★ Eren x disabled!Reader: I wanna fly! [Shingeki no Kyojin]

Wpatrywałaś się w zielone płaszcze, nie potrafiąc ukryć podziwu. Odgłos wydawany przez materiał przypominał trzepot skrzydeł i - tak jak ptaki - zwiadowcy pojawiali się zaledwie na parę chwil, by zniknąć w oddali, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.

Wpatrywałaś się w niebo, odurzona widokiem. Ludzie patrzyli na ciebie - sierotę na wózku inwalidzkim. Niektórzy szeptali, na twarzach innych widziałaś współczucie. Wszyscy cię irytowali. Głównie dlatego, że zamiast podziwiać zwiadowców - gapili się na ciebie, jakbyś była jakimś ewenementem współczesnego świata.

W pewnym momencie grupa postaci w zielonych pelerynach przefrunęła nad tłumem, w którym się znajdowałaś. Na twojej twarzy pojawił się banan szczęśliwości. Zanim zdążyłaś unieść dłoń i pomachać - niczym małe, pełne entuzjazmu dziecko - jedna z nich wylądowała płynnie w wolnym miejscu niedaleko ciebie. Ludzie odsunęli się dla bezpieczeństwa i z konsternacją patrzyli, jak postać podchodzi do ciebie. Z jednej strony chciałaś spojrzeć na nich z wyższością, z drugiej - czułaś jak się czerwienisz i ostatecznie nie zrobiłaś nic aż do chwili w której postać stanęła na przeciwko ciebie.

- E-Eren... - wyjąkałaś.

Znałaś go długo, ale dopiero teraz zauważyłaś jak bardzo zmieniło go ostatnie parę miesięcy. Pomijając aspekty fizyczne, teraz to ty wstydziłaś się go bardziej niż on kiedyś ciebie. Pamiętałaś, że - tak jak inni ludzie - na początku był strasznie ostrożny i obawiał się powiedzieć lub zrobić czegoś nieodpowiedniego. Ale z czasem...

Nachylił się i na przywitanie pocałował cię w czoło. Jeszcze pół roku temu wstydziłby się w ogóle podejść ._.

- No co tam? - uśmiechnął się, ukazując prawie pełne uzębienie.

- Um... Eren... Co ci się stało...? - spytałaś, wskazując na jego usta. Chłopak zakrył je dłonią, przy okazji starając się zakryć różowiejące policzki. Ehh, czyli jednak wcale tak bardzo się nie zmienił ;_;

- L-Levi - wymamrotał, co dobitnie wszystko tłumaczyło. Parsknęłaś śmiechem.

- To cud że jeszcze żyjesz po tych wszystkich treningach - stwierdziłaś, starając się sympatyczną postawą poprawić mu samopoczucie.

- Eren! - rozległo się gdzieś niedaleko was. - Zostaw tę kalekę i chodź do nas!

Spojrzałaś na niego beznamiętnie. Przywykłaś do tego że ludzie z reguły nie chcieli z tobą przebywać. Traktowali cię jak gdyby twoja niepełnosprawność wykluczała cię z grona normalnych ludzi. A przecież oni również to przeżyli. Atak tytanów, zniszczenie muru Maria... Niektórzy stracili rodziny, inni zdrowe zmysły, ty natomiast straciłaś czucie w nogach na skutek złamania kręgosłupa. Byłaś jedną z wielu ofiar katastrofy jaka spadła na ludzi. Jednak nadzieja że chociaż oddziały naprawdę zadzierające z tytanami mogłyby wykazać się minimum wyrozumiałości pękła jak bańka mydlana.

- Idź do nich - mruknęłaś, gdy Eren nieświadomie wpatrywał się w swoich znajomych przez chwilę dłuższą niż mogło to być przez ciebie tolerowane.

Chłopak uniósł brwi, patrząc na ciebie.

- Nie przejmuj się tym - powiedział.

- A ty się nie przejmujesz? Twoi znajomi...

- Mam gdzieś tych pajaców - oznajmił. Chciałaś coś jeszcze powiedzieć, ale zamknęłaś usta. Dopiero po dłuższej chwili odezwałaś się ponownie.

- Mimo wszystko, powinieneś do nich wracać. Współpracujecie ze sobą, jeśli coś was poróżni, w trakcie misji...

