𝟏𝟑 |↬ 𝐃𝐳𝐢𝐞𝐜𝐢 𝐩𝐨𝐭𝐞̨𝐩𝐢𝐨𝐧𝐲𝐜𝐡

    Dzień MJ zaczął się źle. Opuściła mieszkanie, żeby pójść do pracy, szczęśliwa, że ma wolny weekend, podczas gdy Stefan i Elena zajmowali się Damonem, a potem zauważyła ducha obok Town Square. Ostatnią rzeczą, jaką chciała zrobić MJ, była rozmowa z innym duchem, zwłaszcza że miała inne rzeczy do zrobienia, a konkretnie nauczyciela historii, którego mogła śledzić w sieci, więc trzymała głowę nisko i szła dalej.

    Gdy dotarła do księgarni, Tobias siedział w biurze, zaraz po otwarciu z szerokim uśmiechem na twarzy.

— MJ.

— Dobry — włożyła mu torbę z tyłu.

— Jakieś ciekawe zadania do podzielenia się ze mną dzisiaj?

— Projekt historii osobistej faktycznie — MJ wzięła dzbanek z kawą, którą zawsze parzył — Mamy czas do przerwy zimowej, aby wykonać projekt badawczy oparty na kulturze lub wydarzeniu związanym z historią rodziny.

    Skinął głową — Większość ludzi będzie wtedy żyła w czasach wojny secesyjnej?

— Taa — uśmiechnęła się do siebie — Założyli, że to był podstępny sposób szkoły, aby zrobić coś dla wydarzenia założycielskiego.

    Kliknął zębami — Możesz mieć rację - na czym zamierzasz się skupić?

— Myślę o historii rodziny mojej mamy. Zrobię coś na temat historii kultur podróżniczych, zobaczę jak ewoluowały do tego, czym są dzisiaj.

— Jesteś spokrewniona z cyganami? — uniósł brew.

— Bardzo daleko — była ogromna różnica między ludzkimi wędrowcami, a czarownicami — Pomyślałam, że byłoby to ciekawe i dałoby panu Saltzmanowi chwilę wytchnienia od Mystic Falls.

    Zaśmiał się — Jeśli jest to dzień, w który jest mniej klientów, możesz swobodnie korzystać z komputera kasowego.

— Dziękuję — uśmiechnęła się promiennie, wzięła kubek kawy i poszła prosto do biurka.

    Tobias otwierał sklep, zamykał go i od czasu do czasu wpadał w ciągu dnia, jeśli było coś do zrobienia w zarządzaniu, ale poza tym zostawiał MJ i wszystkich innych, którzy byli na zmianie, swoje rzeczy, a MJ go za to uwielbiała. Był jednym z najbardziej wyczilowanych szefów, jakich kiedykolwiek miała.

    Tak naprawdę nie odrabiała pracy domowej z historii na komputerze.

    Otworzyła kilka stron z materiałami do odrobienia pracy domowej, potem otworzyła kartę incognito i zaczęła szukać informacji o swoim potencjalnym nauczycielu historii, łowcy wampirów.

    Miał ukryty kołek w biurku.

    A jego szuflada pachniała czymś, co ona rozpoznawała, co oznaczało, że pachniała ziołem i chociaż Damon użył na nim perswazji, by zapomniał o tym, że widział ich z martwym wampirem, gdyby był prawdziwym łowcą wampirów, wziąłby werbenę i byłby na tyle mądry, by udawać przymus, gdy stawał twarzą w twarz z wampirem w nieodpowiednim momencie.

    Ale, kiedy nadeszła pora lunchu, była prawie pewna, że dowiedziała się o nim wszystkiego, co mogła, w internecie, przynajmniej legalnie. Zawsze mogłaby kręcić się po komisariacie policji, gdyby ten nerwus się nie zamknął. Zmuszona była przestać rozważać ten pomysł, gdy pojawił się Tyler, umawiając się na lunch podczas porównywania zadań domowych z matematyki i chemii.

    Jedli na trawie naprzeciwko sklepu, a on pozwolił jej się rozwodzić, widząc ekran komputera, zanim zamknęła kartę wyszukiwania.

— Powiedział nam, że jego rodzina przeprowadziła się do Teksasu, ale on dorastał w Bostonie — MJ wyjaśniła, czytając chemię Tylera — A udało mi się dowiedzieć, że studiował na uniwersytecie Duke i że w lokalnych wiadomościach ukazał się o nim artykuł.

    Tyler ożywił się po usłyszeniu tej informacji.

— Wdał się w bójkę z kilkoma kolesiami i został aresztowany.

— Więc, będziesz całkowicie szaloną stalkerką — Tyler skinął głową.

— To nie jest szalony stalking, ten facet po prostu daje mi dziwny vibe — próbowała to uzasadnić — Jakby coś ukrywał.

— Jesteś pewna, że to nie zauroczenie?

— Jestem pewna.

— Nie oceniam, jeśli podobają ci się starsi faceci — drażnił się z nią, a ona się krztusiła.

— Nie, on ciągle zadaje mi pytania i chcę wiedzieć, z kim mam do czynienia.

— Może jesteś w jego typie.

    Posłała mu spojrzenie.

— Albo może po prostu o ciebie dba — Tyler powiedział ostrożnie — On uważa, że to dziwne, że twoich rodziców nie ma w pobliżu.

    MJ odsunęła się odrobinkę — Nikomu nie powiedziałeś, gdzie mieszkam, prawda?

— Mówiłem ci, że tego nie zrobię.

— Tylko się upewniam.

— Ale — stuknął w pracę, gdy ona mu ją oddała — Czy to nie jest trochę dziwne?

— Może — skupiła się na jedzeniu, odpychając brzęczenie z tyłu głowy — Ale tak było zawsze.

    Tyler obejrzał ją od stóp do głów — Wyglądasz na naprawdę spiętą.

— Yep — jej kciuk stukał, gdy starała się nie odwrócić.

— Jak to możliwe?

