★ Izaya x Reader: Lepiej nie ufać obcym [Durarara]

Niebo było bezchmurne, ale łuna roztaczająca się nad Tokio sprawiała, że nie było na nim widać ani jednej gwiazdki. Co jakiś czas przelatywały po nim pojedyncze samoloty, ale poza tym - nie było na co patrzeć.

A jednak nic lepszego nie przychodziło ci do głowy. Czułaś się nie co osamotniona, siedząc na ławce w parku już od parudziesięciu dobrych minut, podczas gdy obcy ludzie co chwilę mijali cię, nie poświęcając ci najmniejszego nawet spojrzenia. Było to dość nużące, ale nie mogłaś zdobyć się na żadną konstruktywną akcję. Z rękoma luźno zawieszonymi na oparciu, wbijałaś wzrok w nocne niebo, jak gdyby zastanawiając się, w jaki sposób dostać się na księżyc najkrótszą drogą.

Twój telefon zawibrował nagle i wyciągnęłaś go z kieszeni, wydając z siebie krótki jęk, gdy, żeby spojrzeć na ekran, poruszyłaś nagle szyją, choć od dłuższej chwili tkwiła ona w jednej pozycji.

[Setton]: Dzień dobry wszystkim!
[Tanaka Taro]: Dobry wieczór!

Zanuciłaś pod nosem, wahając się czy odezwać się na czacie. Od paru tygodni miałaś aplikację na telefonie, ale ani razu z niej nie skorzystałaś.

[Kanra]: Jak wam mija dzionek~? ^_^

Uśmiechnęłaś się lekko. Same znajome nicki, przez parę dni zdawało ci się, że poznałaś tych ludzi całkiem nieźle, choć nie odzywali się jakoś szczególnie często.

Kliknęłaś okienko do wpisywania tekstu.

[ObrońcaSałatek]: Rodzice wyjechali i zapomnieli mi klucz zostawić, więc niezbyt fajnie;;
[Tanaka Taro]: Jak to?!
[Tanaka Taro]: A tak w ogóle to dobry wieczór,
[Tanaka Taro]: Nie widziałem Cię to wcześniej ^^
[Tanaka Taro]: tu*
[ObrońcaSałatek]: Jakoś nie miałam okazji napisać ^^;;
[Setton]: Czekaj, rodzice zapomnieli zostawić Ci klucz?
[Setton]: Jesteś uziemiona?
[ObrońcaSałatek]: Gorzej ^^;;
[ObrońcaSałatek]: Nie mam jak wrócić :"D
[Setton]: ...
[Tanaka Taro]: Nie masz jakichś znajomych lub rodziny, która mogłaby Cię przenocować?
[Tanaka Taro]: Chyba nie chcesz spać na dworze... 
[Kanra]: @Tanaka Taro, może ty ją przenocujesz~?
[Tanaka Taro]: ...
[ObrońcaSałatek]: ^^;;
[ObrońcaSałatek]: Nie trzeba~!
[ObrońcaSałatek]: ... Mam ciepłą bluzę, więc dam sobie radę w nocy! ^^
[Setton]: Zimno to nie jedyny problem!
[Setton]: Co, jeśli ktoś cię napadnie?
[Setton]: To niebezpieczne...
[Tanaka Taro]: Chętnie bym Cię przyjął, ale chwilowo nie ma mnie w mieście ^^'
[Kanra]: Kłam~ca~
[Kanra]: Boi się, że go napadniesz! ヽ(°〇°)ノ
[ObrońcaSałatek]: Skoro tak się o mnie martwisz, może sama mnie przenocujesz, @Kanra? XD
[Kanra]: Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm~
[Tanaka Taro]: To chyba nie jest najlepszy pomysł...
[Setton]: Popieram;;
[Setton]: Bardziej niż tego że @ObrońcaSałatek mogłaby komuś coś zrobić,
[Setton]: boję się tego, co @Kanra mogłaby zrobić jej ^^"
[Tanaka Taro]: Z jakiegoś powodu mam podobne uczucia...
[Kanra]: ( ̄︿ ̄)
[Kanra]: No co wy~
[Kanra]: @ObrońcaSałatek, gdzie teraz jesteś~?

Zawahałaś się. Całkiem słusznie.

