.

— Magia — MJ kontynuowała stwierdzanie oczywistych faktów.

    Drzwi grobowca się otworzyły, a Sheila i Bonnie przestały intonować, żeby na nie spojrzeć.

— Zadziałało! — Bonnie wiwatowała, a na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.

— Oczywiście, że zadziałało — Sheila spojrzała na MJ, wiedząc, że teraz zna plan.

    Damon poklepał brata po ramieniu — Mamy kilka ognisk do rozpalenia.

— Pójdę po benzynę, zaraz wrócę — Stefan delikatnie pogłaskał Elenę po ramieniu.

    Skinęła głową, a Stefan wyszedł z grobowca. Nie chcieli, aby benzyna znajdowała się w pobliżu potencjalnie wybuchających pożarów i ich ludzkiego życia, ale teraz, gdy ta część się skończyła, mogli zaryzykować doprowadzenie do zagłady.

    Damon spojrzał im wszystkim prosto w oczy, zanim zatrzymał się na Elenie.

— Jesteś gotowa?

— Co?

— Jeśli pójdę tam sam, zamkną mnie — gestem wskazał na czarownice, a następnie złapał Elenę.

— Nie zabieraj jej — Sheila wiedziała, że jeśli nie będzie stawiać oporu, Damon dowie się, że coś jest nie tak, ale wiedziała też, że Elena nie zamierzała zostać z nim uwięziona — Zburzę mury.

— Zburzysz mury, jeśli ja tego nie zrobię — Damon nie przyjmował, żadnej odmowy — Myślisz, że ci ufam?

— Tak bardzo, jak ja ufam tobie — jedziesz babciu Bennett.

— Wystarczy — Elena zmusiła się do relaksu — Oboje. Spójrz, on potrzebuje dźwigni. Musi wiedzieć, że nie zamkniesz drzwi, kiedy wejdzie do środka. Zajmę się tym. Pójdę.

    Damon położył dłoń na jednej z czterech pochodni — Mogę?

    Sheila skinęła głową, więc podniósł ją i zaprowadził Elenę do grobowca.

— Ja też idę — oświadczyła MJ.

— Siedź tu, Sabrina.

— Nazywam się MJ i podpalasz inne wampiry, prawda? Chcesz Elenę jako dźwignię, nieważne, ja chcę tylko zobaczyć, jak płoną.

    Damon się uśmiechnął — Mroczna.

— Prowadź.

— MJ — Bonnie pokręciła głową.

— W ten sposób wiecie, że Elena jest bezpieczna.

    Gdy we trójkę weszli do grobowca, MJ zaczęła układać w głowie mapę.

    Długi tunel do pomieszczenia, z którego są dwa korytarze prowadzące do dwóch kolejnych pomieszczeń, jeden po lewej i jeden po prawej. Damon przeszukiwał każdą twarz w poszukiwaniu Katherine, o której MJ widziała, że wyglądała dokładnie, jak Elena, na podstawie zdjęcia, które wysłał jej Stefan.

    MJ trzymała język za zębami, mówiąc, jak dziwne to było.

    Ściany były z szarego kamienia, suche, trochę popękane. Na podłodze leżał kurz i drobne odpryski na rogach, skąd wampiry prawdopodobnie próbowały się wydostać na zewnątrz, zanim straciły siły.

    MJ spojrzała na twarze i pomyślała, co mogłaby zrobić, gdyby byłą jedną z nich. Wampiry mogły żywić się innymi wampirami, ale wolały ludzką i świeżą krew. Nie wiedziała, jak długo mogłoby trwać wzajemne karmienie się. I nie wiedziała też, czy krew po kilku dniach nie będzie już zbyt stara i martwa, by utrzymać ich przy życiu?

    Nie wiedziała też, czy grupa była po prostu zbyt głupia, żeby wypróbować ten pomysł, czy też stanowili zbyt silną społeczność, żeby ryzykować zabijaniem siebie nawzajem.

    Miały być trzydzieści trzy ciała.

    MJ liczyła przyglądając się, a ciała podzielono i zrzucono na ziemię.

    Może wszyscy byli zwerbenowani, żeby pić z siebie na wzajem.

    MJ zaczęła słyszeć głosy i zamarła.

    Stała sama w jednym z pomieszczeń, wokół niej było jedenaście wampirów, podczas gdy Damon najpierw przeszukał twarze w środkowym pomieszczeniu. MJ pobiegła do wyjścia z pomieszczenia i położyła ręce na ścianie.

