𝟎𝟕 |↬ 𝐍𝐚𝐰𝐢𝐞𝐝𝐳𝐚𝐧𝐞
MJ szła przez las. Stefan powiedział jej, żeby zaczęła szukać bez niego, bo on i Elena prowadzą "poważną rozmowę", a MJ nie mogła powstrzymać się od myśli, że jego priorytety były trochę w złym miejscu, ale z drugiej strony, ona nigdy nie była zakochana, nie wiedziała, co on będzie czuł. Musiała założyć, że martwił się, że nowo przemieniona Vicki pojawi się, aby porozmawiać z Jeremy'm i nadal będzie głodna.
MJ musiała ponownie rzucić zaklęcie śledzące, co spowodowało lekki ból głowy, ale podążała śladem Vicki przez las. Ona miała dzięki temu siłę.
— Boo!
Wyskoczyła ze swojej skóry, wciągnęła pistolet Logan'a i wbiła w klatkę piersiową, tuż nad sercem. Sercem Damona.
— Przystopuj trochę — puknął go trochę w lewo — Przybywam w pokoju.
— Poważnie! — syknęła.
— Dobrze wiedzieć, że się nie wykrwawiłaś.
Opuściła broń — Tak, jak powiedziałam, mogę się wyleczyć.
— I wzięłaś broń.
— Wzięłam broń.
— Czy mogę zapytać dlaczego?
— Ponieważ tego chciałam.
MJ go ominęła, chcąc kontynuować poszukiwania Vicki, tyle że on zdecydował się iść za nią.
Spojrzała na mapę, na swoje stopy chrzęszczące na gałązkach, a potem na niego — Dziękuję.
— Dziękujesz?
— Za zaoferowanie mi swojej krwi.
— Oh — wzruszył ramionami nonszalancko — Za to.
— Nadal uważam cię za dupka i nadal mam ochotę cię zabić, ale mam maniery, więc dziękuje.
— Nie mogę pozwolić, żeby Vicki Donovan ukradła mi pierwszą szansę na zabicie ciebie, prawda?
— Taa, cóż, jeśli ktoś inny wbije ci kołek w serce, nie oczekuj, że go zatrzymam.
— I pomyślałem, że jesteś moją dłużniczką.
— Właściwie nie wzięłam krwi.
Damon prychnął — Naprawdę mnie nie lubisz.
— Daj mi jeden powód, dla którego powinnam?
— Właśnie uratowałem życie tej dziewczyny.
— Jak uratowałeś życie Vicki?
— Miała zamiar dorosnąć, umrzeć z powodu przedawkowania, o wiele za młodo i nie zrobić nic ze swoim życiem, teraz może zrobić wszystko.
— Zobaczymy — MJ naprawdę miała nadzieję, że tak się właśnie stało.
Chciała, żeby Vicki była szczęśliwa.
Poszli kawałek dalej, dochodząc do skraju lasu, niedaleko polany prowadzącej na parking szkolnej sali gimnastycznej. Było już późno, więc jeśli Vicki tam była, powinni móc po prostu ją znokautować i zniknąć.
— Jest w pobliżu? — Stefan pojawił się po ich lewej stronie.
— Miło z twojej strony, że dołączyłeś do grupy poszukiwawczej — skomentował Damon nieco sarkastycznie.
— Skoro mowa o tym — kilka osób napisało do MJ SMS'y, gdy przechadzała się po lesie — Jeremy i Matt organizują takie. Naprawdę muszą się z nią skontaktować, jeśli chcemy powstrzymać ich od nadmiernego wścibstwa.
— Cóż, jeśli masz rację z mapą, tak się stanie — Stefan spojrzał przez jej ramię, przepchnął się przez ostatni kawałek drewna, aby wejść na parking.
Uchylił się dramatycznie, a Damon i MJ poszli w jego ślady.
— Co my robimy? — Damon spojrzał gniewnie na brata.
— Ludzie.
— Wiem. I? — Damon poszedł wstać, ale MJ szarpnęła za kurtkę, żeby go powstrzymać, obserwując, jak troje ludzi idzie do różnych samochodów na parkingu.
Światła budynku był zgaszone, co oznaczało, że byli ostatnimi ludźmi w okolicy, a MJ nie chciała wciągać nikogo innego do swojego bałaganu, jeśli to nie było konieczne.
— Okej, do później stary — głos Tyler'a.
— Do zobaczenia, bro! — Christian.
Zamknięcie jednego samochodu i odgłos jego odjeżdżającego.
— Czy wy dwaj słyszycie coś, czego ja nie? — zapytała MJ.
Obaj Salvatore'owie ucichli nienaturalnie.
Tyler wrzasnął, drzwi samochodu się otworzyły, a Stefana już nie było, odrywając warczącą Vicki od Tyler'a.
MJ wstała, biegnąc do przodu, powstrzymała walkę.
Stefan obejmował ramionami talię Vicki, gdy próbowała się od niego wyrwać, wyrzucając jej nogi i wijąc się, przez co musiał ją podnieść z ziemi.
— Aah! Puść mnie!
— Vicki! — zawołała ją MJ — Contenir — narysowała w powietrzu okrąg, który następnie spadł o kilka stopni, a Vicki się zrelaksowała.
Wciąż lekko wyrywała się z uścisku Stefana, ale wydawała się zdezorientowana, o co walczyła.
Tyler zerwał się na nogi i odwrócił się, by uciekać, ale Damon blokował mu drogę.
Rozejrzał się po nich — Co się tutaj dzieje? Stefan? MJ?
Żadne z nich nie odpowiedziało.
— Co jest z nią nie tak?
— Ty — Damon przykuł jego uwagę — Przestań gadać.
— Pierdol się, koleś.
— Koleś? Naprawdę? — Damon spojrzał na MJ, żeby sprawdzić, czy Tyler mówi poważnie, a ona tylko stłumiła śmiech — Koleś?
— Damon, przestań! — Stefan wiedział, dokąd zmierza rozmowa.
— Oh daj spokój, kto będzie tęsknił za tym idiotą?
Tyler uderzył go w twarz.
MJ by wiwatowała, gdyby uważała, że Tyler ma szansę.
Tylko Damon nawet nie drgnął.
Po prostu chwycił Tyler'a za szyję, podniósł go z ziemi i zaczął ściskać.
— Nie ma mowy — MJ narysowała "x" w powietrzu i Damon był zmuszony go upuścić, jego ramiona wgięły się w tył, a ręce się trzęsły. Jego stopy wbijały się w ziemię, gdy próbował ją pokonać.
Tyler zamarł ze strachu i po prostu na niego patrzył.
Damon przegrywał rywalizację woli, chociaż MJ była na ostatnich nogach. Spojrzał na swojego znudzonego młodszego brata i spokojniejszą Vicki i poddał się.
— Zapomnij o tym, co widziałeś dziś wieczorem, nikogo z nas tutaj nie było — gdy Damon skończył go zmuszać, MJ puściła zaklęcie.
Nie chciała niepotrzebnie zmuszać, ale mieli zamiar odbyć jedną wystarczająco skomplikowaną rozmowę z Vicki, nie musieli dodawać do tego potencjonalnego nastoletniego wilkołaka. Tyler odsunął się w oszołomieniu, jakby rzuciła na nich zaklęcie niewidzialności, a gdy powoli mrugnął, by powrócić do życia, już ich nie było. Stefan niosący Vicki i Damon chwytający MJ.
Pierwsza noc była długa. Minęło kilka lat, odkąd gdziekolwiek była u wampira, więc powrót do domu Salvatore wymagał chwili przyzwyczajenia, ale potem nocne dyżury Vicki całkowicie zrujnowały jej i tak okropny harmonogram snu. Długa noc zamieniła się w długi miesiąc.
MJ chodziła do szkoły, uczęszczała do na swoje zajęcia, prowadziła swoje kluby, zachowywała się, jak normalna nastolatka, wpadła do swojego mieszkania po zapasy, a następnie wróciła do domu Salvatore po zegarek Vicki, aby Stefan mógł polować na wiewiórki lub robić cokolwiek innego, czym zajmował się wampir ze swoim nieśmiertelnym życiem. Kilka razy przyłapała go na prowadzeniu dziennika. Spędzała dużo czasu, doganiając Vicki, Matt'a i Jeremy'ego, a także zajmując się swoją pracą, na wypadek gdyby kiedykolwiek chciała wrócić do prawdziwego świata.
Głównym zadaniem MJ było podawanie Vicki substytutów krwi, rzeczy do picia, które trochę ją uspokoiły, pozwoliły powoli przystosować się do szalonych zmysłów. Stefan nie miał pojęcia, że takie rzeczy istnieją i jak działają, ale był szczęśliwy, że miał jakąś pomoc. MJ wiedziała, że to nie będzie trwało wiecznie, im więcej fałszywych rzeczy wypijesz, tym szybciej przestaną działać, a Vicki zdawała się tego nie rozumieć, biorąc pod uwagę kwotę, którą chciała, żeby MJ jej dała. Na początku aranżacji MJ rozbiła się na sofie, ale ostatecznie przeniosła się do jednego z wolnych pokoi. Jedynym powodem, dla którego udało jej się zasnąć, było to, że była zbyt zmęczona, aby bać się, że Damon udusi ją poduszką na śmierć.