    Grobowiec wampirów.

    Damon Salvatore.

    Potencjalny nauczyciel historii, łowcą wampirów.

    Fakt, że była całkiem pewna, że stoi za nią duch.

— Przygotowanie do testu SAT — technicznie rzecz biorąc, to było kłamstwo.

— Zamierzasz je wkrótce zdać?

— Pierwszy zestaw w grudniu, drugi na początku maja.

— Czy nie zarabiasz już w tej chwili około pięćdziesięciu milionów?

— Trochę - ale jest okej — była osobą wielozadaniową.

    Gdyby nie była zajęta, byłaby bardziej zestresowana.

— Caroline i ja musimy rozpocząć inicjatywę Go Green, wieczór artystyczny jest w drodze, moje oceny są idealne, przygotowania do SAT idą dobrze, a Elliot i ja planujemy wielką zbiórkę funduszy, co będzie świetną zabawą...To dużo, ale to dobre "to dużo".

— Twoje życie mnie stresuje — skinął głową i zrobił minę.

— To nic — powoli przegrywała walkę woli ze sobą, gdy fala zalewała jej plecy — Szkoła jest do opanowania, to...

    Zimny oddech na jej szyi.

— To...

    Dreszcz, gdy duch przeszedł przez nią, aby zwrócić jej uwagę.

— MJ? — Tyler na nią spojrzał — Wszystko okej?

— Taa — zacisnęła zęby i spojrzała na osobę, której Tyler nie mógł zobaczyć.

MJ — powtórzył duch, uważnie przyglądając się Tylerowi. 

— Muszę iść — MJ zaczęła pakować swoje jedzenie.

—  Masz jeszcze jakieś dziesięć minut do końca przerwy — wskazał.

— Wiem, ale źle się czuję zostawiając tam Ines samą.

— To mała księgarnia w mieście, nie jest aż tak przepełniona klientami.

— Taa, ale ona jest stara, czuje się samotna — chwyciła resztę swoich prac domowych.

M — kobieta powtarzała dźwięki — J.

    Wyglądało to tak, jakby uczyła się mówić.

— Czy coś powiedziałem? — Tyler zrobił minę.

— Nie, nie — zapewniła go, przenosząc wzrok z niego na ghula, a jej uśmiech stał się bardzo wymuszony, a ton głosu mimowolnie ostry — Po prostu nigdy nie miałeś pracy - nie rozumiałbyś tego, jak społeczność, zabawna strona tego wszystkiego, do której naprawdę muszę wrócić.

    Na te słowa skrzyżował ramiona, zmrużył oczy i podniósł obronę. Udało jej się nacisnąć przycisk, nie mając takiego zamiaru. Skąd miała wiedzieć, że wcześniej nie rozmawiał zbyt dobrze z Mattem i Vicki na tego typu tematy?

    Wpadła z powrotem, szczęśliwa widząc Ines obsługującą kasę, co oznaczało, że mogła chodzić po sklepie, porządkując półki, podczas gdy duch próbował zwrócić jej uwagę.

— Chłopak powiedział, że masz na imię MJ — jej głos był łagodny i uprzejmy.

— Bo mam.

— Moje to Marianna Lockwood.

    MJ zamarła.

    Naprawdę przyjrzała się kobiecie, ciemnobrązowe, kręcone włosy i ułożone tak, aby pasowały do czarnego żałobnego kapelusza na jej głowie. Była również ubrana na czarno. Aksamitna marynarka, ściśle zapięta na białej koszuli, z małym złotym dodatkiem spinającym górne kołnierzyki.

    Jej duże, ciepłe brązowe oczy były zbyt przyjazne, co sprawiło, że MJ ugięła się i pozwoliła sobie na rozmowę z nią, gdy przemieszczała się między regałami.

— Cóż, Marianno ten chłopak był twoim dalekim krewnym.

— Jest — ożywiła się i spojrzała w stronę okna, żeby sprawdzić, czy on nadal tam jest.

— Yep, Tyler Lockwood.

— Miło to wiedzieć — jej uśmiech stał się trochę smutny.

    MJ nienawidziła, gdy duch był miły. Czuła się jeszcze bardziej winna, gdy nie miała środków, aby im pomóc, lub musiała ich odesłać. Nienawidziła też, kiedy byli zbyt podli. Podłe duchy były garstką tych, którzy dokładnie wiedzieli, jak zajść jej za skórę.

    Ona po prostu nienawidziła tego, że zmarli przypadkowo pojawiali się w jej życiu.

— Część mnie martwiła się, że moja linia rodzinna zostanie usunięta w taki sam sposób, w jaki ja zostałam.

— Um — MJ znała ten schemat — Więc, jak umarłaś?

    Mariana przyglądała się jej uważnie, podążając za lekkimi krokami MJ po sklepie i obserwując, jak przekłada rzeczy na właściwe półki, układając je alfabetycznie.

— Naprawdę chcesz to wiedzieć?

— Taa?

    Nie, ale to był najszybszy sposób, żeby się dowiedzieć, czy będzie musiała coś zrobić.

    Tak długo nie natknęła się na żadnego ducha, a potem zobaczyła dwa w odstępie kilku dni. To nie było w porządku. Nie uprawiała żadnej magii, która uzasadniałaby nawiedzanie, a ponieważ jej brat nie praktykował magii, nie było to spowodowane żądnymi więzami magii krwi Floare.

  Coś, czego nauczyła się przez lata, kiedy wykonywała potężne zaklęcia specjalistyczne Floare, że nie powinna używać swojego brata, zawsze to czuła.

— Cóż, to był wampir - zakładam, że wierzysz w takie rzeczy, skoro rozmawiasz z duchami?

    Cudownie.

— Odbył się pogrzeb Zachariaha Salvatorea...jego dalecy kuzyni przyjechali na uroczystość do miasta i to był jeden z nich — zatrzymała się, żeby pomyśleć — Myślę, że miał na imię Stefan.