- Zbyt pesymistycznie myślisz - stwierdził, wzruszając ramionami. - Nie wydaje mi się żeby coś takiego mogło zaważyć na losach misji. Ale jeśli się tym martwisz... - Przekrzywił głowę, po czym minął się i już myślałaś, że sobie poszedł, gdy chwycił oparcie twojego wózka i zdecydowanie popchnął go w tylko sobie znanym kierunku. Syknęłaś, bo bardzo nie lubiłaś gdy ktoś tobą sterował. Próbowałaś chwycić dłońmi koła, ale tylko prawie poharatałaś sobie palce.

- E-Eren, co ty robisz...?! - zająknęłaś się, przekręcając się tak by na niego spojrzeć. Nie uzyskałaś odpowiedzi, co więcej - już chwilę później straciłaś chęć powstrzymania chłopaka i pogodziłaś się ze swoim losem, teraz całkowicie znajdującym się w jego rękach.

Nawet nie zauważyłaś, gdy znaleźliście się przed jakąś dużą konstrukcją. Zanim zdążyłaś się jej przyjrzeć, Eren bez ostrzeżenia wziął cię na ręce. Syknęłaś. Tego też nie lubiłaś. A przynajmniej nie gdy robiono ci to bez ostrzeżenia. Mimo to nie wyrywałaś się, a po chwili niepewnie oplotłaś dłonie wokół jego szyi, by ułatwić mu zadanie.

Weszliście do środka i przywitaliście ze członkami żandarmerii, którzy najwyraźniej musieli znać Erena, bo nie zwrócili większej uwagi na kierunek waszej podróży. Chwilę później znaleźliście się na schodach, a parę lub może nawet paręnaście minut wchodzenia po nich później - dotarliście na sam szczyt.

Wydałaś z siebie okrzyk zdziwienia.

- R-Rose! - zawołałaś. - Jesteśmy na murze!

Eren zaniósł cię i posadził blisko krawędzi, jednak w bezpiecznej odległości od przepaści. Twoim oczom ukazał się niesamowity widok. Rozciągające się na ponad sto kilometrów domy, mieszkańcy... Ponad tym wszystkim co jakiś czas przelatywały ptaki. Odgłosy były ledwo słyszalne, ale tutaj stanowiły mieszaninę wszystkiego, co działo się wewnątrz murów. Głosy ludzi, koni, dźwięki warsztatów, po prostu wszystkiego. Mur miał pięćdziesiąt metrów wysokości, a w oddali widać było wewnętrzny mur Sina.

Spróbowałaś obrócić się i zobaczyć, co jest po drugiej stronie muru, ale Eren zasłonił ci go ciałem. Nie wiedziałaś czy zrobił to niechcący czy po prostu nie chciał, byś tam patrzała. Po chwili namysłu stwierdziłaś że może lepiej żebyś rzeczywiście tego nie widziała.

Chłopak usiadł za tobą, pozwalając ci oprzeć się o jego pierś.

- A tak właściwie to czemu mnie tu zabrałeś...? - spytałaś cichym, nieco rozmarzonym głosem, przypatrując się jakiejś gromadce dzieci bawiącej się u stóp muru.

- Spójrz. - Wskazał w jakiś punkt. Trudno było ci namierzyć to, co sam wskazywał, ale po chwili uświadomiłaś sobie, że wskazuje swoich towarzyszy z oddziału. Niektórzy zauważyli, że jesteście na górze, i teraz wskazywali sobie was palcami. Wśród nich rozpoznałaś tego, który wcześniej nazwał cię kaleką.

- O-oh... - Zmarszczyłaś brwi. - Mali jak mrówki...

- Nie obchodzi mnie, co o nas myślą - oznajmił Eren, oplatając cię rękami i opierając brodę na twoim ramieniu. Niechcący zauważyłaś przy tym, że ostatnie miesiące treningów polepszyły stan jego umięśnienia. - Dlatego cię tu zabrałem. Niech patrzą! - prychnął, ściskając cię mocniej.

Mimowolnie uśmiechnęłaś się. Lekkomyślny jak zawsze...

Odwróciłaś wzrok od ludzi i wzniosłaś go wyżej, ku ledwo widocznym znad horyzontu konstrukcjom wewnątrz muru Sina. W jasnym, południowym świetle zobaczyłaś kolorowy błysk, być może jakichś witraży w zamku, nie byłaś pewna, bo - mimo wielkiego zaciekawienia - nie wiedziałaś, jak wygląda wewnętrzna strona muru.

- Eren... - odezwałaś się po chwili, tuląc go do siebie. - Chciałabym umieć latać.

  ★  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top