— Zawsze tak śpisz? — zapytał Damon, gdy robiła płatki w kuchni.
Była szczęśliwa, widząc, że trzymają zapasy ludzkiej żywności, dopóki nie uświadomiła sobie, że prawdopodobnie to była dla Zach'a.
— Jak śpię?
— Z ręką na ścianie. To dziwne.
Odbiła się — Patrzyłeś, jak śpię?
— Rozważałem zabicie ciebie w śnie — wskazał na nią, poprawiając oskarżenie.
— Cóż ja też to rozważałam, po prostu mam na tyle uprzejmości, że mogę to zrobić w mojej wyobraźni.
— Ah, więc myślałaś o mnie.
— Marzę o twojej strasznej śmierci — starała się, aby jej głos był możliwie monotonny — Kawy?
— Pod warunkiem, że nie jest zatruta.
— Nie obiecuję.
Poczuła, że cieszy ją ta rozmowa i w duchu uderzyła się w rękę. Zła MJ. Nie mogła pozwolić sobie na rozgrzanie się przed facetem, który był przyczyną wszystkich problemów w jej życiu, nie po tym, co zrobił Caroline, nie tak łatwo. Nalała mu kubek, po czym wróciła na górę, gdzie Vicki i Stefan dzwonili do Matt'a, próbując odwołać jej poszukiwania. Damon poszedł za nią i czytał gazetę.
— Ale poważnie, czy zawsze śpisz z ręką na ścianie w ten sposób?
— Dlaczego to ma znaczenie?
— Wygląda to na niekomfortowe.
— Nie jest.
— Ale, jak w ogóle kształtuje się taki nawyk? — nie zamierzał tego odpuścić — Wyraźnie się wstydzisz, bo inaczej byś mnie nie zdmuchnęła, więc musiałaś spędzić wystarczająco dużo życia śpiąc z ręką na ścianie, żeby weszło to w nawyk.
— Czy ty kiedykolwiek się zamykasz? — MJ spojrzała na niego gniewnie, po czym wróciła do sypialni i zamilkła, gdy zobaczyła, że Vicki wciąż rozmawia przez telefon.
Modliła się, żeby Matt nie usłyszał jej głosu.
— Nie Matty, potrzebuję tylko czasu, żeby wszystko przemyśleć. Po prostu wiedz, że ze mną wszystko dobrze...okej? Proszę, nie martw się o mnie — rozłączyła się ze swoim bratem, a MJ było bardzo szkoda Matt'a.
Była rodzeństwem, z którym zbyt wiele razy się rozłączano.
Damon usiadł przy otwartym oknie, MJ położyła śniadanie na biurku, a Vicki opadła z powrotem na sofę w pokoju Stefana. Zwinęła się w kłębek, z telefonem przyciśniętym do piersi. MJ dostała przydzielenie wieczorne zmiany z Vicki, więc miała iść do szkoły, ale w głowie krążyły jej wszystkie myśli, które mogłyby zaszkodzić, gdyby zostawiła Vicki samą z Salvatore'ami, tak jak to miało miejsce każdego ranka, tylko do czasu, kiedy Damon był rzeczywiście obecny.
— Nie rozumiem, dlaczego muszę tu siedzieć zamknięta — narzekała Vicki — Dlaczego nie mogę po prostu wrócić do domu?
— Ponieważ się przemieniasz, Vicki — Stefan usiadł na stoliku do kawy naprzeciwko niej — I nie jest to coś, co chcesz robić sama.
Damon obserwował tą słodką wymianę zdań, więc musiał się wtrącić.
— Nie ma tu nic o tym Loganie, którego zabiłem — podniósł gazetę — Żadnego słowa. Ktoś to ukrywa.
— Z całą pewnością — MJ się z nim zgodziła, ale Stefan nie podniósł wzroku, zdecydowany skupić się na Vicki.
Jednak Vicki i MJ obie patrzyły na metalowe urządzenie, które Damon podrzucał w górę i w dół w dłoniach, przeglądając gazetę.
— Co to jest? — zapytała Vicki.
— To bardzo wyjątkowy, bardzo stary kompas.
MJ wstała, zabierając ze sobą miskę, aby przyjrzeć się bliżej. Damon jej pozwolił, choć upewnił się, że nie będzie mogła go dotknąć.
— Co Logan Fell z tym robił?
Nadal nie ma odpowiedzi od Stefana.
— Nie jesteś ciekawy?
To go dopadło — Cóż, jeśli tak się martwisz, że ktoś cię namierza, dlaczego po prostu nie opuścisz miasta, Damonie?
— Wszyscy powinniśmy się martwić.
— Co to robi? — zapytała MJ.
— Nie twój interes.
— Teraz to drobnostka — MJ się skrzywiła — Jeśli Logan to miał, jest szansa, że dostał to od Szeryfa, widziałam ich rozmawiających razem o wampirach.
— Widziałaś? — Stefan usiadł prosto.
— Kiedy? — Damon.
— Próbowałam dowiedzieć się, gdzie jesteś, patrząc, gdzie były duchy, których zabiłeś, zabrali mnie do Liz i Logan'a, a kiedy zatrzymałam się u Caroline, jej mama obserwowała, czy mogę wejść do domu bez zaproszenia, podobnie, jak burmistrz i jego żona na przyjęciu założycieli, więc myślę, że byłam ich podejrzanym numer jeden?
— Zaczekaj — Vicki na nią spojrzała — Możesz rozmawiać z duchami?
— Czasami — MJ próbowała się uśmiechnąć — Było o wiele gorzej, gdy byłam młodsza, było o wiele gorzej, bo oni po prostu się pojawiali, twoi przyjaciele? Nie "rozmawiałam" z nimi, po prostu poprosiłam, aby pokazali mi, co się stało i gdzie. Ludzkie duchy zazwyczaj nie są gadatliwe.
Wszystkie trzy wampiry zamrugały.
— Okej, Lydia — Damon posłał jej wymuszony uśmiech i odłożył gazetę.
Mj uniosła brwi — Czy to nawiązanie do Bettlejuice?
— Wolałabyś, abym na ciebie mówił Cole Sear?
— Eh.
— Um — Vicki wróciła do tematu — Jestem głodna, macie coś do jedzenia?
Patrzyła na miskę płatków MJ, jakby była stertą gnijących owoców.
Stefan chwycił kubek i jej podał — Trzymaj.
— Co to jest?
— To jest to, czego pragniesz.
— Heh. Nie okłamuj dziewczyny — Damon ponownie podskoczył, więc MJ założyła, że kubek był wypełniony zwierzęcą krwią — To nie jest to czego pragniesz, ale w mgnieniu oka wystarczy, prawda Stef?
Vicki wyglądała na trochę podekscytowaną — Co to jest?
— Tak, co to jest? — Damon naśladował tę minę — Czy to skunks? Święty Bernard? Bambi?
— Po prostu spróbuj — MJ obdarzyła ją uśmiechem wsparcia.
Damon spojrzał gniewnie — Jest nowa. Potrzebuje ludzkiej krwi. Nie może tego znieść.
— Taa — Vicki promieniała — Dlaczego nie mogę mieć ludzkiej krwi?
— Taa! — Damon był kiepskim zwycięzcą.
— Ponieważ źle jest żerować na niewinnych ludziach, Vicki.
— To znaczy...nie musisz zabijać, aby się karmić — MJ zauważyła, a Stefan spojrzał na nią gniewnie.
Podniosła ręce, aby przeprosić, ale Vicki musiała poznać wszystkie opcje. MJ chciała, żeby jej organizm dostał trochę krwi, zanim spróbuje się karmić, więc nie musiała opróżniać ciała, ale Vicki w końcu będzie musiała tego spróbować.
Damon klasnął i pokazał jej kciuki do góry — Po prostu znajdź kogoś naprawdę smacznego i potem wymaż jego pamięć. To takie proste.
— Nie, nie, nie — Stefan pomachał na nich ręką, po czym ponownie spojrzał na Vicki — Nie ma gwarancji, że potrafisz się kontrolować, okej? Trzeba lat, żeby się tego nauczyć. Z łatwością możesz kogoś zabić, a potem musisz to nosić ze sobą do końca życia, które, jeśli nie wyraziłem się jasno, jest wiecznością.
Noszenie morderstwa przez jakikolwiek czas jest do bani, nadeszła wieczność z przemianą całej ludzkości, o której MJ zauważyła, że chłopcy nie wspomnieli Vicki.
