★ Izaya x Reader: Pękasz? [Durarara]

Był późny wieczór i miałaś już dość pracy. Cały dzień dzielnie wykonywałaś zadania, ale zostało ich jeszcze trochę, a nie chciałaś ich odwlekać na jutro. Mimo to, byłaś zmęczona i przysypiałaś. Oparłaś brodę na dłoni. Chwilę później twoja głowa mimowolnie opadła na klawiaturę pod twoimi palcami.

Podniosłaś się raptownie, kasując pół linijki literki "a" w dokumencie tekstowym, który miałaś otwarty na komputerze. Usłyszałaś cichy śmiech swojego pracodawcy i przełknęłaś ślinę, mobilizując się i wracając do pracy.

- P-przepraszam, Orihara-san... - wymamrotałaś, czytając ostatnie linijki, by przypomnieć sobie, na czym skończyłaś. Już miałaś kontynuować raport, gdy poczułaś na sobie obce spojrzenie. Podniosłaś nieśmiało głowę. Izaya wpatrywał się w ciebie z kanapy.

- Długo dzisiaj pracowałaś, prawda, [f/n]-chan?

- ... - Zacisnęłaś wargi. - ...-chan?

Zamachał lekceważąco dłonią.

- Nie ma potrzeby utrzymywać formalności, pracujesz tutaj już ponad miesiąc, właściwie to byłoby mi miło gdybyś mówiła mi po imieniu...

Zmrużyłaś podejrzliwie oczy i zawiesiłaś dłonie nad klawiaturą, wpatrując się w niego w konsternacji.

- To... byłoby dziwne - stwierdziłaś ostatecznie i wróciłaś do swoich obowiązków, wyłączając swoje połączenie ze światem zewnętrznym i całkowicie koncentrując się na raporcie. Nie minęły dwa akapity zanim poczułaś na ramionach dotyk, od którego prawie dostałaś zawału. Izaya nachylił się i przeanalizował wzrokiem to, co napisałaś, nie patrząc na ciebie ani przez chwilę.

- Masz literówkę w ósmej linijce - powiedział, wskazując palcem miejsce na ekranie.

- A, fakt...

Cofnęłaś się i szybko poprawiłaś błąd. Przekręciłaś szyję i spojrzałaś na niego. Do twoich zmysłów dotarł delikatny zapach jego perfum.

- ...to wszystko...?

Spojrzał na ciebie, chyba lekko rozczarowany i odsunął się, pozwalając ci dalej pracować. Spojrzałaś za nim, by upewnić się, że się odwrócił i teraz ogląda widoczki przez okno. Wróciłaś do swoich obowiązków.

Szybko poczułaś, że z powrotem robisz się senna. Przetarłaś oczy i oparłaś głowę na rękach, wczepiając palce we włosy. Westchnęłaś, na parę chwil odrywając się od nudnego raportu.

- Zmęczona? - spytał twój pracodawca zza twoich pleców. Miał taki pełny entuzjazmu głos że sama wątpiłaś w to, że jest na nogach od dwóch dni...

- Troszeczkę - przyznałaś, potrząsając głową i wpatrując się powątpiewająco w arkusz tekstowy. Wyłapałaś parę kolejnych literówek i co najmniej trzy byki ortograficzne...

- Zrobić ci kawy?

Westchnęłaś.

- Sama sobie zrobię, jak wstanę i trochę pochodzę to mi się lepiej zrobi - stwierdziłaś, wstając i wlokąc się do drzwi. Ściągnęłaś spinkę z włosów i położyłaś ją na szafce przy wejściu, roztrzepując kłaczki. Całkiem przyjemne było nagłe zniknięcie napięcia ze skóry głowy. Z reguły uczucie to towarzyszyło powrotowi do domu, ale i teraz trochę cię rozbudziło.

Weszłaś do kuchni i zaczęłaś szykować napój. Po chwili stwierdziłaś, że zrobisz też Izayi, w końcu - mimo wszystko - byłaś jego sekretarką. Z tego co pamiętałaś, nie słodził. Ciekawe, czy jest głodny. Może by wyjąć ciasteczka z szafki...

Ostatecznie byłaś zbyt leniwa i zostałaś przy kawie. Położyłaś dwie filiżanki na tacce i wróciłaś do salonu. Bez słowa postawiłaś filiżankę na jego niskim stoliczku, obok zagadkowej planszy, a drugą zaniosłaś do biurka. Odwróciłaś się i zawiesiłaś w konsternacji.