— Elegant — MJ westchnęła — Małe zastrzeżenie, jeśli chcesz się na nim zemścić, a nie na dziewczynie, której szukasz...

— Nie, nie! — Marianna brzmiała na przerażoną — Czego mogę się po tobie spodziewać?

    MJ zamrugała — Nie chcesz zemsty?

— Ledwo cię znam!

    MJ trochę wyluzowała.

— Zemsta to śmieszny pomysł - ja po prostu...nawet nie wiem, czego chcę — Marianna zaczęła rozglądać się po sklepie.

— Po prostu dryfujesz od chwili śmierci? — zapytała ostrożnie MJ.

— Nie wydaje mi się.

    MJ nigdy wcześniej nie pytała, gdzie są duchy — Co widziałaś?

— Migotanie — jej głos był cichy — Kiedy umarłam po raz pierwszy, było wyraźniejsze.

    MJ pozostała cicho.

— Mogłam zobaczyć moją przyjaciółkę, Samanthę. Widziałam członków rodziny, którzy mnie pamiętali, ale to powoli zanikało.

— I ty też?

— W pewnym sensie — próbowała dotknąć półek — Uwielbiałam bibliotekę w domu.

    MJ próbowała pomyśleć o tej informacji.

— W miarę, gdy ludzie, którzy mnie kochali odchodzili, zaczęłam widzieć coraz mniej.

— Zostałaś zapomniana, ale nie zaznałaś spokoju — MJ zdała sobie sprawę — Byłaś sama...myślałam, że ludzkie dusze szybko odchodzą - czy uruchomiłaś swój gen?

— Mój gen?

   MJ zrozumiała to jako "nie" — Nie martw się tym, um, no cóż, teraz jest rok 2009 i początek drugiego tygodnia grudnia.

— Dwa tysiące dziewiąty — mówiła z pewnym zdziwieniem w głosie — Czas świąteczny?

— Taa — MJ uśmiechnęła się życzliwie.

— Boże — lekko się zaśmiała — Samantha i ja świetnie się bawiłyśmy organizując akcje ulicznego zapalania świec.

— Co? — MJ uniosła brwi.

— Odbędzie się spotkanie na Town Square — było tak, jakby Marianna trochę ożyła, gdy jej twarz się rozjaśniła — Małe stoiska z jedzeniem i gorącymi napojami, a wszyscy właściciele sklepów dekorowali fronty swoich sklepów i każdy zapalał świeczkę i umieszczał ją w oznaczonych miejscach, aby rozświetlały ulice.

— Brzmi pięknie.

— Bo było — oparła się o regał z książkami, a jej sukienka lub spódnica, kołysały się — Wszystkie te małe światełka biegnące przez miasto, aby utrzymać demony z daleka.

— Co powiesz na — Porozmawiam z Carol Lockwood - ona zajmuje się takimi sprawami i angażuje się w ceremonię zapalania świateł w mieście za półtora tygodnia, a ja znajdę sposób, żeby wpleść w nią świece dla ciebie.

    Marianna się wyprostowała — Dlaczego?

— Bo wtedy być może zobaczysz ulice jaśniejące po raz ostatni i może odnajdziesz spokój.

— Czy spokój naprawdę istnieje? Czy po prostu zostaniemy zapomniani.

— Ja...lubię myśleć, że spokój jest gdzieś tam — naprawdę miała taką nadzieję.

    Chciała kiedyś odnaleźć spokój, ale dla niej spokój oznaczał raczej upewnianie się, że nigdy więcej nie znajdzie się w pobliżu pewnych miejsc.

— I byłabyś szczęśliwa mogąc to dla mnie zrobić?

— Oczywiście — MJ skinęła głową, podobały jej się te małe, nieskrępowane przemocą prośby.

— MJ — zawołał ją głos Ines.

— Yep? — wychyliła głowę, żeby spojrzeć na kasę.

— Zrobię sobie pięciominutową przerwę?

— Śmiało — pokazała jej kciuk do góry, po czym spojrzała na Mariannę.

    Odeszła.

    MJ uśmiechnęła się wracając do kasy, gdy klient wszedł do sklepu, dodając świąteczne świece do swojej listy rzeczy do zrobienia.

    Po zakończeniu zmiany udała się do ośrodka rekreacyjnego, kierując się do studia tańca, aby przećwiczyć zbiór pozycji jogi. Joga pomagała jej zachować elastyczność, wzmocniła rdzeń i pomogła jej się odprężyć.

    Rozmowa z Marianną sprawiła, że na chwilę zapomniała o wszystkich swoich problemach, ale potem wróciła do trybu badawczego i zaczęła myśleć o misji Damona, polegającej na ponownym otwarciu grobowca.

    Skupiła się na swoim korpusie i sile ramion, zastanawiając się, w jaki sposób może utrzymać swoje ciało w górze i jak długo, a Damon skupiał się na otwarciu grobowca pełnego głodnych i mściwych wampirów.

    Grobowiec.

    Myślenie o wściekłym, morderczym wampirze próbującym uwolnić grobowiec wampirów nie pomagało jej obniżyć poziomu stresu.

    Chociaż Stefan wyjaśnił, że tak naprawdę nie zamierza pomagać Damonowi w otwieraniu grobowca, MJ się to nie podobało. Nie ufała Damonowi, że ich nie rozgryzie, nie zwątpi w ich pomoc, albo że jakoś ich oszuka i uwolni wszystkie wampiry - a MJ nie mogła na to pozwolić. Ledwo mogła znieść myśl o przerażającym podziemnym sklepie wampirów, chodzenie po nim wiedząc, że są wolni, mogłoby ją zabić.

    Mówiąc o Stefanie, jej joga została przerwana przez telefon od niego.

— Digame — wiedziała, że dla osób nie mówiących po hiszpańsku zwroty po hiszpańsku mogą wydawać się nieco dziwne, ale była to drobnostka, którą lubiła robić i był to nawyk, który wyrobiła sobie mieszkając w Nowym Yorku z ludźmi mówiącymi po hiszpańsku.