— Nie słuchaj go — Damon podszedł do nich bliżej — Postępuje według planu moralnego, który jest poza zasięgiem naszych oczu. Mówię : wyrwij, zjedz, wymaż.
— Hej, spójrz na mnie — Stefan także zbliżył się o krok do Vicki — Wybieramy własną ścieżkę. Nasze wartości i nasze działania definiują, kim jesteśmy.
Vicki spojrzała to na rodzeństwo, potem na MJ.
— Głosowanie końcowe?
— Ona nie jest wampirem, nie ma prawa głosu — Damon sprzeciwił się.
— Masz rację, nie jestem wampirem — MJ posłała mu znudzone spojrzenie — Ale widziałam wampiry i wiem, że wypadają ci, którzy odkładają naukę kontroli.
— I dostaje głos! — Damon pokazał jej drugi kciuk w górę.
— Poważnie? — Stefan narzekał.
— Wiesz, że mam rację — MJ dopiła kawę, skończywszy płatki — Vicki to twój wybór, a krew zwierzęca jest dobrym punktem wyjścia, ponieważ to jest to, co dostajesz, a jeśli niczego nie weźmiesz, zabijesz kogoś, gdy tylko będziesz mieć szansę, ale Stefan, jeśli ona nie zechce, zwariuje.
Vicki ponownie rozejrzała się po pokoju, po czym wypiła ze szklanki.
— Okej, Count Deepak. Spadam stąd — Damon wyszedł, a MJ sprawdziła godzinę, miała około pięciu minut, zanim też będzie musiała iść, jeśli chce zdążyć na lekcje.
— Mogę dostać jeszcze trochę?
Musieli bardzo uważać na Vicki. Jako człowiek była uzależniona i te cechy osobowości uległyby wzmocnieniu, kiedy się przemieniła, a teraz mogła przyjąć tyle ciosów, ile chciała, nie umierając, ale gdyby zaczęła traktować krew, jak narkotyk, skończyłaby wpadając w szał morderstwa.
— Powinnam dać znać Matt'owi, że cię widziałam? — zapytała Vicki i Stefana.
— Nie — odpowiedział Stefan.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
— Upewnij się, że wszystko z nim w porządku, dla mnie? — zapytała Vicki.
— Oczywiście, postaram się skupić go na Halloween — MJ skinęła głową — Kto to jest? — spojrzała na Stefana.
— Elena...?
— Mówiłeś, że zerwaliście?
— Zerwaliśmy.
Stefan zostawił obie dziewczyny same, żeby prawdopodobnie powstrzymać Damona przed powiedzeniem czegoś głupiego dziewczynie, która mu się podobała. MJ uśmiechnęła się do Vicki.
— Bardzo mi przykro z tego powodu.
— To znaczy, nie wydaje się aż tak źle? — Vicki użyła palca, aby zebrać resztki krwi i zlizać ją.
Niepokojące?
Niekoniecznie.
To, że MJ miała złe doświadczenia z wampirami i kontrolą, nie oznaczało, że Vicki chciała cały swój kubek, co było oznaką, że zamierza zejść z toru. Oznaczało to po prostu, że była głodna, bo Stefan trzymał ją na diecie zwierzęcej.
— Słyszysz ich, prawda? — MJ zajęła krótkie miejsce na sofie obok niej.
— Potrafię?
— Jeśli się skupisz, taa, jak wtedy, gdy mogłaś usłyszeć wiadomości u Gilbertów.
Vicki zrobiła skupioną minę, wkładając palce pod uszy.
— Mówią o mnie. Elena pyta o mnie i wariuje i zachowuje się, jak suka — Vicki wstała i wybiegła z pokoju, MJ chwyciła swoją torbę i zaczęła ją gonić.
— Vicki!
— Zatrzymam ją przy sobie, dopóki nie będę pewien, że jest bezpieczna — mówił Stefan.
— I jak długo to potrwa? — przerwała Vicki.
— Możemy o tym porozmawiać później — Stefan zmarszczył brwi, patrząc na MJ.
— Nie patrz tak na mnie, gdyby nie uciekła, rzuciłabym zaklęcie czy coś, ale ona chciała tylko, żebyście przestali o niej mówić.
— MJ — Elena przełknęła — Vicki...jak się masz?
— Jak się mam? — Vicki skrzyżowała ramiona — Żartujesz, prawda?
Włączył się alarm w telefonie MJ.
— I to jest mój sygnał, by iść. Eleno, jeśli chcemy iść na lekcje, musimy już iść.
— Nie obchodzą mnie lekcje.
— Nie, obchodzi cię tylko to, czy musisz okłamywać ludzi — Vicki spojrzała na nią z góry — Nie tak, jak mogłabym się teraz czuć, będąc zmuszoną do picia krwi.
Cholera. Więc Vicki nie lubiła Eleny.
— Pójdę już — MJ zeszła po schodach i minęła Elenę i Stefana — Napiszcie do mnie, jeśli ktoś będzie czegoś potrzebował, w przeciwnym razie wrócę na swoją zmianę po karnawale.
— Pa, MJ — Vicki pomachała do niej i nie była w stanie stwierdzić, czy była to prawdziwa życzliwość, czy po prostu próbowała udowodnić Elenie, że ma rację.
MJ dotarła do liceum z wystarczającą ilością czasu, aby znaleźć Matta. Zobaczyła, jak rozmawia z Tyler'em i zamarła. Zapomniała, jak to jest zachowywać się normalnie w towarzystwie ludzi, którzy zmuszeni są zapomnieć o różnych rzeczach. Po prostu kłamstwo było inne, bo nie było tego całego strachu przed "a co jeśli wypiją werbenę". MJ była prawie pewna, że rodzice Tyler'a wiedzieli o wampirach i gdyby byli mądrzy, daliby dawkę swojemu synowi. Caroline też była inna. Była manipulowana i nie potrzebowała MJ, żeby zachowała się normalnie, potrzebowała przyjaciela. Tyler nie będzie pamiętał potencjalnych siniaków na szyi. Nie miał pojęcia, że widział Vicki, lub Stefana, lub Damona, lub ją i widział czyniącą magię!
Zrobiła pół kroku w ich stronę, Tyler ją zauważył i uśmiechnął się, a ona odsunęła się, po czym Caroline przybyła jej na ratunek.
— Idziesz na karnawał, prawda? — Caroline i Bonnie były metr od niej, a ona nawet tego nie zauważyła.
— Tak — trochę się uspokoiła — Haloowen to jedno z moich ulubionych okresów w roku.
Stefan chciał wampira tylko na dzień, więc by spróbować i zaapelować Vicki i przekonać ją, żeby mu zaufała, więc nie była potrzebna aż do wieczora.
Chciała tylko pieniędzy, żeby wcześniej dostała SMS'a, bo coś poszło nie tak.
— Nina i ja zapisałyśmy się, żeby pomóc w dekorowaniu — do pomocy zrekrutowali również Elliot'a i Avę. MJ była w szkole już prawie dwa miesiące i wszystko szło jej gładko. Była osobą zorganizowaną, więc nie została w tyle ani nie wypadła z mapy, ale tak naprawdę nie miała też chwili na oddech.
— Więc, będziesz mieć kostium?
— Yep.
— Dobrze, bo mam zapasowy tylko dla jednej osoby — Caroline uśmiechnęła się przebiegle do Bonnie — To wszystko jest tutaj.
Bonnie ostrożnie wzięła torbę od Caroline i wyciągnęła kapelusz czarownicy. MJ się roześmiała. Nie można powiedzieć, że Caroline nie była wspierającą przyjaciółką, nawet jeśli nie pochodziła z całkowicie prawdziwego miejsca.
— Poważnie?
— Daj spokój — Caroline potrząsnęła ramieniem Bonnie — Chcę się ekscytować, że jest Halloween, wiesz, chcę się po prosu dobrze bawić...po prostu być głupią, puszystą, wolną od Damona zabawą.
— I w 100% cię wspieram — zapewniła ją MJ.
— Dobrze, jako kto idziesz?
— Smok.
— Smok?
— Smok — MJ skinęła głową — Tutaj, spójrz — podwinęła rękaw kurtki. Kiedy poprzedniej nocy nie spała, ćwiczyła makijaż na ramieniu. Stefan wszedł, gdy go robiła, dał jej kubek z wodą i odszedł bez słowa.
— Okej, to faktycznie wygląda całkiem fajnie — przyznała Bonnie.
— Super cool — Caroline chwyciła ją za ramię, żeby przyjrzeć się bliżej.
— Modne dziecko — mrugnęła do Caroline — Halloween to mój konik, nie robię tego na pół gwizdka.
— Masz zdjęcie swojego kostiumu?
— Yep — MJ wyciągnęła swój telefon i odrzuciła wiadomość od Stefana, która mówiła jej, że Elena planuje zostać i pomóc.
Zajmie się tym problemem później.