Z drugiej strony, co miałaś lepszego do roboty? Kanra wydawała się być nieszczególnie ogarniętą nastolatką, prawdopodobnie więc nie mogła zrobić ci krzywdy. Wydawało ci się, że jesteś od niej i tak starsza.

[ObrońcaSałatek]: Park Shinjuku Gyoen, siedzę na ławce ^^"
[Kanra]: Ooo, mieszkam niedaleko, mogę cię przenocować~
[Setton]: ...
[Tanaka Taro]: ... @ObrońcaSałatek
[Kanra]: Będę tam za parę minut, czekaj na mnie ^w^
--Kanra logged out--
[Tanaka Taro]: UCIEKAJ
[ObrońcaSałatek]: Przecież ona nawet nie wie, jak ja wyglądam XD
[Tanaka Taro]: ...
[Setton]: ^^"
[Setton]: Uważaj na siebie...
[ObrońcaSałatek]: Nic mi nie będzie~ Dzięki Wam tak w ogóle, kochani jesteście ^^
[ObrońcaSałatek]: Dobra, ja znikam, napiszę jutro XD
[ObrońcaSałatek]: Dobranoc!
--ObrońcaSałatek logged out--

Westchnęłaś, wyłączając po kolei wszystkie aplikacje, żeby jak najmniej obciążać i tak już umierającą baterię. Jeśli miałaś przetrwać całą noc bez źródła prądu, lepiej było oszczędzać. Rodzice powinni jutro wrócić, ale do tego czasu - w razie, gdyby mieli zadzwonić - lepiej było mieć telefon pod ręką.

Nie dałaś im, oczywiście, znać, że nie masz kluczy. W przeciwnym wypadku prawdopodobnie wróciliby od razu, ale nie chciałaś im psuć weekendu. Klucz prawdopodobnie został w bagażniku ich samochodu, skoro do tej pory tego nie zauważyli. 

Poza tym, nie mogłaś się powstrzymać. Twoje życie było nudne, dusiłaś się w czterech ścianach pokoju, między murami szkoły...

Park w Shinjuku był teraz już niemalże pusty, a światła powoli gasły i gdzieś wysoko w górze dostrzegłaś jedną, pojedynczą gwiazdkę.

Wpatrywałaś się w nią bezmyślnie przez dobrych parę sekund, dopóki widoku nie zasłoniła ci ciemna, ruchoma plama.

- [F/n]-chan, jak mniemam~?

Zamrugałaś oczami, spowijając wzrokiem postać ledwie widoczną w bladym świetle lamp stojących parę metrów dalej.

- Czy ty...?

Wstałaś raptownie i odskoczyłaś na bezpieczną odległość, marszcząc brwi.

- ... Kanra? - spytałaś niepewnie, bo nic ci się tutaj nie zgadzało. Postać bynajmniej nie wyglądała na nastoletnią dziewczynę. 

- We własnej osobie - odparł młody mężczyzna, wzruszając ramionami. Nie spuszczał z ciebie wzroku, pochłaniając spojrzeniem każdy najmniejszy element twojej sylwetki.

- ... Myślałam, że jesteś... - zawahałaś się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć, bo tak naprawdę nie było w nim nic, czego byś się rzeczywiście spodziewała - ...no, dziewczyną.

- Ahh, naprawdę? - roześmiał się beztrosko, bo najwyraźniej nie zrobiło to na nim największego wrażenia.

Przełknęłaś ślinę.

- Znaczy, no... - Zmarszczyłaś brwi jeszcze bardziej, co musiało z perspektywy mężczyzny wyglądać przekomicznie. - ...J-ja chyba dam sobie radę sama - wymamrotałaś, wyciągając dłoń by wziąć z ławki torbę.

Mężczyzna przestąpił jeden krok do przodu, stając idealnie między tobą a twoim ekwipunkiem.

- Mówiłem, że po ciebie przyjdę - oznajmił spokojnie. - Chyba nie powiesz mi, że przyszedłem tu na marne?

- N-no wiesz, t-to jednak trochę dziwne, żeby pójść do domu człowieka, którego poznało się przed chwilą w sumie no i... - W twojej głowie coś nagle pstryknęło. - ... Skąd wiedziałeś, jak mam na imię...?