— Musimy odebrać dziennik panu Saltzmanowi.

— Okej.

— Jest w liceum i musimy zrobić to teraz.

    Gdy Stefan przyznał się do fałszywej umowy z Damonem, MJ przyznała się do kłamstwa na temat pana Saltzmana, który miał zwrócić dziennik Jeremyemu. Nie chciała ujawniać go Damonowi jako potencjalnego problemu, dopóki sama go nie rozgryzie.

— Spotkamy się tam.

    Rozłączył się, a ona pobiegła się przebrać się ze stroju sportowego i do liceum.

    Uwielbiała nocą wychodzić na korytarze, czuła się wtedy jak super fajna nastoletnia buntowniczka, która zaraz zacznie malować sprejem ściany. Naprawdę miała ochotę malować po ścianach. Każdy krok wydawał się odbijać echem, a większość świateł była zgaszona, gdy sprawdzała korytarze, zastanawiając się ile światła potrzebuje, by stąpać aby osiągnąć poziom pełnego ninja.

    Podciągnęła się na jedną z szafek, żeby spojrzeć na górę rzędu. Szafka wystawała na tyle daleko, że prawdopodobnie mogłaby ukryć tam kołki, gdyby chciała.

    MJ zeskoczyła z powrotem na podłogę, a następnie powróciła do swojej misji, aby znaleźć swojego nauczyciela historii, słysząc w pobliżu kolejne kroki.

    Nie było go w klasie, a w powietrzu wiał dziwny wiatr, któremu MJ nie ufała. Jakby ktoś się spieszył. Miała nadzieję, że Stefan za chwile się pokaże...

    Odwróciła się prosto w stronę pana Saltzmana trzymającego pistolet pneumatyczny.

    Odruchowo podniosła rękę i rzuciła zaklęcie, ale przypomniała sobie, że to jej nauczyciel historii.

    Ale nadal nie opuściła ręki.

    On też nie opuścił broni.

— Wiesz — mówił powoli, podchodząc do przodu i zmuszając MJ do powrotu do klasy — Nadal nie wiem, kto jest wampirem, a kto nie.

    Nie bała się, że zostanie zraniona, ale trochę się bała, że zostanie zraniona. Ludźmi nie można było rzucać tak, jak wampirami; nie mogła po prostu złamać kości, tak jak robiła to, gdy Damon działał jej na nerwy.

— Cóż — MJ nie spuszczała wzroku z pistoletu pneumatycznego, który trzymał w dłoni — Mogę ci powiedzieć, że jeden jest za tobą.

    Spojrzał, a ona się na niego rzuciła, chwytając go za nadgarstek i odpychając jego ramię, by odsunąć od siebie koniec pistoletu, a następnie drugą ręką wyrwała mu go z dłoni, gdy był rozproszony  i zdezorientowany.

    Był silniejszy od niej, ale stawiając opór, posłał broń na podłogę, podczas gdy Stefan obserwował go z tyłu.

    Nie kłamała, że stoi za nim wampir.

    Gdy pan Saltzman zauważył Stefana, przestał się z nią szarpać i rzucił w jego głowę zapasową drewnianą lotkę.

    Stefan złapał ją z łatwością — Nie powinieneś był tego robić.

    Wampirzą szybkością rzucił się do przodu i pchnął pana Saltzmana na biurko, zmuszając go do podniesienia się i gotowości do walki.

— Spokój — przerwała MJ — Oboje.

    Oparła się o jedno z biurek w pierwszym rzędzie.

— Chciałam, żeby broń zniknęła z drogi, a teraz, kiedy już ją mam, nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy usiedli i odbyli cywilizowaną rozmowę.

    Stefan wskazał głową na siedzenie —  Rozsiądź się.

    Mimo, że wiedziała, że Stefan ma żyłkę rozpruwacza, jego przerażająca osobowość i tak ją zaskoczyła. Jego głos stracił całą łagodność, a jego oczy stały się jak puste dziury. Wiedziała, że będzie udawać "dobrą glinę", czyli policjantkę, która dobrze się bawi, przesłuchując ludzi.

    Pan Saltzman postąpił dobrze i usiadł, chwytając krawędź biurka, gdy MJ podniosła broń i rzuciła ją Stefanowi.

— Co to jest, sprężone powietrze? — zapytał, patrząc na nią.

    Pan Saltzman nie odpowiedział.

— Zrobiłeś to sam?

    Nic.

— Kim ty jesteś? — Stefan zrobił krok bliżej, a pan Saltzman się napiął — Nie zrobię ci krzywdy.

— W tym zdaniu jest Asterix — MJ spojrzała niewinnie w górę.

— Chyba, że spróbujesz tego użyć na mnie.

    MJ się uśmiechnęła i wykonała w jego stronę gest machnięcia ręką — Daj temu człowiekowi trochę przestrzeni do oddychania.

    Klasnęła w dłonie, a Stefan odrzucił jej broń.

    Wyciągnęła rękę, zamknęła jedno oko i wskazała nim na czarną tablicę. Po czym wskazała nią na Stefana, po czym odłożyła ją i spojrzała na swojego nauczyciela.

— Chcemy tylko wiedzieć kim jesteś — miała najprzyjaźniejszy uśmiech, jaki mogła.

— Jestem nauczycielem.

— Zamierzasz to tak rozegrać? — westchnęła — Naprawdę każesz nam to zrobić w trudny sposób?

— Jestem też historykiem — jego głos przyspieszył — I podczas badań nad Wirginią odkryłem kilka rzeczy na temat waszego miasta.

— Więc, pojawiasz się jak Van Helsing? — Stefan pochylił się do przodu i spojrzał mu w oczy — Daj spokój. Powiedz mi prawdę.

— Bierze werbenę, Stef — MJ skojarzyła fakty dopiero, gdy naprawdę się nad tym zastanowiła, ale rozpoznała zapach na tańcach, ponieważ ten sam zapach czuła w swoim małym ogródku przy klatce schodowej — Jego biurko nią śmierdzi.