- Orihara-san, widział pan moją spinkę? - spytałaś, rozglądając się czy przypadkiem nie spadła na ziemię.

- Może - odparł informator, przyciągając twoje spojrzenie. Westchnęłaś, widząc jak bawi się ozdobą, do tego nawet na ciebie nie patrząc.

- Mógłby mi ją pan oddać...? - w twoim głosie zabrzmiał cień obawy.

- Jak zaczniesz mi mówić po imieniu, [f/n]-chan.

Miałaś ochotę pacnąć się ręką w czoło i powiedzieć mu żeby się wypchał, ale uznałaś że wolisz tak szybko nie żegnać się z posadą. Założyłaś ręce i zmrużyłaś oczy.

- To by zaburzyło służbowe relacje między nami - oznajmiłaś.

Izaya westchnął głośno, kręcąc głową z rozczarowaniem.

- Psujesz całą zabawę! - zaskomlał, rzucając spinkę na kanapę obok siebie.

- Nie jestem tutaj dla pana rozrywki - mruknęłaś, podchodząc z zamiarem sięgnięcia po spinkę. Niestety, na drodze do ozdoby znajdował się stolik z planszą i sam Izaya. Chcąc nie chcąc, musiałaś się nachylić.

- Płacę ci zdecydowanie więcej niż przeciętnej sekretarce, mogłabyś choć poudawać że masz serce - oznajmił, udając dogłębnie zranionego twoimi słowami. Po czym pozornie przypadkowym ruchem przesunął spinkę dalej, poza zasięg twoich dłoni.

- Nie płaciłby mi pan tyle, gdybym nie musiała siedzieć tutaj po nocach, za przeproszeniem - syknęłaś, sięgając dalej. Zanim zdałaś sobie z tego sprawę, musiałaś oprzeć się o kanapę po drugiej stronie. Wzięłaś spinkę i, jakby nic się nigdy nie stało, wróciłaś do pozycji stojącej i odwróciłaś się z zamiarem powrotu do biurka.

- Czemu tak bardzo starasz się, by nie dać mi satysfakcji?

Jego słowa zaskoczyły cię. Odwróciłaś się.

- Czemu miałabym ją panu dawać?

- Bo należysz do mnie.

- Pracuję dla pana - skorygowałaś, nerwowym ruchem zbierając włosy celem spięcia ich z powrotem. Izaya podniósł się i, zanim zdążyłaś zaprotestować, znowu zabrał ci spinkę, ale tym razem odłożył ją na biurko. Stanął za tobą i dotknął dłońmi twoich pleców. Wzdrygnęłaś się.

- Jesteś strasznie spięta jak na kogoś, kto tylko dla mnie pracuje - zauważył, delikatnie masując twoje mięśnie.

Od jego dotyku spięłaś się jeszcze bardziej, całą swoją wolą nie dopuszczając do siebie nawet możliwości, że w jakikolwiek sposób mogłoby to sprawić ci przyjemność.

- [f/n]-chan...?

- O-Orihara-san... T-to bardzo... nieodpowiednie... - stęknęłaś, starając się zachować dygoczące resztki godności.

- Jak bardzo...?

- ...

- Określ w skali od jeden do dziesięciu jak bardzo nieodpowiednia jest próba odstresowania pracownika przez szefa.

- ...cztery. W ujęciu ogólnym. Tutaj, siedem.

Zachichotał.

- Co musiałbym zrobić, żeby doszło do dziesięciu?

Odwróciłaś się do niego, by spojrzeć na niego jak na wariata i w następnej chwili odskoczyłaś na - jak ci się wydawało - bezpieczną odległość.

- O-Orihara-san...!

- Prosiłem, żebyś mówiła mi po imieniu.

- O-Ori...

Westchnął i w ułamek sekundy pokonał dzielącą was odległość. Chwycił cię za nadgarstek i przyciągnął do siebie, wtapiając twarz w zagłębienie u dołu twojej szyi. Wydałaś z siebie niekontrolowane jęknięcie. Izaya zaśmiał się cicho.

- O-osiem - wymamrotałaś.

Musnął językiem twój obojczyk. Zadrżałaś.

- Orihara-san, to jest bardzo... n-nie na m-miejscu... - Potrząsnęłaś głową. - Wciąż osiem - oznajmiłaś chłodno, uświadamiając sobie, że twój pracodawca po prostu cię sprawdza. Zacisnęłaś powieki, starając się nie dać mu satysfakcji.