— Dobrze zauważone — Damonowi to nie przeszkadzało.

— Głosy? — zapytała ją Elena.

— Okej, więc ty też je słyszysz...uh — MJ poczuła, że przyspiesza jej tętno.

    Nope.

    Nie.

    Wiedziała, że najgorszą rzeczą, jaką może zrobić stojąc w grobowcu pełnym głodnych wampirów, jest wpadnięcie w panikę lub przestraszenie się. Nie chciała, żeby jej serce biło głośniej.

— Nie - okej — oddychała — Próbują dotrzeć do twojego umysłu, ignoruj je.

— Co? — Elena spojrzała na wszystkie szare i słabe ciała.

— Przymus wampiryczny jest równoznaczny z kontrolą umysłu, dlatego wampiry mają niewielką władzę nad umysłem, gdy są słabe, mogą wyciągnąć rękę, a jeśli jest ktoś, czyja głowa również wyciąga rękę lub jest po prostu łatwo dostępna, mogą manipulować nimi, aby robiły głupie rzeczy — MJ mówiła szybko, wymawiając wszystko — Ignoruj to.

    Elena spojrzała na tunel, którym zeszli.

    Zauważyła, jak bardzo MJ się wierci i zrozumiała, że nie jest to tak samo żywiołowe zachowanie, jak MJ na zajęciach, ani to, jak się poruszała, gdy coś wyjaśniała. Nie było to podniecające i nerwowe, nie, oczy MJ biegały dookoła, zaglądając w każdy mroczny kąt.

— Możesz? — zapytała ją Elena.

— Tak.

    "Kłamczucha"

    Było tak, jakby ktoś oddychał jej na kark i trzymał ją w miejscu.

    Lód spadał na tył jej koszulki, zimny, martwy język.

    Nikogo tam nie było. Wiedziała, że za nią nikogo nie ma. Wiedziała to.

— Gdzie ona jest! — Damon krzyknął, rzucając ciało na ziemię i pędząc do następnego korytarza.

— Damon! — Elena krzyknęła za nim, ale nie poszła za nim.

    Spojrzała na zamrożoną MJ i pobiegła do drzwi, ale zatrzymała się, gdy powietrze zawirowało wokół ich dwóch.

— MJ..proszę powiedz, że to byłaś ty?

— To nie jest prawdziwe — MJ przyłapała się na tym, że mówi głośno — Nic z tego nie jest prawdziwe.

— MJ?

— To tylko wampir próbuje cię złamać, jesteś od niego silniejsza — MJ zamknęła oczy i zaczęła rysować paznokciami runy ochronne wzdłuż ramienia.

    Wtedy wpadała w panikę, zdając sobie sprawę, że jeśli podrapie, a właściwie przebije skórę, może ich przebudzić. Zaczęła pilnie przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu długopisu.

    Nigdy nie rozstawała się z długopisem.

    Potrzebowała długopisu.

— Damon? — Elena znowu zawołała — Damon!

    MJ zaczęła rysować na ramieniu, powoli otwierając oczy i pozwalając, aby ciepłe światło pojawiło się w znaku na środku jej dłoni. Światło przewodnie.

    Paliło ją w głowie, punkty, które musiała rozproszyć mrugnięciem, a gdy zobaczyła szare usta wampira u swoich stóp, jej świat się rozciągnął.

    Było gorąco, lepko.

    Jej ubranie było zniszczone, podarte i pokryte krwią ludzi leżących na ziemi za nią.

    Łzy spływały po jej twarzy i nie mogła oddychać.

     MJ otrząsnęła się z tego, uderzając pięścią w ścianę.

    Nie.

    Ona by tego nie zrobiła.

    Retrospekcje już minęły, stres i poczucie winy doprowadzające ją do szaleństwa.

    Elena weszła do środka grobowca, by jeszcze trochę pokrzyczeć na Damona, po czym pobiegła do tunelu, zamierzając wrócić do Bonnie, ale potykając się o jednego z zmumifikowanych wampirów.

    Oczy się tworzyły, a Elena krzyknęła.

    Krzyczała. Dała temu wszystkiemu upust.

    Całe jej ciało się trzęsło, kości były gotowe do złamania. Ale krzyk nie wychodził tak po prostu. Uderzał w każdą powierzchnię, odbijając się echem od ścian, które się rozpadały. W jej bębenkach rozbrzmiewał dźwięk jej własnego strachu.