Kanra oblizał usta, które samoistnie wykrzywiły się w szyderczy uśmieszek.

- Może i dopiero się poznaliśmy, ale zaproponowałem ci nocleg - oznajmił, całkiem ignorując twoje pytanie. - Szkoda byłoby zmarnować taką propozycję - dodał z dziecinnym dąsem, biorąc twoją torbę i bezceremonialnie przerzucając ją sobie przez ramię. - Lepiej się pośpieszmy, bo naprawdę robi się już późno~

I zanim w ogóle zdążyłaś zaprotestować, poszedł przed siebie, a ty - chcąc czy nie - musiałaś pójść za nim, bo w torbie znajdował się na chwilę obecną cały twój dobytek.

Mieszkał rzeczywiście niedaleko, w wysokim apartamentowcu. Wszedł do środka, ani przez chwilę nie oglądając się za siebie. Aż w tobie zawrzało na myśl, jak bardzo pewny siebie musiał być. I jeszcze bardziej, gdy uświadomiłaś sobie, że zdajesz się zmierzać prosto do jaskini smoka, idąc za nim potulnie jak baranek, bez najmniejszej oznaki sprzeciwu.

Nie było w tym spotkaniu rzeczywiście nic, czego mogłabyś się od samego początku spodziewać.

- Jesteś głodna? - spytał mężczyzna, wpuszczając cię do środka i zdejmując buty. Wzdłuż korytarza zauważyłaś kilkoro drzwi, ale tylko jedne były otwarte. - A, tam jest salon - oznajmił, widząc twoje zaciekawione spojrzenie. - Możesz tam usiąść. Kawy, herbaty?

- Podziękuję - mruknęłaś, starając się na niego nie patrzeć.

- Oh, myślisz, że mógłbym cię otruć? - roześmiał się, jakby była to najzabawniejsza rzecz pod słońcem. - Spokojnie, nie mam takich intencji. 

- A ja mam ci uwierzyć...? - uniosłaś brew.

- Tak właściwie to jesteś w moim mieszkaniu, całkowicie bezbronna - stwierdził, zdejmując kurtkę i wieszając ją w przedpokoju. - Jeśli będę chciał zrobić ci krzywdę, to i tak mi się uda - dodał ciszej. Otworzyłaś szerzej oczy i spojrzałaś na niego, czując, że cały pozostały w tobie zdrowy rozsądek każe ci uciekać. 

Nie ruszyłaś się jednak z miejsca.

- To jak, jajecznica? - zaoferował z uśmiechem i, nie czekając na twoją odpowiedź, zniknął za drzwiami pomieszczenia, które musiało być kuchnią.

Westchnęłaś, kręcąc głową z niedowierzaniem i weszłaś do wskazanego ci wcześniej salonu.

Był on naprawdę duży. Naprawdę, naprawdę duży. Z kilkoma skórzanymi kanapami, biurkiem i mnóstwem wolnej przestrzeni.

Wpatrywałaś się w wielkie na całą ścianę okno przez dłuższą chwilę.

- ... W tym pomieszczeniu zmieściłoby się całe nasze mieszkanie - stwierdziłaś cicho.

- Hm, smutne - usłyszałaś za sobą i aż podskoczyłaś. Serce podeszło ci do gardła.

- ...

- Ze szczypiorkiem? - spytał radośnie.

- ... Może być - wydusiłaś z siebie i parę sekund później znowu byłaś sama.

Weszłaś dalej, rozglądając się wokół. Całkowicie zapominając o swojej sytuacji, podeszłaś bliżej dużego regału z książkami, z zaciekawieniem przeglądając co bardziej rzucające się w oczy tytuły. Niektóre były naprawdę, naprawdę stare. Niesamowicie bawiło cię, że były w dużej części w ogóle ze sobą niepowiązane, nie tworzące żadnego spójnego obrazu ich właściciela. 

Potem podeszłaś do biurka i stanęłaś za nim, patrząc na ekran monitora. Spojrzałaś niepewnie na drzwi, ale wciąż były zamknięte i nie wyglądało na to, żeby w najbliższym czasie Kanra miał się tu pojawić.

Poruszyłaś myszką, wyłączając wygaszacz ekranu. 