Skupiła się na czymś normalnym, klikając w rolkę aparatu.
— Sukienka, którą uszyłam, była przeznaczona na coś innego, ale zmieniam jej przeznaczenie, to samo dotyczy butów i wkładam te żółte kwiaty, które mam we włosach.
Czerwona sukienka z czasów, gdy chciała nauczyć się robić gorset, taki stratny.
Caroline uśmiechnęła się do niej — Polubię cię.
— Dziękuję?
— To znaczy, ze myśli, że jesteś tak samo ekstra, jak ona — Bonnie przetłumaczyła.
— Myślę, że to dobra rzecz.
— Jest! — Caroline przemówiła swoim pełnym entuzjazmu głosem cheerleaderki.
— To znaczy, że dołączę cię, kiedy będzie próbowała nakłonić mnie do pomocy przy balu dekady — Bonnie uśmiechnęła się do przyjaciółki.
— Balu dekady? — MJ była zaintrygowana — Lubię dźwięk tego.
— Jestem bardzo szczęśliwa, że jesteśmy przyjaciółkami — Caroline czule otoczyła ją ramieniem, a MJ się roześmiała.
— Ja też.
— Hej — Bonnie wyciągnęła coś z torby. Naszyjnik, który MJ widziała, kiedy nocowała u Caroline — Czy to nie jest ten, który dostałaś od Damona?
— Yep — i Caroline straciła radość — Noś go. Podrzuć go. Nie obchodzi mnie to. Chcę tylko, żeby on zniknął — rozejrzała się po korytarzu — Hej, widziałyście Elenę? Czy wiemy, co ona nosi na sobie?
— Byłam z babcią przez cały weekend.
Interesujące. Stefan opowiedział jej o tym, że Bonnie wpadła w panikę związaną z ogniem, kiedy MJ próbowała uciec przed Damonem.
— Nie rozmawiałam z nią. Może jest ze Stefanem?
— Jadąc do swojego zamku na swoim białym koniu — mruknęła Caroline.
— Nie bądź zgorzkniała — Bonnie przechyliła głowę — To powoduje zmarszczki.
— Myślę, że ona i Stefan mogą zrobić sobie chwilową przerwę — MJ próbowała powiedzieć od niechcenia. Nie była specjalnie plotkarską osobą, naprawdę nienawidziła angażować się w dramaty związkowe, ale chciała też wspomnieć, że widziała, jak Elena czuła się nieco mniej, jak kłamca — Rozmawiałam z nim o tym wczoraj wieczorem.
— Piszesz do Stefana w nocy? — Caroline była zainteresowana.
— Nie tak — MJ odrzuciła oskarżenie — Szkoła chce, żebyśmy się zaprzyjaźnili, bo oboje jesteśmy nowi, jak wizyty kontrolne u doradcy zawodowego i takie tam.
Powiedziała Stefanowi o tym pomyśle, jako małą przykrywkę, a on od razu się na to zgodził.
— I sprawiamy, że to działa — machnęła ręką — Powiedział, że Elena nacisnęła pauzę, ale przyszła dziś rano.
— Więc, ty i Stefan jesteście naprawdę dobrymi przyjaciółmi — Bonnie przyjrzała jej się uważnie — Jeśli mówisz tyle...
— Myślę, że to miłe móc porozmawiać z kimś nowym, tak jak ty — wzruszyła ramionami — Na przykłada, nie mam żadnych oczekiwań ani potrzeby bycia w życiu drugiej osoby, ale przechodzimy przez podobne problemy.
— Możemy przestać rozmawiać o Salvatorach? — Caroline przegryzła policzki, a potem pomyślała o czymś innym — Nie widziałam żadnych skrzydeł, czy smoki zwykle nie mają skrzydeł?
— Nie chińskie, mój tata by mnie ukrzyżował, gdybym miała skrzydła w kostiumie — bardzo prawdziwe.
Halloween zawsze było świętem jej taty. Jej mama mogła być czarownicą, ale to oznaczało, że miała pięćdziesiąt milionów uroczystości z okazji różnych niebiańskich wydarzeń, którymi mogła bombardować MJ, Halloween to było ludzkie święto, które dało jej tacie pretekst do jedzenia słodyczy, jak dziecko. Kiedy była mała, zawsze pracowali, jako zespół, podejmując decyzję, co wybrać, jako stróżkę, a teraz robiła wszystko, co w jej mocy, by założyć coś, co sprawiło, że poczuła się bliżej niego.
Zadzwonił dzwonek, co oznaczało czas lekcji, a MJ miała dla siebie całkiem pracowity dzień. Nadal nie mieli nowego nauczyciela historii, który zapewniłby jej jedną wolną chwilę na odrobienie zadań domowych, ponieważ przez większość wieczoru była zajęta, a przerwę na lunch spędzała z Elliot'em, Avą i Niną, gdy zaczęli przekształcać szkołę w nawiedzony dom. Naprawdę fajnie, że szkoła pozwoliła miastu używać tego w ten sposób, ale oznaczało to również, że prawdopodobnie miała bardzo słabe zabezpieczenie, idealne dla istot nadprzyrodzonych, które mogły się wkraść, a nie idealne dla kogoś, kto próbuje mieć oko na siły nadprzyrodzone.
Cały dzień czekała na wiadomość "Wszystko poszło źle", ale nie przyszła, więc zamiast tego dała się ponieść dekorowaniu. Twierdziła, że jest to pudełko z pajęczynami, a ona i Ava wpakowały się w kłopoty, gdy dyrektor przyłapał je na walce na śnieżki.
Relacja dyrektora i MJ była, delikatnie mówiąc, trudna. Facet wydawał się wystarczająco miłą osobą, zgodził się odwrócić uwagę do śmierci Tanner'a, więc Caroline i jej udało się zaakceptować Zieloną Inicjatywę, a jej akademicka drużyna w dziesięcioboju ugruntowała jej pozycję najlepszej uczennicy i zarezerwowała dzień w kalendarzu na wieczór artystyczny, który miała organizować, ale on też miał już naprawdę dość konieczności zwalniania jej z szlabanu.
Jej nauczyciel matematyki, pan Baxton, przestrzegał zasad ubioru na prawie każdej lekcji i zawsze dotyczyło to najdrobniejszych rzeczy, co oznaczało, że MJ rzucała im wyzwanie. Nie chciała, żeby coś zniszczyło jej listę.
Czymś jeszcze, co jej nie pasowało w tym facecie było to, że tak naprawdę nic nie zrobiono w sprawie Tanner'a.
Jego ciało znaleziono na bardzo publicznym parkingu, widziało je wielu uczniów i nigdy nie zajęto się tą sprawą. Radny nie rozmawiał z Matt'em, który znalazł ciało, ani nie otrzymał żadnych opóźnień w zadaniu domowym. Jego siostra narkomanka zaginęła, jego matka była w Caroline Południowej, a on był uczniem poniżej średniej, a szkolny radny nie próbował z nim rozmawiać.
Podczas ich wspólnej historii, znalazła Matt'a "wolnego", aby dać mu kilka notatek i pozwolić mu się stresować.
Spotkała się także z Jeremym po obiedzie i udało jej się nakłonić go do odrobienia zadania domowego z matematyki, ale on też potrzebował tyrady Vikci "Nienawidzę czasami mojej siostry", a on nie zamierzał odrabiać żadnej pracy, jeśli mu to nie wyszło. Była bardzo dobrą słuchaczką, gdy coś ukrywała. To był jedyny raz, kiedy nie była zbyt uparta, ale na szczęście nikt z nich nie znał jej na tyle dobrze, by zdawać sobie z tego razu.
Kiedy wyciągnęła ostatnią pajęczynę z włosów, poszła do swojego mieszkania, dzwoniąc do Stefana. Zapewnił ją, że wszystko jest w porządku. Damon wrócił, a ona w trakcie rozmowy słyszała zarówno jego głos, jak i Vicki, więc może była szansa, że to nie było kłamstwo i naprawdę wszystko szło gładko. Po prysznicu przebrała się w swój kostium, spędzając zdecydowanie za dużo czasu na łuskach wzdłuż linii włosów, wokół szczęki i szyi oraz zawijając ramiona, by sprawić wrażenie, jakby wyrastały z jej skóry.
Taa, za bardzo przejmowała się Halloween.
Była czarownicą z Nowego Orleanu, bycie ekstra podczas wakacji miała wpisane w swoje DNA. Mystic Falls powinno być wdzięczne, że nie próbowała składać ofiary z kozy na głównej ulicy.
Spotkała się z Caroline i Bonnie przed szkołą, w odpowiednich przebraniach czarownic. MJ miała jedną zasadę dotyczącą Halloween; nigdy nie chciała iść tam jako wiedźma. Uwielbiała ironię, więc uwielbiała widzieć Bonnie ubraną w taki sposób, ale dla niej nie było to zbyt łatwe, ale wyglądały naprawdę uroczo i miło było widzieć Caroline dobrze się bawiącą.