    Gdy MJ uderzyła o ziemię, poczuła, że jej kolana się łamią, i zalała ją fala mdłości.

    Upadła do przodu, zarysowując łokcie, a potem zwymiotowała.

    Nie. Nie, nie, nie.

    Ona tego nie zniosła.

    Elena poderwała się na nogi i wpadła na Annę. To trochę odwróciło MJ do tyłu. Elena była potencjalnym źródłem krwi, więc MJ wyszła z drugiego pomieszczenia, aby bronić swoją przyjaciółkę przed wampirzycą.

— Mówiłam ci, żebyś trzymała się z daleka — jej głos był niski.

— Biorąc pod uwagę, jak głośno bije ci teraz serce, nie próbowałabym cię zastraszać — Anna odwróciła się do niej plecami.

    Duży błąd.

    Świeciła światłem w oczy Eleny.

— Musisz mieć do tego smak — skomentowała Anna — Krzyczysz i wrzeszczysz, a nawet próbujesz uciec, ale potem po prostu do tego wracasz.

    Elena spojrzała przez ramię Anny, spotykając wzrok MJ, ale nie potrafiła stwierdzić, czy czarownica była gotowa ją chronić. Na szczęście Anna zdała sobie sprawę, że wampir, o którego potknęła się Elena, był dokładnie tym, kogo szukała, odwróciła się do nich plecami, uklęknęła przy jego boku i pogłaskała ją po ramieniu.

— Mamo.

    Gdy nie otrzymała odpowiedzi, Anna wysunęła kły i zwróciła się do Eleny.

— Twój chłopak to zrobił, wiesz.

— Jego ojciec to zrobił.

    Anna wstała — I Johnathan Gilbert.

    Oh, nie.

— Dokonałam wyboru dawno temu. To krew Gilberta przywróciła ją do życia. Miałam Jeremyego gotowego do wyjścia, ale...

    Trzymała nadgarstek Eleny w swojej dłoni i ugryzła.

    Ogień.

    Ogień był wszędzie. Każde ciało było spalone.

— MiMi! — głos rozległ się w okolicy, rozglądała się po ruinach.

    Gruzy, ciała, krew i ogień.

    Elena znowu krzyczała.

— Cree Le Feu.

    MJ wyciągnęła rękę w stronę grobowca, w którym się znajdowała, a każdy wampir zaczął płonąć, otwierając oczy i wydając ostatnie tchnienie, by krzyczeć.

— Było trzydzieści trzy wampiry, teraz zostało dwadzieścia dwa — jej twarz była nieruchoma — Wlewasz krew do ust swojej matki, a są następne pomieszczenia.

    Anna puściła Elenę, ale się nie wycofała — Dlaczego myślisz, że mnie to obchodzi?

— Zatem, w porządku — umysł MJ był bardzo jasny.

    Była zła i wyszła z grobowca żywa.

    Wyciągnęła Elenę żywą z grobowca.

    Złapała najbliższego wampira, tego, który wyschnął na stojąco, jej ręka zrobiła się czerwona, gdy krzyknął. Podniosła lewą rękę, dwa górne palce wskazujące na Annę, dwa dolne prostopadłe, a kciuk skierowany do góry.

— To ją obudzisz — zmarszczyła brwi, a Anna krzyknęła z bólu, jej stopa rzuciła się do przodu — Eleno. Uciekaj.

— MJ?

— Uciekaj.

    Zrobiła, jak jej kazano, wpadając na Stefana - idiotę.

    Tego pieprzonego idiotę.

    Nie mógłby odejść, dopóki Bonnie i Sheila nie złamią pieczęci.

    To nie był ideał.

    Zupełnie. Nie.

    Stefan spojrzał na to, co robiła MJ, wepchnęła Elenę do tunelu prowadzącego do wyjścia, po czym on spojrzał w oczy swojej przyjaciółce.

    Anna poruszała się, jak zardzewiała marionetka, kończyny gwałtownie ciągnęły ją w stronę matki, podczas gdy ona próbowała się bronić. MJ poruszyła wystającą dłonią, używając całej magii, którą wyciągnęła od wampira, by utrzymać ją w uścisku.

    Pot spływał jej po czole.

    Paliła się i brakowało jej powietrza.

    Ostateczne pchnięcie całkowicie przytłoczyło Annę, przyciskając jej szyję do matki i pozwalając jej z niej pić.

    MJ ją wypuściła,  nawiązano drugi kontakt.

