Jak się poznaliście?
˚ ˚ ˚
𝐴𝑑𝑎𝑚 𝑀𝑖𝑐𝑘𝑖𝑒𝑤𝑖𝑐𝑧
Wpatrywałaś się trzęsące się tafle gorącego napoju, wiedząc, że jego wylanie mogłoby się skończyć dla ciebie co najmniej jego utratą, czego byś sobie nie darowała. Drugą, mniej ważną rzeczą, byłby fakt zagrożenia życia z powodu wybuchu złości twej mamy, zajętej od samego rana przygotowaniami do dzisiejszego obiadu. W końcu nie tak często w waszym domu pojawiał się szef twej rodzicielki z własną rodziną.
Na całe szczęście, udało ci się zanieść wszystkie filiżanki napojów na stół bez żadnych strat. Usiadłaś ponownie na swym miejscu, starając się nie zanudzić na śmierć, słysząc tematy przyrostów firmy. Utkwiłaś wzrok w swoim kawałku szarlotki, wiedząc, że pewne tęczówki wpatrywały się w ciebie dyskretnie, choć nieudolnie.
— Adam, może opowiesz nam o swoim nowym dziele? — Na te słowa, wypowiedziane przez żonę pracodawcy twej matki, twój wzrok podniósł się do góry. Spojrzałaś na bruneta siedzącego naprzeciwko ciebie, wiedząc, że to jego spojrzenie tkwiło na tobie przez cały ten czas.
— Nasz syn, jest naprawdę utalentowany — dodał po chwili mężczyzna, widocznie dumny ze swych słów, na które jednak nastolatek zdecydowanie się... zawstydził.
Czyli Adam. W końcu, po ponad godzinnej wizycie jego rodziny, poznałaś jego imię.
Adam Mickiewicz.
𝐽𝑢𝑙𝑖𝑢𝑠𝑧 𝑆𝑙𝑜𝑤𝑎𝑐𝑘𝑖
Od samego początku swej przygody w murach szkolnych, doskonale wiedziałaś, że nauka języka polskiego, to nie twoja bajka. Mimo to, musiało minąć dobrych kilka minut zanim zdałaś sobie sprawę w jak poważnej sytuacji się znajdujesz, po usłyszeniu tych kilku słów z ust nauczyciela:
— [T. I.] jesteś zagrażona... Jesteś tego świadoma?
Rozumiałaś z czym to się wiąże. Kłótnie z rodzicami były wyłącznie początkiem twej nieubłaganej przyszłości. Jednak była szansa. Dostrzegłaś światełko w tunelu, widząc jak polonista zastanawia się nad rozwiązaniem twego kłopotu.
— Załatwię ci korepetycje — tymi słowami rozpoczęła się twoja nowa znajomość z osobą, której w tamtym momencie nie zdołałaś jeszcze poznać.
* * *
Starając się nie zedrzeć całego lakieru ze swojego paznokcia z powodu nurzącej cię ciszy, posłusznie czekałaś w bibliotece na twojego łaskawego pomocnika w nauce. Wciąż nie miałaś pojęcia jakie właściwie imię skrywa się pod słowem "ochotnik" używanego przez nauczyciela. Tracąc powoli cierpliwość, chciałaś już sięgnąć po swój plecak i opuścić pomieszczenie, gdy usłyszałaś trzask drzwi, uprzedzający przeprosiny wypowiedziane głosem, zdecydowanie należącym do jednego z chłopców twojej szkoły. I właśnie wtedy zza rogu wyłonił się brunet, poprawiający swą pogniecioną koszulkę, jednocześnie starającego się nie upaść na podłogę przez rozwiązane sznurówki.
— Bardzo cię przepraszam, za spóźnienie — kolejne przeprosiny, były pierwszymi słowami wypowiedzianymi do ciebie. — Julek. Słowacki — dodał, wyciągając ku tobie swą dłoń.
𝐹𝑟𝑦𝑑𝑒𝑟𝑦𝑘 𝐶ℎ𝑜𝑝𝑖𝑛
Wpatrując się w kolejne krople deszczu, rozpryskujące się w tafli kałuży, zasiadałaś na niskim, ceglanym murku, pozwalając sobie na wymieszanie swych łez z łzami chmur. Nie rozumiałaś co mogłaś zrobić źle. Jednak wiedziałaś, że nie mogłaś uczynić nic więcej. Nie mogłaś zmienić rzeczywistości. Twój chłopak znalazł obiekt westchnień w kimś innym, a ty pozostałaś wyłącznie wspomnieniem.
Nieliczni, przechadzający się po parku, mieszkańcy miasteczka, nie zważali na ciebie, co tak naprawdę dodawało ci ulgi. Maskowanie swego płaczu w kroplach deszczu było przemyślanym posunięciem.