Monitor przepełniony był kilkunastoma oknami. Na tym widocznym z wierzchu znajdował się e-mail, ale nie zdążyłaś nawet na niego spojrzeć, bo usłyszałaś, że drzwi się otwierają i szybko odskoczyłaś od komputera, na powrót interesując się książkami.

Mężczyzna wszedł do środka i podszedł do stolika ustawionego między kanapami. Położył na nim talerz z jajecznicą i kubek pełen herbaty - zapach ciepłego posiłku od razu wypełnił pomieszczenie, sprawiając, że pociekła ci ślinka.

- Uhm... Kanra-san? - spytałaś niepewnie.

- Tak? - spytał z uprzejmym uśmiechem, siadając po drugiej stronie stołu i obserwując cię, gdy podeszłaś do stolika i usiadłaś niepewnie, chwytając ostrożnie krawędź talerza i przysuwając go bliżej siebie. 

- Jak masz tak naprawdę na imię? - Przekrzywiłaś głowę, nabierając trochę jajecznicy. Otworzyłaś szerzej oczy w chwili, gdy tylko poczułaś jej smak. To była prawdopodobnie najlepsza jajecznica, jaką kiedykolwiek jadłaś. 

- Możesz mi mówić Nakura - odparł, wzruszając ramionami.

Zmarszczyłaś brwi lekko.

- To po prostu "Kanra" z poprzestawianymi literkami - zauważyłaś. - Nie pytam o to jak cię mogę nazywać, tylko jak się nazywasz - burknęłaś i popiłaś kolejny kawałek jajecznicy ciepłą herbatą.

- W takim razie, Izaya Orihara.

Usłyszane nazwisko sprawiło, że zakrztusiłaś się herbatką.

Nie było ci ono bynajmniej obce. Oczywiście nie było to nazwisko celebryty, ale każdy, kto żył w Tokio wystarczająco długo, wiedział, że nie wróży ono nic dobrego. Podobnie jak trzeba było unikać yakuzy, starszych panów i satanistów, Izayi Orihary również należało się wystrzegać. 

- ... Uhm.

Z drugiej strony, nie wiedziałaś o tym człowieku absolutnie nic, co mogłoby stanowić jakikolwiek punkt zaczepienia. Nie wiedziałaś nawet, czy mówi prawdę, przedstawiając się.

Skoro jednak już przedstawił się jako ktoś taki, miałaś szczerą nadzieję, że nie kłamie. 

- W-więc, Izaya-san... - zaczęłaś powoli, odsuwając od siebie kubek gestem dość jednoznacznie zdradzającym niepewność. - Mogę wiedzieć, czemu zawdzięczam twoją uwagę...?

Mężczyzna zamrugał oczami, przekrzywiając głowę.

- Chciałem tylko pomóc, skoro nie miałaś gdzie spać - oznajmił i prawie, prawie mu uwierzyłaś.

- Nieprawda - prychnęłaś. - Znałeś moje imię. Musiałeś zrobić chociaż research. 

Orihara uśmiechnął się, opierając się wygodnie o tył kanapy.

- Co, gdybym powiedział, że obserwuję cię od chwili, w której dołączyłaś do czatu, i że wiem o tobie absolutnie wszystko, co tylko dowiedzieć się można? Że wiem gdzie mieszkasz, gdzie pojechali twoi rodzice, do jakiej szkoły chodzisz i jakie skończyłaś, oraz że znam hasła do wszystkich kont internetowych, jakie kiedykolwiek założyłaś? Powiedz, spodobałaby ci się taka odpowiedź?

Milczałaś przez chwilę.

- Nie uwierzyłabym. - Wzruszyłaś ramionami, bez wahania wracając do posiłku. - Nie wierzę, że poświęciłbyś swoje środki, by dowiedzieć się aż tyle o osobie, która nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia - oznajmiłaś, wyraźnie uspokojona. W rzeczy samej, nie wierzyłaś w ani jedno słowo, które przed chwilą wypowiedział.

Izaya wzruszył ramionami.

- Skoro tak uważasz~

Czekał w milczeniu, aż skończyłaś posiłek. 