    Kropla wystarczyłaby, aby obudzić kobietę, ale nie na tyle, aby pozwolić obezwładnić i zabić córkę w żądzy krwi.

    MJ zaczęła kaszleć, zasłaniając usta dłonią i patrząc na krew, gdy się odsunęła. Krew leciała jej z nosa i gardła.

    Zachwiała się i zaczęła upadać, ale Stefan ją złapał, podtrzymał i rozejrzał się po płonących ciałach. Część wypełniała grobowiec, ale ogień nie rozprzestrzeniał się na inne pomieszczenia.

— Ty idioto — MJ złapała oddech.

    Jej wzrok był, jak kiepski aparat, rozmazujący się i ustawiający ostrość co kilka sekund, źle reagujący na światło wokół nich.

— Słyszałem krzyk Eleny.

— Boże, bohaterze, byłam z nią! — prychnęła, a krew napłynęła jej do gardła — Nie możesz wyjść.

— Słyszałem bicie twojego serca — usprawiedliwiał się — Brzmiało ono tak, jakbyś miała zaraz dostać zawału serca.

— Dostałam? — mruknęła, odchylając lekko głowę do tyłu.

— Wyglądasz, jakbyś była wpół żywa...Co to było za zaklęcie?

— Nawet się oto nie martw — rzuciła ostatnie spojrzenie na jedenaście spalonych wampirów wokół niej.

    Na grobowcu znajdował się symbol. Symbol, który pękł, dolna połowa spadła i uderzyła w głowę jednego z niedawno zbiegłych wampirów.

    Ironia.

    Wampiry uwięzione w ich własnej tajnej kryjówce, w końcu manipulujące kimś, kto je wypuścił, popełniające błąd polegający na żywieniu się syfonem Floare, który właśnie wyszedł na spacer, aby znaleźć trochę spokoju ducha.

    Popełnili błąd i zostali za to obróceni w popiół.

    Stosy popiołu pokrywające jej dłonie, przyklejające się do krwi. Krew, która była na podłodze, próbowała zetrzeć łzami.

    Nie mogła oddychać, nie mogła się ruszyć.

    Czuła się, jakby umierała.

— MJ! — Stefan nią potrząsnął — MJ! Otwórz oczy! Słyszysz mnie? Otwórz je.

— Co zrobiłeś?!

    Ryk Damon obudził ją i sprawił, że zwymiotowała na całą podłogę.

— Powiedziałeś, że i tak to zrobisz! — Stefan bronił się od ognia, podczas gdy MJ wycierała usta, wciąż nie mogąc samodzielnie stanąć — Gdzie jest Katherine?

    Damon uderzył ręką w ścianę i zaczął ją kopać.

— Damon!

— Nie ma jej tutaj!

— Damon?

— Nie ma jej tutaj!

— Damon?

— Nie. Ma. Jej. Tutaj — z każdym słowem wpadał w coraz większą złość, wciąż trzymając w ręku worek z krwią i działając jak piłeczka antystresowa, podczas gdy wokół jego oczu pojawiały się czarne żyły.

— Co?

— Powiedziałem — rzucił worek na podłogę, a MJ krzyknęła. Rozprysło się wszędzie — Nie ma jej tutaj!

— Damon! Co do cholery! — MJ odepchnęła Stefan, upadając na kolana i próbując ponownie wznowić zaklęcie ognia — Cree...

    Jej głowa uderzyła o ziemię.


































































































  MJ z trudem obudziła się na zewnątrz grobowca.

    Sheila zajmowała się jej głową, Stefan siedział obok niej, a Bonnie obejmowała ramieniem Elenę. Damon?

    Damon nigdzie nie było widać.

— Co...— jej głos się załamał, a Sheila podała jej butelkę wody, którą piła wcześniej — wypiła — Co się stało?

— Powiedziałabym, że o jedno zaklęcie za dużo.

— A wampiry?

— Pieczęć jest z powrotem — obiecała jej Sheila — Tylko tej dziewczynie i jej matce udało się wyjść z tego cało.

— Jesteś pewna?

— Tak.

    MJ powoli usiadła — Krew. Damon zostawił tam krew, Elena.... nadgarstek Eleny krwawił, ja, ja, moja głowa, mój nos...

    Jej tętno zaczęło wzrastać.

— Oni się obudzą.

— To nie ma znaczenia. Żaden wampir nie wyjdzie — ręka Sheili spoczywała na jej ramieniu, co dawało jej lekkie poczucie komfortu.

    Sprawiło, że chciała wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

    MJ skinęła głową.