Odrzuciłaś już wystarczająco dużą ilość połączeń od już byłego chłopaka, a także od swej najlepszej przyjaciółki. Wolałaś być sama, chociaż przez moment. A przynajmniej tak ci się wydawało.
Twój zamysł, jednak skreślił średniego wzrostu brunet, nie ubranego adekwatnie do panującej pogody (z resztą tak samo jak ty), który niespodziewanie usiadł obok ciebie, ot tak. Posłałaś mu wyłącznie spojrzenie, mówiące więcej niż mogłabyś mu rzec.
— Pozwolisz się panienko porwać w dość nietypowe miejsce, zwane naszym gminnym ośrodkiem kultury? — Zapytał nagle, po ciszy przerywanej wyłącznie przez szum deszczu i wiatru.
— Słucham? — W pierwszej chwili myślałaś się, że się przesłyszałaś. Stwierdziłaś, że coś nie tak jest z tobą lub z nim.
— Zapytałem, czy pozwolisz się porwać w dość nietypowe miejsce, zwane naszym gminnym ośrodkiem kultury — powtórzył, utwierdzając cię w twojej myśli. Tak, to z nim było coś nie tak.
Zeskoczył z murku, o który oparł się biodrem, pozwalając by strumienie, coraz mocniej padającej ulewy, spływały po jego twarzy.
Nie mogłaś powiedzieć, że był kompletnie ci obcy. Chodził do jednej z równoległych klas, ale nigdy nie zamieniłaś z nim nawet dwóch zdań. Co ja mówię, wy nawet nie witaliście się na szkolnym korytarzu.
— Nie daj się prosić. Chcę dla ciebie zagrać. Nie rań mojej duszy artysty. —Ukłonił się lekko, wyciągając dłoń ku tobie, chcąc wykonać swe zadanie. I tak się stało, gdy ujrzał jak lekko uśmiechasz się na jego słowa, jednocześnie ocierając dłonią swą mokrą twarz.
𝐾𝑎𝑟𝑜𝑙 𝐾𝑢𝑟𝑝𝑖𝑛𝑠𝑘𝑖
Tamtego dnia twoja mama obiecała, że odbierze cię ze szkoły, dlatego nie trudziłaś się nad pogonią za autobusem. Życie jednak lubi platać figle, prawda? Rodzicielka powiadomiła cię, że musi pozostać dłużej w pracy, tym samym skazując cię na pozostanie w szkole.
Na szkolnych korytarzach świeciło pustkami, zważając, że większość uczniów zdołało już zakończyć swój plan zajęć na ten konkretny dzień. Nie wiedząc co możesz ze sobą zrobić, zaczęłaś wędrować korytarzem opustaszałego budynku, zatrzymując się co jakiś czas przed gablotami z gazetkami, dyplomami czy ogłoszeniami. Twoją uwagę, jednak skoncentrował cichy dźwięk rozbrzmiewający w twych uszach. Nie zastanawiając się długo, ruszyłaś w stronę melodii, stwierdzając, że z każdym krokiem staje się ona głośniejsza. W końcu trafiłaś do sali numer trzydzieści osiem, wypełnionej wszelkiej różnorodności instrumentów. Wtedy właśnie zauważyłaś odwróconego ku tobie, tyłem nastolatka, skupionego na swym zajęciu. Powolnym krokiem wchodziłaś w głąb pomieszczenia, wsłuchując się w melodię fortepianu wychodzącej spod palców wędrujących po klawiszach instrumentu. Mimo to, wszystko zostało brutalnie przerwane przez nagły trzask opadających na ziemię książek, które przypadkiem popchnęłaś swym biodrem.
— Ja bardzo przepraszam, nie chciałam ci przeszkadzać — zaczęłaś gorączko się tłumaczyć, zbierając podręczniki z podłogi. Nie zwróciłaś nawet uwagi, że chłopak wcale nie zerwał się ze swojego siedzenia, lecz wyłącznie przyglądał ci się przez ramię.
— Nic się nie stało, po prostu naprawisz swój błąd — Przekręcił się na stołku, aby tym razem zobaczyć cię w całej okazałości. — Siadaj — poklepał miejsce obok siebie, czując na sobie twój wzrok zszokowania, myśląc, że się przesłyszałaś. — No chodź, zagrasz mi coś — uśmiech naturalnie wpływał mu na twarz, gdy widział twoje zaklopotanie.
— Ale ja nie umiem.
— To cię nauczę — prychnął śmiechem, gdy znów usiadł naprzeciw klawiszy. Twoje tłumaczenia i tak były dla niego marne, przez co nie potrafiąc się dłużej kłócić dosiadłaś się do nastolatka.