- A, właśnie - odezwałaś się nagle. - Gdzie jest moja torba? - spytałaś, bo w międzyczasie zdążyłaś o niej zapomnieć, choć od początku była w rękach Izayi. 

- Zostawiłem ją w sypialni - odparł, wzruszając ramionami.

- ... Sypialni? 

- Pościeliłem też łóżko, żebyś miała gdzie spać - oznajmił, uśmiechając się beztrosko.

- ...

Zastanawiałaś się teraz, czy pozwoliłby ci teraz wyjść, gdybyś postanowiła, że jednak wolisz spać na zewnątrz.

Szczerze w to wątpiłaś.

- A ty gdzie będziesz spać? - spytałaś niepewnie.

- Nie zamierzam spać - wyznał. - Wbrew pozorom, jestem zapracowanym człowiekiem.

Spojrzałaś na niego, siedzącego od co najmniej kwadransa i patrzącego jak jesz.

- Właśnie widzę - mruknęłaś, ale postanowiłaś nie drążyć tematu.

W sumie to ciekawiło cię, czym słynny informator mógł się zajmować. Oczywiście - zadaniem informatora było dostarczanie informacji - ale jakiego rodzaju informacji? Jego pracodawcami mogli być nawet yakuza czy właściciele wielkich korporacji. Bez wątpienia na brak pracy nie narzekał, skoro stać go było na tak duże mieszkanie w niemalże centrum Tokio. 

Ciekawe było dla ciebie jednak, co dokładnie musiał wyszukiwać. Może informacji o konkurencji? Tendencji na rynku? To oczywiste rzeczy, które mogłyby interesować przedsiębiorcę.

A yakuza? Co mogło interesować yakuzę?

Bez wątpienia nic, z czym mogłabyś chcieć mieć do czynienia.

Ale i tak musiałaś spytać.

- Nad czym pracujesz? - Dopiłaś herbatę i odsunęłaś od siebie talerz, opierając się na fotelu, by teraz trochę odpocząć po posiłku.

- Ciekawa~? - Izaya uśmiechnął się do ciebie, przekrzywiając głowę w nieco dziecinny sposób. - Obecnie, jest to coś dość nudnego. Ale jeśli chcesz, możesz mi pomóc. Powiedzmy, w ramach rekompensaty za nocleg. 

- Niech będzie - odparłaś od razu, zacierając ręce i obejrzałaś się dyskretnie, w duszy mając nadzieję, że wygaszacz ekranu na komputerze zdążył już się z powrotem włączyć.

Mężczyzna zaśmiał się lekko na widok twojego entuzjazmu i wstał z kanapy, podchodząc do regału z książkami. 

- Chciałbym, żebyś coś dla mnie znalazła. - Zdjął z półki sześć momentalnie namierzonych tytułów i położył je na stoliku. - Wszystkie informacje na temat sporu o Kaszmir, jakie tylko tutaj są.

- Sporu... o Kaszmir...? - Zmarszczyłaś brwi, wyraźnie zdziwiona poleceniem. - Zajmujesz się... takimi rzeczami?

Izaya wzruszył ramionami. 

- Nie poprosiłbym cię o szukanie informacji o mafii, prawda?

Mruknęłaś coś niezrozumiałego pod nosem i sięgnęłaś po książki, bez zastanowienia biorąc się do roboty. Izaya podszedł do biurka i zajął się własnymi sprawami. Między wami zapanowała cisza i tylko miarowe stukanie w klawiaturę i szelest przewracanych kartek zdawały się udowadniać, że pokój nie jest opustoszały.

Cichy pomruk wydobył się z twoich ust, gdy poruszyłaś się nieznacznie. Świat wokół ciebie zakołysał się, przyprawiając cię o palpitacje serca i otworzyłaś nieznacznie oczy, starając się zidentyfikować przyczynę kołysania.

Przyczyna ta była lekko nad tobą pochylona, ale zdawała się nie poświęcać ci ani odrobiny uwagi.

No, może pomijając sam fakt, że bezczelnie wisiałaś na jej rękach. I tak starała się być w miarę możliwości delikatna.

- ... Co ty...

Izaya zerknął na ciebie kątem oka, najwyraźniej sprawdzając, czy rzeczywiście się obudziłaś, czy tylko mamroczesz we śnie.