— Więc, twój tata jest Chińczykiem, a twoja mama Hiszpanką — Bonnie pamiętała z lekcji historii.
— Dokładnie.
— Jak wygląda Halloween w Hiszpanii? — zapytała Caroline.
— Nigdy nie byłam w Hiszpanii w tym sezonie, ale nie obchodzi się tam dokładnie amerykańskiego Halloween, ale miejscami jest podobnie.
— Mają też dzień zmarłych! — Caroline klasnęła w dłonie, trzymając już drinka w dłoni.
— To właściwie meksykańskie święto, ale mnóstwo hiszpańskich miast ma podobne rzeczy, Walencja, skąd pochodzę, organizuje normalne imprezy, a Halloween trwa w Hiszpanii jakieś trzy dni.
— Trzydniowa impreza — Caroline pokiwała entuzjastycznie głową.
— Dzień czarownic — MJ poklepała przód ich kreskówkowych kapeluszy — Wszystkich świętych, a potem Święto zmarłych.
— Czy możesz podać ich hiszpańskie nazwy?
Caroline z pewnością była pijana.
MJ spojrzała na Bonnie, która właśnie chichotała do swojej przyjaciółki, po czym przepraszająco wzruszyła ramionami w stronę MJ. MJ zgodziła się, nie miała nic przeciwko temu.
— Dia de las Brujas, Dia de Todos Los Santos, y Dia de Los Muertos, pero hay Noite dos Calacus en Galacia — MJ mówiła powoli i wyraźnie, ciesząc się, jak usta Caroline poruszały się lekko, naśladując jej.
— Jak ty wyglądasz tak seksownie, gdy mówisz po hiszpańsku?
To też rozśmieszyło MJ.
— Ona się nie myli — Tyler podchodził do nich ubrany, jak rzymski żołnierz, co oznaczało brak koszuli, a jedynie czerwoną pelerynę i miecz.
— Mam to rozumieć, że przez resztę czasu nie wyglądam seksownie? — cieszyła ją chwilowa panika wypełniająca oczy Tyler'a, dopóki nie przypomniał sobie, że nie była zainteresowana flirtowaniem z nim — Tylko się z tobą droczę, dziękuję? Tak myślę.
Bycie nazwaną "seksowną" podczas rozmowy w innym języku było komplementem?
— Przyszedłem z cydrem — trzymał trzy butelki — Po jednej dla każdej z dam. To specjalność Lockwoodów.
— Tak — MJ chętnie wzięła jedną z nich — Cydr to mój napój.
— Nie ma mowy, w zeszłym roku miałam kaca aż do Święta Dziękczynienia — Bonnie potarła czoło, wzdrygając się na myśl o sobie z przeszłości.
— Lekkostrawne — Caroline dołączyła do MJ i wzięła drinka — Zamierzam pić, dopóki ktoś nie będzie na tyle gorący, żeby się z nim całować.
— Brzmi, jak plan — Tyler skinął głową.
— Dokonywać dobrych wyborów życiowych — przypomniała jej MJ.
— Jest Halloween i szpieguję cel...— Caroline została rozproszona przez jednego z pozostałych rzymskich żołnierzy z drużyny piłkarskiej. Bonnie poklepała ją po ramieniu, dając znak, że sama sobie poradzi, podczas gdy Caroline flirtowała, zostawiając Tyler'a, Bonnie i MJ oraz cydr.
— Więc w Hiszpanii czarownice świętują? — zapytała ostrożnie Bonnie.
— Świętują ich śmierć?
— Niemalże — wiele uroczystości związanych z czarownicami dotyczyło czyjejś śmierci i tak to wyglądało — Moja mama spędziła dużo czasu w Hiszpanii i opowiedziała mi tę historię o spędzaniu czasu z dalekimi krewnymi w Sant Feliu Sasserra w październiku. Ich "Halloween" to dwudniowe święto ku czci dwudziestu trzech kobiet skazanych na śmierć, ponieważ ludzie uważali je za czarownice. Organizują upiorną, przerażającą wycieczkę po mieście, a potem przez cały następny dzień na ulicach tańczą tancerze i muzycy — pociągnęła duży łyk swojego napoju.
— Popierdolony świat — Tyler skinął głową — Fajne, pokręcone, ale fajne.
— Nie mylisz się — MJ się zgodziła — Po prostu uwielbiam to, jak ładnie wyglądają wszystkie cmentarze.
— Jesteś dziwną dziewczyną — Tyler potrząsnął głową.
— To ty wciąż ze mną rozmawiasz.
Westchnął — Taa.
— Wiesz — MJ rozejrzała się po różnych rozstawionych grach — Nigdy nie wyłoniliśmy zwycięzcy naszego małego konkursu na początku semestru.
— Oh myślisz, że moja gra zostanie wyłączona, bo jestem trochę pijany? — podjął wyzwanie.
— Moja będzie tak samo nieudana, więc będzie sprawiedliwie.
— Twoja kolej.
— Chcesz dołączyć? — MJ zapytała Bonnie.
— Nah, będę miała oko na Care i upewnię się, że nie zrobi nic głupiego — Bonnie starała się nie uśmiechać z jakiegoś powodu, a MJ szybko zauważyła grę, w której nie było zbyt dużej kolejki, na początek.
— Kto wygra najwięcej, wygrywa? — zasugerowała.
— Ale co wygrywa?
— Prawo do przechwalania się?
— Co powiesz na to, że jeśli wygram, będziesz musiała ze mną zatańczyć? W nawiedzonym domu.
MJ spojrzała na niego, zastanawiając się, po czym pokręciła głową — Jeśli chcesz zatańczyć, możemy zatańczyć, uwielbiam imprezować.
— Lubisz?
— Yep, ale myślę, że nie powinnam tańczyć "z" tobą — tak naprawdę nie chciała go naśladować — Imprezujemy w grupie.
— Boisz się, że zdasz sobie sprawę, jak wyglądam na parkiecie?
— Zupełnie — MJ odwróciła się od gry — Wstrzymajmy nasz konkurs i wejdźmy do środka.
— Jeszcze nawet nie wygrałem — zażartował.
— Chcę ci coś pokazać.
— Dlaczego mam wrażenie, że to zmieni się w lekcję życia? — jęknął.
— Nie musisz przychodzić — przypomniała mu — Chociaż możesz zachowywać się, jakbyś miał jakieś nieczyste intencje, też chcesz być przyjaciółmi.
Nie odpowiedział.
Zaprowadziła go do miejsca, skąd dochodziła muzyka, do kawiarni, dla której MJ pomagała robić sztuczne drzewka, a potem zaskoczyła go, nie wchodząc. Zamiast tego przesunęła dłonią po wejściu do kuchni, otwierając drzwi tak subtelnie, jak tylko mogła. Nie zapaliła światła w kuchni i podeszła do miejsca gdzie będzie rozdawane jedzenie. Przezroczysty plastikowy ekran oznaczał, że widzieli wszystko i słyszeli przytłumioną wersję muzyki, a srebrna krata oznaczała, że pijany tłum nie zwracał na nich żadnej uwagi.
— Co widzisz? — zapytała go MJ, a jej oczy były jasne, a na jej twarzy malowało się zadowolenie, gdy patrzyła przez ekran.
— Ludzi wyglądających, jak idioci.
— Kilka chwil temu chciałeś być jednym z tych idiotów — przypomniała mu.
Grała muzyka, unosiła się cienka warstwa dymu, zabarwionego na zielono i niebiesko w świetle świateł. Wszyscy byli przebrani, niektórzy w maskach i panował czysty chaos. Łokcie, ludzie skaczący w lewo i prawo, ciała zderzające się ze sobą bez chwili namysłu. Ludzie, których zwykle nie można spotkać razem, zbyt szczęśliwi, aby to zauważyć lub przejąć się tym, gdy krzyczą w rytm muzyki, mimo że niektóre piosenki to utwory taneczne i nie mają tekstu do powiedzenia.
— Kocham imprezy — kontynuowała przyglądanie się każdej twarzy.
— Bo to pretekst do upicia się? — złączył ich szklanki.
— Bo ludzie burzą swoje mury.
Patrzył na nią przez cały czas i powoli się odwrócił, żeby także spojrzeć przez ekran.
— Wszyscy są zrelaksowani - cóż, to znaczy nie wszyscy, gwarantuje, że są ludzie, którzy są tu tylko po to, żeby sprawić wrażenie zrelaksowanych, ale sprawa pozostaje niezmieniona, mogę na to popatrzeć i widzieć ludzi w ich najczystszej, najbardziej chaotycznej formie — jej głos stał się trochę odległy — Ludzka natura, uwielbiam ją.
— To właśnie robisz na wszystkich imprezach, na które chodzisz? Obserwujesz ludzi?