— Są inne sposoby, żeby dowiedzieć się, czy kłamie — Stefan poklepał się po uszach.

— Moja żona jest parapsychologiem — zaczął mówić — Bada zjawiska paranormalne w tym obszarze. To jej praca mnie tu doprowadziła.

    MJ usiadła ze skrzyżowanymi nogami na biurku i wskazała na niego — Na twojej stronie na Facebooku jest napisane, że jesteś singlem i jest tam nekrolog twojej żony.

    Kliknęła zębami.

— Następnie w doniesieniach gazet z tego rejonu napisano, że jej ciała nigdy nie odnaleziono.

    Stefan spojrzał na nią zaskoczony.

    Wzruszyła ramionami — Idealna średnia ocen. Odrobiłam moją pracę domową.

— Moja żona nie żyje, tak — potwierdził — Zabił ją wampir.

    MJ spojrzała w dół. To było do bani.

    Stefan odebrał to jako sygnał do zadawania pytań — Gdzie jest dziennik Gilberta?

— Czego od niego chcecie?

— Gdzie on jest?

— Na moim biurku.

    Stefan spojrzał za siebie — Nie, nie ma go.

    Pan Saltzman spojrzał, wstał, żeby sprawdzić, czy nie był ukryty pod prześcieradłami z otwartą buzią, gdy nie było nic poza pracą.

— Był na moim biurku.

— Cholera — MJ pociągnęła się za ucho — Powinnam zaufać mojej intuicji.

— Co? — zapytał Stefan.

— Wiedziałam, że jest tu wampir, czułam to, ale założyłam, że to ty.

— Dziewczyna?

— To musi być ona — MJ nie chciała niczego sugerować, ale musiała — Chyba, że jest ich w mieście jeszcze więcej?

— Czy istnieją rywalizujące ze sobą grupy wampirów? — zapytał pan Saltzman — Wy dwoje, a potem ci, o których mówicie?

— Nie jestem wampirem — MJ zmarszczyła nos — Obrzydliwe.

    Pan  Saltzman się zatrzymał — Więc, kim jesteś?

— Łowcą wampirów.

    Stefan nie sprostował jej kłamstwa.

— Prawdziwym.

— Ja jestem prawdziwym — skrzyżował ramiona.

    MJ ponownie uniosła broń — To robi wrażenie, ale widać, że jesteś nowy.

    Wyciągnęła z kieszeni nóż sprężynowy, przez co oboje szeroko otworzyli oczy, aż zaczęła go używać do odkręcania i otwierania pistoletu.

— Czy kiedykolwiek zabiłeś wampira? — kalibrowała mechanizm strzelecki, żeby strzelał szybciej.

— Kto twoim zdaniem zajął się reporterem?

    Stefan podniósł rękę — Zabiłeś Logana?

— Tak.

— Damon zabił Logana — Stefan pokręcił głową.

— Nie, nie zabił.

— Twój brat nie jest bastionem prawdy, Stefanie — MJ odchyliła się do tyłu, nie będąc zaskoczoną tym, że Damon pozwolił mu odejść — To ma sens, jeśli się nad tym zastanowisz.

— Co masz na myśli?

— Nie przemieniłeś Logana, Damon go nie przemienił, stawiam na wampira numer trzy, który ma ten sam cel, co Damon.

—...Damon pozwolił mu odejść, ponieważ Logan powiedział mu coś o grobowcu — Stefan połączył kropki.

— Bingo.

    Stefan ścisnął nos, ugryzł się w wargę i dodał to do listy rzeczy, o których Damon skłamał. Nie było to aż tak wielkim problemem w ogólnym rozrachunku, a poza tym okłamywał też Damona, więc wrócił do omawianej sprawy.

— Od jak dawna o mnie wiesz? — zapytał.

— To było niedawne odkrycie.

— Czy to brak profilu w szkole czy pogodne usposobienie go zdradziły? — MJ uśmiechnęła się słodko do swojego przyjaciela.

Stefan przewrócił oczami — Co możesz wiedzieć o moim profilu szkolnym?

— Wiem, że pani pracująca w biurze robi dość długie przerwy, a ty najwyraźniej sam się tu zmusiłeś — MJ faktycznie wyszła na początku roku, żeby popatrzeć.

— Jeśli jesteś łowcą, to dlaczego on nie jest martwy? — zapytał pan Saltzman.

— Czasami trzeba trochę popracować z "wrogiem".

— A jego brat? — ton był bardzo ostry.

— Poznałeś Damona? — Stefan też to zauważył.

— Kto według ciebie zabił moją żonę?

    Stefan stanął wyprostowany — Jesteś pewien, że to był Damon?

— Byłem tego świadkiem.

— Bardzo mi przykro — MJ bawiła się palcami.

— Jeśli jesteś tutaj po zemstę, to skończy się to dla ciebie bardzo źle — Stefan powiedział wprost.

— Chcę tylko się dowiedzieć, co się stało z moją żoną — wycofał się.

    MJ podniosła palec — Właśnie powiedziałeś...

— Taa — spojrzał w dół i wpuścił powietrze — Widziałem, jak wysysa z niej życie.

    Pauza.

— Musiał mnie usłyszeć. Po prostu...zniknął.

    Interesujące.

    MJ nie mogła oprzeć się myśli, że Damon by go po prostu zabił.

— Tak samo, jak jej ciało i jak już powiedziałaś, nigdy jej nie odnaleziono.

    Stefan i ona wymienili spojrzenia. MJ nie wiedziała, co myślał o tej historii, ale mogła powiedzieć, co myślał o przyszłości.

— Damon nigdy się nie dowie, dlaczego tu jesteś — wyjaśnił Stefan — Zabije cię bez mrugnięcia okiem.

— Potrafię o siebie zadbać.

— Nie, nie potrafisz — Stefan prychnął — Mogę ci pomóc, jeśli mi pozwolisz.