- Oh, wybacz - jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Widziałaś ten uśmiech już tyle razy tego dnia, że miałaś ochotę go walnąć w twarz, żeby tylko nie musieć widzieć go po raz kolejny. - Nie chciałem cię obudzić~

- Co ty tak w ogóle odpierniczasz...? - stęknęłaś, poruszając się nieznacznie, bo miałaś dość nieprzyjemne wrażenie, że spodnie zsuwają ci się z tyłka.

- Przysnęłaś, więc biorę cię do łóżka. W takim stanie i tak na wiele mi się nie przydasz - przyznał, wzruszając ramionami.

- Ja... Mnie nic nie jest, ja zaraz tam wrócę... Jawaharlal Nehru... Tam było coś o nim, nie dokończyłam...

- Zasnęłaś w trakcie czytania?

- ... Może...?

Izaya wywrócił oczami.

- Dokończę to sam, nie przejmuj się. Każdy jest czasem bezużyteczny - rzucił. Zanim zdążyłaś powiedzieć coś bardzo nieprzyjemnego, twoje ramię uderzyło lekko o framugę drzwi i odwróciłaś głowę, pochłaniając spojrzeniem wnętrze pomieszczenia, do którego weszliście.

Zwykła sypialnia. Nawet bardzo zwykła. Najzwyklejsza sypialnia, jaką można by sobie wyobrazić.

- ... Już mi się nie chce spać - przyznałaś nagle, choć fakt, że wciąż nie powzięłaś najmniejszych działań, by stać o własnych nogach, wyraźnie temu przeczył.

- Dzieci muszą iść spać wcześnie, nie wiesz?

- Już i tak za późno - mruknęłaś. - I nie jestem dzieckiem...

- To czemu muszę cię nosić?

- Nie kazałam ci...

- Widzisz? Dlatego, że dzieci nie mówią~ - zaśmiał się i bezceremonialnie rzucił cię na łóżko.

Jęknęłaś głośno, bo przechowywany w kieszeni telefon wbił ci się boleśnie w żebro.

- D-debil - mruknęłaś i sięgnęłaś po poduszkę, rzucając ją w niego z całej siły.

Nie musiał się nawet uchylić, bo i tak nie trafiłaś. Poduszka uderzyła w drzwi tuż obok jego głowy i bezbronnie upadła na podłogę.

- Hey, specjalnie to dla ciebie układałem! - Podniósł poduszkę z ziemi i podszedł do łóżka, odkładając ją z powrotem na swoje miejsce.

- Nie prosiłam o to! - syknęłaś z irytacją.

Mężczyzna zmrużył oczy, przypatrując ci się z uwagą.

- Nie wiesz, jak okazywać wdzięczność, prawda, [F/n]-chan~?

- A zasługujesz na nią? - prychnęła. 

- Oh, czyżbyś już zapomniała? Nie masz teraz dachu nad głową, mogłabyś zamarznąć na śmierć na ławce w parku, nie mów, że nie zdajesz sobie z tego sprawy - mruknął, siadając na brzegu łóżka.

Odruchowo cofnęłaś się, by znaleźć się jak najdalej od niego.

- A może nie obchodzi cię to, co się z tobą stanie? Powiedz, [F/n]-chan, podoba ci się twoje życie? - Zaśmiał się cicho. - A może wręcz przeciwnie, nie wierzysz, że coś mogłoby ci się stać? Chodzisz po Tokio w środku nocy, wysyłasz swoje położenie obcej osobie, będąc całkowicie bezbronną... 

Momentalnie przypomniałaś sobie wszystkie historie na temat informatora - wszystkie te, które przez ostatnie parę lat obijały ci się o uszy, gdy temat rozmów przypadkiem zbaczał na to, o czym w Tokio akurat było najgłośniej.

Zabiła się, usłyszałaś. Lunch był znacznie ciekawszy niż temat rozmowy, więc słuchałaś znajomych tylko jednym uchem, zupełnie nie myśląc nad sensem słów. 

To on ją do tego namówił, na pewno. Podobno z nim często rozmawiała. Ale nie ma dowodów, więc policja nic nie zrobi.

Zabiła się przez niego! Tak, to oczywiste. Orihara Izaya jest niebezpieczny. Trzeba trzymać się od niego z daleka.