— Lubię być w chaosie, ale czasem warto poświęcić chwilę na obserwowanie tego.
Stali razem jeszcze chwilę, w ciszy.
— Nigdy nie czułaś się dziwnie, obserwując ludzi? — zapytał Tyler.
— Nie bardzo — potrząsnęła głową — To znaczy, nie robię tego, żeby oceniać. Robię to, żeby zobaczyć, jak ludzie zachowują się, gdy myślą, że nie zostaną osądzeni. Od ludzi, którzy myślą, że ujdzie im wszystko na sucho — i spotkałaby się z ich gniewem — Do ludzi, którzy w końcu rezygnują z kontroli lub czują się na tyle bezpiecznie, że mogą zachowywać się jak oni, bez obawy przed wyśmiewaniem ze strony niektórych osób.
Zaskoczył, że to było lekki kopnięcie w jego stronę. Prychnął i potrząsnął lekko głową, po czym wrócił do oglądania.
— To dziwne, nigdy nie myślałem o Aimee jako o imprezowej dziewczynie — Tyler wskazał na kogoś w tłumie.
— Aimee jest tą, która cię zaskoczyła? Harry — MJ wskazała na kogoś innego — Pierwsza osoba, która rozmawiała ze mną o Decathlonie i prowadzi stowarzyszenie matematyczne.
— Taa, ale Harry był też pierwszy dzieciakiem w naszym roku, któremu udało się napompować brzuch, co jest mniej zaskakujące, niż mogłoby się wydawać.
Tyler zdawał się zauważać coś jeszcze.
— Twoi przyjaciele wyglądają, jakby naprawdę dobrze się bawili.
MJ spojrzała tam, gdzie wskazał. Elliot, Ava, Lissa i ich przyjaciele skaczą dookoła. Byli razem skupieni, a MJ wróciła myślami do nocy z kometą, była z nimi, zanim wszystko zwariowało. Spędziła z nimi większość swojego nie nadprzyrodzonego czasu na zarządzanie.
— Bo wszyscy się lubią — odkąd MJ dołączyła, nie słyszała, żeby którykolwiek z nich powiedział coś negatywnego o drugim. Zdarzały się beztroskie komentarze, które najwyraźniej miały z góry ustalony charakter żartów, ale nie było dramatu — Właściwie są przyjaciółmi.
Oni też chcieli być jej przyjaciółmi i MJ nagle poczuła się rozdarta, myśląc o potencjalnym wciągnięciu ich w nadprzyrodzoną sytuację poprzez zamordowanie jej.
MJ rozejrzała się po twarzach znajdujących się blisko nich i zobaczyła twarz, której widoku nie była zadowolona, przepychającą się przez tłum. Stefan. Nie mogła powstrzymać się od myśli, że skoro Stefan tu był, to Vicki też tu była i jak na zawołanie zadzwonił telefon MJ.
— Muszę odebrać, do zobaczenia później — MJ pospiesznie wyszła z zaplecza i udała się do miejsca, gdzie rzeczywiście mogła usłyszeć Stefana — Właśnie cię widziałam, gdzie jest Vicki?
— Byłem z nią, a ona ucieeeekła, czekaj, widzę ją — rozłączył się.
MJ jęknęła z frustracji i poszła ścieżką, którą według niej mógł obrać Stefan, biorąc pod uwagę miejscę. w którym go widziała.
Nie widziała Vicki, ale widziała Elenę, Matta i Stefana. W szczególności widziała Stefana przypinającego Matt'a do ściany. Mierda. Nawet nie pomyślała o tym, jak Stefan poradzi sobie z tymi wszystkimi światłami, hałasem i ludźmi, którzy mogą krwawić. Na imprezach zawsze ktoś doznaje jakiejś kontuzji. Będą walczyć z tymi samymi emocjami i problemami z wrażliwością, którym poddawała się Vicki.
— Koleś — MJ nie zawahała się chwycić Stefana za tył koszulki i pociągnąć go do tyłu.
Spojrzał na nią, potem na Matta — Próbuję jej pomóc.
Stefan rzucił się do ucieczki, Elena pobiegła za nim, a MJ rzuciła okiem na Matta. Był przebrany za lekarza, z jednej kieszeni wystawała sztuczna stopa i kilka sztucznych plam krwi dla dodania wyglądu. Zauważyła także, że Elena była w stroju pielęgniarki z sztuczną ręką.
Ooff.
Kostium starej pary. Cóż, to była świetna zabawa dla wszystkich.
— Wszystko okej? — zapytała.
— Taa, po prostu Vicki ciągle mi znika.
— To do bani, dobrze, że wróciła do domu?
— Tak myślę. Wygląda na to, że jest trochę nie w porządku.
— Cóż — MJ zrobiła pauzę — Pójdę zbesztać Stefana, mam nadzieję, że znajdziesz Vicki.
Matt za nią zawołał, ale ona nie słyszała, co powiedział. Nie chciała ryzykować utraty z oczu Eleny i Stefana, łatwo ich dogoniła. Stefan najwyraźniej próbował usłyszeć Vicki w całym tym hałasie, a Elena nie mogła nic na to poradzić.
— Czy możesz rzucić zaklęcie lokalizujące? — zapytał ją Stefan.
— Potrzebuję więcej DNA Matta, a to prawdopodobnie by nie pomogło.
— Dlaczego nie?
— Ponieważ jesteśmy we właściwym miejscu, musimy tylko ustalić, gdzie ona się znajduje — MJ wskazała ręką po szkole. Jej wzrok był utkwiony na Elenie — Ty.
— Ja?
— Nie narażamy jej na niebezpieczeństwo — Stefan potrząsnął głową.
— Nie sugeruję tego — MJ się uśmiechnęła — Rozdzielimy się — wskazała pomiędzy nim, a nią — Zbadać większy teren, a kiedy to robimy, Eleno, czy zdarzyło ci się skonfigurować funkcję "znajdź telefon" ze swoim bratem?
— Tak! — jej oczy się rozszerzyły.
— Czy to byłoby tak niejasne, jak zaklęcie lokalizujące? — zapytał Stefan.
— I tak i nie, ponieważ możesz za jego pomocą sprawić, że telefon, którego szukasz, zadzwoni — wyjaśniła swój tok myślenia — Jeśli telefony zadzwonią, będziesz mógł to usłyszeć ponad całym hałasem.
— Oohh.
— Taaaa — MJ naśladowała go, uśmiechając się — Wy się tym zajmijcie i sprawdźcie tył, ja rozejrzę się na przodzie.
Stoiska znajdowały się przed szkołą i kilka autobusów. Większość z nich siedziała z tyłu i MJ wysłała do przypomnienie Elenie. Linia autobusów była głównym miejscem spotkań, jeśli Vicki była z Jeremym. Następnie przeszukała wszystkie stoiska i znalazła podskakujące jabłka, które Bonnie miała nadzorować, całkowicie porzucone.
— Ty — Damon zauważył, że ona obserwuje — Co zrobiłaś z moim naszyjnikiem?
— Twoim naszyjnikiem?
— Nie udawaj głupiej.
— Posłuchaj bicia mojego serca "koleś", okłamuję cię?
Zmarszczył twarz — Nie.
— To się wycofaj, szukamy Vicki i mam przeczucie, że byłeś zamieszany w jej ucieczkę?
— Być może nauczyłem ją, jak podróżować trochę szybciej, niż zwykły człowiek — wzruszył ramionami.
— Wspaniale.
Kontynuowała rozglądanie się, idąc ścieżką z Damonem u swego boku.
— Tak, żebyś wiedziała — odezwał się nieco mniej niegrzecznym tonem — Miałaś rację, co do testów burmistrza, żeby sprawdzić, czy jesteś wampirem.
MJ spojrzała na niego — Skąd wiesz, że mam rację?
— Impreza Założycieli była sprawdzianem, każdy kto przybył w ciągu dnia, został uznany za podejrzanego, co oznacza, że ufają mi i ufają tobie.
— ...Rozmawiałeś z nimi?
— Chcą werbeny, najwyraźniej kochany, stary Zach im ją dostarczał — w ostatecznym rozrachunku Salvatorowie także byli Założycielami — Być może skontaktowałem się w tej sprawie z mamą Lockwood.
— Zniszczysz całą werbenę, prawda? — westchnęła.
Sama miała plantację werbeny, ale nie chciała zostać nastoletnim dawcą dla rady, aby nakłonić Damona do opuszczenia miasta. Wymagało to wiele wysiłku i wymagało ujawnienia się i opowiedzenia im historii jej życia.
— Nie, nie jestem aż taki głupi. Nie słyszałaś, jestem oczyszczony z podejrzeń.
— Nie chcę słyszeć, jaki masz popierdolony plan zabicia ich — MJ chciała zmienić temat — Ten naszyjnik?
— Jestem pewien, że Caroline go wzięła, pomarańczowy kamień, taki duży — podniósł ręce.
