🥀~Rozdział 24~🥀

🥀~Prawda~🥀

Perspektywa Dylana

Myślałem, że gdy wygram wyścig będę czuł się wspaniale. W końcu to ja zwyciężyłem, dowiodłem tego. Teraz wszyscy, którzy się ze mnie śmiali, będą się wstydzić...

Jednak dlaczego teraz nie czuje się wcale lepiej. Czekałem w swoim namiocie na rozdanie nagród i w cale tego wszystkiego nie czułem. Przeciwnie, czułem się jak ostatni kretyn. Może faktycznie nie powinienem tak reagować. Ale powiedziałem prawdę, ona nic nie zrobiła.

Jedyne co zrobiła to namieszała mi w głowie i pokazała uczucia, które były głęboko we mnie...

Kiedy usłyszałem już głosy organizatorów, żebyśmy powoli wychodziliśmy, westchnąłem. Wstałem i spojrzałem na siebie w lustrze. Byłem w kombinezonie, który towarzyszył mi przez całą podróż. Pete był drugi, tak ja mówiliśmy przy naszej pierwszej rozmowie. Uśmiechnąłem się lekko na te wspomnienia.

Gdy usłyszałem swoje imię wyszedłem i od razu zaatakowały mnie światła aparatów. Jednak to mnie nie powstrzymało, żeby wejść na sam szczyt.

— O to i jest nasza gwiazda. Kolejny uczestnik, który zasłużył na wygraną! — powiedział, po czym podał mi puchar, nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

— Dziękuję, od zawsze było to moje marzenie — zacząłem i zacząłem się rozglądać po tłumie.

I właśnie w tym momencie czas zaczął zwalniać. Dostrzegłem ją, była tutaj, ale już nie rozświetlała nieba. Wygląda jak przygaszona. Kiedy dostała swój motor rozejrzała się, a nasze wzroki się spotkały. Przełknąłem ślinę widząc jej oczy, w których zobaczyłem pustkę, już nie śmiały się, nie było w nich żadnej determinacji.

— Nasz zwycięzca będzie jeszcze dzisiaj, więc jeśli chcecie bierzcie od niego autografy oraz zdjęcia. Czuję, że później nie będzie go tak łatwo złapać!

Uśmiechnąłem się w stronę mężczyzny, po czym zszedłem że sceny. Tak naprawdę chciałem pobiec do Harley, ale, gdy tylko postawiłem nogę ziemi, wszyscy się na mnie rzucili. Słowa gratulacji, w cale mi nie pomagały. Widziałem, że Pete jest obok mnie i dzięki temu udało nam się przepchać przez tłum. Kiedy dotarłem na to miejsce, gdzie stała Harley... Dostrzegłem tylko kurz.

— Miałeś rację przyjacielu, co ja narobiłem — wyszeptałem.

— Zakochałeś się w niej? Przecież nawet się nie znacie — odparł, a ja pokręciłem głową.

— Czasami nie musisz kogoś dobrze znać, żeby wiedzieć że to ta osoba. Nie wiem co to znaczy zakochać się, ale przy niej zrozumiałem coś — wyszeptałem.

— Co takiego? — zmarszczył brwi.

— Że każdy cierpi na swój sposób. Ja uciekałem całe życie przed wszystkimi. Chowałem w sobie urazę, dopiero gdy ją spotkałem... Wyzywałem się na niej tylko dlatego, że była jak ja. Tak samo zniszczona — powiedziałem. — I właśnie ona nie była taka zła, po prostu szukała wsparcie, którego nikt jej nie dał, a kiedy zaczynała się otwierać przede mną... Zniszczyłem to...

— Stary, ale wygrałeś wyścig.

— Wiem, jestem z tego dumny, ale przez to straciłem kogoś na kim mi zależało.

Szkoda, że to zrozumiałem, gdy odeszła...

***********
Witajcie kochani
Kolejny Rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top