— Wracamy do domu — Sheila wskazała na dziewczyny — Chcesz iść z nami?

— Potrzebuję minuty...i własnego łóżka.

    Sheila to uszanowała i zostawiła MJ ze Stefanem.

    Położyła głowę w dłoniach i pocierała czoło, próbując w ten sposób zatrzymać dzwonienie w uszach. Słyszała, jak muzyka z imprezy wciąż leciała. Ludzie skandujący "dyszenie" i wiwatujący. Oparła brodę na dłoniach, wzięła oddech, po czym spojrzała na Stefana, wciąż pochylającego się do przodu.

— Kogo wyssałam?

— Co masz na myśli? — nie był dobrym kłamcą.

— Kiedy zemdlałam — MJ mówiła wolno — Kiedy nie mam już magii, budzę się dopiero po tym, jak kogoś wysysam, albo budzę się i prawie się nie ruszam.

—...Mnie.

— Ciebie?

— Mnie — potarł swój nadgarstek.

— Oh — odwróciła od niego wzrok — Przepraszam.

— Nie przepraszaj — przesunął się trochę bliżej niej — Uratowałaś tam Elenę.

— Spanikowałam, jak małe dziecko.

    Stefan położył rękę na jej ramieniu — MJ, podpaliłaś jedenaście wampirów. Wyciągnęłaś stamtąd Elenę - i - i cóż, nawet nie wiem, co zrobiłaś Annie.

    MJ nie odpowiedziała.

— Trochę mnie przestraszyłaś...

— To jest - to jest po prostu coś, co udało mi się zrobić — ponownie zakryła swoje oczy — Magia to siła woli i emocje,  moje emocje były wszędzie, ale nie mogłam pozwolić, aby Elena została zraniona, co oznaczało, że mogłam pokonać Anne na kilka sekund.

— Kontrolowałaś ją — Stefan skupił się na jej twarzy — I nie w stylu "wycofaj się", tylko w stylu "naprawdę zmusiłaś ją do zrobienia czegoś".

    MJ wzięła kolejny długi łyk, kończąc wodę.

— Czy to była czarna magia?

    Pokręciła głową — Nie. Magia Floare.

— Magia Floare?

— Floare specjalizuje się w magii natury, uzdrawianiu i duchach,  ale ludzki duch jest ich duszą, a dusza jest związana z umysłem.

— Więc, użyłaś swojego umysłu, żeby przytłoczyć jej umysł?

— Ona jest...ty jesteś - wampirem — MJ chciała być ostrożna ze swoim wyjaśnieniem — Ciało jest martwe, twój duch, nie. Jeśli mogę wejść ci do głowy, a ty jesteś słabym wampirem, to jesteś mój. Ciało jest tak odporne, jak lalka.

    Stefan wciąż nie odrywał ręki od jej ramienia, mimo że w jej głosie słychać było rzeczowy ton. Mimo, że trochę przerażała go myśl o tym, do czego zdolna jest MJ.

— Te wampiry nie wyjdą — jego głos był miękki.

    Śmiała się fałszywie — Nawet nie wiesz, dlaczego jestem tak zdenerwowana.

— Nie musisz mi mówić.

    To ją zaskoczyło.

— Musisz tylko wiedzieć, że jesteś bezpieczna.

    Oprócz tego, nie była.

    Nadal mogła słyszeć wampiry.

    Mogła ich słyszeć głośniej, niż kiedykolwiek. Złych i krzyczących. Tak wiele z nich pełnych wściekłości i zdesperowanych pragnieniem jej krwi.

— Ile wyssałam?

— Trzymałaś się przed dobre kilka minut.

    Dobrze. To wiele znaczyło.

    Usiadła i lekko skrzyżowała ramiona, na tyle aby móc spleść kciuki i palce do tyłu, przyciskając je do klatki piersiowej — Papilio lux.

    Gdy ponownie rozłożyła dłonie, wciąż ze złączonymi kciukami, w jej dłoniach pojawiło się ciepłe światło.     

    Złoty motyl, który wzbił się w powietrze, wokół jej głowy, wokół Stefana, a następnie na nocne niebo.

— Co to było? — zapytał Stefan, uśmiechając się lekko, gdy to obserwował.

— Zapewnia chwilowy spokój ducha.

    Przyciągnął ją trochę bliżej, żeby mogła na chwilę odpocząć na nim.

Damy radę dobić 10 gwiazdek?

Rozdział ma : 6800 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top