— I co chcesz z nim zrobić? — uniosła brwi.
— Więc o nim wiesz!
— Teraz, gdy go opisałeś, tak — przewróciła oczami — O wiele bardziej pomocne, niż samo nazwanie biżuterii.
— Przepraszam, że założyłem, że w domu Forbes wisi tylko jeden starożytny naszyjnik należący do Damona.
— Powiedz mi tylko, czego od tego chcesz?
— Chcę go tylko odzyskać.
— Dlaczego?
— Dlaczego nie ma to znaczenia?
— Rozmawiasz z wiedźmą, Damon — przypomniała mu — Bardzo wątpię, żeby Caroline go ukradła, ale widziałam, jak podnosiła go z ziemi na przyjęciu Założycieli, co oznacza, że ukradłeś im go.
Może wyciągała pochopne wnioski, ale jej przeczucia zwykle się nie myliły.
— Specjalny naszyjnik, który wampir chce, aby należał do osób, które wiedzą o wampirach? To się pisze, żeby coś zrobić, gwarantowane.
— Niezłe założenie.
— Zdziwiłbyś się, ile ciemnych obiektów jest zaśmieconych na całym świecie — nie uważała, że naszyjnik był ciemnym obiektem, ale były to najłatwiejsze przykłady zaklętych przedmiotów — Ktokolwiek jest stworzył, był naprawdę zdeterminowany, aby znaleźć sposób, aby ludzie mogli uprawiać magię, i to jest powód, dla którego czarownice wiedzą, jak zaklinać przedmioty, po prostu używać ich jako składniki.
— Nie rozumiem, co to ma z czymkolwiek wspólnego.
— Nie...ma - po prostu się błąkam — machnęła ręką w powietrzu — Chodzi o to, że wiedziałabym, czy ktokolwiek na przyjęciu Założycieli był czarownicą, nie było żadnych innych — lekkie kłamstwo — Więc, jeśli mieli przedmiot, którego teraz pragniesz, jest w nim coś magicznego.
— Może mieć po prostu wartość sentymentalną.
— Nie sądzę, że jesteś typem osoby, która ulega sentymentom — zmrużyła oczy.
Cofnął się, wyglądając na trochę urażonego, ale potem ponownie założył maskę.
— I myślę też, że zdałeś sobie sprawę, że Bonnie nosiła naszyjnik i wydarzyło się coś magicznego, więc nie mogłeś go zdjąć — MJ zignorowała pauzę.
Nie była tam, żeby wydusić z siebie łzawą historię o facecie, który unieszczęśliwił Caroline.
To przykuło uwagę Damona — Skąd to wiesz?
— Ponieważ wiem, że Caroline dała jej to jako część kostiumu wiedźmy i wiem, że obecnie nie ma naszyjnika, bo Bonnie nie ma przy jej stanowisku, więc prawdopodobnie uciekła przestraszona.
— Zrobiłaś coś z tym?
— Nie. Jeśli coś się stanie, to dlatego, że nie należy lekceważyć Bonnie.
MJ dostała SMS'a, po czym telefon Damona zaczął dzwonić.
— Co? — Damon odpowiedział, obserwując, jak twarz MJ blednie, gdy czyta wiadomość od Stefana.
-Vicki nie żyje, znajdź Damona.
Przypuszczenia MJ dotyczące autobusów okazały się słuszne.
Vicki leżała na ziemi z szara skórą i grubymi żyłami, a obok niej leżał kołek pokryty krwią. Elena klęczała przy ciele i płakała, a krew na jej ramieniu plamiła biały kostium pielęgniarki.
Vicki była przebrana za wampira.
Odeszła jako wampir.
Nie było nigdzie widać Stefana, Jeremy'ego też nie było, więc Damon zatrzymał się na sekundę, po czym podszedł do Eleny i podniósł ją z ziemi.
— Powinnaś iść. Zajmę się tym.
Nie mógł brzmieć na mniej poruszonego, a Elena trzęsła się, gdy się od nich oddalała.
— Ty, ty to zrobiłeś — jej ramiona były sztywne, gdy wskazywała na ciało Vicki — To twoja wina.
— Mylisz mnie z kimś, kto ma wyrzuty sumienia.
Użyła obu rąk, aby uderzyć go w klatkę piersiową. To nic nie dało. Chciała go uderzyć, ale złapał ją za nadgarstek.
Skrzywiła się na jego uścisk.
— Damon — głos MJ był niski, gdy pochyliła się, by delikatnie dotknąć nasady szyi Vicki. Jej duch był już pod Drugiej Stronie i gdy sięgnęła po niego, wymknął się.
MJ wiedziała, jak to jest, gdy duch znajduje spokój, ale to nie było to. To była Vicki uciekająca przed pokojem.
Damon zaczekał, aż MJ wstanie, ale jego wzrok nie opuszczał Eleny — Nic z tego nie ma dla mnie znaczenia. Nic.
W końcu odpuścił.
— Ludzie wokół ciebie umierają — Elena go uderzyła — Jak to może nie mieć znaczenia? To ma znaczenie i ty wiesz o tym.
— Okej, Eleno — MJ chwyciła ją za ramię, gdy Damon warknął, ciągnąc dziewczynę za sobą.
— Musisz odejść — jego głos był monotonny — Twoje rany krwawią i musisz odejść.
— Nie.
— Eleno — MJ udało się na chwilę przykuć jej uwagę — Jeremy cię potrzebuje.
To zmusiło ją do ruchu. MJ w pewnym sensie ją odciągnęła, prowadząc z powrotem wokół frontu szkoły, żeby Damon mógł zrobić sam to, co chciał, z ciałem Vicki. Elena pocierała ranę, a na jej rękach pojawiało się coraz więcej krwi.
MJ zatrzymała się i obróciła Elenę twarzą do niej.
— Yaoshang Yuhe.
— Co-...— Elena wpadła w panikę, dopóki nie zorientowała się, że ugryzienie zniknęło.
MJ zachwiała się lekko, musiała się porządnie wyspać i przestać używać magii co pięć sekund.
Taaa, żadna z tych rzeczy nigdy się nie wydarzyła.
— Um, dziękuję — wymamrotała Elena.
— Nawet się tym nie martw — MJ nie miała też siły, żeby mówić zbyt głośno.
— Elena! MJ! — Matt biegł w ich stronę — Hej, widziałyście..woah. Ccco-..co się stało?
Ugryzienie zniknęło, ale cała krew nadal była na jej kostiumie.
— Nic — Elena szybko zamrugała — Dopadł mnie idiota ze sztuczną krwią. Pójdę do domu i wezmę prysznic.
Matt rozejrzał się niezręcznie — Ja...nie mogę znaleźć Vicki. Całkowicie mnie olała.
Elena spojrzała na MJ, ale zauważyła, że wiedźma wyglądała tak samo nieswojo widząc Matta, jak ona.
— Nie wiem, gdzie ona jest?
— A Jeremy poszedł do domu, więc nie sądzę, żeby była z nim...— MJ dodała, że jeśli musiały zatuszować śmierć Vicki, nie mogły pozostawić Jeremy'ego w linii pytań.
— Czy o to mi chodzi? — głos Matta się załamał — Całe życie martwić się o nią?
MJ chciała go przytulić najmocniej i najcieplej, jak tylko mogła, ale się powstrzymała. To byłoby zbyt oczywiste, żeby wiedziała, że coś się wydarzyło.
— Jesteś dobrym bratem, Matt — głos Eleny był ochrypły.
— Taa — skinął głową, brzmiąc na nieprzekonanego — Może poszła do domu.
— Może — MJ skinęła głową, więc Elena nie musiała już więcej mówić. Ręce dziewczyny się trzęsły.
— Okej.
Matt odwrócił się i odszedł, a gdy zniknął im z pola widzenia, Elena zaczęła płakać. MJ natychmiast ją podniosła, pozwalając szlochać, powoli przenosząc ją na miejsce pasażera samochodu Gilbert. MJ prowadziła, chcąc dać Elenie chwilę na wygadanie się, zanim będzie musiała założyć spodnie swojej starszej siostry dla Jeremy'ego.
Bart MJ zawsze wydawał się taki "razem" przez całe życie, podczas gdy MJ była emocjonalnym młodszym rodzeństwem, które potrzebowało jego wsparcia. Nie zazdrościła sytuacji Eleny.
— Dlaczego to wybrałaś? — zapytała Elena, kiedy w łzy w końcu przestały płynąć.
— Urodziłam się z tym, nie miałam wyboru — niektóre czarownice przestały ćwiczyć na dobre, jej brat odklepał, a MJ próbowała przez kilka lat, ale to był błąd — Eleno, choć dzisiejszy wieczór jest okropny, jakkolwiek okropne będzie wiele nocy, spędzając czas ze Stefanem...mogłaś z nim zerwać pewnego dnia, ale mimo to postanowiłaś się z nim związać.