A tymczasem sama siedziałaś w jaskini smoka, w apartamencie jednego z najniebezpieczniejszych ludzi w Tokio.

- Nie czujesz niebezpieczeństwa, [F/n]-chan~? A może ty sama nie chcesz żyć~? Może powinienem ci pomóc...?

Zbliżył się, ale nie drgnęłaś. Momentalnie sparaliżował cię strach i straciłaś wszelkie siły. Teraz, póki siedział, mogłaś prześlizgnąć się obok niego i uciec. Ale nie byłaś w stanie się poruszyć, a on bardzo dobrze zdawał się być tego świadom - wiedział też, jak tę chwilę wykorzystać.

Zanim zdążyłaś zareagować, lodowato zimne dłonie oplotły się wokół twojej szyi i jęknęłaś tylko półgłosem, gdy mężczyzna popchnął cię na plecy, siadając na tobie okrakiem. Palce zacisnęły się na twoim gardle i otworzyłaś szerzej oczy w niemym zdumieniu, jak gdyby nie rozumiejąc, co się właśnie stało.

Otworzyłaś usta, próbując krzyknąć, ale gdy uświadomiłaś sobie, że nie jesteś w stanie, wszystko, czego tylko w tej chwili pragnęłaś, ograniczyło się do jednego, małego oddechu. Ale nawet odrobina powietrza nie chciała dosięgnąć twoich płuc. 

Chwyciłaś mężczyznę za nadgarstki, próbując odciągnąć go od siebie, ale ten tylko wzmocnił uścisk. Wierzgnęłaś nogami, próbując jakkolwiek odepchnąć napastnika, ale nie odniosło to najmniejszego skutku.

Twoje płuca zaczęły płonąć i w oczach pojawiły się łzy. Wbiłaś wzrok w twarz oprawcy, próbując dostrzec w nich jakąkolwiek emocję, która mogłaby w najmniejszym stopniu podpowiedzieć ci, czemu postanowił zrobić coś takiego.

Widziałaś tylko lekki, szyderczy uśmieszek. Nie potrafiłaś wypędzić go z pola widzenia, był przed tobą nawet wtedy, gdy przed oczami zaczęły tańczyć ci ciemne plamki. 

Zacisnęłaś powieki i ostatkiem woli wbiłaś paznokcie w nadgarstki mężczyzny.

Izaya jęknął krótko i jego uścisk na chwilę zelżał. Ta chwila wystarczyła ci, by z całej siły odepchnąć go od siebie i samej odskoczyć. Niestety, kawałek dalej kończyło się łóżko i spadłaś na ziemię z głuchym łupnięciem.

Zaczerpnęłaś głęboko powietrza i zakaszlałaś, próbując wstać, ale zakręciło ci się w głowie i ledwie zdołałaś podnieść się do klęczek. 

Skuliłaś się i twój oddech przyspieszył w przypływie nerwów, które teraz zaczęły ulatywać z ciebie z zadziwiającą siłą. Drżałaś na całym ciele, nie będąc w stanie kontrolować nawet powiek, które nie chciały uchylić się nawet o milimetr. Marzyłaś o tym, by tylko nie być teraz w tym miejscu.

Usłyszałaś kroki, ale wciąż byłaś zbyt wstrząśnięta, żeby się poruszyć.

Kroki zatrzymały się tuż przed tobą i oczami wyobraźni widziałaś sylwetkę informatora, stojącą nad tobą z beztroskim uśmieszkiem, zdającym się nic nie robić sobie z tego, że właśnie prawie cię zamordował. 

Twoje serce podeszło do gardła, gdy uświadomiłaś sobie, że teraz może spróbować tego ponownie i że sama nie masz już siły walczyć. 

Ostatkiem siły podniosłaś się w nędznej próbie dobiegnięcia do drzwi, ale wykonałaś zaledwie dwa kroki, zanim poczułaś ręce Izayi oplatające cię w pasie i przyciągające cię z powrotem do niego.

Szarpnęłaś się panicznie i machnęłaś pięścią, prawie uderzając nią o brzeg łóżka, choć bynajmniej nie taki był tego cel.

- [F/n]-chan... 