𝑍𝑦𝑔𝑚𝑢𝑛𝑡 𝐾𝑟𝑎𝑠𝑖𝑛𝑠𝑘𝑖
Nareszcie mogłaś zaznać spokoju. Nigdy byś nie sądziła, ażeby go osiągnąć, udasz się na stary strych swej własnej szkoły. Mimo to, byłaś zadowolona ze swojego pomysłu. Zasiadłaś na podłodze, uprzednio kładąc na niej chustę, chcąc ochronić się przed wszędzie panującym kurzem. Wyjęłaś ze swojego plecaka jedną ze swoich ulubionych książek, a także termos letniego już napoju, aby umilić sobie czas.
— Znalazłaś moją kryjówkę? — Na głos męskiego głosu, natychmiast oderwałaś wzrok od wiązanki słów, starając się nie zejść na zawał. Chłopak, stojący w wejściu przyglądał ci się z widocznym zadowoleniem na twarzy, a ty nie potrafiłaś stwierdzić jak długo tam stał.
— Twoją kryjówkę? — Zmarszczyłaś lekko brwi, widząc jak nastolatek siada naprzeciwko ciebie, opierając się o ścianę.
— Bywałem tu częściej... I przed tobą — oznajmił, sięgając do swej torby. Nie wyglądał na niezadowolonego z powodu twego najścia, a wręcz przeciwnie. — Skoro już ją odkryłaś, to powinien wiedzieć jak nazywa się mój nowy współlokator — zaśmiał się, wyciągając ku tobie swą dłoń. — Zygmunt.
— [T. I.] — Odwzajemniłaś gest, mimowolnie także się uśmiechając. Od chłopaka promieniowała przyjemna, choć trochę dziwna energia, przez której sprawkę, postamowiłaś pozostać z nim na strychu, na wspólnym czytaniu książek.
𝐴𝑙𝑒𝑘𝑠𝑎𝑛𝑑𝑒𝑟 𝐹𝑟𝑒𝑑𝑟𝑜
Po długich namowach przyjaciółki, w końcu jej uległaś. Zapisałaś się na kółko teatralne prowadzone w twojej placówce edukacyjnej. Wchodząc do sali, spodziewałaś się tak wielkich tłumów jak co najmniej przed występem w szkolnym konkursie "Mam talent". Niestety, a może i stety, twoje oczekiwania były błędne. Na scenie widziałaś niewielką grupę uczniów omawiających coś z reżyserem, a pośród nich odnalazłaś wzrokiem swą koleżankę. Gdy znalazłaś się bliżej znajomych ci twarzy, mimowolnie skupiłaś się bardziej na osobie, którą widziałaś po raz pierwszy. Siedziała na krześle, przykrym jednym z fioletowych materiałów, co chwila przekładając nogę na nogę, gdy na swym kolanie próbowała napisać coś w notesie.
Musiałaś przyznać sama przed sobą, że zajęcia wcale nie były takie złe. Mogłaś nawet stwierdzić, że spodobało ci się to, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Młodzież ruszyła ku wyjściu razem z opiekunem waszej grupy, lecz ty wykręciłaś się, mówiąc, że chcesz zadzwonić do swoich rodziców. Tak naprawdę, jednak chciałaś pozostać z chłopakiem, który na zajęciach, można by rzec, nie uczestniczył, wciąż bazgrząc na kartach.
— Zapisałeś się na kółko, a nie bierzesz w nich udziału... Dlaczego? — Zaczęłaś, gdy przysunęłaś ku sobie jedno z krzeseł, na którym zasiadałaś naprzeciwko bruneta.
— Skąd wiesz, że nie biorę? Może mam po prostu inną rolę? — Oderwał wzrok od kartki, patrząc na ciebie, jakby już wcześniej spodziewał się konfrontacji z tobą.
— Piszesz scenariusz? — Strzeliłaś, krzyżując ramiona na piersi, a widząc wyraz twarzy chłopaka, musiałaś stwierdzić, że miałaś rację, czego on już nie przewidział.
— Możliwe — Podrapał się po karku, po czym zamknął swój zeszyt, jakby bojąc się, że możesz do niego zajrzeć. — Muszę już iść — jego pewność siebie zdecydowanie wyparowała, co nie uszło twojej uwadze, gdy wstał z krzesła. Zszedł ze sceny, mówiąc coś w rodzaju pożegnania, po czym wyszedł z pomieszczenia. Pokręciłaś wyłącznie głową, aby następnie spojrzeć na podłogę, zauważając coś, czego raczej nie powinnaś. Podniosłaś zgniecioną kartkę i już wiedziałaś, że nie było to wasze ostatnie spotkanie.
˚ ˚ ˚
No i mamy pierwszy rozdzialik.
Podobają się Wam takie długie, czy preferujecie krótsze rozdziały?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top