— Musiałam wiedzieć, co się dzieje.
— I odnoszę takie wrażenie, więc pozwól mi, że powiem ci coś naprawdę ważnego — MJ lekko postukała w kierownicę — Są okropni ludzie, ale są też dobrzy ludzie, a w przypadku zjawisk nadprzyrodzonych wszystko zostaje spotęgowane, co oznacza, że zło rujnuje życie, ale żeby dobro też? Tak właśnie wygląda prawdziwe życie.
— Jak możesz teraz mówić o prawdziwym życiu? — Elena pokręciła głową — Vicki nie żyje, siostra Matta nie żyje, Jeremy będzie...- będzie...
— Sshhh, zamknij oczy i pozwól mi zabrać cię do domu, wiele dzisiaj przeszłaś — MJ rozważała zaczarowanie jej do snu, ale ta magia po prostu by wściekła Elenę, gdyby się obudziła.
Dotarły do domu Gilbertów, a na werandzie stał Stefan.
— Gdzie on jest?
— W środku.
Elena pospieszyła do brata, zostawiając ich samych. MJ lekko poklepała wampira po ramieniu.
— Wiesz, że to nie jest twoja wina, prawda? — zaczęła.
— Jest.
— Nie jest. Próbowałeś jej pomóc, dałeś jej wybór, nie przemieniłeś jej.
— Ale, przemieniłem Damona.
— ...Ohh — MJ zastanawiała się, dlaczego Stefan miał teraz taki kompleks poczucia winy w stosunku do Damona — Nakarmiłeś go swoją krwią i zabiłeś?
Było naprawdę ciemno.
— Nie.
Skrzywiła się — To, jak go przemieniłeś?
— Dałem mu ludzką krew, namówiłem go, aby dokończył przemianę.
— Okej, więc mogę potrzebować całej historii, aby w pełni zrozumieć, co się stało — podniosła ręce — Ale danie mu ludzkiej krwi nie oznacza, że to wszystko jest twoją winą.
— Tak, jest, on chciał umrzeć.
— Gdyby Damon chciał umrzeć, umarłby. Wampiry mają wiele różnych sposobów umierania, gdyby naprawdę nie chciał tak bardzo tego życia, spróbowałby jednego z nich, "przemienienie go" to jedno życie pełne morderstw i chaosu to drugie, to jego wybór Stefanie, to nie zależy od ciebie.
Najwyraźniej w to nie wierzył, więc przestała go przekonywać na ten wieczór. To była rozmowa na inny raz.
Oboje usiedli na werandzie, czekając, aż Elena wróci lub Damon napisze SMS'a, że Vicki została "załatwiona". To była okropna mentalność, gdy chodziło o zmarłą osobę, ale jeśli chodzi o zjawiska nadprzyrodzone, była to mentalność, z którą trzeba było się pogodzić.
— Masz rodzeństwo? — zapytał Stefan.
— Brata.
— Gdzie on jest?
— Ma dwadzieścia jeden lat i studiuje na lekarza, obecnie odbywa roczne szkolenie w Maroku.
— Szkolenie w Maroku?
— By zdobywać doświadczenie i studiować. Chce pomagać tam, gdzie zwykle nie ma dobrej opieki zdrowotnej i tak dalej.
— Więc, jest święty? — Stefan posłał jej spojrzenie.
— Opowiedz mi o tym.
Sprawdziła swoje wiadomości z nim. Nadal nie wysłał jej nic w sprawie jej małego wezwania duchów, więc albo nie obchodziło go, że widzi duchy, albo nie widział duchów, albo nie miał na to wpływu. Miała nadzieję, że to ostatnie. Powiązania Floare były dziwne i chociaż podczas zaklęcia prowadził ją zmarły, raz przeprowadziła prostą ceremonię przekazania i Ryos przez tydzień słyszał, jak zmarły szeptał mu do ucha.
Elena otworzyła drzwi i spojrzała na nich.
— Czy, czy wszystko za wami okej?
MJ tylko skinęła głową, gdy Stefan wstał.
— Ja, uh...chciałem jej pomóc. Ale zamiast tego, uh...— Stefan spojrzał na MJ, powoli kręcąc głową — Jak on się czuje?
— Jest w rozsypce — Elena znów miała zacząć płakać — Nie chcę, żeby znów przez to przechodził. To tylko dzieciak.
Stefan był jedyną osobą na werandzie, która nie do końca kwalifikowała się jako dziecko.
— Eleno, co mogę zrobić? Ja...w czym mogę pomóc? Zrobię cokolwiek.
Stefan naprawdę sprawiał wrażenie dobrego człowieka. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę chciał żyć, chciał żeby ludzie żyli i wyraźnie nienawidził każdej części sytuacji Vicki.
Może nadszedł czas, aby MJ trochę obniżyła przy nim swoje mury. Dać mu łatwą odpowiedź.
— Czy możesz sprawić, żeby zapomniał?
— Eleno — MJ wystrzeliła. Nie, nie. Wspomnienia były, nie, nie.
— Stefan — Elena ją zignorowała.
— Eleno...
— Proszę. Nie wiem, jak on kiedykolwiek przez to przebrnie. Chcę tylko, żeby zapomniał o wszystkim, co się wydarzyło.
— Gdybym to zrobił, nie ma gwarancji, że zadziałałoby...Z powodu tego, kim jestem. Ze względu na to, jak żyję. Nie mam możliwości zrobić tego dobrze.
MJ nie mogła stwierdzić, czy Stefan kłamał, żeby Elena naprawdę pomyślała o tym, o co go poprosiła. Miała cichą nadzieję, że tak właśnie było.
— MJ, istnieje - istnieje, jakieś - jakieś zaklęcie.
— Istnieje, ale ja tego nie zrobię — stwierdziła stanowczo MJ.
— Ja to zrobię — Damon przybył, wchodząc po schodach na werandę i dołączając do ich trójki — Jeśli tego właśnie chcesz...zrobię to.
Elena wzięła głęboki wdech — To jest to, czego chcę.
— Eleno.
— Co, MJ! — warknęła Elena. Była przerażona. Pozwolono jej pęknąć. Pozwolono jej by się złościć, smucić i wściekać, a MJ nie pozwoliłaby, gdyby ją obraziła.
— Eleno — MJ rozłożyła ręce w geście "przychodzę w pokoju" i utrzymywała spokojny głos — Zabieranie wspomnień nie jest rozwiązaniem, nigdy nie było rozwiązaniem.
— To ty kazałaś mi dokonywać wyboru. To jest jeden z nich. Nie mogę go okłamywać na temat dzisiejszego wieczoru, jest mądry, zrozumie to, a potem będzie jeszcze bardziej zdenerwowany i...i nie mogę pozwolić mu stracić kogoś innego.
MJ zamrugała powoli i wzięła głęboki oddech.
— Ja też nie chcę kłamać, ale nie możesz tak po prostu odpędzić od wspomnień. To jego życie, jego wspomnienia, to odbiera mu wolną wolę. Wspomnienia nie są tylko czymś w twojej głowie, są też w twoim sercu, on nadal będzie smutny, wciąż będzie wiedział, że coś jest na rzeczy.
Elena wyglądała, jakby miała się zaraz załamać, jakby MJ nie mogła do niej dotrzeć.\
— Przymus może również pomóc emocjom — odezwał się Damon.
— Jednak igranie z emocjami jest niebezpieczne — sprzeciwiła się MJ — Nie wiesz, jak przechylenie jednej skali wpłynie na pozostałe.
Cisza.
— Zrób to — Elena podjęła ostateczną decyzję.
MJ potarła twarz dłońmi. To nie mogło się dobrze skończyć.
— Co chcesz, żeby wiedział?
— Chcę, żebyś mu powiedział, że Vicki wyjechała z miasta i nie wróci. Że nie powinien jej szukać, ani się o nią martwić. Będzie za nią tęsknił, ale wie, że tak będzie najlepiej.
Damon skinął głową i wszedł do środka, MJ się odwróciła. Nie mogła na to pozwolić. Wspomnienia to rzeczy, które należy zostawić w spokoju, a emocje to rzeczy, którymi nigdy nie należy manipulować.
— Pójdę już — MJ zamrugała kilka razy — Muszę, muszę dzisiaj spać we własnym łóżku.
Oboje skinęli głowami. Pewnie i tak chcieli zostać sami. A, MJ potrzebowała czasu, aby wszystko odpowiednio przetworzyć.
Vicki Donovan zmarła.
Nikt poza nimi o tym nie wiedział.
Damon otrzymał potwierdzenie, że Założyciele wiedzieli o wampirach, potrzebowali werbeny, a ona miała pistolet przystosowany do strzelania drewnianymi kulami.
Wszystko było bałaganem.
Rozdział posiada 8300 słów
Dobijemy 10 gwiazdek?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top