    Zadzwonił jego telefon, spojrzał na osobę dzwoniącą, ale nie odebrał.

— Jak możesz mi pomóc?

— Pozbywamy się Damona — podsumowała MJ. Nie była do końca pewna, jaki był plan  Stefana, ale nie było szans, żeby MJ wypuściła z grobowca więcej niż jednego wampira — Ale potrzebujemy dziennika Jeremyego.

— Dziennika Gilberta?

— Taa, którego teraz brakuje — mruknął Stefan.

— Proszę powiedz mi, że jesteś mądry, panie Saltzman — MJ złożyła ręce.

— Masz na myśli, czy zrobiłem kopię?

    MJ skinęła głową.

— ...Zrobiłem dwie.

— Stefan bierze jedną, ja robię trzecią kopie dla siebie, a ty nadal będziesz miał jedną — MJ zeskoczyła z biurka.

— Jeśli wam ufam.

— Widziałeś nas wczoraj wieczorem stojących nad zwłokami, myślę, że nie masz innego wyjścia, jak nam zaufać — stwierdziła MJ, a Stefan się do niej uśmiechnął.

— Czy ty mi grozisz?

— Nie — MJ pokręciła głową, nie groziła — Stwierdzam fakt. Jesteśmy na granicy stania się zainfekowanym miastem...

— Nie pozwolę, żeby to się stało MJ — zapewnił ją Stefan.

— I myślę, że sprawiasz wrażenie, że pokonanie Damona jest o wiele łatwiejsze niż jest w rzeczywistości.

    Pan Saltzman wstał — Możesz wziąć jedną. Zróbcie to co musicie zrobić.

    Stefan pobiegł, gdy tylko dostał kolejną kopię dziennika, pozostawiając MJ, aby wzięła trzecią od pana Saltzmana. W pokoju ksero, wielokrotnie próbował zadać jej pytanie, ale powstrzymał się tuż przed wypowiedzeniem słów. Ona również postanowiła zostać cicho, aż zaczęło jej burczeć w brzuchu.

    Słońce zachodziło, a ona nie zdążyła jeszcze skończyć lunchu po tym, jak pojawiła się Marianna. Wzięła swoją kopię i przygotowała się do powrotu do domu, by zjeść.

— Czy mogę mieć pytania? — w końcu zdecydował, gdzie chce zacząć.

    Zatrzymała się, żeby pomyśleć nad odpowiedzią na to pytanie.

    Oboje spacerowali po mieście. Ona biegła tam z ośrodka rekreacyjnego, a on mieszkał wystarczająco blisko szkoły, żeby czasami chodzić tam pieszo.

— Tak? — powiedziała ostrożnie — Zależy od pytań.

    Jej żołądek znów zaburczał, więc trzepnęła go w nadziei, że to go uciszy.

— Pytania o zjawiska nadprzyrodzone czy o mnie? — określiła.

— Oba.

— Cóż, nie mogę obiecać, że będziesz miał odpowiedzi na wszystkie pytania, ale pytaj śmiało.

— Czy Stefan naprawdę zamierza zabić swojego brata?

— Wątpię — powiedziała szczerze — Mam na myśli, że gdybym była na jego miejscu, nie sądzę, że kiedykolwiek mogłabym zabić swojego brata.

    Trzecie burczenie.

    Pan Saltzman się zatrzymał — Chcesz coś zjeść?

— Co?

— Nie mogę sobie wyobrazić, żebyś po prostu włóczyła się po mieście po dzisiejszym dniu - mam zbyt wiele pytań, a ty wyraźnie jesteś głodna, więc — wskazał na Grilla po drugiej stronie ulicy.

    Wzruszyła ramionami — Jasne, choć możemy się spotkać z dziwnymi spojrzeniami.

— Poradzę sobie z kilkoma dziwnymi spojrzeniami, jeśli dzięki temu będę mógł zyskać trochę spokoju ducha — uśmiechał się do niej odrobinę zbyt miło, jakby rozpaczliwie szukał nadprzyrodzonego przyjaciela, z którym mógłby porozmawiać i był o jeden napój energetyczny od eksplozji.

    Uśmiechnęła się szeroko — Potrzebuję jedzenia.

    Gdy weszli do Grilla, MJ natychmiast skręciła i dostrzegła budkę, która znajdowała się nieco poza zasięgiem wzroku.

— Wszystko w porządku? — pan Saltzman uniósł brew.

— Yep — MJ spojrzała z powrotem na główny obszar — Zapomniałam, że przyjaciółka poprosiła, aby dziś wieczorem Grill był niedostępny.

    Bonnie umówiła się z chłopakiem, który ukończył szkołę rok wcześniej i pracował w Grillu z Mattem. Caroline chwilowo go obraziła, co doprowadziło do kłótni z Mattem i Bonnie, ale przeprosiła i wycofała się, ponieważ by gorący, a ona nie chciała, żeby którekolwiek z nich było na nią złe.

    MJ wysłała bardzo szybką, subtelną wiadomość do Caroline, która zatrzymała się na kilka dni u swojego ojca, a następnie próbowała zignorować Bonnie. Nie byłaby szpiegiem. Dziwnie się czuła będąc szpiegiem. Zamówili jedzenie, a MJ zaczęła się relaksować.  Nikogo nie było w pobliżu, więc nikt nie mógł podsłuchiwać.

— Tak naprawdę masz siedemnaście lat, prawda? — jego pierwsze pytanie — Nie jesteś jeszcze jakimś tajniakiem?

— Mam siedemnaście lat — skinęła głową.

— A twoi rodzice wiedzą?

    Pomyślała o tym — Tak.

— Co to było?

— Co było, co?

— Sposób, w jaki zdawałaś się w siebie wątpić.

— Próbuję ustalić, czy powinnam ci zaufać — wzruszyła ramionami.

— Dlaczego nie możesz mi zaufać?

    MJ ugryzła się w policzek — Panie Saltzman, jestem siedemnastoletnią kobietą, którą widział pan ostatnio, jak przebijała kołkiem wampira, jak pan myśli skąd się wzięłam?