Usłyszałaś spokojny głos. Był bardzo zwyczajny, pozbawiony prześmiewczego wydźwięku. 

- [F/n]-chan, uspokój się.

Zachlipałaś cicho, gdy mężczyzna przyciągnął cię do ciebie, obejmując - ostrożnie, ale zdecydowanie. Szarpnęłaś się jeszcze raz, ale było to już pozbawione uprzedniej desperacji i mężczyźnie nie sprawiło najmniejszego problemu przytrzymanie cię w miejscu.

- [F/n]-chan. -  Spojrzałaś na niego zaszklonymi oczami. Izaya uśmiechnął się lekko, widząc, że zaczęłaś się już uspokajać. Pogładził cię po głowie. - Jestem z ciebie dumny~

Zmarszczyłaś brwi w tej sam sposób, w jaki robiłaś to do tej pory zawsze, gdy czegoś nie rozumiałaś. Informator zachichotał cicho.

- Widzisz, nie spodziewałem się, że jednak zechcesz walczyć... Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to ucieszyło - dodał szeptem, przekrzywiając głowę. 

W tym momencie uświadomiłaś sobie, jak blisko niego się teraz znajdowałaś. Jego ramiona nie pozwalały ci uciec, otaczał cię ze wszystkich stron w miłym, wręcz pieszczotliwym geście, który zdawał się być jednocześnie bezlitosną pułapką bez wyjścia. Czułaś się jak zwierzę zagonione w ślepy zaułek, wystawione drapieżnikowi jak na tacy.

Izaya uniósł delikatnie twój podbródek, patrząc ci prosto w oczy i nachylając się nad tobą.

- Powiedz, [F/n]-chan... Teraz wierzysz, że wiem o tobie wszystko~?

Zawahałaś się, ale skinęłaś głową. Nie było już nic, w co byś teraz nie mogła uwierzyć.

Po twoim policzku pociekła łza i Izaya musnął ją wargami, jakby tym prostym gestem chciał odgonić od ciebie wszelkie smutki.

- Teraz już nie masz się o co martwić~ Obronię cię, jeśli będzie trzeba... Widzisz, [F/n]-chan... ja naprawdę uwielbiam ludzi. Wszystkich, bez wyjątku. Ale ciebie mógłbym lubić jeszcze bardziej... Powiedz, [F/n]-chan, chciałabyś być królową u mego boku...?

Zamrugałaś, wyraźnie zaskoczona tym pytaniem. Nie miałaś pojęcia, jak je zinterpretować.

Izaya zaśmiał się cicho i odsunął od ciebie, pozwalając ci na pierwszy oddech od dłuższej chwili. Nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że z nerwów rzeczywiście przestałaś oddychać. Twój organizm na wszelkie możliwe sposoby domagał się teraz tlenu.

Zakaszlałaś cicho, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Twoja twarz musiała wyrażać niesamowitą złość, bo ten zaśmiał się cicho.

- Nie patrz tak na mnie, to straszne~ 

Bez słowa spoliczkowałaś go.

Izaya zamrugał, przez parę chwil zbyt zszokowany, by cokolwiek powiedzieć. Na jego policzku zaczął formować się czerwony ślad.

Dotknął twarzy i uśmiechnął się, w ten sam dziwny, pozbawiony wesołości sposób, który tak bardzo cię od samego początku irytował.

- Odpocznij, [F/n]-chan. Jest już naprawdę późno... Dzieci powinny o tej porze spać - rzucił i, nie robiąc nic więcej, wyszedł z pokoju.

Odgłos zamykanych drzwi w symboliczny sposób dawał do zrozumienia, że na dzisiaj to już koniec wrażeń.

Opadłaś bez siły na łóżko.

- Nie jestem dzieckiem - mruknęłaś do poduszki, opatulając się pościelą. Zamknęłaś oczy, z ulgą oddając się w objęcia Morfeusza. Westchnęłaś. - Jestem królową.

Wszystkiego najlepszego, cwelu!

Napisałam właśnie one shot o długości w przybliżeniu 3700 słów. Nie mogę w to uwierzyć, ale tak. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, skoro zaczęłam wczoraj, a dzisiaj do 18 byłam na uni.

Błogosławieństwo urodzinowe na mnie spłynęło, ot co!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top