W następnej chwili poczułaś, jak delikatny pocałunek przeradza się w robienie ci malinki. Szarpnęłaś się.

- T-to mi zostanie! - krzyknęłaś dziwnym głosem. - K-ku*wa mać, Orihara-san!

Izaya roześmiał się głośno, mierzwiąc dłonią twoje włosy. Wywróciłaś oczami, zakładając ręce, po części po to, by się od niego choć trochę odgrodzić. Był tak rozbawiony, że miałaś ochotę zrobić mu krzywdę.

- Skończyliśmy na ośmiu, tak?

Otworzyłaś szerzej oczy, a on - najwyraźniej za nic mając twoją frustrację - złączył wasze usta w niezbyt agresywnym, ale też na pewno nie należącym do delikatnych pocałunku. Odepchnęłaś go i cofnęłaś się, mrucząc pod nosem przekleństwa po francusku.

- N-na to się nie pisałam. T-tego w kontrakcie nie było. Nie było? Na pewno nie było. - Zaśmiałaś się nerwowo. - Oczywiście że nie było...!

- [f/n]-chan? - Przekrzywił głowę, patrząc na ciebie jak na wariatkę. - Chyba wpadasz w histerię...

- DZIEWIĘĆ - warknęłaś. - I na więcej nie licz, zboczeńcu!!!

Zamrugał oczami i wykrzywił usta w najdziwniejszym uśmiechu, jaki kiedykolwiek u niego widziałaś.

- [f/n]-chan, boisz się~?

Przestąpił krok w twoim kierunku. Jak na rozkaz, ty wykonałaś krok do tyłu.

- Nie. Zbliżaj. Się. Do mnie - odezwałaś się ostrzegawczym tonem. Zachichotał. Chwilę później poczułaś za plecami ścianę. - N-no pięknie...

Oparł dłonie po obu stronach twojej głowy, zagradzając drogę ucieczki i przekrzywił głowę, przypatrując ci się uważnie. Spojrzałaś najpierw na jedną jego rękę, potem na drugą, a następnie, z wyrazem frustracji na twarzy, uderzyłaś z całej siły swoim czołem w jego czoło.

Rozległ się odgłos głuchego łupnięcia. Jęknęłaś, łapiąc się za głowę. Izaya zrobił to samo, patrząc na ciebie jak na psychopatkę.

- Idź sobie - burknęłaś.

- Lecz się - stęknął z niedowierzaniem, rozmasowując obolałe czoło.

- Wszarz.

- Psychopatka...!

Wymamrotałaś coś niewyraźnego i opadłaś na podłogę, bo zakręciło ci się w głowie. Jęknęłaś i, nie otwierając oczu, spytałaś:

- Ej... ale mnie nie zwolnisz nie...?

Wywrócił oczami i pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym, potykając się i zataczając po drodze, wrócił na swoją kanapę.

Zamrugałaś oczami, łapiąc się znowu za czoło.

...

Uniosłaś nieprzytomnie powieki, po to, by kątem oka zobaczyć papierową kulkę, która ułamek sekundy później upadła na ziemię obok ciebie. Jęknęłaś coś niewyraźnego i przeniosłaś wzrok na swojego szefa, który ze swojej sofy już szykował kolejną kulkę, którą miał zamiar cię obudzić. Dotknęłaś czoła. Nie było na nim żadnego śladu.

- J-ja nie śpię... - wymamrotałaś i podniosłaś się raptownie, widząc ósmą z rzędu stronę arkusza w komputerze wypełnioną ciągiem literki "a". - O-Orihara-san... najmocniej przepraszam...

- Obudziłbym cię wcześniej - oznajmił Izaya - ale bardzo zabawnie jęczałaś. Powiedz, co ci się śniło~?

Zamrugałaś szybko oczami, do twojej pamięci zaczęły powracać niewyraźne obrazy właśnie doświadczonego snu. Uderzyłaś głową w klawiaturę z poczuciem bezradności. Twoja własna podświadomość przeciwko tobie...

- [f/n]-san...?

- Orihara-san... - Podniosłaś żałośnie głowę i spojrzałaś na niego jak siódme nieszczęście. - Mogę fajrant...?

  ★  

Wniosek: o romansie z szefem Reader-chan może sobie co najwyżej pomarzyć ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top