    Jego twarz stała się nieczytelna.

— Dokładnie.

— Gdzie są twoi rodzice? — jego głos był niski.

— Rozmawiam z moją mamą prawie codziennie.

— A twój tata?

— Rozmawiałabym gdybym mogła.

— Ale, gdzie oni są?

— Nie twoja sprawa.

    Napoje zostały dostarczone, a MJ wzięła długi łyk lemoniady przez słomkę, obserwując, jak on kręci swoim bourbonem. Słodowy bourbon z nutą cytryny i kroplą wody.

— Czy to znak, że mi nie ufasz?

— Dlaczego miałabym ci zaufać? — odparła.

— Dlaczego nieufność jest twoją domyślną wartością?

— Ponieważ nie jestem idiotką.

    Pan Saltzman stanowczo pokręcił głową — Jesteś dzieckiem, a ja twoim nauczycielem. Nie powinnaś czuć się niebezpiecznie w mojej obecności.

— Nie chodzi o to, że czuję się niebezpiecznie, panie Saltzman, ale oto, że nie mam powodu, żeby panu ufać.     

    Kliknął zębami — Mów mi Ric, panie Saltzman brzmi źle, kiedy tak rozmawiamy.

— Dobra, nie sprawiasz, że czuję się niebezpiecznie Ric, po prostu żyję w świecie, w którym istnieją wampiry, więc przepraszam, jeśli moje zaufanie nie jest najlepsze — bawiła się słomką — To się nazywa przetrwanie.

     Zrobili kolejną przerwę, gdy podano jedzenie.

— ...Jesteś bezpieczna?

    MJ mrugnęła dwa razy.

— Jak w porządku, twoi rodzice są rodzicami, prawda? Nie są, no wiesz, po drugiej stronie sytuacji?

— Moja mama nauczyła mnie wszystkiego, co wiem i taa, powiedziałabym, że jestem bezpieczna — zjadła czipsa — I nie, żadno z nich nie jest wampirem.

— W takim razie okej — ugryzł burgera — A praca z wampirami?

— Damon próbował mnie zabić, ja próbowałam zabić jego, teraz jest większy problem.

— A opowiesz mi o tym?

— Zanurzyłeś palec u nogi w nadprzyrodzonym stawie, nie jesteś gotowy, aby rzucić się na głęboką wodę — MJ pokręciła głową, spojrzała na swój talerz i również wzięła kęs burgera.

— A, ty nastolatka, mówisz mi tak?

— Hej, wiem co robię.

— Od jak dawna bawisz się w łowiectwo wampirów?

— Odkąd miałam czternaście lat.

— Czternaście?

— Sytuacja wymagała łowcy, miałam środki i oto jesteśmy.

— Jeśli więc nie ma twoich rodziców, z kim dyrektor rozmawiał w trakcie twojego pierwszego tygodnia nauki? —  obserwował ją i uważał całą jej sytuację za niezwykle dziwną.

— Mój brat — uśmiechnęła się MJ — Ma dwadzieścia jeden lat, technicznie rzecz biorąc, jest moim opiekunem.

    Ryos może nie jest najlepszy w odbieraniu telefonów i odbieraniu połączeń, ale radził sobie ze wszystkimi sprawami administracyjnymi.

— Też jest łowcą wampirów? A jeśli twoja mama nią była?

— Nie jest fanem tego świata. Trzyma się od niego z daleka.

— Ale, tobie pozwala?

— Wie, że potrafię sobie poradzić.

— Gdzie on jest?

— Na innym kontynencie — gdyby mu na to odpowiedziała wprost, zażądałby odpowiedzi na temat jej rodziców — Czwarty rok studiów i uzyskanie doktora medycyny.

    Technicznie rzecz biorąc to nie było kłamstwo. Jego rok szkoleniowy był częścią jego kursu.

— Co oznacza, że tak naprawdę się tobą nie opiekuje.

— Ja się sobą opiekuję.

    Ric pokręcił głową i postukał palcami w stół — To nie jest w porządku.

— Jest w porządku — zapewniła go.

— Właśnie mi powiedziałaś, że brat twojego przyjaciela próbował cię zabić...

— A ja próbowałam zabić jego...

— I to jest okej?

— Ty też próbowałeś go zabić.

— Ja nie mam siedemnastu lat.

    MJ skupiła się na swoim jedzeniu. Nie podobał jej się kierunek, w jakim zmierzała rozmowa. Ric nie znał sytuacji na tyle dobrze, by mieć w niej coś do powiedzenia i wyglądało na to, że będzie próbował zmusić ją do zaprzestania, albo ją zgłosić albo coś, co nie skończy się dobrze.

— Jeśli mieszkasz sama, w jaki sposób płacisz za utrzymanie?

— Mam prace.

—  Liczba mnoga?

— Nauka pływania przez dwie godziny raz w tygodniu i księgarnia w mieście trzy razy w tygodniu, a ponadto mój brat ma konto bankowe przeznaczone na podstawowe koszty utrzymania, na które wpłaca pieniądze odkąd zaczął zarabiać.

    Pomyślał o tym — Płacę za ten posiłek.

— Mogę sobie na to pozwolić.

— Płacę za to.

— Nie musisz...

— Zapłacę, cholera, okej — ze złością sięgnął po swój napój, a ona tylko skinęła głową.

    To był bardzo agresywny, miły gest.

— Okej — skinęła głową.

    Otrzymała wiadomość i postanowiła ją szybko sprawdzić, zakładając, że była od Caroline, ale okazało się, że to nieznany numer.

- Jesteś na randce ze swoim nauczycielem historii ;) Niegrzeczna, niegrzeczna Sabrina.

    MJ rozejrzała się i dostrzegła Damona przy barze oraz Jeremyego z dziewczyną przy stole bilardowym. Damon uniósł brwi dwa razy, po czym machnął do niej z drwiną.

— Możesz dać mi sekundkę?

    Ric był zdezorientowany nagłą zmianą nastawienia.

— Uh, taa.

    MJ już wstawała.

    Ale nie poszła do Damona; poszła do Jeremyego i dziwnej dziewczyny. Tej samej dziewczyny, na którą Tyler zwrócił je j uwagę na tańcach, co oznaczało, że to wampirzyca.

— Cześć! — MJ pochyliła się nad stołem bilardowym tak dramatycznie, jak tylko potrafiła — Jestem MJ.

    Wyciągnęła rękę do dziewczyny, której wzrok szybko skupił się na kimkolwiek innym, tylko nie na niej.

    Dobrze. Wiedziała, że MJ nie jest jakąś ignorantką z miasta,

— Hej MJ — Jeremy uderzył ją kijem bilardowym w bok, co ją rozśmieszyło i sprawiło, że go odtrąciła.

— Pomyślałam, że byłoby niegrzecznie nie powiedzieć "cześć" i zobaczyłam w mieście innego nowicjusza — ona nadal miała wyciągniętą dłoń, a dziewczyna jej nie chwyciła — Jeremy, myślę, że powinieneś oznaczyć swój kij kredą.

    Jeremy spojrzał na górę — Masz rację.

    Poszedł po kredę z pudełka przy sekcji.

    MJ złapała ją za rękę — Nie wiem w co grasz...

    Dziewczyna uderzała MJ własną dłonią w nadgarstek, zaczynając go miażdżyć.

— Zabiłaś mojego przyjaciela ostatniej nocy — syknęła — Nie groziłabym mi, na twoim miejscu.

    MJ zaczęła ją wysysać, a dziewczyna się wzdrygnęła.

— Czarownica — zdała sobie sprawę.

— Uh-huh — w oczach MJ było śmiertelne skupienie — I w jaką grasz grę z Jeremymy? Nie ujdzie ci to na sucho. Skończysz zraniona, a może nawet martwa.

— Znowu mi grozisz.

— Troszeczkę.

— Wszystko z wami okej? — Jeremy wrócił.

— Yep, po prostu się poznajemy — MJ potargała jego włosy — Bawcie się dobrze, miło było cię poznać..?

— Anna.

— To imię mojej mamy — kolejny fałszywy przyjacielski uśmiech — Jedno "n" czy dwa?

— Dwa.

— I tu jest różnica — jedno z nich — Miłej nocy.

    Wróciła do Rica, sprawdzając ponownie swój telefon, niechętnie dodając Damona do kontaktów.

"Skąd masz mój numer?"

- Hasło Stefana było łatwe do odgadnięcia

"A po co ci mój numer?"

- Teraz wszyscy gramy w tej samej drużynie, prawda?

"Słyszałeś moją rozmowę"

- Tak

"Znasz ją?"

- Tak naprawdę, tak

"Zajmiesz się tym?"

- Yep

    MJ odłożyła telefon. Gdyby Anna próbowała zrobić coś z Jeremym, gdy byli w Grillu, MJ by tam była i by to powstrzymała, ale jeśli Anna nic nie zrobiła, to Damon musiałby się tym zająć. Miała grać z nim rolę sojusznika, więc grała.

— Jak przyjmujesz werbenę? — zapytała MJ, siadając i wracając do jedzenia — Czy jest w twoim pierścieniu?

    Nadal próbowała zrozumieć, co dokładnie robił jego pierścień, żeby wywoływać u niej magiczne wibracje.

— Ehh, nie wiem, jak to "odebrać" — przyznał niechętnie — Jedzenie jej jest naprawdę dziwne, więc po prostu noszę go ze sobą.

— Herbata — powiedziała natychmiast MJ — Pozwól mi wziąć dowolną roślinę, którą masz i zrobić z niej herbatę.

— Herbatę?

— Herbata jest odpowiedzią na wszystko, zarówno herbata, jak i kawa, zwłaszcza kawa smakowa — jej myśli na chwilę odbiegły od tematu, gdy zdała sobie sprawę, że zapomniała o kawie na lunchu — Jeśli pijesz werbenę, wampir dostanie paskudnego szoku, jeśli spróbuje się z ciebie napić, a ciebie nie można do tego zmusić, jednym problemem jest to, że musisz pamiętać, żeby pić ją każdego dnia, ish.

— Ish?

— Werbena krąży w twoim organizmie, dając ci trochę luzu, ale każdego dnia musisz być bezpieczny.

    Coś jeszcze przykuło uwagę MJ. Bonnie stoi w płaszczu, gdy jej randka wraca po wręczeniu rachunku w barze. Bawiła się swoim płaszczem, potem go pocałowała, a potem odskoczyła. Włosy na karku MJ stanęły dęba. Rozpoznała tę reakcję. To była reakcja typu "czułam się bezpiecznie, dopóki cię nie dotknęłam". Bonnie powoli zdjęła płaszcz i udała się do łazienki.

    Było z nią w porządku?

    Czy to tylko trema przed pocałunkiem z kimś?

    MJ spojrzała z powrotem na talerz, żeby wziąć ostatnią frytkę, a potem na przyjaciółkę, ale randka już zniknęła, podobnie jak ona.

    Cholera.

— Muszę iść.

— Co się stało? — zapytał Ric.

— Jestem po prostu bardzo zmęczona i chcę iść spać, do szkoły, do pracy i tak dalej.

— Oczywiście, zdrowe wybory życia — było jasne, że jej współczuł, a ona czuła się winna, że wykorzystała to na swoją korzyść, ale Ric nie wiedział, co się dzieje z grobowcem.

    Był tam w poszukiwaniu odpowiedzi/zemsty, nie musiał angażować się w sytuację, która mogła go zabić.

— Nie martw się i bardzo dziękuję — MJ wskazała gestem na posiłek.

— Wróć bezpiecznie do domu.

— Zamierzam.

    Wybiegła i natychmiast zadzwoniła do Stefana.

Rozdział ma : 5470 słów

Damy radę dobić 10 gwiazdek?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top